Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2020, 20:10   #859
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację

Kliknij w miniaturkę

Galeb zajął się poległymi i przeszukiwaniem ciał. Na początek - mag. Notatki i księga czarów, sakiewka z kilkunastoma monetami, wartymi łącznie może pół korony i druga, ukryta, z dwudziestoma koronami, pudełko z różnymi dziwnymi i bezużytecznymi przedmiotami, posegregowanymi po kilka identycznych w przegródce, od pukli włosów i kawałków węgla, przez puste fiolki po oczy jakiejś jaszczurki i pryzmaty. Do zabezpieczenia. Znalazł także kilka małych noży - jako kowal był w stanie zwrócić uwagę na to, że były bezużyteczne jako broń, raczej tępe i kiepskiej jakości, ponieważ robiący je kowal użył wyłącznie żelaza i do tego kuł je na zimno.
Gwóźdź - nie znaleziony. Dopiero po spaleniu ciała i przesianiu prochów można było wziąć go w ręce. Złoto było zapewne jedynie jednym z metali użytych do stopu, ponieważ nie znalazł żadnych odkształceń przedmiotu. Kowal run miał też po raz pierwszy okazję zobaczyć ten przedmiot z bliska. Rysy na nim układały się w dziwnie znajomy wzór. To musiały być runy! Nie znał ich, ale część kształtów była jakby znajoma. Gdyby tylko miał je jak porównać z innymi.

Karl, zwany Diukiem zginął straszną śmiercią. Ale za to zostawił po sobie niemalże nieuszkodzony pancerz. Naramienniki, Nagolenniki, napierśnik - wszystko ze stali najlepszej jakości, kolczuga i skórznia także nadawały się do użytku. Nie ufał nikomu poza sobą i swój skarb, czterysta osiemnaście koron nosił przy sobie, poupychane po sakiewkach, kieszeniach, w butach i gdzie się dało. Przy kostce miał jeszcze swój ulubiony majcher. Jak na taką broń, jakość ostrza zadziwiała.

Każdy wojownik zaznajomiony jest z ranami. I każdy umie je "jakoś" obwiązać. Detlef, przez lata pracy jako ochroniarz nauczył się nieco więcej i choć pozbawiony daru leczenia jak niektórzy kapłani czy zdolności prawdziwego chirurga dawał sobie radę z ogarnięciem polowego szpitala, w które zmieniło się teraz pobojowisko. Nie było nikogo, kto wyszedł z boju bez utraty krwi, jemu samemu blizna będzie przypominać o bitwie z demonem do końca życia, ale ostatecznie niemal połowa oddziału wróci do swoich. Straty były poważne. Ale gdyby nie on, w klanie byłby jeden kaleka więcej, a jeden żywy wojownik mniej. A to też się liczyło. A poza tym, ku swojemu zdumieniu odkrył, że Oleg nadal dycha. Ledwo, ale jednak.

Kliknij w miniaturkęKliknij w miniaturkę

Gustaw von Grunnenberg postawił twarde warunki. Zbyt twarde jak na ten moment. Ale wystarczająco zbliżone do możliwych do zaakceptowania, skoro negocjacje trwały dalej.
- Połowa łupów jedzie, połowę zostawiamy. Jak już mamy nic z tej zawieruchy nie wynieść to się wolimy przebijać.
A dziesiątkami w realnych odstępach to przejdzie może połowa zanim nas wytłuką. Wernicky, jego sztab i nienajemnicy gotowi są się spotkać choćby i zaraz
- przekazał poseł zaraz po powrocie na drugą rundę rozmów.
Gustaw wiedział, że jeśli zaatakują go na poważnie, przebiją się. Ale wozy bez jego pomocy (a przynajmniej nieprzeszkadzania) nie przejadą.

Loftus słuchając jak to Myrmydia osłoniła uchodźców dzięki wstawiennictwu akolitki i zesłała im Gustawa na ratunek uśmiechnął się. Przy odrobinie wysiłku na początek i odpowiednim szepcie albo dwóm co jakiś czas plotki pakujące Roz w rolę "odnowionej boską mocą wybrańczyni Myrmydii" miały się dobrze i nie wymagały jego obecności, ludzie sami zaczęli dodawać różne fragmenty i wątki do legendy. Wyspany i najedzony zrozumiał w końcu czego nie zrozumiał. Ludzie nie wędrowali wielu mil jak on. Większość wieśniaków nie oddalała się od swojej wioski dalej niż do sąsiedniej albo do miasteczka na jarmark. Mało kto lazł na drugą stronę gór, a jeśli już, to zwykle nie wracał. A już na pewno nie łazili tajnymi ścieżkami krasnoludów, skoro mieli szlak.

Roz tymczasem mało mówiła i dużo słuchała. Najwyraźniej trzonem sił trzymających Przełęcz byli jacyś Ostatni. Dziwaczna zgraja, której większość "żołnierzy" gdzieś się rozlazła. Gustaw, szlaxchcic dowodził z jakiegos powodu najemnikami Brocka, który umierał w swoim namiocie. Loftus to ich mag, który właściwie nie czaruje nie licząc najprostszych zaklęć. Niziołek Bert gdzieś się tu kręci podobno, pilnując by resztki zapasów starczyły dla wszystkich. Zwiadowcę zakosił im inny mag, krasnoludy były dwa, ale też gdzieś polazły, szukać tego maga, albo demona, albo goblinów, relacje były sprzeczne. Pojedyncza dziesiątka Wissenlandzkich rezerw, nawet pełna, pewnie najwyżej stanowiłaby drobną niedogodność, ale z jakiegoś powodu najemnicy ich wsparli, przejęli ten posterunek a potem sami go odbili ze swoich rąk i teraz trzymają się resztką sił. Część z nich żałuje, że zostali, wielu jest rannych a wszyscy zmęczeni. Harkin Brock umiera i to jest problem, bo to on im płaci ostatecznie, a kto wie na co się umówił z tym całym von Grunnenbergiem. O szlachcicu mieli nawet dobre zdanie, ponieważ dowiódł, że ma szczęście. Tylko co dalej? Gustaw sobie pójdzie, Harkin umrze, jego zastępca zdradził, kompania się rozpadnie. A to nikogo nie cieszyło. I obniżało morale. Gustaw najwyraźniej tego nie widział albo postanowił zlekceważyć.
Uwolnieni więźniowie dobrze robili za uzbrojony tłum, ale w razie walki rozpierzchną się pod pierwszym uderzeniem weteranów Wernickiego.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline