Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2020, 23:49   #59
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Kwatera prywatna Kvasera
Kvaser i Tanegris

Do kwatery niziołka ktoś zapukał. Głos sugerował nową osóbkę na Destiny.
- Można wejść na słowo?
- Tak - Kvaser stwierdził głośnym, typowym dla siebie głosem zawierającym nutę gniewu. Akurat doogląda części ekwipunku, robiąc szybkie sprawdzenie oraz porządki w ubraniach.
Bardka weszła i zamknąwszy je oparła się o nie plecami.
- Cóż… przejdę od razu do sedna. Powiedziałeś im?
- Co takiego - Kvaser spojrzał na diablicę pytająco.
- Nie udawaj naiwniaka. Widziałam już taki znak. Raz na trupie. Drugi raz na dzikiej oszalałej bestii w ludzkiej skórze, mordującej każdego kogo zobaczył. Paru rozerwał na strzępy na moich oczach… ofiary łowów lub wybrańcy Wielości. Tak was nazywają. Przyznaję, że jesteś pierwszym z którym da się porozmawiać. Tamten tylko charczał.- rzekła pospiesznie Marai.
Niziołek zaśmiał się w głos. Jego śmiech, chociaż w tym przypadku krótki, był bardzo intensywny, rozchodząc się echem po jego kajucie. Po tym chwilę przypatrywał się Marai z szerokim, rozbawionym uśmiechem na twarzy.
- Ty się boisz - stwierdził tonem jakby ta myśl go bawiła - niesamowite. Ale dobrze - wskazał jej palcem krzesło - chyba że wolisz na łóżku - zaśmiał się cicho - to pogadamy. To o czym opowiadasz to ja bardzo wiele lat temu.
- Tak. Trochę o siebie. Ale bardziej o nich. Ja umiem uciekać. Jestem urodzonym tchórzem. - odparła z uśmiechem diabliczka i wybrała krzesło.
- Mój gniew nie ma do końca źródła w Wielości - niziołek wyjaśnił z uśmiechem - chociaż sądzę, że mógł on rozpalić wszystkie piece mego serca, coś, co nigdy by się nie wydarzyło. Wtedy być może byłoby mi łatwiej. Ale ja jestem Zemstą - stwierdził dziwnie zimno i stanowczo - trzeba patrzeć na resztę tatuaży - wyjaśnił rozbawiony.
- Nie bardzo rozumiesz o co mi chodzi. - zadumała się Tanegris spoglądając wprost na jego oblicze.- Nie boisz się, że to coś więcej niż tatuaż? Znak bóstwo, znak powiązanego z bóstwem… jest jego oknem. Tak przynajmniej opowiadają. Nie boję się o twój gniew… boję że Wielość sobie przypomni o tobie. I zmieni w swoją laleczkę, ot tak dla kaprysu. I zwrócisz swoją broń i gniew przeciw każdej żywej istocie.
Niziołek uśmiechnął się półgębkiem i wyciągnął spokojnie dłoń przed siebie. Wokół niej pociemniało, może to zwid.. Zebrała się energia. Po kilku chwilach czarny, ruchomy dym zbierał się wokół dłoni Kvasera, tam byl najbardziej gęsty, lecz rozchodził się na całe ciało. Widać było jak po jego powierzchni tworzą się wzory twarzy, sylwetek, małych i dużych dłoni, czasem dawnej broni. W pomieszczeniu zrobiło się odrobinę chłodniej. Zapachniało grobem, a gdzieś na pograniczu słuchu rozbrzmiewały szepty. Tysiące głosów, różnych istot. Mówiły, śpiewały, śmiały się. Były groźne, to czuło się pod skórą. Lecz nie były złe.
Niziołek ruszył dłonią jakby coś strzepywał. Dym rozwiał się.
- Prowadzą mnie duchy Zemsty, przysięgałem pod Słońcem, kąpałem się w wodzie Rek’sal prosząc księżyc. Nacinałem swoje ściągną płacząc jak dziecko gdy całe plemię kochało się, tańczyło i piło najkrótszej nocy w roku. To nie są ozdoby - pokazał na tatuaże na rękach - a to co otacza znak to nie ramka. To jest droga mojego wyzwolenia i przyjaciele którzy idą ze mną do tego celu - uśmiechnął się lekko.
- To są duchy Kvaserze. Przyznaję, że potężne… ale tylko duchy… a ty chcesz się zmierzyć z bóstwem. Może i na wpół szalonym i całkiem… głupim ale bóstwem. Istnieje cień szansy, że duchy… cóż… mogą zostać stłumione jego potęgą. Nie twierdzę, że to się stanie. Ba, nie mogę nawet założyć takiej możliwości… bo magiem nie jestem i moja wiedza nie jest na tym polu zbyt duża. Ale jeśli jest cień szansy… to winieneś ostrzec towarzyszy, tak na wszelki wypadek.- rzekła cicho rogata.
- Duchy! - Warknął z irytacją w głosie - to jest znak - stwierdził gniewnie - to jest natura diablico. To samo możesz powiedzieć do druidów, iż ich magia może zawieść przy bogu - stwierdził spokojniej - nie są ślepi. Niczego nie ukrywam. Jeśli byłaś dłużej w mym świecie, wiele z tego co usłyszałaś jest albo znanym faktem, albo plotką - wzruszył ramionami.
- Niezupełnie… większość druidów dostaje moc od bóstwa. Nawet jeśli nie mówią o tym otwarcie.. i tak… też może zawieść przy bogu.- odparła ironicznie rogata i westchnęła.- nie mówię że nie masz racji. Nigdy nie badałam tej kwestii… po prostu widziałam takich jak ty, naznaczonych… i nie był to przyjemny widok.
- Wielu takich zabiłem - stwierdził z wyraźną przyjemnością w głosie - zwykle słabszych, młodszych, może osłabionych szaleństwem - zamyślił się - czy Erythnul o mnie wie? To debil, ale może już słyszał, gdy umierali jego wyznawcy - stwierdził poważnie - to, że jestem wkurwiony nie znaczy, że jestem głupi - uśmiechnął się - myślisz, że teraz pierwsze co zrobię to postaram się dostać do jego siedziby? Przepaliłem małą fortunę na takich jak ty, na kronikarzy, bibliotekarzy, magów… Jestem metodyczny. Wiem, że potrzebuję ochrony na tyle, aby sprostać temu działaniu. Wiem, że potrzeba broni. Pracuję nad tym od lat. Gdybym miał talenty polityczne, po prostu wcześniej pozbawiłobym go wyzawców, co do jednego - stwierził pokazując, iż to nie droga do celu była dlań najważniejsza, lecz cel sam w sobie.
- Jeśli coś mogę ci doradzić, to… szukanie sojuszników wśród innych bóstw.- odparła Marai z łobuzerskim uśmiechem. - Wielość nie jest powszechnie lubiana, a gdy zginie to jego miejsce będzie do zagarnięcia dla innego bóstwa.
- Myślałem o tym - przyznał - lecz dopiero teraz pojawiły się realne możliwości - stwierdził rzeczowo.
- To dobrze. Mam nadzieję, że moje obawy są bezpodstawne, bo wiesz… naznaczeni na ofiarę bogom rzadko unikają ich chciwych łapek. Twoi towarzysze powinni być gotowi na każdą ewentualność… nieważna jak malutka byłaby szansa.- odparła cicho rogata. - W końcu mało komu udało się zabić boga.
- Mam nadzieję, że są - stwierdził lekko - na takie rozmowy przychodzi się z piwem - stwierdził pogodnie.
- Zafunduję ci kolejkę w Rigus. Znam tam karczmę z porządnym piwem i karczmarzem szują. Będziesz mu mógł obić pysk, jak spróbuje nas okantować.- odparła żartobliwie Tanegris.- Co ty na to?
- To dobra cena - stwierdził kiwając głową - na ciastkarnię będę musiał chyba poczekać dłużej - stwierdził bardzo poważnie.
- Nie umiem piec. A swoje chyba już zjadłam.- westchnęła rogata. - przykro mi.
- Taki to los w podróży - stwierdził niziołek przywołując wspomnienia długich wypraw - w cywilizacji chce się odpocząć w dziczy, a w dziczy pragnie się udogodnień.
- Rigus mało ich oferuje. To kilka obozów wojskowych stłoczonych razem. - wyjaśniła rogata.
- Zawsze jakiś zalążek, chociażby wykopane latryny - stwierdził, aby po chwili doda - chociaż w takich miejscach lepiej iść w krzaki. Gorzej gdy tak pomyślą wszyscy - zaśmiał się.
- Na krzaczki musisz poczekać… trzeba by polecieć statkiem dalej.- zaśmiała się Tanegris.
- Sądzę, że docelowo planowałaś z nami podróż gdzieś dalej - niziołek zmienił temat - lecz zmieniłaś plany. Pewnie przy starej załodze właśnie otrzymałabyś podwózkę - stwierdził.
- I zapłatę… też bym otrzymała.- zaśmiała się rogata i wzruszyła ramionami. - Zwoje teleportacji są piekielnie drogie.
- Pewien magnat określiły nasz sytuacje jako dziura budżetowa. Nie sądziłem, że może przybierać ona postać dziur w poszyciu statku - mruknął wesoło.
- Cóż poradzić… w balladach o bohaterach nie podaje się kosztów całej heroicznej wyprawy. Tylko wynik. - odparła ironicznie Marai. - Dlatego ja nie jestem herosem.
- Gdy nas sprzedasz - wtrącił lekko - postaraj się dać dzień wcześniej. Taki kredyt - stwierdził dziwnym tonem, ni to żartem, groźbą czy poważnie. Tak jakby tego typu sytuacje nieszczególnie go obchodziły.
- Dobra… aczkolwiek nie widzę powodu do takiej sprzedaży. Mam swoich informatorów mój drogi. Straciłabym ich zaufanie, gdybym sprzedawała swoje kontakty na prawo i lewo. Weź na przykład te żelazne żuczki. Informacja o ich istnieniu jest dużo warta dla odpowiednich osób. Nikt się nie dowie jak je znalazłam.- odparła z uśmiechem rogata.
- Jakoś mało o nie pytałaś - niziołek uśmiechnął się - a my je poznaliśmy nieco bliżej niż tylko broniąc statek.
- Nie było okazji, bo byliście bardzo nieufni. Wpierw należało więc przełamać lody i nieco się obnażyć. Ale skoro już przy nich jesteśmy to chętnie posłucham twojej opinii o nich.- odparła z lisim uśmieszkiem Marai.
- Robaki - stwierdził wzruszając ramionami - dziwi mnie czemu ta informacja miałaby być cenna. Gdybym pomyślał o mechanicznych stworzeniach, to po ludziach, właśnie istnienie robaków wydaje się oczywiste - wyglądało na to, iż niziołek nie miał zamiaru być od razu wylewny.
- Automatony nie powstają zwykle same z siebie poza Mechanusem. Ergo ktoś je stworzył i ów ktoś zapewne stworzył środki do ich kontroli. Wizja zdobycia mechanicznej armii wystarczy na zapłacenie za informacje o nich. No i są jeszcze uczeni interesujący się nowymi przejawami egzystencji.- wyjaśniła rogata.
- Wątpię aby ktokolwiek je tworzył - Kvaser powiedział sceptycznie - to mechaniczny padlinożercy pożerający resztki innego mechanizmu. I budujący się od nowa - wzruszył ramionami.
- To już nie mój problem, jakie wnioski wysnuje kupujący informacje.- wzruszyła ramionami bardka.
- Czyli doradztwo nigdy nie jest w cenie - skrzywił się cierpko.
- Tyrani opijają się własną pychą, doradcy są od łechtania ego swojego pana.- uśmiechnęła się ironicznie rogata.
- Nam jednak ochoczo próbujesz doradzać - stwierdził bez oceny.
- Jesteście pierwszakami. Pochodzicie z planów materialnych, pierwszy raz znaleźliście na planach. Nie znacie pułapek wśród których się wychowałam. - wyjaśniła Tanegris.
- Jesteś albo genialnym szpiegiem albo słabym kupcem - uśmiechnął się dając jasno do zrozumienia iż to żart.
- Kto wie, kto wie…- odparła żartobliwie diabliczka i wstała.- No… na razie cię pożegnam. Mam za sobą intensywną i wyczerpującą dysputę z Mmho i muszę się zdrzemnąć.
Kvaser w milczeniu kiwnął głową na pożegnanie.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline