Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2020, 03:38   #60
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 18 - 2519.I.14; knt (5/8); późny wieczór

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kupiecka; kamienica van Drasenów
Czas: 2519.I.14; Konistag (6/8); ranek
Warunki: cisza, ciepło, jasno na zewnątrz jasno, powiew, zachmurzenie, b.mroźno



Versana



Pobudka o poranku jaki następował po burzliwej nocy mógł nieść ze sobą pozytywne lub negatywne skojarzenia ale człowiekowi nie chciało się wychodzić spod ciepłej kołdry na ten ponury świat zewnętrzny. A gdy młoda wdowa van Drasen otworzyła rano oczy obudziła się we własnym łóżku a za oknami było już widno. Chociaż ponuro. I nadal panowała ulrykowa aura. Ale ta przyjemnie nagrzana pierzyna zdawała się znacznie przyjemniejsza pod każdym względem. A okazało się, że ostatni wieczór był tyleż przyjemny co owocny.

Wreszcie znalazła namiar na arenę! A tak tego szukała przez ostatnie tygodnie. I wszystko wskazywało na to, że chociaż impreza jest bardzo nieprzewidywalna i elastyczna w swoim działaniu no to chyba nie podpadli nikomu, zwłaszcza Theo na tyle by ich wykluczył z następnej wizyty. A i sam Theo w drodze powrotnej był cały w skowronkach.

- Co za walka! - krzyczał co chwila cały w skowronkach nie kryjąc swojego zachwytu. - I jak się czujesz? Dobrze? Wyliżesz się z tego? On coś w ogóle mówi? I jak? Będziesz gotów na następną walkę? Świetny debiut! Daliście czadu! Widzowie byli zachwyceni! - niziołek tak sugestywnie gestykulował, że nawet z zawiązanymi oczami dało się to wyczuć. Co chwila mówił to do swoich ludzi, to do debiutanta dzisiejszego wieczoru, to do jego opiekunek. No ale Kornas nawet przed walką nie należał ani do zbyt bystrych ani rozmownych. To co dopiero po tym jak tamta Normanka go przerobiła na kotlet. A i jeszcze naszło go osłabienie po zjedzonych grzybkach. Więc tylko słychać było jego zmęczony oddech i sapanie. Nawet musiały mu przytrzymywać chustki przy twarzy by mu otrzeć twarz z krwi i potu bo sam nie miał nawet sił na to. Ale wygrał! Mimo wszystko wygrał! I Theo wcale nie przesadzał. Walka debiutantów okazała się czarnym koniem tego wieczoru i chyba wzbudziła nawet większy aplauz publiczności niż pojedynek weteranów.

Ale nie było się co dziwić. Gdy Versana podała swojemu ochroniarzowi grzybki szaleństwa ten najpierw sapał, poczerwieniał na twarzy i miał minę jakby miał dostać ataku apopleksji. No ale nie dostał. Za to zaczął oddychać coraz szybciej, uderzać pięścią w pięść gotów nimi zmiażdżyć każdego i coraz trudniej im go było utrzymać w ryzach. Więc lepiej by walka zaczęła się jak najszybciej. Na ich szczęście zaczęła.

- To ona? Ładna… Trochę mi jej szkoda… - przeciwniczka Kornasa zaskoczyła Łasicę po raz kolejny. Raz, gdy okazało się, że łysy ma walczyć z kobietą no a potem gdy ta kobieta wyszła z drugiej strony kręgu zrobionego z płonących pochodni już zdeptanego i zroszonego krwią ptaków i ogarów jakie walczyły tu przed nimi. No i tak, jak ktoś gustował w szczupłych, dobrze zbudowanych wojowniczkach to Norma na pewno by dostała punkty za wygląd. No ale to nie był pokaz piękności tylko prawdziwej walki.

Theo z prawdziwym artyzmem zapowiedział zawodników. Nawet jak się słyszało jak wcześniej punktował zalety kogutów i ogarów to już brzmiało dobrze. Jak starcie tytanów. Ale gdy pierwsi ludzie wyszli by zmierzyć się ze sobą i zaczął zapowiadać walkę debiutantów idealnie udało mu się uwypuklić wszelkie zalety każdej strony. Siłę, wielkość i nieposkromioną wściekłość Kornasa. Oraz dzikość i zwinność Normy wojowniczki z Północy.

Czy Norma miała taki zwyczaj przed każdą walką czy zdecydowała się na ten krok dopiero jak po przeciwnej stronie ujrzała łysą, bestię w ludzkim ciele to nie dało się zgadnąć. Ale efekt był jeden. Niczym jeden z tych sławnych berserkerów z Pólnocy zaczęła krzyczeć, uderzać się w piersi, drapać paznokciami i okazało się, że walkę stoczą ze sobą dwa, żądne krwi dzikusy. I stoczyły! A cóż to była za walka!

Początek wydawał się dość wyrównany. Obie strony bez wahania ruszyły na siebie do zwarcia, bez żadnych zbędnych ceregieli. Wymiana ciosów szła praktycznie sztuka za sztukę. Ilekroć kobieta zdzieliła mężczyznę ten odpowiadał jej podobnym ciosem. Żadne się nie cofało, żadne nie wahało ani nie próbowało unikać ciosów. Czysty przykład brutalnej siły i odporności. I tak zeszła z połowa walki. Norma przy masywnym Kornasie wydawała się drobna i wątła. Ale przy nim pewnie nawet większość mężczyzn by tak wyglądała. Tym bardziej mogło zdumiewać, że to zdawałoby się wątłe, kobiece ciało jest w stanie przyjąć na siebie tyle potężnych ciosów. I wciąż stać na własnych nogach oraz zadawać własne. Bo gdy te bochny kastrata trafiały w ramiona czy łokcie to wydawało się, że każdy z tych ciosów powinien powalić przeciwniczkę. Tak się jednak nie stało aż do samej końcówki walki.

W końcu jednak przyszedł przełom. Normanka za późno cofnęła ramię po ciosie, a może to Kornas był ciut szybszy niż powinien. Grunt, że w końcu trafił ją od dołu w podbródek aż przeciwniczka poleciała ze dwa kroki do tyłu. Ale nie upadła. Otrząsnęła się po ciosie akurat by zauważyć jak przy wtórze publiczności Kornas wjeżdża w nią na całym pędzie. Zdążyła tylko zasłonić się ramionami gdy oboje upadli w skotłowany śniegi i piach.

I wydawało się, że będzie koniec walki i teraz Kornas już wgniecie Normankę w ten śniegi i piach. Że już pozamiatane. Ale jednak krew dzikiej północy, ich niezmordowana żywotność nie pozwoliły mu skończyć tej walki. Norma jakoś wyślizgnęła się spod niego ale nie zdążyła całkiem odskoczyć bo zdążył złapać ją za nogę. Ale miała drugą. Jeden kopniak w łysą twarz. Kolejny. I jeszcze jeden w żebra. I wydawało się, że skopie Kornasa z siebie. No ale jednak nie. Prawie po omacku przez zakrwawioną twarz przyciągnął ją do siebie ponownie i zdzielił gdzie sięgnął. Sięgnął w żołądek. Norma nie zdążyła się zasłonić i zawyła z bólu jak zraniona wilczyca. Zaraz potem jeszcze cios, dwa i kolejny i wreszcie padła bez ruchu na ziemię. Nie wiadomo czy Kornas by jej nie wykończył ale wtrącił się Theo i jego sekundanci. Odciągnęli go od przeciwniczki. Niemniej wynik walki był oczywisty. Zwyciężył Kornas!

No tak. Zwyciężył Kornas. Chociaż sam Kornas chyba najmniej się cieszył i nie było pewne czy coś do niego przez tą czerwoną mgłę dociera. A potem nagle zwiotczał gdy grzybki przestały działać i miał tyle wdzięku i gracji co flak z jakiego spuszczono powietrze. Wszelka aktywność w jego imieniu spadła na jego towarzyszki. Potem na ludzi Theo którzy pomogli go zapakować do powozu. No a potem już tak było aż wrócili do domu. Może dziś z rana będzie bardziej rozmowny. No chyba powinien. Dobrze, że wczoraj po drodze nikt ich nie napadł ani nic takiego bo to raczej jego trzeba by bronić. No ale dzisiaj już chyba powinien mieć tylko siniaki i rozkwaszoną gębę.

Reszta wczorajszych walk poszła już różnie. Bydlak nie zawiódł ani ich nadziei ani Czarnego. Wygrał swoją walkę zagryzając w końcu swoich przeciwników. Ale walka była nie mniej emocjonująca co debiutantów. Zapewne, tak jak Czarny mówił, w pojedynku byłby niewątpliwym faworytem. Ale jednak z dwoma na raz to jednak wynik do końca był niepewny. Zwłaszcza, że oba ogary czując odmieńca praktycznie od początku walki rzuciły się na niego jak wytrenowane. Udało mu się jednak zagryźć jednego ale walka osłabiła go na tyle, że ten drugi to już naprawdę parę razy zdawało się, że wykończy Bydlaka. No ale ostatecznie to zdyszany i zakrwawiony odmieniec był górą. Ale po swojej walce wyglądał gorzej niż niedługo potem Kornas po swojej. Czarny zastanawiał się czy odmienione bydlę się wyliże. Szkoda jakby taka maszynka do zarabiania pieniędzy zdechła Po swojej drugiej walce. A los czworonoga okazał się mocno niepewny gdy się rozstawali wczoraj wieczorem.

Za to walka Tristana z Olafem nie była zaskoczeniem. Wygrał faworyt tak jak się wiele osób spodziewało. Obie kultystki nie były pewne czy ich środek nie zadziałał w ogóle czy po prostu za mało czasu minęło by mógł zadziałać. W każdym razie Tristan pokonał Olafa chociaż Ostlandczyk o słomianych włosach parę razy go zaskoczył i całkiem udanie się odgryzł. To jednak ostatecznie uległ przeciwnikowi. A szkoda. Tak zgrabnie podały ten spreparowany kielich Tristanowi.

- Oj już nie mogę. - mruknął roześmiany młodzieniec gdy jakaś dziewczyna też wpadła na pomysł by mu przynieść mu wina czy coś podobnego przed walką.

- To na szczęście! - zawołała wesoło dziewczyna nie chcąc chyba by podarek się zmanrował i nie doszedł do ust jej faworyta.

- No dobrze, jak taka ładna dziewczyna tak ładnie prosi. - zawodnik machnął reką i ostaecznie się zgodził. Ale wyglądało jakby to miał być ostatni kielich przed walką. Łasica szybko spojrzała na koleżankę. Jakby wziął od tej łachudry to pewnie już by nie wziął od nich!

- Ojej… najmocniej przepraszam… Ktoś mnie popchnął! To przez naszego mistrza, wszyscy chcą go spotkać! Nic ci nie jest? - łotrzyca zadziałała błyskawicznie i odstawiła taki zgrabny numer, że gdyby Versana na włąsne oczy nie widziała jak z premedytacją wpadła na plecy tamtej drugiej symulując to popchnięcie bardzo udanie to by pewnie uwierzyła jej bez zastrzeżeń. Zwłaszcza jak potem przepraszała i zgrabnie pomogła wstać poszkodowanej z tego śniegu rozbawiając przy okazji Tristana który obserwował całą tą scenę.

- Nic mi nie jest… Ale wylałam całe wino… - zmartwiła się dziewczyna gdy już wstała i otrzepując się ze śniegu pokazała pusty już puchar.

- Tak mi przykro… Może weźmiesz nasz? Tak w ramach przeprosin. - Łasica szybko znalazła rozwiązanie i skinęła do koleżanki by ta podała spreparowany trunek. I ten szybko zmienił właścicielkę a potem jeszcz raz by wynagrodzić dziewczynie jej stratę.

- Oh, dziękuję! To bardzo miłe z twojej strony! - zaćwierkała ucieszona dziewczyna i już zaraz potem z tym nowym pucharem podeszła do swojego ulubieńca by go nim napoić ku uciesze ich obojga i nie tylko. Łasica otrzepując rączki ze śniegu pomachała im na pożegnanie i wracając do swojej partnerki pozwoliła sobie na prześmiewczy komentarz.

- Oh, jako kelnerka czasami jestem taka niezdarna! - załamała głos i rączki nad tą własną niezdarnością co owocuje wpadaniem na ludzi. - A w ogóle to się odkułam na tych zakładach. I mam kasę dla ciebie. - powiedziała bo odkąd dwie walki pod rząd poszły po ich myśli miała jeszcze bardziej wyśmienity humor. - Chociaż takiej biednej kelnereczce i służącej jak ja to cała góra pieniędzy. Czy mogłabym ci to spłacić w jakiejś innej formie? - spojrzała koso na idącą obok kumpelę z jawną sugestią, że wolałaby nie spłacać swojego długu pieniędzmi.

Ale z pieniędzmi też niespodziewanie wyszedł pewien myk. Sama nie była pewna co ją tknęło. Ale w pewnym momencie jak odbierały u Pietro swoją nagrodę za zakończoną nagrodę, jak sobie żartowali i na nowo przeżywali dopiero co zakończoną walkę to jej wzrok padł na jedną z monet. Tą jaką akurat Pietro bawił się przerzucając ją zwinnie między palcami ruchem zawodowego szulera. Jakoś naszło ją wspomnienie swojego snu. Tego z dwoma pięknościami leżącymi w swoich trumnach. I Kamila miała poplamione atramentem palce. A Froya miała w palcach jakąś monetę. Tylko wtedy nie zdążyła jej się przyjrzeć. A wczoraj wieczorem jak Pietro tak zapraszał na kolejne walki i do robienia zakładów bawiąc się tą monetą to właśnie Versanie przypomniał się tamten sen i ta moneta w zgrabnej dłoni nieruchomej blondynki. Chociaż jak ją potem przekazał razem z resztą zapłaty to jakoś nie dostrzegła w niej czegoś specjalnego. Ot, zwykły karlik.

No ale to wszystko było wczoraj. Wczoraj wieczorem. Po wszystkim Theo ich odwiózł do miasta tak samo jak ich zabrał przed spotkaniem. Oczywiście mógł ich wysadzić gdzieś w mieście gdzie by sobie życzyli. Ale i tak jak wrócili do domu to już była koło północy.


---



walka psów: Kostnica > 6 wygrywa Bydlak

działanie śr.przeczyszczająecego: Kostnica > 4 po walce

walka Tristana i Olafa: Kostnica > 4 wygrywa Tristan


---



Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; rzeka Salz; osada odmieńców
Czas: 2519.I.14; Konistag (6/8); ranek
Warunki: półmrok, chłód, cisza


Strupas



Garbus trochę wstał a może trochę ktoś mu pomógł. Do końca nie był pewny. Bo wewnątrz chaty Matki Ropuchy wokół głównego barłogu było istne pobojowisko z ciał. No cóż… Nikt się nie oszczędzał ostatniej nocy…

No a teraz ktoś się poruszył, ktoś wstał, ktoś chyba przechodził, czy zahaczył nogą o garbusa. No a może to i on po kimś i przez kogoś przelazł. Tam ktoś jęknął i go przeklął a tu jego ktoś szturchnął i wyzwał. No tak. Zaczynał się kolejny dzień.

- Mamo jest coś do jedzenia? - zapytał Knut swojej ropuszej matki. Ta jako jedyna nie zdradzała oznaków zmęczenia materiału. Ale też jako jedyna nie bawiła się z nimi wczoraj. Właściwie to garbus nie pamiętał jej w ogóle. Jakoś zniknęła mu z widoku albo pamięci. W końcu się nie oszczędzali wczoraj…

- Jedzenia? Jedzenia?! Patrzcie go! Przypomniał sobie, że matkę ma! I tylko tą matkę ma jak mu w brzuchu burczy! Banda ochlapusów i nicponi! - stara gderała jak każda stara. Tak przynajmniej to w historyjkach słyszanych po karczmach, ulicach i różnych grajdołach wcześniej Strupas słyszał.

- Oj mamo, no weź… - Knut jęknął tylko. Już nie był małym szczeniakiem co by musiał obawiać się strasznej ropuchy jak tylu rówieśników jakich ona odchowała na swoich licznych piersiach. Te czasy dawno mineły. Teraz był dorosłym mężczyzną a nawet myśliwym. Ale chyba po prostu za bardzo łupało go w głowie by się kłócić o swoje. No i matka nawet jak miała im za złe te wczorajsze swawole to jednak zaczęła rozdawać talerze pełne polewki z rosołem. Co by nie mówić w środku zimy na tym pustkowiu z jedzeniem się nie przelewało. Zwłaszcza odkąd wychodzenie na polowanie na zewnątrz zrobiło się mocno utrudnione przez te grasujące bandy zwierzoludzi.

- A w ogóle gdzie jest ten prosiak z wczoraj? - Kinol co się dobudził też dosiadł się ciężko do syna gospodyni. Zapytał od niechcenia. Ale pytanie miało swoje niespodziewane konsekwencje. Najpierw ci co już wstali zbyli go milczeniem. Własny ból egzystencjalny w tej chłodnej jaskini był zbyt przytłaczający. No ale trąbkonosy powtórzył pytanie to ten i tamten zaczęli się na odczepnego rozglądać. Najpierw powoli. Ale w końcu coraz żwawiej. Ten się podniósł, coś odgarnął i zaczęło się robić dość nerwowo.

- Gdzie ten cholerny świniak! - krzyknął już nieźle zdenerwowany Purchawa. Przecież wczoraj z pół dnia siedzieli by spreparować to truchło! Zrobiło się naprawdę nieswojo gdy Knuta coś tknęło.

- Mamo a właściwie to co to jest? - Żabiooki wytrzeszczył swoje wielkie oczy na zawartość talerza której nie dokończył jeść. Przecież jak rosół to musiało być jakieś mięso… Cała grupka zamarła z przerażenia w jednocześnie z napięciem spoglądając na gospodynię. No skąd w środku zimy wzięła jakieś mięso… Akurat jak im gdzieś spreparowany prosiak zginął…

- Pokaż garnek! - zażądał Knut i zresztą nie czekał na pozwolenie tylko doskoczył do kuchni by zajrzeć do środka.

- Ty hultaju! Żadnego szacunku dla matki! A mogłam cię utopić razem z resztą skrzeku! - wołał oburzona starowinka jaka już najlepsze lata miała za sobą. No ale to co było w garze nie wyglądało jak prosiak. Chociaż może jakieś kawałki…

Koniec końców to jednak prosiak się znalazł. Okazało się, że Dritte zrobił sobie z niego poduszkę a wstał jako ostatni gdy się wszyscy zaczęli na siebie drzeć. No ale nie robili mu wyrzutów skoro tak skrupulatnie przypilnował im warchlaka i jednak nic im nie zginęło. Sam Dritte zaś nadal miał sprawę do garbatego gościa.

- Na wiosnę? Strupas nie wygłupiaj się. Nie widzisz co się dzieje? Do wiosny to już nas może nie być. I nie będziesz miał z kim robić interesów. Ani dokąd wracać. - powiedziała drapiąc się po szyi trzecią ręką. Wcale nie ukrywała swojego rozczarowania taką odpowiedzią.

- Wiem, że jest zima. I te rogacze grasują na zewnątrz. No i ja nie mówię, że to już zaraz dziś czy jutro masz zasuwać przez ten śnieg. No ale na wiosnę to mnie kompletnie nie urządza. - trzyręki pokręcił głową na znak, że jest gotów negocjować i w ogóle nie uważa sprawy za przegraną no ale nie na wiosnę. Zima zawsze była ciężką próbą dla osady no a jak mieli na pieńku z tymi rogaczami no to przetrwanie do wiosny wcale nie było takie pewne. Jak rogacze uniemożliwiają łowy myśliwym to mało kto miał szanse przetrwać do wiosny na tym co mieli w jaskini.

- Przemyśl to jeszcze Strupas. Opłaci się tobie i nam. Przecież szkoda byś zasuwał taki kawał tutaj przez te śniegi. A jak powiedz gdzie ma być ta kryjówka to tak w połowie drogi będzie i nam i tobie łatwiej. Ty trochę podejdziesz, ktoś od nas trochę podejdzie. No tylko ktoś musiałby iść z tobą by potem do nas wrócić i pokazać gdzie to jest. A potem my zostawimy jeden towar, odbierzemy drugi. Ty sobie coś weźmiesz na prowizję. No co? Zły interes? Jak coś źle to powiedz co. Pomyślimy i może coś wymyślimy. - Dritte się tak łatwo nie zniechęcał i jak dawał przykład jak mu na czymś zależało to potrafił o to walczyć do upadłego. A na dobrych interesach zawsze mu zależało. Tak samo jak na stworzeniu tej linii wymiany handlowej o jakiej mówili wczoraj wieczorem. A może już dzisiaj rano. W tej jaskini to tak nie było to oczywiste kiedy jest rano albo wieczór. Był ten sam wilgotny, ziąb rozświetlany przez ogniska i pochodnie a i tak wiele miejsc było skrytych w mroku. W każdym razie odmieniec z żyłką do interesów wcale nie mówił, że to sprawa na wczoraj no ale też nie chciał tego odwlekać do wiosny której nie było pewne czy doczekają.

---


- Dobra ale ty gadasz z Kopfem. - koniec końców po tym cienkim śniadaniu co to starczyło tylko jako uczucie czegoś ciepłego w żołądku ale głód tylko zajął się tym rzuconym ochłapem jednak nadal nie dawał o sobie zapomnieć. Co prawda śniadanie było na wiele osób czego pewnie Ropucha nie planowała i po części dlatego tak mało wyszło na gębę. Ale w zimie i tak było trudno o jedzenie nawet bez kłopotów ze zwierzoludzi. Kto wie czy Strupasowi jako żebrakowi nie wiodło się lepiej pod tym względem niż jego kamratom tutaj. Tutaj w zimie nie było komu co zabrać, ukraść ani odpadów do znalezienia jak w mieście.

Więc z niezbyt pełnym żołądkiem musieli się udać do wodza osady by przedstawić mu efekt ich wczorajszej pracy. No i jakoś grupka trucicieli dość jednomyślnie wybrała Strupasa na swojego mówcę i przedstawiciela. Zwłaszcza, że to właśnie on był inicjatorem tego przedsięwzięcia.

Kopf jak zwykle przywitał ich w głównej izbie. Poczekał aż wszyscy wejdą i truchło warchlaka dość przykuło jego wzrok ale na razie był raczej słuchającą stroną.

- Jesteście. I co macie? - przywitał się z nimi i czekał na przedstawienie tej sprawy. O co chodzi i jak to truchło warchlaka ma się do nękających ich zwierzoludzi. Garbus dostał od kolegów przyjacielskie i wymowne szturchnięcie na zachętę by powiedział szefowi co i jak wczoraj uradzili.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline