Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2020, 14:48   #145
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Odpowiedzi dostali, z dwóch nawet źródeł, lecz nie rozjaśniły one spraw w najmniejszym nawet stopniu, jako że stale tajemnicą pozostawało, po co porwano Argenteę i dlaczego właśnie ją.
Potrzebna była Argentea, czy jakakolwiek szlachcianka w miarę wysokiego rodu, a Argentea miała akurat pecha?
O taką rzecz, jak dziewictwo porwanej (według niektórych niezbędne przy pewnych rytuałach) nie wypadało pytać. Ale zapewne była, bo inaczej po co byłyby rozkazy, by pozostawić ją nietkniętą.

Pozostawała też otwarta kwestia lodowego mefita płci żeńskiej oraz mchowego trolla, zdaniem Rokhara rządzącego wszystkimi 'zimowymi' stworzeniami, które panoszyły sie w Lesie Granicznym.
Słowo "troll" kojarzyło się Traivyrowi z istotami, które zniszczyć może ogień lub kwas. Pod tym względem zaklęcia, jakimi Traivyr dysponował, nie były zbyt wiele warte. A w ogóle to po powrocie będzie musiał przejrzeć swoje notatki i poszukać wiedzy o tych stworach.
Lub porozmawiać z Matką Teodorą. No i dowiedzieć się, czy w wiosce można kupić choćby jedną flaszkę alchemicznego ognia. A jeśli nie, to przydatne byłyby butelki z olejem do lamp...

* * *

Warta nie upłynęła jednak zaklinaczowi na planowaniu przyszłych działań przeciwko tym, co sprowadzili w okolice Heldren niechcianą zimę.
Co prawda Traivyr spędził w swym życiu wiele przyjemnych wieczorów w różnym towarzystwie, to jednak ten należało zaliczyć do najbardziej udanych i przyjemnych.
Oczywiście nie zamierzał nikomu o nim opowiadać, bo matka już by zaczęła planować wesele, baby z Heldren obrobiłyby Astrid tyłek, a rówieśnicy Traivyra wyśmialiby go, że wszystko skończyło się na zwykłych pocałunkach i uznaliby go za blagiera lub ofermę.
To, że pocałunki wcale nie były zwykłe nie miałoby znaczenia. A zresztą nie zamierzał nikomu o niczym opowiadać, bowiem wieczór spędzony przy kominku był sprawą tylko i wyłącznie Astrid i jego.
Przynajmniej na razie.
Astrid zaś nie zamierzał nawet wspomnieć o tym, że nim zasnął jego myśli krążyły nie wokół ciemnych chmur, gromadzących się nad Heldren, tylko wokół śpiącej o wyciągnięcie ręki dziewczyny.

* * *


Obudził się, gdy Astrid wstawała, lecz udał, że stale śpi snem sprawiedliwych. Nieco zaspana dziewczyna wyglądała uroczo, ale cóż... Niektóre rzeczy można widzieć, ale lepiej się ze swą wiedzą nie zdradzać. I stale udawał że śpi, podczas gdy Astrid wróciła, by się do końca ubrać.
Czy uwierzyła potem, gdy jej powiedział, że nie śpi? To już była jej sprawa. On powiedział tylko prawdę... choć może nie całą.
Jeśli zaś chodzi o wstawanie, to on sam nie uznawał nagości za tabu, ale Astrid mogła mieć na ten temat inne zdanie. Lepiej było nie ryzykować i niektóre sprawy pozostawić swojemu biegowi.

Śniadanie było pyszne. Najwyraźniej życie najemnika pozwalało rozwijać różnorakie talenty, w tym i kulinarne. A Traivyr zastanawiał się, czy w którymś z nich - w Astrid lub w nim - drzemie choćby cień takiego talentu. to zdecydowanie ułatwiłby im życie podczas wspólnych wędrówek.
Bo że do tych wędrówek dojdzie, tego był niemal pewien.
Nie omieszkał pochwalić Drzazgi. I nie żałował, że nie zaciukali jej wraz z pozostałymi bandytami. Oczywiście ze względu na to, że była niewinna, a nie z powodu bycia świetną kucharką.

* * *

Po śniadaniu zgarnęli wszystkie zdobycze i jedynego bandytę, który przeżył, i wyruszyli w drogę powrotną, przede wszystkim po to, by się pozbyć
Chociaż stale trzeba było uważać, to powrotna droga, pozbawiona niespodzianek, nie była tak ekscytująca, jak wyprawa do strażnicy. Jednak Traivyr nie narzekał. Po pierwsze - mile spędzał czas idąc u boku Astrid (tam, gdzie była taka możliwość), a po drugie - chwilowo emocji mieli dosyć, a od przygód ważniejsze było dostarczenie Argentei do Heldren.
Tam co prawda nie było dzieci z bukietami kwiatów ani panienek obcałowujących powracających triumfalnie bohaterów, ale zaskoczenie widniejące na twarzach mieszkańców rekompensowało brak łuku triumfalnego.

Spotkanie, w większości poświęcone sprawozdaniu z wyprawy, nie trwało zbyt długo, chociaż relacje, uzupełniane opowieścią Argentei, były dość dokładne.
Ionnia zapewne nie potrzebowała zapewnienia Astrid, by wiedzieć, że oboje ruszą ponownie do lasu.
- Spotkamy się rankiem - powiedział zaklinacz.

Wyszli razem z Astrid, a Traivyr uznał za rzecz oczywistą, że odprowadzi dziewczynę do domu. Nie żeby coś jej groziło po drodze, ale miał zamiar porządnie się z nią pożegnać, z dala od ciekawskich oczu.
I zrobił to, gdy znaleźli się w miejscu, gdzie nikt nie mógł ich zobaczyć, a szarość wieczoru sprzyjała dyskrecji.
Rozumiał, dlaczego nie powinien odprowadzić jej pod sam próg.

Nim zawędrował do domu odwiedził jeszcze Matkę Teodorę. Był pewien, że kto jak kto, ale stara wróżbitka powinna mieć wiedzę na takie tematy.
No i miała, chociaż wieści były średnio pomyślne.
- Lodowe mefity to małe, humanoidalne stworzenia ze skrzydłami i niewielkimi rogami - powiedziała. - To z natury psotniki, służące potężniejszym elementalnym istotom. Lodowe są odporne na zimno, jednak ich słabością jest ogień i ogólne ciepło. Potrafią zamrażać oddechem, korzystają też z magii.
- Co do mchowych trolli
- mówiła dalej - to duże, chude stworzenia w kolorze mchu, wydające się być pokryte liśćmi. Mogą zamieniać się w mchowe drzewo, dlatego ciężko je odkryć, jeśli nie wie się o ich obecności na danym terenie. Żyją i polują na drzewach, a ich największą słabością jest ogień, którego strasznie się boją.
- Alchemiczny ogień dostaniecie w aptece Tessarei
- dodała.

W domu powitanie było bardzo gorące, a rodzina z pewnością do rana wysłuchiwałaby po raz drugi i trzeci relacji z wyprawy. Traivyr jednak pominął barwne opisy wysyłania przeciwników na tamten świat i skupił się na rzeczach najważniejszych - na uwolnieniu szlachcianki i planach przegnania zimy z Lasu Granicznego.
Na szczęście pozwolono mu iść w miarę wcześnie spać.

Zakupy i rozmowy z kompanami musiały poczekać do rana.
 
Kerm jest offline