Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2020, 11:28   #51
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Eisteddfod, od 21.00 Post wspólny kanna + GreK




Huw Lwyd zjawił się na miejscu spotkania pięć minut przed czasem. Nawyk. Spacerując drugą stroną ulicy zrobił rozpoznanie.
Sam lokal mieścił się w niedużym budynku i z zewnątrz wyglądał całkiem elegancko, choć bez zbędnego przepychu. Na fasadzie zdobiły go głównie kolorowe proporce oraz kwiaty. W najbliższym otoczeniu Huwa stał sklep spożywczy oraz mały hangar, który prawdopodobnie służył za magazyn. Poza tym okolicę wypełniało kilka domów z białej cegły - słowem, nic specjalnie ciekawego.
Kiedy Lwyd czekał na Robin (spóźniała się już kilka minut), kątem oka złowił staruszka, który pierwszego dnia pobytu sprzedał mu pamiątkę. Tamten również go poznał, ponieważ uśmiechnął się i skinął na detektywa. Ledwie starszy mężczyzna zniknął za rogiem, jak wreszcie pojawiła się Carmichell.

Huw od razu ruszył w jej kierunku, lekko kuśtykając. Gdy tylko go zauważyła uśmiechnął się przyjacielsko.
- Dobry wieczór.
Odwzajemniła uśmiech, raczej odruchowo, była spięta.
- Dobry wieczór - wyciągnęła dłoń na powitanie. - Widzę, że noga dokucza? Byłeś tu już? Wpuszczają zwierzęta - wskazała na Foxy, ubraną tym razem w szelki i kaganiec - ale jedzenie też jest niezłe.
- Kolano. Stary uraz
- odpowiedział zdawkowo. - Nie. Nie znam tego lokalu. Proszę - zachęcił gestem dłoni. - Panie przodem.

Weszli, Robin rozejrzała się - "jej" wczorajszy stolik był wolny. Usiedli, Foxy rozciągnęła się na boku, opierając grzbiet o ścianę a mordę o stopę Robin i zaczęła drzemać.
Po standardowej wymianie uprzejmości zamówili jedzenie. Detektyw dodatkowo wziął lokalne piwo.
- Czemu przyjechałeś do Sionn? - zagaiła w końcu Robin.

- Służbowo. Prowadzę jedną sprawę, która mnie tutaj przygnała. Ciągle jesteś poddenerwowana dzisiejszymi wydarzeniami - skomentował pewną nerwowość w jej zachowaniu.
Wydarzenia z zawodów i z popołudnia - dziwny, wielowarstwowy Sen - ciągle rezonowały w jej ciele. Odsuwała je od siebie. Nie chciała o nich nawet myśleć a co dopiero o tym rozmawiać z tym obcym facetem.
Zafalowała otwartą dłonią w geście "so so".
- Nie na co dzień mam takie atrakcje… - powiedziała. - Prowadzę spokojne życie, w przeciwieństwie do ciebie, jak sądzę.
Podłubała chwilę widelcem w swojej warzywnej zapiekance. Jedzenie pachniało bardzo dobrze, ale ona ciągle nie była głodna.
- Jaka to sprawa? - zapytała w końcu. - Ma związek z tymi zaginięciami w górach?

Huw upił łyk piwa przeciągając odpowiedź, patrząc jej w oczy znad kufla.

- Skąd ten pomysł? - odpowiedział pytaniem.

Zawsze wkurzało ją, kiedy ktoś odpowiadał pytaniem na jej pytanie. Stary trik - unik, zyskanie czasu na namysł. Facet coś ukrywał. A może to taki nawyk detektywa?
- Bo to dziura. - wzruszyła ramionami. - To nie ocena, tylko stwierdzenie faktu. Zdarzają się zaginięcia, przybywa detektyw, logiczne wydaje się, że wezwano go w tej sprawie… - teraz ona spojrzała uważniej na Huva. – Czy może jednak nie? I dzieje się coś więcej?
- Ciekawa dedukcja
- uśmiechnął się. - Masz zadatki na detektywa.

Odkroił kawałek steku. - Wybacz, nie rozmawiam na temat pracy, obowiązuje mnie tajemnica wobec klienta, ale - włożył mięso do ust i przeżuł, - myślę, że nie zdradzę za dużo jeśli powiem, że tak. Sprawa ma związek ze zniknięciami osób w okolicy. Słyszałaś o tym?
- Dziś usłyszałam -
napiła się soku. - Na posterunku. Owen poprosił mnie o pomoc w górach. Chodzi o obserwację zachowania psów policyjnych.
- W górach? -
informacja najwyraźniej zainteresowała Lwyda. - Gdzie dokładnie?

Powtórzyła nazwę pasma, która podał jej Owen.
- Kojarzy ci się z czymś?
Siwy sięgnął po komórkę. Włączył mapy google i odszukał wspomniane pasmo. Porównał ze współrzędnymi, które dostał od Hacwyr. Robin pochyliła się do przodu, żeby móc zajrzeć do komórki mężczyzny.
- Hmmm… niezupełnie. - Detektyw obrócił ekran w jej stronę, żeby lepiej widziała. - Pasmo Brenin jest tutaj - stuknął w ekran palcem, - a ja wskazywałem Owenowi to miejsce - przesunął mapę palcem. - Dziwne zachowanie psów? Co masz na myśli? Coś takiego, czego byliśmy świadkami dzisiaj? Znasz się chyba trochę na czworonogach - spojrzał na Foxy chowając telefon. - Jak myślisz, co to było?

Robin wyprostowała się. Przez chwilę milczała, przypatrując się mężczyźnie. Czas było przejść do kontrataku.
- Teraz twoja kolej – powiedziała w końcu. – Gramy w 100 pytań, ale tylko ja gram fair. Ty odpowiadasz pytaniami na moje pytania, albo coś rzucasz bokiem. Może detektywi tak mają, nie wiem, nie znam wielu…
- Czemu interesujesz się górami? Skąd masz tą lokalizację i co tam się zadziało?

Podniosła palec dla podkreślenia wagi swoich słów.
- Jeśli ładnie odpowiesz, dostaniesz nagrodę - zapewniła go.- Też ci coś pokażę.

Zaśmiał się cicho, serdecznie na to porównanie.
- Skrzywienie zawodowe - wyjaśnił ciągle się uśmiechając.

Zakręcił piwo w kuflu, zastanawiając się nad czymś. Napój zafalował obmywając ścianki naczynia.

- Dobrze - stwierdził w końcu poważniejąc. Rozejrzał się wokół sprawdzając czy ktoś mógłby usłyszeć ich rozmowę. - Chcę jednak, żebyś wiedziała, że ta wiedza wiąże się z ryzykiem. Komuś zależy, żeby utrzymać wszystko w tajemnicy. Robin. - Spojrzał jej w oczy. - Dwa razy już mnie zaatakowano i za drugim razem próbowano mnie zabić. Rozumiesz? To nie jest zabawa. Jesteś pewna, że chcesz wiedzieć?

Na moment oczy kobiety rozszerzyły się, nie wiadomo czy ze strachu, czy zaskoczenia. Szybko się opanowała.
- Zadam ci prywatne pytanie – powiedziała. – Nie obraź się, proszę. Jeśli nie chcesz, to po prostu nie odpowiadaj.
Nie pytała o zgodę, raczej informowała, co za moment zrobi.
- Czy masz za sobą epizody psychiatryczne? Leczenie, załamania, może PTSD? Jakaś inna diagnoza?

Lwyd uniósł brwi w zdziwieniu.
- Nie jestem wariatem, jeśli o to pytasz, chociaż taka deklaracja pewnie padłaby z ust każdego wariata. Do czego zmierzasz?
- Byłam ciekawa
- odpowiedziała lekkim tonem. - Ostatnio zadziwiająco dużo cennych informacji dostaję właśnie od , jak byłeś to uprzejmy określić – wykonała manualny cudzysłów – „wariatów”. Nie lubię tego słowa. Choć mam dziwne poczucie, że oni... widzą więcej.

Wstała.
- Przepraszam cię na moment, zaraz wrócę.
Skierowała się w stronę toalet.
Wyciągnęła komórkę i wpisała smsa do Hugona:
Hej, tu twoja ukochana siostra. Mógłbyś użyć swoich kanałów i sprawdzić dla mnie jednego gościa? Huw Lwyd, twierdzi, że jest detektywem.


Umyła ręce i wróciła do stolika, gdzie Siwy w tym czasie dojadł stek.

- To ciekawe co powiedziałaś – zagaił, kiedy na powrót usiadła. - . Pozwól, że wrócimy do tego później, a na razie.. Twoja ocena zdarzenia na zawodach - przypomniał.
- Coś sprowokowało psy, to oczywiste. Myślę, ze najbardziej pasowałby jakiś dźwięk, niesłyszalny dla ludzi. Ewentualnie jakaś substancja rozpylona w powietrzu.. ale to już bardziej skomplikowane technicznie.
- No ale przede wszystkim– nie mam pojęcia, po co ktoś miałby robić coś takiego. W jakim celu. Chyba, że to był test.. lub coś się wymknęło spod kontroli. Oczywiście, pierwsze co się nasuwa to eksperyment wojskowy. Albo wykorzystano zgromadzone psy, albo przypadkiem znalazły się w spektrum oddziaływania… tego czegoś.

Pogrzebała w zapiekance, już zimnawej.
- Co jest w górach? Czego szukasz?

Coś w zachowaniu dziewczyny wzbudzało jego zaufanie. To nie był jedyny powód by dzielić się z nią tą wiedzą i narażać na niebezpieczeństwo. Było coś jeszcze. Przeczucie. Coś nieokreślonego, co szeptało mu w głowie, że to spotkanie nie jest przypadkowe, że ta znajomość może pchnąć śledztwo do przodu. Nie raz takie przeczucie pomogło mu w rozwikłaniu sprawy. Niemal tyle samo razy go zawiodło. Westchnął.

- Mój klient przed zniknięciem dostał zaproszenie do Sionn. Sygnał został nadany z tamtego właśnie miejsca. Nie jest jedynym, który zniknął ostatnio w tych górach. Mam podejrzenie, że te zniknięcia i dzisiejsze zachowanie zwierząt jest w jakiś sposób ze sobą powiązane.

Dopił piwo.

- I tutaj najciekawsze. Też stawiałem na dźwięk, albo jakiś rodzaj fal elektromagnetycznych, nie jestem specjalistą, które mogą wpływać na umysł ludzki, wywoływać określone działania, zachowania, odczucia, czy sny. Osoba, która próbowała ostatnio odciąć mi głowę stalową linką była w czymś w rodzaju hipnozy. Po przebudzeniu niewiele pamiętała. Myślę, że ktoś specjalnie emituje… coś… a zachowanie zwierząt jest ubocznym, niezamierzonym efektem.

Komórka Robin zapikała.
- Przepsz – mruknęła, zerkając na wyświetlacz. Z jej twarzy dało się wyczytać, że nie takiej wiadomości się spodziewała.
Ukochanej siostrze należą się bęcki Matka prawie mnie zabiła, ze mną też nie mogła się skontaktować, byłem na akcji. Gdybym siedział u siebie w 20 minut bym ustalił, co z tobą.. No dobra, sprawdzę tego gostka, ale to potrwa. Postaraj się unikać kłopotów, albo zlecę policji w tej dziurze, żeby cię zatrzymali i osobiście was stamtąd odbiorę.


Schowała urządzenie i przez chwilę wpatrywała się w ścianę za plecami mężczyzny.
- Coś się stało?
- Hmm?
- przeniosła spojrzenie na Huwa. - A sms.. nie, czekam po prostu na wiadomość, ale to nie ta.
Milczała jeszcze moment, w końcu podniosła widelec i znów zaczęła grzebać w talerzu. Nabiła kawałek bakłażana i w końcu dopytała:
- Co dokładnie masz na myśli mówiąc, że klient dostał zaproszenie do Sonn?
- I tutaj wrócę do…
- nie użył pejoratywnego określenia, chociaż cisnęło się na usta. - Zaginiony leczył się psychiatrycznie. Zaproszenie, mail, nawiązywało do jego koszmarów sennych. W Sionn miał znaleźć rozwiązanie.

Robin drgnęła, widelec wypadł jej z dłoni, stuknął o brzeg naczynia i spadł na podłogę.
Foxy podniosła mordę i zaciekawiona obwąchała niespodziewany prezent. Nie ruszyła jednak jedzenia, wiedziała, że nie wolno jeść niczego z ziemi. Nigdy nie karmiono jej w czasie ludzkich posiłków. Spojrzała pytająco na swoja panią, ale ta nie zwracała na nią uwagi. Suczka westchnęła zawiedziona i znów ułożyła się pod stołem.
- To niemożliwe – Robin pokręciła głową. – Kto cię wynajął?
Detektyw zlustrował salę, czy nikt nie zwrócił uwagi na dziwne zachowanie kobiety. Schylił się i podniósł widelec. Odłożył go na papierową serwetkę.

- Nie sądzę, żeby nazwisko cokolwiek ci powiedziało, nawet gdybym był upoważniony… - Położył dłoń na jej dłoni. - Na pewno wszystko w porządku?
Cofnęła gwałtownie dłoń a potem odsunęła całe ciało, przyciskając plecy do oparcia krzesła.
- Jak na taką dziurę zadziwiająco dużo się dzieje, prawda? - zaśmiała się nerwowo. - Psy szaleją, ludzie giną, albo działają w amoku mówisz, że były na Ciebie dwa ataki?
Wzięła upuszczony widelec z serwetki i znów zaczęła nim grzebać w talerzu. Rozdzieliła warzywa na dwie części, tworząc między nimi wolną przestrzeń, na całą długość naczynia
- Słyszałam już o koszmarach sennych. Mają związek z korytarzem, którym trzeba iść. Słyszałam też o mailu, który sugerował, że rozwiązanie znajduje się w Sionn… dlatego zapytałam kim jest twój klient.

Cofnął swoją rękę. Oparł się na krześle i obserwował ją chwilę w milczeniu.
- Czy… czy zawody to jedyny powód, dla którego przyjechałaś do Sionn?
- Główny
- powiedziała bardzo cicho, unikając jego spojrzenia. - Foxy musi ćwiczyć, żeby utrzymać tytuł championa, została mistrzem Walii i Szkocji trzeci raz z rzędu. Myślę o kolejnym miocie, jeśli dobiorę dobrego reproduktora, ich szczeniaki będą mogły zdobyć wszystko. To bardzo ważne, mogę jej zezwolić jeszcze najwyżej na dwa mioty, potem będzie to dla niej zbyt obciążające.
Zaczerpnęła tchu, aby opowiadać dalej o zasadach rozmnażania rasowych psów.
- Ale nie jedyny… - przerwał jej.
- Nie. - potwierdziła. - Słyszałam o korytarzu od pacjenta w szpitalu, potem znów na komisariacie.. Widziałeś tego maila?.
- "Wiem o korytarzu"
- zacytował z pamięci, nie spuszczając wzroku z dziewczyny.

Ta nie drgnęła nawet, ale nie była w stanie zapanować nad odruchami. Źrenice się jej rozszerzyły.
- Co wiesz o korytarzu? - zapytała, kompletnie wypranym z emocji głosem.
Lwyd westchnął.

- Może czas się przyznać, że oboje widzieliśmy go na własne oczy. - Detektyw uniósł dłoń wstrzymując ewentualny protest. - Twoja reakcja… - wytłumaczył, - tak nie zachowuje się ktoś, kto tylko o nim słyszał.

Robin wypuściła wstrzymywane od dłuższego czasu powietrze.
- Sądziłam, że to ty go posłałeś… - wyrzuciła z siebie, pochylając się w jego stronę. – Sądziłam, że tylko mi się to przydarza, że wariuję. Ten twój klient.. naprawdę istnieje? Ktoś na ciebie napadł, tutaj? Dlaczego? Co jest w tych górach? Macie inne współrzędne z policją.. Masz pomysł, o co w tym wszystkim chodzi? – zarzuciła go pytaniami.
Siwy, zarzucony pytaniami odpowiedział tylko na jedno.
- Nie, nie wariujesz.
I wyciągnął z kieszeni woreczek, z którego z kolei wyciągnął fajkę. Uspokoił gestem kelnera i nienabitą przytknął do ust.
- Uspokaja i pomaga skupić myśli - wyjaśnił. - A więc też śnisz… to może po kolei. Może wspólnie wpadniemy na coś.

I zaczął opowiadać o tym jak dostał wiadomość nagraną na sekretarkę, jak trafił na Addingtona, o napadzie, Edzie Pieńku, ataku Irlandczyka, w końcu o wspólnym śnieniu z dziewczyną z Jemioły i nieznajomym, który mówił o jakimś symbolu, o wizycie u Owena i w Jemiole.

- Tak więc podejrzewam, że jest nas - zakończył, - a przynajmniej było więcej, śniących o tunelu. Opowiedz mi teraz swoją część.

Pokiwała głową i wyciągnęła komórkę.
- Odnośnie symbolu… - znalazła odpowiednią wiadomość i pokazała mężczyźnie. - Wpadłam na pacjenta na tutejszym oddziale psychiatrycznym.

Opowiedziała o zachowaniu psa, dr Powellu, spotkaniu z Blackiem i jego ojcem. Miejscowej wariatce pani Skarks, zadaniu obserwacji jej siostry i spotkaniu z Wendy Adams. i Isią.

Siwy słuchał wszystkiego w milczeniu, przygryzając ustnik, dopytując kilkukrotnie o szczegóły, które z jakiś przyczyn wydawały mu się ważne. Gdy skończyła przymknął oczy i trwał tak chwilę w ciszy. Zdawać by się mogło, że drzemał, gdyby nie kciuk. którym pocierał delikatnie główkę fajki.

- Musimy się skupić na najważniejszych wątkach, które mogą nas doprowadzić do rozwiązania… Symbol, prześlij mi go proszę, spróbuję czegoś wyszukać. Wydaje mi się to istotne. Góry… to kolejny istotny wątek ale niebezpieczny. Poznałem kogoś, kto byłby skłonny podjąć wyprawę… W sprawie Eda Pieńka liczę na Owena. Sparks - zaakcentował to nazwisko, pukając ustnikiem fajki o usta, - ta kobieta może dostarczyć nam interesujących informacji. Nie uważasz?

Pokiwała głową.
- Można powiedzieć, że wykonałam zadanie, które pani Sparks przede mną postawiła. Więc żeby wyrównać przepływ energii, powinna mi odpowiedzieć na moje pytania.
- I jeszcze jedno
– w czasie opowiadania Robin skojarzyły się pewne fakty. - Foxy coś u niej wywęszyła pod podłogą. Podobno to spiżarka, ale jak się pewnie zorientowałeś, Foxy nie uważa jedzenia za coś dziwnego. Nawet bakłażanem wzgardziła – uśmiechnęła się słabo. – Chodzi mi o to, że ona przyuczana jest do ignorowania sygnałów płynących z otoczenia. Informuje mnie jednak o rzeczach, która ją niepokoją lub absorbują. Spiżarka, nawet pełna żarcia, nie powinna jej zainteresować. Tymczasem ona drapała w podłogę.
- Cenna uwaga
- przytaknął Huw. - Pomyślę o tym.

- Jutro o 12 jestem umówiona z Owenem Gryffithem . Jedziemy w góry, w to miejsce, gdzie było najwięcej zaginięć. Chciał jechać w nocy… Nie wydaje ci się to dziwne? Psy to nie sowy, łatwiej je obserwować w dzień.
- Może zjawiska są intensywniejsze w nocy?
- zasugerował. - Rzeczywiście dziwne. Powinniśmy też odnaleźć Maddison. Obawiam się, że mogło jej się coś stać. A… jak mówisz o Owenie, przypomniał mi się pewien szczegół. Policjant schował przede mną zdjęcie, gdy o nie spytałem zrobił się nerwowy. Może to nic, ale… z pozoru nic nie znaczące szczegóły już nie raz wprowadzały sprawę na właściwe tory
- Jakieś konkretne zdjęcie?
- To był medalik, a zdjęcie na nim było już wyblakłe i widziałem je z daleka. Domyślam się tylko, że musiało przedstawiać kogoś mu bliskiego.


Znów pokiwała głową.
- Gdzie się zatrzymałeś?
- W prywatnym apartamencie. Jego właściciel jest obecnie w szpitalu z przetrąconym kolanem, więc jestem sam.
Zasępił się wyraźnie.

- Martwisz się, że mu przetrąciłeś to kolano, czy czymś innym?
- Heh…
- żachnął się. - Gdybym nie strzaskał mu kolana, nie rozmawialibyśmy tutaj, teraz. Chyba nawet on sam nie ma do mnie pretensji. Ostatnią noc spędziłem w samochodzie. Muszę się przenieść. Tam nie będę bezpieczny.
- Mieszkam w Jemiole. Nie mam dobrego zdania o właścicielach, ale jest czysto. Nie mają chyba zbytniego obłożenia… Wspominałeś, że ta Maddison tez się tam zatrzymała, dobrze pamiętam? Nie wpadłam na nią...


Uśmiechnął się słabo.
- Taak. Jemioła to może być jakaś opcja. Wezmę ją pod uwagę
- Dobrze
- Robin zerknęła na zegarek. - To był długi dzień… Pozostańmy w kontakcie, ok?
- Jasne! Dzwoń gdy tylko będziesz miała taką potrzebę. O każdej porze dnia i nocy. I Robin… Uważaj na siebie
- powiedział całkiem poważnie. - Tutaj giną ludzie.
- Jasne
– odpowiedziała.





Szły powoli w stronę pensjonatu. Pozwoliła Foxy na eksplorację, wiec ta wachlując ogonem, obwąchiwała każdy dostępny kąt. Suczka była w swoim zwykłym nastroju, zaciekawiona i zadowolona.

Robin niechętnie wróciła myślami do wydarzenia z popołudnia Jej zwykła taktyka – ignorowanie i odsuwanie nieprzyjemnych myśli i emocji – tym razem nie zadziałała. Choć próbowała udawać, że nic się nie stało, a Sen był tylko odreagowaniem emocji po zdarzeniu na zawodach. Napięcie w ciele ciągle narastało, stając się coraz bardziej nieznośne. Potrzebowała fizycznego zmęczenia, intensywnego ruchu. Zatęskniła do Willa. Do zawodów crossowych. Może znajdzie rano jakąś siłownię? Raczej nie ma co liczyć na całodobowe obiekty w takiej dziurze… Niedaleko swojego mieszkania miała całodobowy klub fitness, mieli nawet mały basen z przeciwprądem. Może wędrówka po górach pomoże rozładować napięcie?

Ten Sen różnił się od poprzednich. Przesunęła dłonią po policzku i skroni, wspomnienie bólu ze Snu ciągle tam było. Ale najgorsze było to, że Sen przywołał jej własnych, bolesne wspomnień, które zagrzebała tak głęboko w pamięci, że nie miały praktycznie szansy się przebić. A jednak się im udało.
- Comment trouves-tu ton école ? - Non ! Rien de rien ... Non ! Je ne regrette rien ... - Mon chaton stupide, - Mon chaton stupide- Mon chaton stupide - Mon chaton stupide,- Mon chaton stupide, - obijało się jej o neutrony w mózgu, powodując prawie fizyczny ból.

Zakręciło się jej w głowie, przytrzymała się czegoś dłonią, szarpiąc smycz. Foxy spojrzała zaniepokojona. Robin poczuła, że sok z kolacji podchodzi jej do gardła, nachyliła się i zwymiotowała do kosza na śmieci. Łupało ją w skroniach.

Powinna pobiegać, ale nie będzie biegać nocą po obcym mieści. Foxy też należała się kolacja… Wiedziała, ze dziś na zaśnie – nie chciała zasypiać. Przez chwilę walczyła z pokusa, żeby wsiąść do Toyoty i wrócić do domu, ale złożona policjantowi obietnica trzymała ja na miejscu.

A może rzeczywiście się uda? Ustalą z tym gościem, o co chodzi we Śnie i Sen się skończy? Ta myśl poprawiła jej nastrój. Chyba, że to oszust, który włamał się do jej skrzynki.

Przyśpieszyła. Poćwiczy, pogada z Willem, miała chyba jeszcze butelkę prosecco w Toyocie, jakoś doczeka do świtu… Cele krótkoterminowe. Tak zawsze mówiła terapeutka. Rano znajdzie siłownię, potem pochodzi po górach.

A potem się zobaczy.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 16-08-2020 o 11:37.
kanna jest offline