Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2020, 19:50   #58
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
W trakcie podróży na arenę.

Wnętrze karety było dość wygodne. Może nie tak jak tej należącej do van Zee'nów ale na pewno o kilka klas lepsze od tej którą posiada Versana. Mróz tak bardzo nie dokuczał a alkohol skutecznie nadrabiał braki kominka bądź innego źródła ciepła. Sama droga nie była nawet jakoś zbytnio wyboista. Jechało się przyjemnie, gdyż swoją rozmową drogę umilał Impresario. Obie brunetki siedziały z pucharami w ręku kończąc druga czy trzecią porcję polanego im przez niziołka specjału.

- Drogi Theo. - zwróciła swoją twarz w kierunku, z którego dotąd dobiegał głos pstrokatego maestro - Zacnymi napitkami nas gościsz. Hmmmm… - chwilkę zadumała jakby to ując swoją prośbę w taki sposób aby nie obrazić rozmownego towarzysza - Nie chcę wyjść na wybredną jednak od dłuższego czasu chodzi za mna wspomniana już przeze mnie tileańska wiśniówka. - upiła z pucharu ostatni łyk wina przyprawianego goździkami - Od czasu gdy ruch w porcie zamarł strasznie ciężko o ten rarytas. Jesteś może w jej posiadaniu? A może przypadkiem posiadasz dwie butelki? Wtedy chętnie jedną bym odkupiła. - zapytała uroczo siedzącego najprawdopodobniej na wprost niewysokiego mężczyznę.

Kornas siedział bez słowa obok swojej Pani spięty niczym liny na statku. Ona zaś nie wiedziała czy to wskutek zbliżających się walk czy może przez te zawiązane oczy. Ver postanowiła jednak tą nietypową sytuację wykorzystać by podroczyć się ze swoją przyjaciółka. W czasie gdy ta trzymała jej dłoń prawie na kroczu. Wesoła wdówka zdecydowała się ją delikatnie uszczypnąć.

- O tak! Właśnie tak! Dokładnie w punkt. Właśnie o tym samym pomyślałam. - Łasica bardzo sugestywnie i wręcz z entuzjazmem poparła swoją rozmówczynię. Brzmiało to jak pełne poparcie dla jej słów. Ale dziwnym zbiegiem okoliczności zbiegło się to z uszczypnięciem jej w tym wrażliwym miejscu. Theo zaśmiał się cicho i dyskretnie czy coś widział, zorientował się w tej podwójnej grze czy nie to na sam słuch trudno było ocenić. Ale odparł przepraszającym tonem jakby potraktował te pytanie na poważnie.

- Obawiam się, że w naszym skromnym barku mamy nie posiadamy tego wyszukanego trunku. Gdybym nim dysponował od ręki bym poczęstował tak piękne panie. Ale będę miał na uwadze jeśli zaszczycicie nas po raz kolejny. Postaram się zrobić co w mojej mocy. - niziołek z już typową dla siebie galanterią musiał przyznać, że niestety nie może sprostać gustom swoich gości nad czym bardzo ubolewał. Obiecał co prawda rozejrzeć się na przyszłość ale czy to da jakiś wymierny efekt w tej chwili trudno było ocenić.

- Byłabym niezmiernie wdzięczna Theo. - odparła z szerokim uśmiechem na ustach widocznie rozbawiona tak ekspresyjną reakcją swojej kochanicy - Pozwól więc jeszcze, że skorzystam z sytuacji iż znajdujemy się w tak zaufanym gronie i zadam ci dyskretne pytanie. - mówiła słodkim głosikiem w którym wciąż dało się wyczuć sporą dawkę rozradowania całą tą sytuacją - Mianowicie. Po mieście krążą plotki a propos istnienia niejakiej wyspy przemytników. Wiadomo ci coś na ten temat? - mimo zasłoniętych oczu jej brwi zmarszczyły delikatnie.

- Cóż za interesujące zainteresowania. - zauważył niziołek też widocznie czerpiąc przyjemność ze sztuki rozmowy. - Obawiam się jednak, że znam tylko powszechne plotki na ten temat. - Theo znów przyznał z żalem, że w tym punkcie nie bardzo może pomóc swoim gościom.

Versana poczuła delikatne rozczarowanie. Żywo wierzyła w to iż ich mały gospodarz będzie w posiadaniu wiedzy związanej z wyspą przemytników. Nie dała jednak po sobie poznać tego utrzymując wciąż miły klimat rozmowy z jakże towarzyskim i wygadanym mężczyzną.

- No cóż. Trudno. - odparła serdecznie - Mam jednak pytanie z troche innej beczki. Mianowicie. Jak często organizujecie takie spotkania?

- Oh różnie. - rozmówca odpowiedział tak sugestywnie, że wydawało się widzieć jak machnął do tego dłonią. - Zależy od okoliczności, jakie jest zainteresowanie, ilu i jakich jest zawodników do dyspozycji. Jak jest kiepski sezon to jest pewnie jedno takie spotkanie na miesiąc a gdy jest gorąco to nawet co tydzień. To trochę też sprawa zachowania dyskrecji jakbyśmy się spotykali zbyt często sprawa by pewnie szybko wyszła na jaw. - Theo całkiem chętnie wyjaśnił jak to bywa z organizowaniem tej areny. Sprawa zdawała się zależeć od całkiem wielu czynników nie do końca zależnych od organizatorów.

- A macie już jakieś doświadczenie w takich sprawach? - impresario zapytał jakby sam był ciekaw swoich nowych gości.

- Obawiam się, że poza karczemnymi bójkami to raczej niewielkie. - odpowiedziała swojemu rozmownemu towarzyszowi - Tym bardziej oczekujemy, że ta impreza nas nie rozczaruje. - przekorny uśmieszek pojawił się na ślicznej twarzyczce wesołej wdówki - Jak zaś wyglądać będzie powrót?

- Podobnie. Zgłoście się do mnie po tym spotkaniu. Odwieziemy was na miejsce. No i może jeśli te nasze skromne spotkania przypadną wam do gustu to się umówimy na kolejne. No ale jeśli nie to z przykrością przyjmę to do wiadomości ale oczywiście rozumiem, że to nie jest rozrywka dla każdego. - impresario podał odpowiedź jakby miał ją przygotowaną jak zwykle czarując swoim uśmiechem. Można było sobie wyobrazić jak się życzliwie uśmiecha do rozmówców.

- Wrócimy choćby ze względu na urzekającego Impresario. - odparła bez chwili zastanowienia jakby korzystała z tego samego pakietu gotowych odpowiedzi co niziołek - Kim są pozostali goście? Same miejscowe osobistości? - zapytała mimowolnie nie chcąc zdradzić, że temat ten ją niezwykle ciekawi.

- Oh proszę mi wybaczyć ale tożsamość naszych gości to ich prywatna sprawa. I ci co się zjawiają na nasze małe spotkanie raczej zależy im na dyskrecji więc nie czuję się na siłach rozmawiać o nich za ich plecami. Ale kto wie? Może okaże się, że są już jacyś wasi znajomi? Albo możecie na następny raz zaprosić własnych. O ile oczywiście można polegać na ich dyskrecji. - Theo jak przystało na dobrego szefa dbał o swoich klientów i nie chciał zdradzać nowo napotkanym osobom nic o swoich gościach. Ale widocznie brał pod uwagę, że wśród nich ktoś może się rozpoznać nawet ku własnemu zaskoczeniu.

- Jesteśmy bardzo tolerancyjni. Jeśli ktoś lubi mocne widowiska, nie papla językiem co widział na naszych spotkaniach albo sam chciałby się zmierzyć z innymi na piaskach areny to miejsce jest w sam raz. Naprawdę nas interesuje dostarczenie ekscytującej rozrywki i niezapomnianego widowiska. Za skromną opłatą w postaci zakładów na podtrzymanie kosztów związanych z tym chwalebnym przedsięwzięciem. A mamy miejsce dla wszystkich bez względu na płeć, wiek, rasę czy pochodzenie. - Theo okazał zaskakującą wręcz równość pod względem doboru gości. Chociaż te podziały społeczne w świecie kupców, handlu i pieniędzy często były mniej widoczne niż w mieście i na ulicach tego świata. W takie otoczone tajemnicą miejsce spotkań wydawało się sprzyjać różnorodnej mieszance jaką można tu było spotkać.

- Cieszę się słysząc te słowa. - rzekła z jednej strony czując ulgę z drugiej zaś niedosyt - Z naszej strony również możesz liczyć na dyskrecję. - podsumowała wypowiedź halfinga a'propos poufności panującej wśród gości a nastepnie dopiła resztkę wytrawnego wina - Ups. Chyba się skończyło. - rzuciła słodko i niewinnie kierując swoje zawiązane oczęta w kierunku, z którego dobiegał głos Theona a następnie przechylając puchar do góry dnem.

- Już służę uprzejmie. - niziołek okazał się niezawodny jak od początku podróży. Po ciemku w nieco bujającym się i skrzypiącym powozie dało się słyszeć szelest i dźwięki odkorkowywanej butelki. Ktoś przejął na chwilę pusty już puchar i słychać było odgłos przelewanej cieczy. A zaraz potem ta sama dłoń nakierowała dłoń młodej, ubranej na czarno wdowy na jej pucharek. Znów mogła czuć w dłoni znacznie przyjemniejszy ciężar pełnego naczynia. Łasica skorzystała z okazji i też poprosiła o dolewkę.

- Już niedługo będziemy na miejscu. - przy okazji impresario skorzystał z okazji by obwieścić im kres obecnej podróży.

Wdowa uniosła puchar i skosztowała świeżo nalanego napoju. Przez jej gardło przepłynął cierpki w smaku grzdyl. Chwilę główkowała co to może być po czym niemal ze stuprocentową pewnością spytała.

- Czyżby to było estalijskie bordo? - trzymającym w ręku naczynie wykonała nim owalny ruch by w następnej chwili pociągnąć nosem jego bukiet - Droga z tobą to czysta przyjemność Theonie. Jednak nie zrozum mnie źle. Cieszę się z końca tej podróży z jednego prostego powodu. - Ver upiła kolejny łyk z metalowego kielicha - Strasznie ciekawi mnie to jak będzie ów widowisko wyglądać. Jakaś rada nim dotrzemy na miejsce?

- Z wzajemnością moja droga, z wzajemnością! Podróż w tak ślicznym i wybornym towarzystwie to sama przyjemność! - impresario nie szczędził pochlebstw swoim towarzyszkom i brzmiało jakby naprawdę takie rozmowy sprawiały mu przyjemność. - A z porad no to nie radzę być wścibskim. Tutaj powszechne jest trzymanie kart przy orderach i nasi goście cenią sobie swoją prywatność i dyskrecję. - mimo wszystko pytanie o porady potraktował chyba dość poważnie bo i chociaż powiedziana lekkim tonem to wydawała się szczera. Wóz w tymczasie zakołysał się mocniej i zaczął przedzierać się przez coś co stawiało większy opór niż do tej pory. Zupełnie jakby zjechali z drogi.

Kultystka przyjęła wskazówki z serdecznym uśmiechem na ślicznej buźce, skinając tylko głową na znak przyjęcia ich do wiadomości. Czuła dłoń swej pięknej koleżanki oraz ciepło jej ud. Myślami jednak krążyła raczej wokół jej jędrnych i kształtnych piersi. Resztę drogi wszyscy pasażerowie. No może z wyłączeniem Kornasa i towarzysza Theona. Spędzili na miłej rozmowie o błahych rzeczach oraz kosztowaniu się smacznego choć cierpkiego wina.


---

Na plaży



Kultystka wciąż była lekko w szoku na wieść o tym, że Kornas nie będzie jedyną osobą bez kutasa biorącą udział w turnieju. Jednak jakby się głębiej nad tym zastanowić to kobietom zamieszkującym północną część Imperium charakteru nie brakowało. Ustępowały może pod tym kątem Norsmanką. Wciąż jednak miały pazur i szczyciły się swoją niezależnością i wyzwoleniem.

- Kopanie po jajach, więc odpada. - ta myśl chyba jako pierwsza przyszła do głowy ciemnowłosej damy - Trudno. Kornas będzie więc musiał obić jakąś damską facjatę.

- Skąd wy je bierzecie? - spytała tym razem stojącego na wprost łysego eunucha Pietro, który dokładnie badał debiutanta - Tutejsza? Czy zza morza ją przywiało?

- Oj zdecydowanie nie tutejsza. Nie gada po naszemu. - Pietro z tym pytaniem akurat nie miał żadnych trudności by odpowiedzieć. Przyglądał się masywnej sylwetce zawodnika z przodu i gestem kazał mu się odwrócić tyłem. Trochę to wyglądało jak u krawca przymierzanie nowego ubrania. - I poza tym niewiele o niej wiadomo. Zgłoszona prawie na ostatnią chwilę, jest pierwszy raz to nikt jej nie zna. Nie wiadomo czego się spodziewać. No zresztą tak samo jak po waszym koledze. - opiekun i przewodnik zawodnika chyba był zadowolony z tych oględzin bo w końcu dał sobie z nimi spokój.

- Dobrze to jak z tymi zasadami? Wszystko jasne? - spojrzał najpierw na Kornasa ale w końcu na towarzyszące mu kobiety gdy chyba doszedł do wniosku, że akurat nie zawodnik jest tutaj osobą decyzyjną.

- Wydają się nie być zbyt skomplikowane. Wszystko jednak okaże się w praniu. - odpowiedziała skarbnikowi na znak akceptacji warunków - Zastanawia mnie jednak jeszcze jedna rzecz. - kobieta, której bogowie nie pożałowali urody zapytała Pietro raczej z poważną miną - Kim są pozostali wojownicy? Skoro mamy obstawiać. Chciałabym wiedzieć coś na ich temat.

- No tak, to oczywiste. - Pietro pokiwał głową i uśmiechnął się swoim szczeciniastym półgębkiem. Wydawał się cwaniakiem pierwszej wody, raczej takim pokroju Łasicy i innych zawodowych szajek chociaż pewnie nie jako szeregowy silnoręki od prania po pyskach. Raczej właśnie taki od główkowania, gadania i załatwiania różnych spraw.

- To może podejdziemy bliżej? - zaproponował wskazując na nie tak odległe kupy luźne stojące na tej zasypanej śniegiem plaży. Wyglądało na to, że jak zwykle goście podzielili się na mniejsze grupki i podgrupki rozmawiając z ekscytacją przez rozpoczęciem walk. Większość nosiła czapki, szale i kaptury chroniące przed mroźnym powietrzem wiejącym z otwartego morza. Łasica też w końcu założyła kaptur na głowę. A Pietro okazał się całkiem znośnym przewodnikiem dla gości co byli tutaj pierwszy raz.

Najpierw zaprowadził ich do miejsca gdzie w śniegu i piachu stały klatki. W nich bojowo gdakały koguty. Pietro tłumaczył, że na razie jeszcze nie mają przypiętych ostróg którymi walczą na arenie bo to się robi tuż przed walką. Kogutów było na jedną walkę. Czarny i czerwony. Oba wydawały się żwawe, silne i zdrowe jak na kuraki i jak zażartował przewodnik przegrany pewnie trafi na rosół. Chociaż z bestiami to nie było tak cywilizowanie jak z dwunożnymi zawodnikami. Czasem żarły się tak mocno, że nawet zwycięzca potrafił nie dożyć świtu. Na razie właściciele kuraków bojowych czekali na rozpoczęcie walk by mieć szansę coś zarobić na swoich podopiecznych. Trudno było oszacować bo każdy z kogutów miał na koncie po dwie wygrane walki.

- Theo tak lubi. Mówi, że im bardziej zbliżony poziom tym ciekawsza i mniej przewidywalna walka. - Pietro pozwolił sobie na krótki komentarz pod kątem głównej twarzy tej wieczornej imprezy.

Nieco dalej stali właściciele psów. Psy były podniecone i ujadały na siebie nawzajem i wszystkich dookoła. Prawdziwe, ujadające bestie bojowe. Takie co mogły rzucać się na odyńce i niedźwiedzie czy rozszarpywać gardła zbiegom i intruzom. Strach było podejść pod zasięg ich paszczy.

- No tu mamy mały kłopot. Bo jak widzicie psów jest trzy. No miał być czwarty no ale na razie coś go nie ma. Nie wiem jak Theo zarządzi. - gdy trójka gości obejrzała sobie już z bliska te szczekające ogary o parujących na chłodzie pyskach i przekrwionych oczach to zdradził im ten ambaras z tymi czworonogami. Pewnie o tym po drodze mówił impresario, że nawet organizatorzy nie do końca mają wpływ na to kto i z czym wystartuje.

- A ten? - Łasica z nieukrywaną ekscytacją wskazała na ogara jako jedynego trzymanego w klatce na jakimś wozie. Różnił się od pozostałych dwóch. Tak samo jak tamte był agresywny, mocno zbudowany i waleczny. Aż gryzł klatkę chcąc się wydostać na wolność. Dwiema paszczami. Musiał być dotknięty skazą. Lub błogosławieństwem patrząc z drugiej strony. Pewnie dlatego budził taką ekscytację Łasicy słyszaną w głosie. Zaś brunetka w międzyczasie poufale złapała ramię Versany i tak chodziły jak dobre znajome i przyjaciółki na wieczornej przechadzce w o wiele elegantszym miejscu.

- A ten, no ten jest dość nowy. Wygrał ostatnią walkę. Ale tamte dwa też mają po jednej wygranej no to trudno powiedzieć. No ale jak są trzy to nie wiem które będą dzisiaj walczyć. - Pietro pokiwał głową i wystawianie do walki psa - odmieńca jakoś chyba go nie ruszało. Widział w tym chyba głównie rozrywkę i źródło dochodu chociaż takiego psa prawy obywatel powinien zabić a truchło spalić czy wrzucić do morza zaraz przy pierwszym spotkaniu.

Potem zaś ruszyli dalej. Przewodnik wrócił do tego co miało się dziać jako gwóźdź programu czyli walki weteranów. Dzisiaj mieli się zmierzyć Tristan i Olaf. Obaj mieli za sobą już po pół tuzina walk z czego Olaf wygrał jedną a Tristan połowę. Ten ostatni więc wydawał się faworytem dzisiejszej walki. Zwłaszcza, że był Nordlandczykiem zaś Olaf pochodził z sąsiedniego Ostlandu. Ale dokładnie z tego samego powodu dzisiejsza wygrana Olafa powinna przynieść wyżej oprocentowany zysk. Obaj wydawali się nieco drobniejsi od Kornasa chociaż byli całkiem solidnie zbudowani. Żaden nie był chucherkiem. Nordlandczyk miał ciemne włosy a Ostlandczyk był blondynem. Ale tak stojąc i patrząc jak rozmawiają ze swoją świtą czy gośćmi czasem łypiąc na siebie nawzajem, jeszcze w zimowych ubraniach to trochę trudno było poznać co który z nich jest wart.

- Każdy z zawodników posiada jakiegoś promotora? - ciemnowłosa kultystka zapytała mocno zainteresowana tematem walk i ich uczestników - Kto jest właścicielem tej spaczonej bestii?

- Czarny. - Pietro wskazał wzrokiem mężczyznę w wielkiej, futrzanej i czarnej czapie co w ciemnościach można było wziąć za czarną, kudłatą głowę. Do tego stał opatulony w gruby kożuch przez co wydawał się wielki i ponury. U pasa miał zawieszoną pałkę, haki, jakieś sprzączki, kagańce i ten cały arsenał jaki pewnie był używany z poskramianiem bestii i ich tresowaniem.

- A promotor tak, zwykle każdy z nas zajmuje się jednym zawodnikiem. Czasem jak jest większy ruch to więcej no ale wtedy z różnych walk. Dzisiaj jest spokojnie bo czwórka walczących i Karl co się zajmuje walkami bestii. - Pietro pokiwał głowa i rozejrzał się jakby chciał pokazać kto jest kto ale w tych mrokach zaśnieżonej, nocnej plaży nie bardzo dało się to rozpoznać. Ludzie dalej stali w mniejszych i większych grupkach rozmawiając ze sobą w podekscytowaniu. Tylko impresario ze względu na swój nietypowy wzrost i kontrastowe barwy dawał się bez trudu dojrzeć i rozpoznać. Też rozmawiał z innymi ludźmi coś pewnie ustalając albo po prostu żartując sobie w najlepsze.

- Czarny? - zapytała nieco zaintrygowana - Peter? - dodała z zaciekawieniem rysującym się na twarzy. W prawdzie nigdy nie miała okazji poznać jegomościa osobiście mimo to całkiem sporo o nim wiedziała. W sumie to całe miasto wiedziało kim jest ten człowiek. Wiedziało też, że lepiej nie mieć z nim na pieńku. Ver jednak mimo, krążących na temat tego typa plotek widziała w jego osobie kogoś więcej niż zakapiora. Mianowicie dostrzegała potencjalnego partnera do interesów. Niebezpiecznego ale partnera. Nie wykluczała również opcji, że był on w posiadaniu wielu ciekawych informacji. Co tym bardziej czyniło go łakomym kąskiem.

- No. - Pietro przytaknął ale ledwo zezował w stornę ponurego jegomościa jakby nie chciał go irytować swoim przyglądaniem się.

- No popatrz popatrz… - Łasica cichutko gwizdnęła z zaskoczenia gdy tak stała z koleżanką pod ramię. - Nie wiedziałem, że można go tu spotkać. - mruknęła cicho kierując jeszcze raz spojrzenie na tego wielkiego, czworonożnego odmieńca.

- Tutaj można spotkać wiele ciekawych osób. - ich przewodnik zaśmiał się cicho nieco ubawiony ich reakcją. Ale nie aż tak by była jakaś wyjątkowa. Widocznie ludzie wcale nie tak rzadko rozpoznawali kogoś znajomego.

- Ciekawe więc kogo jeszcze spotkamy? - zapytała retorycznie spoglądając to na Pietro, to na Czarnego, to na Łasicę. - Kto zaś wystawił do walki rywalkę mojego zawodnika?

- A to trochę zaskakujące. Bo taki jeden co zwykle tylko oglądał i robił zakłady. A tu niespodziewanie się zgłosił, że ma kogoś do walki. No to jak debiutant a już wiedzieliśmy, że będzie wasz kolega no to było nam nawet na rękę. - przewodnik wzruszył ramionami rozglądając się dookoła tego nocnego pustkowia na krańcu świata. A które o dziwo wcale tego wieczoru nie było bezludne.

- No a wracając właśnie do interesów. Będziecie obstawiać jakieś walki? - przy okazji popatrzył pytająco na całą trójkę koncentrując wzrok na kobietach które okazały się zdecydowanie bardziej rozmowne niż ich zawodnik.

- Wielkie umysły muszą myśleć podobnie, bo to samo przyszło mi do głowy. - z entuzjazmem w głosie odpowiedziała na pytanie bukmachera sięgając od razu po sakiewkę - Wpierw obstawię pojedynek swojego debiutanta. - rozsznurowała mieszek i wyciągnęła z niego dwadzieścia pięć karlików - Nad resztą zaś muszę się zastanowić. Ile mam jeszcze czasu aby dokonać wyboru? - pytając wręczyła monety Pietrowi.

- To ja też postawię! Słyszysz Kornas? Stawiamy na ciebie! - Łasica wesoło zawołała do kolegi ze zboru i równie lekko pacnęła go dłonią w ramię. Sama też sięgnęła po swoją sakiewkę i zaczeła wydobywać z niej monety chociaż tak sakiewka jak i suma jaką obstawiała wyglądały znacznie skromniej od tej jaką dysponowała koleżanka.

- Chociaż jeszcze postawię na tego przystojniaka. - ciemnowłosa i zakapturzona postać wskazała brodą na klatkę z prawie dwugłowym psem.

- No ale jeszcze nie wiadomo czy będzie walczył. - Pietro też się znacznie ożywił gdy doszło do wymiany pieniędzy i zakładów. Ale przypomniał jeszcze, że los psich walk jest w rękach Theo. - A zakłady można przyjmować do rozpoczęcia walk. Theo zawsze się drze, że koniec zakładów zanim da sygnał do rozpoczęcia walki. - wyjaśnił przewodnik na to co pytała Versana.

- No to skoro ty to i ja kochaniutka. - patrząc na swoją przyjaciółkę z uśmiechem na ustach ponownie sięgnęła do woreczka z pieniędzmi - To może być dość ciekawa walka. O ile do niej dojdzie. - podała skarbnikowi kolejne dziesięć karlików - A teraz pozwól, że się oddalimy. Chciałybyśmy zwiedzić teren i naturalnie zwilżyć gardło. Mróz i wiatr nie odpuszcza a to pomoże nam odrobinę się rozgrzać. Gdzie powinnyśmy się więc udać? - pytała omiatając wzrokiem pogrążony w półmroku teren dookoła chcąc dostrzec jakiś szynkwas bądź beczki.

- O to tam zapraszam. A ja was na chwilę zostawię muszę pogadać z Theo. - Pietro wskazał na jeden z wozów jaki stał nieco z dala od innych. A przez co trochę bliżej wyznaczonego kręgu pochodni i ognisk. Tam widocznie z wozu serwowano jakieś trunki i przekąski sądząc jak niektórzy z gości tam podchodzili i rozmawiali odchodząc z kielichami czy coś przeżuwając. Przewodnik pożegnał się i ruszył w kierunku pstrokatej, niskiej sylwetki rzucającej się w oczach w tym krajobrazu czerni nocy i bieli śniegu oraz ponurej szarości morza. A trójka kultystów chwilowo została sama ze sobą.

Zmierzając w kierunku wskazanych chwilę wcześniej przez bukmachera powozów Ver zarzuciła podobnie jak reszta kaptur. Szła zaraz obok swej kochanki zostawiając eunucha kawałek za sobą.

- Co powiesz na mała machlojkę? - głos jej przybrał doskonale znany Łasicy ton, która od razu wiedział, że w głowie jej przyjaciółki zawitał niecny plan - A może by tak dorzucić faworytowi walki wieczoru coś na przeczyszczenie? Wiesz. Mała sraczka jeszcze nikogo nie zabiła. - zachichotała nikczemnie - Co o tym sądzisz? - mówiła cicho aby mieć pewność, że ich rozmowa nie dojdzie do niepożądanych uszu.

- Hmm… - Łasica chętnie znów owinęła swoje ramię wokół ramienia kumpeli i rozejrzała się po tym bezimiennym pustkowiu pełnym osób szukających nocnych i mocnych wrażeń. - No można by spróbować… - zawahała się gdy widocznie dumała o takim kroku. - Wiemy którzy to. - lekko skinęła głową w stronę gdzie ostatnio widziały obu weteranów tych walk. - Ale jak szybko to działa? I jak byś chciała to komuś podać? - zanim odpowiedziała chciała znać więcej szczegółów tego planu co wymyśliła Versana.

- To zależy od organizmu. - udzieliła odpowiedzi, która w gruncie rzeczy nie mówiła zbyt wiele - Póki nie spróbujemy się nie przekonamy. Wystarczy parę kropli w napoju bądź strawie. - młodsza stażem kultystka zaczęła przybliżać specyfikę działania mikstury bardziej doświadczonej koleżance - Patrząc po obu weteranach czują się dość swobodnie. Jest więc szansa, że będą coś jeść bądź pić. Zanim przyjdzie ich kolej wejść na ring trochę czasu minie. Wokół nich zaś duże zamieszanie co może ułatwić aplikację. - Ver nagle spojrzała w kierunku swojej ślicznej przyjaciółeczki - Co ty na to kelnereczko? - mimo cichego tonu w głos brunetki brzmiał zarówno zalotnie jak i ironicznie - W międzyczasie zaś proponuję mieć uszy otwarte. Przy odrobinie opatrzności Tzeentcha uda nam się dowiedzieć czegoś ciekawego. - korzystając z nadarzającej się okazji spowodowanej ciemną aurą i brakiem ciekawskich oczu uszczypnęła po raz kolejny swoją kochankę. Tym razem w jeden w tyłek, który nawet w tak nikłym świetle wyglądał bardzo apetycznie.

- I nie wiem jak ciebie ale mnie bardzo zaintrygował ten uroczy pupil Petera. - kaptur rzucał cień na jej piękne oblicze skrywając tym samym wszelka mimikę. Ver zaś bardzo lubiła takie sytuacje kiedy adrenalina i napięcie mieszały się z podnieceniem. Dawało jej niesamowitego kopa do działania.

- O tak, rób mi tak jeszcze… - Łasica zamruczała bardzo apetycznie gdy dłoń koleżanki uszczypnęła ją w tyłek. Nawet nim zapraszająco pokręciła jawnie zachęcając do takich zabaw. A jej opięty skórzanymi spodniami kuperek wydawał się być wręcz do tego stworzony. Ale skoro rozmawiały nie tylko o przyjemnościach to w końcu powiodła spojrzeniem po zebranych tam i tu grupkach gości i obsługi.

- A ten piesek o tak, zdecydowanie tak. Przecież musimy trzymać za naszych prawda? - szepnęła cicho zbliżając swój policzek do policzka partnerki by mogły razem spojrzeć na zwierzę w klatce. Z tej odległości i ciemności widać było tylko ciemny kształt na wozie. Czasem jakieś warczenie, szczekanie czy coś co brzmiało jak próba przegryzienia klatki.

- Ciekawe skąd on go wziął. - zastanawiała się chwilę specjalistka od tawern i ulicznych bruków. - A z tą kelnereczką to chyba też ci się spodobało co? - zaśmiała się cicho nawiązując do tego o czym rozmawiały niedawno w “Śledziku”. - No mnie też! - przyznała bez skrępowania śmiejąc się tym razem głośno i beztrosko.

- A z tymi ziółkami można spróbować. Najwyżej nie zadziała. - uznała w końcu po chwili zastanowienia. - Chociaż w kelnereczkę, zwłaszcza taką osobistą, to wolałabym się bawić z tobą. Albo z naszą blond kicią. Albo nawet z tą rozwydrzoną paniusią. I ta podróż w nieznane z zamkniętymi oczami… - w końcu Łasica wydawała się bardziej zainteresowana przyjaciółką i ich wspólnymi przygodami niż wynikiem walki weteranów. Stanęła frontem do młodej wdowy i tak całkiem zwyczajnym ruchem zaczęła poprawiać jej kaptur i kołnierz zupełnie jak jakaś starsza siostra czy koleżanka by sprawdzić czy wszystko jest w porządku. I tylko ton cichego głosu obiecującego barwne przyjemności zdradzał ten nadmiar ekscytacji jaki kłębił się pod skórą właścicielki. - O tak, musimy sobie kiedyś zorganizować taką wycieczkę. Tylko obawiam się, że ja nie dysponuję dorożką. - powiedziała nawet nie siląc się na to by wskazać kto komu powinien zorganizować taką wycieczkę.

- Jakaś ty romantyczna. - zażartowała z przekornym uśmieszkiem na swej słodziutkiej twarzyczce. Następnie złapała za biodra zwróconej do siebie frontem kochanki by przyciągnąć ją bliżej. Mimo panującej dość ciemnej aury dokładnie widziała jej ciemne oczy w których odbijały się płonące tu i ówdzie pochodnie.

- Jak wrócimy będę robić z tobą o wiele więcej. - zaszeptała pochylając się nad uchem koleżanki - Teraz jednak chodźmy dowiemy się co nieco o tej uroczej psince.

- Nie mogę się doczekać. - odparła równie zadowolona dziewczyna o podekscytowanym spojrzeniu i z granatowymi włosami skrytymi pod kapturem kożuszka. A na razie obie ruszyły w kierunku wozu Czarnego. Skrzypiący parę kroków za nimi śnieg wskazywał, że ich ochroniarz i zawodnik kroczy w milczeniu za nimi nie ingerując w rozmowę. Tak wrócili do wozu a właściciel właśnie składał sobie fajkę nabijając ją i przygotowując do palenia. Rozłożył swoje manele na koźle i tylko odwrócił głowę w stronę kolejnych gości którzy przyszli oglądać jego bestię. Przez tą czapę i kożuch wydawał się wielkości Kornasa czyli całkiem spory w porównaniu do każdej z kobiet. Bestia za kratami warczała ostrzegawczo i obdarzyła ich nieufnym spojrzeniem. Wyglądała jakby tylko pręty klatki powstrzymują ją przed rozszarpaniem komuś gardła.

- Uroczy psiaczek. - rzuciła zaczepnie w kierunku właściciela psa - Z prywatnej hodowli? Mam nadzieję, że stanie dzisiaj do walki i pokaże na co go stać. Wabi się jakoś?

- Bydlak. - mruknął mężczyzna w czarnej, futrzanej czapie na głowie zerkając w stronę dwójki kobiet jakie zatrzymały się przy wozie. Burknął to tak krótko nie przerywając sypania ziela do fajki, że nie było do końca jasne czy to taki żart czy to tak na poważnie.

- A pies jest mój. - zaznaczył gdyby było co do tego jakieś wątpliwości. - I mam nadzieję, że zarobi dla mnie trochę złota. Niech zarobi na swoje utrzymanie. Nie moja wina, że jakiś patałach nie przyjechał ze swoim kundlem. - burknął nie ukrywając obaw i irytacji z powodu niepewności udziału jego czworonoga w dzisiejszych walkach.

- Mamy taką sama nadzieję. - odparła serdecznie - Z resztą postawiłyśmy już na niego kilka karlików. Rozumiem, że nie jest na sprzedaż? - rzuciła pytające spojrzenie w kierunku zakapturzonego mężczyzny.

- Nie myślałem o sprzedaży. A ile byście za niego dały? - Czarny w końcu uporządkował swoje przybory do palenia i schował woreczek do kieszeni korzucha. Teraz zajął się odpalaniem fajki zerkając na trójkę gości. Mówił dość obojętnie jakby z ciekawości rozważał czy oferta jest poważna czy to tylko towarzyskie pytanie. - I postawiłyście na niego? - zapytał jeszcze mimochodem.

- O tak, to nasz ulubieniec. - Łasica zaśmiała się beztrosko wciąż będąc w świetnym humorze. Ale odwróciła głowę w stronę reszty towarzystwa bo dało się dostrzec ruch. Przez tą zaśnieżoną plażę zbliżał się do nich Pietro. *

- To chyba oczywiste, że cena będzie zależna od tego co ten szczeniaczek potrafi. - stwierdziła raczej oczywistą rzecz - Skoro jednak jego walka dzisiaj jest niepewna... - dodała korzystając z tego, że Pietro był jeszcze kawałek drogi od nich - … może warto ułatwić mu w niej udział?

- Czyli? - Czarny Peter pod względem rozmowności był widocznie na przeciwległej osi w porównaniu do mistrza dialogu jakim był Theo. Rozpykał swoją fajkę po czym też zerknął ponad ramionami kobiet na zbliżającą się sylwetkę sekundanta. Właściwie nawet nie do końca było pewne czy pyta o podanie proponowanej ceny czy tą drugą propozycję rozmówczyni.

- Czyli może należałoby dopilnować aby jeden z pozostałych piesków nie dał rady stanąć do walki? - skwitował będąc jak na siebie wyjątkowo oszczędna w słowach. Zazwyczaj dopasowywała styl rozmowy w zależności od otoczenia. Tak było i tym razem. Czarny nie należał do mistrzów retoryki i oczekiwał raczej konkretów. Ver zaś starała się dać mu zadowalającą odpowiedź nie odkrywając od razu wszystkich kart.

- Nie mam nic przeciwko. Nie chcę tracić wieczoru na samo oglądanie. - po chwili zastanowienia właściciel czworonożnego odmieńca pyknął odpowiedź razem z dymem ze swojej małej fajeczki. A w międzyczasie dotarł do nich przedstawiciel organizatorów.

- Czarny. - zaczął bez wstępów mijając stojące obok towarzystwo poświęcając im tylko przelotne spojrzenie. Ale na słuch i oko to widać było, że tym razem interes ma głównie do właściciela psa. - Theo znalazł rozwiązanie. Pyta czy byś się zgodził wystawić swojego pupila do walki z dwoma psami na raz. To byście wszyscy mogli walczyć. Nawet jak jest nie do pary. No i ten pies co zostaje na nogach jako ostatni to wygrywa. Trzech zawodników no to i stawki byłby większe. Co ty na to? Zgadzasz się? Pozostali dwaj się zgadzają. - Pietro przedstawił ofertę od barwnie odzianego niziołka. I czekał na reakcję ze strony trzeciego zawodnika. Peter zastanowił się pykając ze swojej fajeczki.

- Czyli chodzi o walkę trzech psów. - Czarny główkował patrząc w zamyśleniu na warczący kształt za prętami klatki a pozostali czekali na to na co się zdecyduje.

- To ci niespodzianka. - rzuciła zdecydowanie zaskoczona tą niespodziewaną informacją - Szykuje się więc dość ciekawy pojedynek. Może warto więc podbić stawkę. Co sądzisz o tym moja droga? - skierowała swoje oczy w stronę swojej przyjaciółki.

- Oj tak, prawdziwa niespodzianka. Ale myślę, że bardzo ekscytująca. Lubię trójkąty. - Łasica odpowiedziała całkiem radośnie i beztrosko chociaż pewnie poza przyjaciółką reszta nie musiała dostrzec dwuznaczności jej wypowiedzi. - Ja bym chętnie postawiła coś jeszcze no ale niestety już zużyłam całą sumę. - rozłożyła ramiona na znak bezradności w tej kwestii. - No chyba, że ktoś by mi pożyczył jakąś sumkę. Postarałabym się spłacić jak najszybciej. Chociaż krucho u mnie z pieniędzmi to chyba bym musiała spłacić jakoś inaczej. - ciemnowłosa w krótkim kożuszku spojrzała na stojącą obok koleżankę jakoś tak, że nie było wątpliwości kto miałby jej udzielić takiej pożyczki i jaką metodą mogłaby ją spłacić skoro nie pieniędzmi.

- Widziałem te dwa. Bydlak je zeżre zanim machnął ogonami. Powiedz Theo, że się zgadzam. - Czarny zdecydował się w końcu i Pietro nie ukrywał, że taka odpowiedź go uradowała. Miał już iść do swojego szefa ale słysząc tą rozmowę o zakładach jeszcze nie ruszał się z miejsca.

- No jak na trzech to będą większe stawki bo mniejsze szanse zgadnąć kto wygra. Większe ryzyko no ale jak się opłaci to większy zysk. To co? Zmieniacie coś w tych zakładach do tej walki? - zapytał nim odszedł dając okazję do zmiany tych już włożonych stawek albo nawet je wycofać gdyby któraś z pań nie czuła się na siłach kontynuować taką zabawę w tej zmienionej sytuacji.

- Owszem. - pokiwała głową na znak aprobaty - Dorzucam kolejne dziesięć karlików za siebie i tyle samo za moja przyjaciółkę. - w tym samym momencie po raz kolejny tego wieczoru sięgnęła do swojego mieszka - Kobieca intuicja mi podpowiada, że tego wieczoru wrócę troszkę bogatsza. - chciwy uśmieszek pojawił się na jej twarzy a w oczach niemal dojrzeć szło kręcące się monety.

- Świetnie! Brawo! - Pietro był tak samo ucieszony jak przed chwilą gdy Czarny zgodził się na walkę. Łasica też się roześmiała radoście mocniej obejmując ramię koleżanki i przytulając swoją głowę w kapturzę do jej głowy w kapturze. Bukmacher zaś przyjął sumę od klientki i oddalił się machając im jeszcze na pożegnanie.

- Widzę więc, że każdy zadowolony jest z takiego obrotu spraw. - podsumowała w kilku słowach całe dość niespodziewane zajście - Pozostaje tylko poczekać. Póki co. - zakapturzona głowa wesołej wdówki obrócił się w kierunku właściciela Bydlaka - Pozwól panie Czarny, że dokończymy naszą rozmowę po tym ekscytującym spektaklu. - spod kaptura można było dopatrzyć się serdecznego uśmiechu - A teraz wraz z moją przyjaciółką i mym zawodnikiem udamy się na przechadzkę po obozie. - zakończyła kłaniając się jak na damę przystało. Następnie chwyciła Łasicę pod pachę i ruszyły w kierunku ławy przy której biesiadowało obu weteranów. Gdy oddaliły się o kilka kroków szepnęła do swej koleżaneczki nie odwracając głowy w jej stronę.

- Miejmy uszy i oczy szeroko otwarte kochaniutka. - ton wskazywał na to, że Versana oddała się swej największej rozkoszy. Mianowicie knuciu i kombinowaniu.

- Kto wie czego uda nam się dowiedzieć? - rzuciła retoryczne pytanie - Może przy odrobinie szczęścia sam Tzeentch podsunie nam odpowiednią okazję do podania paru kropelek bardziej utytułowanemu zawodnikowi. - zachichotała złowieszczo.
 
Pieczar jest offline