- Ho ho, a co! - krzyknął elf zadowolony, że zdążył na bitkę. - Pokażmy naszym towarzyszom na co nas stać, co Mi Raaz? - szlachcic był wyraźnie podniecony możliwościami jakie mu dawała każda walka. Każda walka bowiem przybliżała go do jego celu, do zdobycia potęgi o jakiej marzył każdej nocy. - Ty z lewej, ja z prawej - krzyknął do kapłana i ruszył w bój. W biegu wyciągnął dwa długie, jednoręczne miecze i rozpoczął swój taniec.
Elf jak w każdej walce starał się maksymalnie wykorzystać swoje umiejętności. Starał się być szybszy od przeciwnika, trafiać w niego i nie dać się trafić. Choć jego cięcia nie raz nie wyrządzały zbyt wielu szkód wrogom, wiedział, że nawet olbrzym umiera od upływu krwi i utraty sił. Skakał więc, wirował i starał się ranić wroga tak często jak tylko potrafił. Starał się odcinać macki, ciąć po nogach, w tułów... jednym słowem - starał się by jego oręż był tam, gdzie może najbardziej zaboleć w danej chwili. - Na wszystkie mroczne bóstwa, czy nikt tutaj nie ma obucha? Rozplaskalibyśmy paskództwo, a tak trzeba ciąć - wydyszał zmęczony bezustannym ruchem elf. Mam nadzieję, że jakoś nam to pójdzie - dodał zadając kolejne cięcie, a następnie uskakując przed ciosem.
__________________ Szczęścia w mrokach... |