Administrator | Kuchnia - Vaala, Harran + okazyjna wizyta Imry i MG Pierwsze, co rzuciło się w oczy wchodzącemu do kuchni zaklinaczowi, był nagi tyłek kręcącej się tam Vaali.
- To wygląda zdecydowanie zachęcająco - powiedział.
- Huh? - Druidka spojrzała w jego stronę.
- Twój goły tyłek - odparł, przedkładając szczerość nad dyplomację.
- Tyłek jak tyłek, jeszcze nigdy żadnego nie widziałeś? - Zdziwiła się Vaala.
- Zazwyczaj nie tak od razu na widoku - odparł. - Zazwyczaj trzeba włożyć nieco wysiłku, by taki był.
- Miastowe sprawy? - Wzruszyła ramionami, po czym… wcisnęła Harranowi w ręce kolejną skrzynkę do wyniesienia na korytarz.
- Do dalszego użytku - spytał, przejmując skrzynkę, czy od razu za burtę?
Trudno było na pierwszy rzut oka ocenić przydatność znajdujących się w skrzynce rupieci.
- Posprawdzajcie sobie, a co potem to wasza sprawa… tu to nie ma co szukać. Mi tam kwas nie przeszkadza, ale jak wyląduje w zupie… - Uśmiechnęła się.
- To się narobią kwasy wśród jedzących. - Również się uśmiechnął, po czym wyniósł skrzynkę na korytarz. - Jak widzę, już cię ktoś poklepał. - Ponownie się uśmiechnął.
- Nikt nie klepał - Stwierdziła Druidka, rozglądając się po kuchni, co jeszcze z niej wynieść z alchemicznych badziewi…
- Ślady sugerują coś innego - zażartował, spoglądając na biały odcisk dłoni na pośladku Vaali.
- Ja sama? - Dziewczyna znowu wzruszyła ramionami, patrząc się na chwilę, gdzie i Harran patrzył.
- Po co przyszedłeś? - Dodała - Koniec narad?
- Widać z zapałem pracujesz, nie zwracając uwagi na drobiazgi - stwierdził. - Wędrowiec został kapitanem statku, a pozostali omawiają różne sprawy, chwilowo mnie nie interesujące. Pomóc ci?
- Aha… Nie Mmho i nie Imra? Heh… to pomagaj - Wskazała palcem, na wciąż sporo walających się rzeczy po części pomieszczenia, mającego robić za pracownię alchemiczną. Sama z kolei zaczęła… obwąchiwać jakieś fiolki z płynami.
- Znasz się na tym, to zbieraj i wynoś. Co się przyda zostawicie…ale gdzie indziej.
- Na kuchni i przyprawach znam się średnio, ale raczej nie zostawię tu trutki na szczury lub innego paskudztwa - odparł. - Mmho i Imra? Nie…
- No lepiej nie. Bo sraczka to wtedy najmniejszy problem? - Zaśmiała się Vaala.
- Na razie każdy ma miejsce do spania, więc nie trzeba się pozbywać konkurenta do łóżka - stwierdził żartobliwym tonem. - Nie mówiąc o tym, że sam mógłbym paść ofiarą takiej pomyłki. - Lekko się uśmiechnął.
- Nie ruszaj tego. - Spojrzał surowo na smoczka. - Jeszcze się strujesz.
Afreeta pisnęła na znak protestu, ale posłuchała.
- Aha - Mruknęła Vaala jakoś tak dziwnie, niby do Harrana, po czym wszystkie obwąchiwane fiolki również zostały spakowane do wyniesienia…
- Trucie to wredna sprawa - Powiedziała w końcu - Tak robią tylko tchórze.
- Powiadają, że to broń kobiet - odparł Harran - ale to zazwyczaj mówią ci, co nie lubią kobiet. Chociaż pamiętam, że czasami robiło się głupie, acz niezbyt szkodliwe kawały.
- Jakie? - Zaciekawiła się Vaala, przerywając porządki i wpatrując w mężczyznę.
- Od podrzucenia węża, przemalowanego na żmiję, przez zmianę smaku cukru na słony po uśpienie wrednego nauczyciela - odparł zaklinacz. - Podrzucenie czegoś na rozwolnienie jednemu z donosicieli też kiedyś się zdarzyło. Ale to było dawno temu.
- Aha, aha, aha… - Vaala kiwała głową, a raz się nawet przelotnie uśmiechnęła - A potem ktoś wam za to przylał?
- Z tego węża mi się oberwało - przyznał Harran. - A potem udało mi się uniknąć wykrycia, a nie było to aż takie dokuczliwe, by komuś chciało się przeprowadzić dokładne śledztwo. Skończyło się na awanturze i ostrzeżeniach pod adresem całej grupy. A ty? Co nabroiłaś? Czy może byłaś grzeczna i nienaganna? - Przyjrzał się bacznie Vaali.
- W lesie się za bardzo nabroić nie da? - Vaala wzruszyła ramionami - No ale kiedyś ganialiśmy sarny je strasząc, albo rzucaliśmy grzybami w skrzaty…
- Z pewnością ani sarny, ani skrzaty nie były zachwycone... Ktoś was ukarał? - Wystawił na korytarz kolejną, ostatnią już skrzynkę. Na szczęście korytarzem dało się jeszcze przejść.
- Skrzaty potem próbowały nas złapać w sidła, ale im się nie udało… a starsi Druidzi nas zbesztali, i były pokrzywy na goły tyłek - Vaala pokiwała przecząco głową.
- Pasek jest gorszy. - Harran się uśmiechnął. - Umoralniające mowy są czasami mniej przyjemne. I dużo, dużo dłuższe... Już lepiej dostać w skórę, niż przez tydzień mieć dyżury w kuchni.
- Czyli umiesz obierać ziemniaki? Dobrze wiedzieć - Vaala wyszczerzyła do Harrana ząbki.
- Zdarzało się. - Zaklinacz odpowiedział uśmiechem. - Ba, nawet marchewki zdarzało mi się skrobać - dodał. - Mam liczne talenty - dorzucił żartobliwym tonem.
- Jakie jeszcze? Magiku-znachorze? - Druidka usadowiła zadek na stole, mając już chyba dosyć stania w miejscu.
- To magia leczy, a nie ja - zastrzegł. - Takich talentów nie posiadam. Ale mogę coś oczyścić, naprawić, podgrzać lub schłodzić. Doprawić do smaku.... Przebrać się, znaczy zmienić wygląd. Zapalić świeczkę bez krzesiwa... Posłać łóżko - zażartował.
- I jeszcze nie masz własnej samiczki? Czy może masz? - Druidka zaśmiała się głośno.
- Przy wędrownym trybie życia trudno znaleźć kogoś na stałe. - Uśmiechnął się lekko. - Z drugiej strony... nie szukałem zbyt pilnie. - Ponownie się uśmiechnął.
- A czemu tak wędrujesz? - Spytała Vaala. I tym razem siedziała już grzecznie, ze złączonymi nogami, bez pokazywania tego i owego… co w sumie miało jakieś znaczenie, przy takim stroju?
Harran wolał nie wspominać o starannym unikaniu stałej partnerki, więc wymienił pozostałe dwa, ważniejsze zresztą powody.
- Lubię poznawać nowe rzeczy, nowe krainy - powiedział. - No a z tym związane są przygody i nowa wiedza. Poszukiwanie nowej wiedzy jest charakterystyczne dla tych, co uprawiają mój fach.
- To podróżujesz z nudów, i... dla wiedzy? - Zdziwiła się Vaala - No można i tak - Pokiwała głową.
- Nie do końca z nudów, ale po pewnym czasie przygody w jednym miejscu się kończą. - Harran się uśmiechnął. - Wtedy trzeba się przenieść. A czasami ktoś prosi o pomoc i trzeba ruszyć w drogę.
- Latasz jak jaskółka, można i tak - Powiedziała dziewczyna z lekkim uśmiechem.
Jak motyl, z kwiatka na kwiatek, pomyślał, bo gniazdka nie zakładam..
- Można polubić. Nowe miejsca, nowe znajomości. - Również się uśmiechnął. - Zwykle bywa przyjemnie... I ciekawie. - Spojrzał na Vaalę z zadumą.
- Czyli co… albo... jak? - Przekrzywiła głowę w bok, przypatrując się rozmówcy.
- Tak całkiem szczerze? - Uśmiechnął się lekko.
- No skoro gadamy…
- Brak stałej partnerki nie oznacza braku zainteresowań w tym kierunku - odparł, a Vaala zmarszczyła brewki, chyba ciężko myśląc…
- Nie unikam kobiet - wyjaśnił, gdy dziewczyna przez dłuższą chwilę nie odpowiadała.
- Czyli nie jaskółka, a pszczółka! Z kwiatka na kwiatek! - Zakrzyknęła Druidka, najwyraźniej chyba w końcu rozumiejąc.
Nie zapylam, pomyślał, kryjąc uśmiech.
- Jeśli kwiatkom to odpowiada... - Skinął głową.
- A dużo było tych kwiatków? - Spytała dziewczyna z podejrzanym uśmieszkiem.
Harran spojrzał w górę, a po chwili namysłu odparł:
- Bukiet. Piękny bukiet.
Vaala z kolei pokręciła głową i wzruszyła ramionkami.
- He? - Spytała wielce genialnie.
- Czy wiesz, co to jest bukiet? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- No kwiatki nie? To ile? - Powiedziała Druidka.
- Trzydzieści dwa kwiatki - odparł Harran, mijając się z prawdą o jeden czy dwa.
- O żesz w mordę… - Mruknęła Vaala.
- Co jest nie tak? - zdumiał się zaklinacz, który znał parę osób mogących się pochwalić znacznie lepszymi wynikami. - Wiem, że to nie liczba zwalająca z nóg, ale nie po to wędruję po świecie, by ustanawiać rekordy…
- No bo ja tylko pięć…
Z oddali dało się usłyszeć zbliżające się ciężkie kroki.
- Nie kłamałaś, że robisz gruntowne porządki - mruknęła półelfka pojawiając się w zasięgu wzroku. Zatrzymała się przy skrzyniach na moment. - I tego wszystkiego chcesz się pozbyć?
- Trzymanie tego tu niebezpieczne, obok jadła. Magiki niech patrzą co im się przyda i gdzieś schowają, a reszta na sam dół sta-tek, albo za sta-tek poleci? - Powiedziała Vaala siedząca sobie na stole.
- Mała pomyłka i jedzenie byłoby mało zjadliwe - dodał Harran. - Tylko szaleniec mógł trzymać to wszystko w kuchni. Chyba że oni nic nie jadali.
- Statku - zaklinacz podniósł nieco głos - gdzie możemy schować te skrzynki?
- Na dolnym pokładzie jest magazyn oraz szafki na podręczne przedmioty.- rzekł uprzejmie Destiny.
- Świetnie - odparł Harran. - Dziękuję.
- W zasadzie to dobry pomysł aby hurtowo wszystko sprawdzić. Momencik - Imra na moment zniknęła w “swoim” pokoju aby wynieść z niego fiolkę.
- Coś takiego miała ta damulka, będzie można przy okazji sprawdzić… a właśnie - Imra krytycznie spojrzała na ledwo ubraną Vaalę. - Nie wyglądasz na taką osobą, ale lubisz sukienki?
- Ja się na tym nie znam - zastrzegł Harran. - Znaczy na alchemii - wyjaśnił.
- A to masz, od razu - podała mężczyźnie buteleczkę, którą ten natychmiast odłożył do stojącej tuż za progiem skrzynki.
- Sukienki? - Zdziwiła się Vaala… co prawda nosiła jakąś szmato-spódnicę, ale sukienki…
- Nie, nie lubię sukienki - Powiedziała w końcu Druidka.
- Dla jednych to ozdoba, dla innych zbędny balast - uśmiechnął się Harran, spoglądając na zakutą stal Imrę. - Ty też jakoś nie w damskich łaszkach - dodał żartobliwym tonem.
- Ciut słabo się walczy w pierwszej linii w kiecce. Zawiodę cię jednak, lubię się ubrać ładnie.
- Tym lepiej - odparł. - Zbroja na pokładzie może być niewygodna... dla sąsiadów - zażartował.
Imra pokręciła głową w niedowierzaniu. Ostatni raz spojrzała na fiolkę na szczycie sterty skrzyń.
- Miłej pracy. Ja idę odpocząć - mruknęła bezwiednie sięgając do poparzonych miejsc. Ruszyłą do kajuty zamykając się w niej i zostawiając dwójkę samym sobie.
- Dziękujemy - odparł Harran w imieniu obojga. - Pięć to wcale nie jest zła liczba. - Gdy Imra poszła, wrócił do poprzedniego tematu rozmowy. - I zawsze możesz to zmienić, gdy będziesz chciała.
- Hmmm? - Zamruczała Vaala, schodząc ze stołu, i dziwnie patrząc na Harrana. Chyba nie zrozumiała… skierowała za to swoje kroczki do fiolki pozostawionej przez Imrę, i zaczęła obwąchiwać zawartość owej fiolki.
- Perfumy? Kwas? Eliksir miłości? - zainteresował się Harran.
- Ciul wie - Stwierdziła Vaala, wzruszając ramionami, jak miała chyba w zwyczaju, po czym fiolkę… odrzuciła na miejsce.
- Znaczy w kuchni się nie przyda - uśmiechnął się Harran, który prawdę mówiąc więcej uwagi poświęcał odwrotnej stronie Vaali niż fiolce. - Ale innymi lepiej nie rzucaj. A nuż trafisz na ogień alchemiczny czy coś w tym stylu.
- Meeeh? - Druidka znowu wzruszyła ramionkami, jakby miała jakieś tiki...a może miała? Może spadła o jeden raz za dużo z drzewa??
- To znaczy, że mam rację, czy wprost przeciwnie? - zainteresował się zaklinacz.
- Albo, że mi to zwisa i powiewa? - Zaśmiała się głośno dziewczyna.
- Mi nie powiewa - odparł, przyglądając się Vaali, jakby się zastanawiał, czy dziewczyna ma na myśli odczucia, czy coś... fizycznego.
- To się rozbierz? - Vaala zaśmiała się jeszcze głośniej.
- Tu? - Harran spojrzał na dziewczynę, po czym sięgnął do zapięcia pasa.
- Tu, tam, albo tam… - Dziewczyna wskazała palcem obszar kuchni, korytarza obok i chyba pokładu u góry??
- Gdzie tam chcesz? Wtedy będzie powiewać? - Zrobiła głupawą minkę, nawet jak na nią przystało.
- Bez względu na miejsce nie będzie powiewać - odparł. Przymknął drzwi, po czym ściągnął spodnie. I majtki.
Zdecydowanie nic nie powiewało. I nie zwisało. A Vaala, najpierw była wyraźnie zaskoczona i nieco zmieszana(?), a po chwili… wybuchnęła śmiechem.
- Ty tak zawsze? Chyba tak. Skoro już te trzydzieści kwiatków. Szybki jesteś! - Powiedziała, tłumiąc dalsze śmiechy.
- Nie zawsze, bo to by było niewygodnie - odparł. - A kwiatki by nie były zadowolone, gdybym był za szybki... Chcesz się przekonać? - Zrobił krok w jej stronę.
Vaala przestała się już uśmiechać, i cofnęła o dwa kroki w tył… natrafiając własnym zadkiem na kuchenne meble.
- Nie trzeba… - Powiedziała z nietęgą miną - To były tylko żarty…
- Tak też myślałem - odparł. Odwrócił się i zaczął się ubierać, a Vaala uciekła z kuchni, odprowadzana szyderczym skrzekiem, jaki wydobył się z gardła smoczka.
Zaklinacz ubrał się do końca, a gdy wyszedł na korytarz, rozległ się huk eksplozji.
- Destiny? Co się stało? - spytał.
- Mmho postanowiła sprawdzić skuteczność balisty. Sądząc z jej reakcji moja broń pozytywnie ją zaskoczyła. - wyjaśnił Statek.
- Nieźle brzmiało. - Harran uśmiechnął się lekko, po czym ruszył na poszukiwanie miejsca, gdzie można było schować rzeczy z pracowni alchemicznej. |