Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2020, 19:54   #119
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Las szumiał cicho. Było ciepło, ale nie za ciepło. Delikatny wietrzyk, zagubiony gdzieś wśród drzew, przyjemnie chłodził skórę. Słońce przedzierało się tu i tam pomiędzy liśćmi, padając ostatecznie na zielone podłoże. Wiele osób tak właśnie wyobrażałoby sobie raj. Choć teraz raj odwiedzili osobnicy, będący dokładnym przeciwieństwem aniołów i niewinnych duszyczek.

Grupka zbliżyła się niezauważona do niewielkiej indiańskiej wioski. Wszyscy w pelerynach, z kapturami zaciągniętymi na głowy. Peleryny nie mogły jednak ukryć potężnych sylwetek kryjących się pod niektórymi z nich. Na czele stała jednak postać dość mikrych rozmiarów. Można by wręcz pomyśleć, że to tylko dziecko i to najwyżej kilkuletnie.

- Piękna okolica - odezwał się któryś z zakapturzonych.

- Fakt, niczego sobie. A na pewno lepiej niż u nas - odpowiedział mu inny.

- Moglibyśmy ją zasiedlić - wtrącił ktoś trzeci. - Po wszystkim - dodał.

Głosy zwabiły mieszkańców wioski, którzy wyszli ze swoich tipi, w których odpoczywali po sutym obiedzie. Widząc dziwnie wyglądających przybyszów mężczyźni chwycili za broń.

- Precz z naszej świętej ziemi! - krzyknął któryś.

Żaden z zakapturzonych przybyszów nie ruszył się jednak z miejsca. Jedynie filigranowa postać, stojąca na czele, wyciągnęła przed siebie rękę, otworzyła dłoń i nagle potężny podmuch przewrócił wojowników z wioski, pogruchotał ich namioty i rozproszył po całej polanie.

- To już nie jest wasza ziemia - przemówił mały człowieczek głosem z pewnością nienależącym do dziecka. - Macie czas do zmroku by się z niej wynieść.

Następnie człowieczek spojrzał w górę, na pnącą się wysoko wieżę, udekorowaną masą płaskorzeźb. Jej czubek niknął gdzieś w chmurach.

- Ruszamy - oznajmił cicho malec, po czym jako pierwszy zaczął się wspinać. Za nim ruszyli jego towarzysze. Nikt nie śmiał im przeszkodzić...


Rottoro wciąż walczył. Co prawda położył jednego z Żurawi, ale na jego miejscu pojawili się kolejni. Teraz olbrzym, wraz ze swym towarzyszem, stawali przeciw pięciu przeciwnikom, a co gorsza objawiali pierwsze oznaki zmęczenia. Ruchy Rottoro nie były już takie szybkie, uczeń Tiena oddychał ciężko, a po jego lewej ręce ciekła strużka krwi.

Uwolnieni przez C-SGK1 więźniowie zaczęli tymczasem wypełniać jego polecenia. Z różnych okien budynku zaczęli wyskakiwać i pędzić w różnych kierunkach. Wkrótce zniknęli między budynkami.


Xelę Marduk znalazł w improwizowanym barze, gdzie sączyła spokojnie drinka w samotności. W barze byli też Pior i Roch, otoczeni przez kilku innych saiyan, którym Roch opowiadał coś zabawnego, bo co chwilę wybuchała kolejna salwa śmiechu. Przerwał jednak opowieść, lub być może nawet ją zakończył, bo zaczął się zbliżać do baru. Marduk nie dowiedział się jednak czy po to by zamówić kolejnego drinka czy może porozmawiać ze swoim dowódcą. Wyciągnął stamtąd Xelę i oboje ruszyli z powrotem do lasu.

Miejsce znaleźli bez problemu. Jednakże na polance, na której walczyli, nie było już trupów tajemniczych napastników. Zostały tylko ślady czerwonej krwi w miejscach, w których leżeli. I nagle skaner Marduka oszalał. Pokazał bowiem, że tuż za nim znajduje się osoba o poziomie siły 20 tysięcy! Najwyraźniej skaner Xeli pokazał to samo, bo kobieta błyskawicznie obróciła się na pięcie. Marduk zrobił to samo.

Przed nimi stał wysoki mężczyzna, przewyższający Marduka co najmniej o dwie głowy. Miał długie czarne włosy i spokojny, niemal nieobecny wyraz twarzy. Był poobwieszany złotą biżuterią. Na głowie miał coś w rodzaju prostej korony, w uszach złote kolczyki, jego szyję oplatał złoty pierścień, a kolejne ozdoby miał na piersi, bicepsach i nadgarstkach. Nawet jego pas był złoty.


Zza pleców mężczyzny wyłonili się kolejni, łudząco podobni do tych pokonanych, żołnierze w dziwnych zbrojach i hełmach zasłaniających twarze. Ich skóra również była zielona.

- Szukacie czegoś? - spytał olbrzym.


Zere'el bezpiecznie dotarł do ściany domostwa. Szybko zorientował się, że to tylna ściana budynku. Od frontu było zdecydowanie więcej zdobień i generalnie oznak przepychu. Tył był zaś skromny, można powiedzieć, że tylko funkcjonalny. Ale przecież od tyłu do środka wchodziła tylko służba. Choć dziś w nocy z tego wejścia miał skorzystać też ktoś inny...

W korytarzu paliło się światło, ale był pusty. Ransan szybko jednak zlokalizował pierwszych domowników. Dotarł do kuchni, z której dobiegały radosne głosy. Ktoś żartował, ktoś się śmiał. Wychylając się ostrożnie zza framugi, Zere'el zauważył, że w pomieszczeniu pracowało trzech kucharzy i cztery kucharki.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col


Ostatnio edytowane przez Col Frost : 14-08-2020 o 21:12.
Col Frost jest offline