Wątek: Lost Station
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2020, 21:46   #49
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Czas: Dzień 09; 10:45
Miejsce: dropship
Skład: Tony i Chris (kabina); Vicente, Alice i Ryan (ładownia)


Tony, Chris, Vicente, Alice i Ryan







- No to tak to wygląda. - w słuchawkach dał się słyszeć głos Chris. Podobnie jak oni siedziała w swoim skafandrze próżniowym. I podobnie jak oni nie siedząc na miejscu nie miała na sobie plecaka tlenowego. Te spoczywały pod siedzeniem każdego z podróżników. Siedzenie z nimi przez jakąś godzinę lotu było po prostu mocno niewygodne. A jednak trochę czasu spędzili skazani na własne towarzystwo. Przelot od frachtowca do zdewastowanej stacji orbitalnej zajął prawie równą godzinę.

W ładowni nie było za bardzo okien do podziwiania widoków na zewnątrz. Jedynie okienka w bocznych drzwiach coś było widać ale siedząc przy jednej z bocznych ścian nie było zbyt wygodnie przez nie zerkać. Dopiero w kabinie pilotów były większe okna przez jakie można było klasycznie oglądać co się znajduje przed dziobem maszyny. Ale z ładowni znów niewiele z tego docierało.

I właśnie dlatego maszyna miała system komunikacji wewnętrznej. Za pomocą głośników można było się komunikować pomiędzy kabiną a ładownią nawet jeśli ktoś nie miałby komunikatora. A do tego właśnie każdy skafander miał własny zestaw łączności. Ale w suficie była zamontowana aparatura do holoprojekcji więc można było wyświetlać nią różne rzeczy. Czy to jako pomoc do omawiania jakiejś sytuacji czy nawet urządzić wideokonfernecję o ile się miało z kimś łączność spoza jednostki. Tak i teraz pasażerowie ładowni mogli oglądać na tych wyświetlanych monitorach to co z kabiny pilotów można było widzieć bezpośrednio.

No i to wszystko w stanie 0-wej grawitacji. Bowiem ledwo opuścili wrota hangaru frachtowca a przestała na nich działać siła odśrodkowa która całkiem nieźle udawała grawitację. Więc wszystkie luźne przedmioty przez ostatnią godzinę unosiły się w powietrzu. Czy to kosmyki włosów czy łom jaki ku zaskoczeniu załogi też się znalazł. Czy go ktoś niedokładnie umocował czy leżał dotąd gdzieś zagubiony w jakimś kącie ładowni no już nie było pewne poza tym, że właśnie szybował sobie bez pośpiechu pomiędzy ścianami, sufitem, ładunkiem i załogą niczym balonik napełniony helem.

Gdzieś w połowie drogi na miejsce doleciały dodatkowe sondy które Agnes wysłała po śniadaniu. Więc teraz zarówno mieli większą możliwość lustrowania otoczenia jak i były znacznie mniejsze szanse na utratę łączności ze statkiem macierzystym gdy rozdzieli ich tarcza Antares 99. A póki co czy to osobiście czy za pośrednictwem ekranów mogli oglądać z bliska jak to wszystko wygląda.

Już z jakiś kwadrans Chris powoli okrążała różne zakątki okrągłej stacji. Z góry i z dołu, po okręgu ale na razie trzymała rozsądną odległość nie zbliżając się do powierzchni bardziej niż na kilkaset metrów. Ale to podziwiania widoków czy oceny sytuacji to wystarczało w zupełności. A jakby ktoś chciał to były jeszcze do dyspozycji sondy przysłane tu przez Agnes.

Pod względem eksploracji teren zapowiadał się mocno problematyczny. Już samo otoczenie mogło mocno uprzykrzyć bytność na orbicie stacji. Wokół niej krążyły te odwerwane fragmenty. Jedne tak małe, że kwalifikowąłyby się jako mikrometeoryty* niewidoczne gołym okiem ale jednak tworzące chmury pyłu tu i tam. Inne wielkości dłoni, ramienia czy głowy albo całe sztaby. Aż wreszcie pojedyncze fragmenty ścian, instalacji czy pomieszczeń. Największym był któryś z tych zniszczonych segmentów 2-go albo 10-go. Orbitował wokół stacji jak to satelity miały w zwyczaju wokół większego środka masy. I to wszystko stanowiło realne zagrożenie dla oribtującej tutaj jednostki. Drobnica mogła uszkodzić anteny łączności czy skanów, zakłócić sygnały, większe elementy zarysować powłokę dropshipa ale te naprawdę duże już mogły realnie uszkodzić jednostkę.

- Chyba, żebym zacumowała przy samej stacji albo odpowiednio daleko. - Chris zdawała się jednak zdawać z tego sprawę no i znała sposób by zminimalizować takie ryzyko. Te wszystkie kosmiczne śmieci różnego kalibru orbitowały w większości w określonym obszarze o kształcie niewidzialnego torusa. Więc poza nim ryzyko było odpowiednio mniejsze. Alternatywą jaką proponowała pilot było albo przycupnąć gdzieś na powierzchni stacji albo trzymać się z dala od tych śmieci. Pierwsza opcja dawała szybszy czas reakcji przy ewakuacji ze stacji. Ale też jednostka była narażona na to wszystko co może ją spotkać na stacji a i miała ograniczone pole obserwacji. A zewnętrzna orbita dokładnie na odwrót, dla bezpieczeństwa jednostki powinno być to lepsze rozwiązanie ale w krytycznym momencie mógł dropship musiałby dolecieć do miejsca ewakuacji.

No i do tego pozostawała otwarta kwestia czyli jak lądować to gdzie. Nadal mieli te same punkty do wyboru. Chociaż na świeżo przyszły też nagrania z sondy jaką Agnes pokierowała ku wyrwom po 2-gim i 10-tym segmencie stacji. Co pozwalało niejako obejrzeć przekrój poprzeczny stacji. No spora. Przy niej projekt “Calisto” wydawał się ubogim i niedożywionym krewnym. Wydawało się, że chyba powinno dać się wlecieć w tą wyrwę dropshipem. Tak przypuszczała Chris. Chociaż na ekranie widać było spustoszenie jakie dawna eksplozja uczyniła tej konstrukcji. Wygięte blachy plaststali, powyginane dźwigary, zerwane przewody, urwane w połowie korytarze, rozprute pomieszczenia…

Wyglądało jak idealny poligon na ćwiczenia kiedy kto rozerwie swój skafander. Tak jak ostrzegał wcześniej Ryan przed takim zagrożeniem. No w tym rejonie trzeba było realnie liczyć się z takim zagrożeniem. Dropship nie miał też żadnych punktów do zacumowania więc po prostu musieliby użyć lin czy po prostu podlecieć po opuszczeniu ładowni. Niemniej obraz jaki przesłały kamery dawał nadzieję, że przez te pęknięcia i dziury w konstrukcji powinni chyba dać się wlecieć w głąb stacji gdyby inne drogi zawiodły.

- Jeśli mamy trzymać się planu to najpóźniej o 16:00 powinniśmy już pakować się z powrotem na pokład i odlatywać w stronę “Aurory”. - dla formalności Chris przypomniała ile mają czasu do dyspozycji na to myszkowanie po okolicy. Do tej 16-ej mieli jeszcze jakieś 5,5 godziny. Przynajmniej o tlen na promie nie musieli się na razie martwić bo jak się nic nie zmieni powinno go jeszcze starczyć prawie na 3 pełne doby.



Czas: Dzień 09; 10:45
Miejsce: mostek
Skład: Agnes


Po śniadaniu, mimo wahań, Agnes postanowiła mimo wszystko zostać. Po śniadaniu poszła na mostek i tam znalazła sobie zajęcie. Najpierw trzeba było wysłać nowe sondy. Jedną albo nawet dwie na orbitę okołobiegunową wokół “Archimedesa”. Co powinno zapewnić łączność nawet jeśli glob satelity blokowałby bezpośrednią łączność. A przy okazji można było posłać sondy do zmapowania samego księżyca.

Samo zaprogramowanie sond zajęłoby jej pewnie mniej czasu no ale jak zwykle jak już wszystko było gotowe i wystarczyło zatwierdzić polecenie to nie oparła się pokusie by nie sprawdzić wszystkiego jeszcze raz. No ale nie znalazła żadnego błędu. I po jakimś kwadransie sondy puściły swój hangar i poszybowały przez mroźną pustkę w kierunku swojego przeznaczenia. Mimo wszystko uwinęła się z tym zanim jeszcze kosmiczna wycieczka zapakowała się w hangarze do kosmicznego autobusu więc mogła im przekazać te wieści.

No a w międzyczasie nim sondy doleciały na miejsce mogła się czymś zająć. Na przykład podziwianiem nowego kapitana. Był cały czarny, dostojny i patrzył na nią złotymi oczami. O ile już miał na tyle fantazji i finezji by raczyć obdarzyć ją spojrzeniem. Nie miała pojęcia od kiedy Anubis się kręci po mostku bo zauważyła go dopiero jak wskoczył na kapitański fotel. Obwąchał go, sprawdził, pougniatał łapkami i w końcu chyba uznał, że ostatecznie może być taka fucha. Bo rozwalił się ja na własnym tronie i zaczął swoją toaletę czasem tylko poświęcając spojrzenie na sąsiadkę.

Sondy doleciały na miejsce gdy dropship był gdzieś w połowie drogi trochę ponad pół godziny temu. No i od jakiś 10 minut sam dropship krążył wokół stacji. Co widziała zarówno z kamer wysłanych tam sond jak i z pokładowych skanów szelkiej maści. Ale ten obraz z sond był najdokładniejszy. Widziała więc czarną bryłę dropshipa z różnych rzutów i profili gdy właził w kadr jakiejś sondy.

Na zmapowanie całego globy Antaresa 99 musiała poczekać. W końcu sondy musiały oblecieć z góry do dołu cały glob co mogło potrwać kilka godzin. Ale już zaczęły prace i przesyłały na “Aurorę” pierwsze obrazy. Skany w standardowej wizji co wydawały się najbardziej przyjazne dla ludzkiego oka i umysłu. Czarno - białe obrazy termiczne czy radarowo odbita rzeźba terenu albo obrazy z lidaru który mógł wykryć nawet to co nie było skryte zbyt głęboko pod powierzchnią. Mogła oczywiście odpowiednio sprofilować skany sond by w priorytecie miały konkretne zdanie czy obszar ale to wszystko dopiero zaczynało spływać do komputerów frachtowca.

W międzyczasie wzięła się za symulacje gwiezdną. To właściwie było dość proste zadanie. O ile wszystkim zajmował się komputer. Zwłaszcza jeśli chodziło o dziedzinę podprogramów zawodowo używanych przez nawigatora do orientacji w przestrzeni przy sprawdzaniu swojego położenia czy obliczania trasy.





Te gwiezdne mapy były w pełnym 4d. Bo cały wszechświat był w wiecznym ruchu we wszelkich kierunkach a ruch nie istniał bez czasu. Bez czasu był tylko zamrożoną stopklatką przestrzeni. No a ruch,w tym ruch jednostki kosmicznej, potrzebował czasu. Więc Agnes dość łatwo wprowadziła bazowe, pewne dane czyli te jakie mieli z Pegasusa. To był punkt wyjścia do dalszych obliczeń. A kolejny to to co skany wyłapały aktualnie. Powstawały dwie mapy z różnych punktów przestrzeni. Ale chociaż dla ludzkiego umysłu było to bardzo trudne do wizualizacji no to od tego były komputery. Komputer pokładowy naniósł na jedną mapę 3d oba te punkty oddalone od siebie o jakieś 300 lś. Do tego komputer naniósł poprawki w obserwowalnych przesunięciach świec standardowych* i znanych gwiazd. To jak oddaliły się od siebie nawzajem i w przestrzeni galaktyki.

Przesunięcia w tej skali galaktycznej były ledwo do zauważenia. Ale jednak były. I komputer pokładowy obliczał, że jeśli obserwacje są poprawne a w obserwowanych obiektach nie zaszły jakieś spektakularne zmiany w prędkości i kierunku ruchu no to na obserwowalne przesunięcia względem stanu danych z Pegasusa potrzeba było około 50 lat. +/- kilka lat w obie strony.

Co do poprawności danych obserwowalnych to wszystko zależało od skanów frachtowca. Ale komputer nie meldował o jakichś ich awariach i wszystko wskazywało, że funkcjonują poprawnie. Nawet jak nie były najczulszymi sensorami dostępnymi na rynku to jednak coś tak wyraźnego jak świece gwiezdne czy pulsary** powinny odbierać bez problemu. Albo Słońce. A te spektakularne zmiany ruchu i prędkości ruchu prawie się nie zdarzały. O ile jakaś gwiazda nie eksplodowała jako supernowa czy coś podobnego. A to była raczej rzadkość no i jakaś gwiazda mogła zrobić takiego psikusa no ale nie wszystkie jakie wykrywały skany. Więc przedział podróży z Pegasusa do Antaresa musiał wynosić około pół wieku.

---


*świece standardowe - mocno świecące gwiazdy które w przestrzeni działają jak latarnie i pomagają określić kosmiczne odległości a przy okazji orientację przestrzenną. https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Awieca_standardowa

**pulsary - obiekt gwiazdopodobny jaki jest silnym źródłem promieniowania radiowego, działa jak precyzyjny nadajnik radiowy co też pozwala traktować go jako punkt odniesienia w przestrzeni podobny do radiolatarni na planecie. https://pl.wikipedia.org/wiki/Pulsar

---



Seth



No to polecieli. Bez niego bo przecież wyraźnie przy śniadaniu powiedział, że nie chce lecieć i reszta załogi uszanowała jego decyzję nie zmuszając go by się pakował w skafander a potem na pokład dropshipa. Więc w salach i korytarzach przedziału załogowego “Aurory” zrobiło się znacznie ciszej i luźniej gdy połowa obsady zniknęła z pokładu. Puściej.

Ale dla tych co zostali na miejscu zrobiło się luźniej. I mieli więcej swobody do działania. Agnes po śniadaniu chyba poszła na mostek, Anubis znów poszedł się gdzieś szwendać a co porabiali Zeeva i Jericho to Seth nawet nie bardzo miał pojęcie.

Miał pojęcie, że miał laboratorium do swojej dyspozycji. A w nim próbki krwi każdego z załogantów zebrane w ciągu ostatnich kilku dni. Z oczywistych względów brakowało próbek białej, syntetycznej krwi Chris. Nawet gdyby oddawała próbki to raczej to był materiał badawczy dla Vicente albo Alice niż dla porządnego lekarza i biologa. A pozostałe próbki nie dawały powodów do niepokojów. Wydawało się, że sytuacja jest stabilna. I wszyscy powoli wracają do normy po tak długim kriośnie. Znów można było zmniejszyć dawki stymulantów o kolejny poziom zgodnie z zaplanowanym harmonogramem.

Co pocieszające stan siostry też wydawał się nie odbiegać od normy. Jej zaburzenia snu po tak długiej hibernacji nie uległy zmianie. Co u innego pacjenta mogło być powodem do niepokoju bo by pewnie trzeba było zmienić terapię i medykamenty. No ale przy jej schorzeniu zmiany zazwyczaj oznaczały zmiany na gorsze więc brak zmian był u niej pocieszający. Chociaż w dłuższej perspektywie lat i dekad rokowania nadal były dość ponure.

Mimo niesamowitego postępu medycyny w ostatnich stuleciach nadal bazowała ona na dość wadliwym materiale źródłowym - homo sapiens. O ile maszyny można było nieustannie polepszać, wymieniac uszkodzone komponenty na nowe, lepsze, montować nowe materiały to medycyna wciąż pracowała na tym samym materiale ludzkim co przed wiekami. I najbardziej krytycznym punktem był ludzki mózg. Tu mieściła się cała wiedza, doświadczenie i unikalna osobowość każdego człowieka. Tu też mieściły się ośrodki odpowiedzialne za sen. A już wieki temu udowodniono, że zaburzenia snu wpływają na fizyczne i umysłowe możliwości człowieka. A w krytycznych sytuacjach mogą doprowadzić nawet do śmierci. No i właśnie to na co cierpiała Zeeva no to w konsekwencji prowadziło do takiej krytycznej sytuacji tylko było rozłożone na lata czy nawet dekady. Ale czas uciekał z każdym dniem, miesiącem i rokiem. I w przeciwieństwie do reszty załogi oboje zdawali sobie z tego sprawę.





Właściwie rozwiązanie nasuwało się samo. Transhumanizm. Czyli wymienić wadliwy element na nowy. I gdyby chodziło o rękę, oko, serce, płuca to byłaby to kwestia ceny dla nowych organów i prawidłowo przeprowadzonej operacji. Praktycznie formalność. No ale nie można było przeszczepić mózgu. A nawet jakby w jakiś sposób zdobyć nowe ciało dla Zeevy to wraz z mózgiem który miał ten krytyczny defekt nic by się pewnie nie zmieniło pod tym względem. Więc alternatywą był transfer osobowości do sztucznego mózgu i ciała. O’Rilei nie był pewny czy gdzieś choćby testowano takie technologie. Teoretycznie powinno być to możliwe.

Samo fizyczne ciało mogło należeć choćby do jakiegoś syntka, najlepiej “pustego” by przyjąć nową osobowość. No ale jak przeprowadzić transfer to nie było wiadomo jak. Badania tego typu balansowały na pograniczu etyki a w wielu globach Federacji były po prostu zakazane. Ludzki mózg czyli wodnista, natleniona galareta to nie był jakiś czip by zczytać z niego dane i zgrać na drugi czip. Tylko właśnie wodnista galareta kryjąca w sobie unikalną osobowość. Do tego przy znanych technologiach nigdy nie było pewne czy te dane jakie przeniesiono z właściciela pozwoliłyby odtworzyć jego osobowość w każdym calu. Czy nie powstałby jakiś wybrakowany pod emocjonalnym czy umysłowym względem potwór Frankensteina. Czy przeniesione dane pana Smitha oznaczałyby, że ten nowy też będzie dokładnie panem Smithem. A jeśli tak… To co? Wtedy byłoby dwóch panów Smithów? A jeśli by ten pierwszy miał żonę i dzieci to przecież ten drugi też powinien ich pamiętać i odbierać jako swoją rodzinę. Czy można by mu odmówić prawda do takiej rodziny? A majątek i choćby hasła do wi fi czy skrytek bankowych? Też przecież ktoś taki nowy pamiętałby to wszystko. Przynajmniej jakby wszystko poszło cacy.

Dopiero po takim transferze teoretycznie mogłoby być widać większe różnice. Jak dwóch bliźniaków w miarę dosrastania. Nie było też pewne czy taki transfer byłby bezpieczny dla dawcy takiej osobowości. A gdyby coś poszło nie tak? Gdyby tranfer okazał się niepełny czy wadliwy? Jak ocenić czy taki nowy mieszkaniec nowego ciała ma już własną osobowość czy jeszcze nie? Kto by się odważył to osądzić? Co wtedy? Usunąć takie dane z nowego ciała? Nawet elektronicznie osobowości syntków podlegały ochronie prawnej to co dopiero informacja jaka miała być elektronicznym odbiciem osobowości żywego człowieka.

Więc chociaż idea “znaleźć nowe ciało/mózg” dla Zeevy wydawała się oczywista to zrealizowania komplikacja moralna, medyczna i techniczna takiego projektu przytłaczały. N a punktem wyjścia i tak była jego siostra i czy by się zgodziła na taki krok.

Alternatywą były czipy mózgowe. Podobne do tych które korygowały różne rejony mózgu próbując je usprawnić czy obejść uszkodzone obszary. Odpowiednio zaprogramowany czip teoretycznie mógłby wspomóc pracę wadliwego kawałka. To mogłoby wydłużyć czas jaki mieli do dyspozycji z Zeevą. No ale potrzebny był taki czip. I odpowiednie jego umieszczenie podczas operacji. No i farmakologia. Odpowiednie dawkowanie leków, coraz silniejszych leków, które pozwalałyby chemicznie wspomóc odpowiedni rytm snu. A to brak snu był na dłuższą metę najbardziej zabójczy.


---


Modyfikator czasu podróży “Aurora” - “Archimedes”: Kostnica 7 > 60 +5 min = 65 min
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline