Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-08-2020, 21:39   #203
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 87 - 2037.V.13; śr; ranek

Czas: 2037.V.13; śr; ranek; g. 08:15
Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho


Zebranie



Znów się zebrali w komplecie. Znów w sali odpraw. I znów by podsumować to co kto się dowiedział od wczorajszego wieczornego spotkania i zastanowić się co z tym zrobić. Jak zwykle najbardziej chałaśliwy i bezpośredni był Ruben.

- No więc jak wczorak byłem w “The Hood” z czterema kociakami… - nie omieszkał o tym wspomnieć o okolicznościach w jakich był w tym nocnym klubie. I jak o tym opowiadał i zerkał porozumiewawczo na swoich kolegów i koleżanki to wyglądało jakby zorganizował sobie wczoraj jak nie swój prywatny harem to co najmniej grupkę adoratorek. A on oczywiście był głównym rozgrywającym w tej grze.

- Ale nie przejmuj się George! Nie zapomnieliśmy o tobie stary druhu! Też powinienieś się rozerwać bo zrobi się z ciebie taki sztywniak jak z Lawa. - zaśmiał się rubasznie wskazując kciukiem na szefa skanerów. I swojego bezpośredniego zwierzchnika. George za to posłał mu podejrzliwe spojrzenie nie bardzo wiedząc jak ma odbierać te słowa kolegi. Jak groźbę, przytyk czy obietnicę. Bo ten szczerzył się bezczelnie jak zwykle i może znów kombinował jakąś psotę.

- Chyba pojechałeś tam po coś konkretnego nie? - George wolał zmienić temat na bardziej bezpieczny, znany i służbowy. Taki w którym bardziej równali się obowiązkami i swobodą działania.

- Sztywniak no za dużo z Lawem przebywasz… - Ruben pokręcił głową całkiem udanie udając smutek i rozczarowanie. W końcu Yoshiaki też straciła do niego cierpliwość.

- Mów w końcu co się dowiedziałeś. - Chinka ponagliła kolegę by wreszcie wyciągnąć z niego te zeznania. Wczoraj wrócił dość późno i dyplomatycznie można było powiedzieć, że komunikacja z nim była mocno utrudniona.

- Ty też za dużo przebywasz z Lawem. - Ruben obdarzył ją podobnym spojrzeniem i uwagą jak przed chwilą kolegę. No ale już nie przeciągał struny i streścił czego się wczoraj dowiedział w klubie.

A mianowicie tak, dzięki Vicie i swoim świetnym jej bajerowaniu, ta dała mu namiar na typka co handlował prochami. Nawet w rozmowie wyszło, że Baileia kojarzy chociaż Ruben odniósł wrażenie, że chyba nie współpracują ze sobą zbyt regularnie. Albo Johan takie chciał odnieść wrażenie. Tak czy siak trochę jego też pobajerował, popłakał, pożalił się no i nawet zrewanżował się paroma ciekawymi plotkami o okolicy więc Johan w końcu przyznał, że ma różne prochy w tym także te na anemię. I nie bardzo chciał powiedzieć czy Greta albo ktoś inny się u niego zaopatruje. Ale świadomie czy nie jak Ruben mu pokazał jej fotkę to ją rozpoznał. W końcu przyznał, że czasem do niego przyjeżdża, zwykle jak jej się pewnie prochy kończą. Tak jakoś raz na miesiąc, raz na pół miesiąca albo rzadziej. No więc mieli dość konkretny dowód, że Norweżka kręci się gdzieś w okolicy.

No a i rozmowa z Bileiem okazała się bardzo owocna. Szef laboratorium prochów okazał się wczoraj wieczorem bardzo rozmowny i chętny do współpracy by zemścić się na Czerwonych Dłoniach za taki szwindel. Bez żadnych oporów podał adres w jakim wcześniej wymieniali się z Czerwonymi. Z opisu brzmiało to jak jakiś z pustostanów przy rzece na południowych peryferiach dawnego St. Louis. Potem nawet Law znalazł tą lokację na Google Map. Nie wyglądała zbyt zachęcająco. Jak kolejny, zaśmiecony i zdezelowany pustostan. Jeden z wielu w okolicy. Można było przejść czy przejechać obok nie zwracając na niego uwagi. I pewnie o to właśnie chodziło przy nielegalnych wymianach.

Niestety Bailey nie wiedział gdzie Dłonie mają swoją kryjówkę. Podejrzewał, że gdzieś w okolicach dawnej osady Imperial. Tak słyszał. Osada też wydawała się plamą szarości, obok szarego kleksa infrastruktury wielkiego miejskiego molocha. Wydawało się, że w porównaniu do dawnego St. Louis te Imperial to parę ulic na krzyż. Ot jedna z dzielnic - sypialni dla dawnych mieszkańców miasta. No ale jednak do “ręcznego” przeszukania to jednak trochę było. Samochodem to z terenu dawnego browaru byłoby może kwadrans albo dwa drogi do tego Imperial.

Z tego co mówił i Bailey i ten diler prochów i drugi od broni to wyglądało na to, że te Czerwone Dłonie to taka banda. Trochę jak gang. Czasem wynajmowali się do jakiejś roboty dla kogoś, czasem robili jakiś skok na coś czy kogoś, a czasem uczestniczyli w pośrednictwie. Tak jak do niedawno zapewniali dostawy dla Bailey’a. Właściwie nie wiedział skąd biorą te półprodukty i za bardzo go to nie interesowało. Podejrzewał właśnie, ze raczej sami ich nie wytwarzają a jedynie pośredniczą. Ale skąd mieli ten towar to nie wiedział. Poza tym namiarem na dawną sypialnię miejskiego molocha w Imperial to jedynym punktem gdzie można było oczekiwać Czerwonych to był “The Hood”. No ale właśnie jak podejrzewał Law nie było pewne czy teraz będą się tam pokazywać.

Sama banda liczyła… No tak dokładnie to Bailey nie był pewny. Na wymianę zwykle przyjeżdżała obsada furgonetki czyli dwie czy trzy osoby. No ale różni to podejrzewał, że w ogóle to może być ich z pół tuzina. Z tymi co miał jakiś kontakt podczas wymian czy robienia interesów. No ta Gerda rzucała się w oczy bo i była jedną z niewielu kobiet po obu stronach jak i często przyjeżdżała. Ale ona nie była szefem bandy, szefem był Hook. Nazwany tak bo miał cyberramię ze szczypcami zamiast ręki. Co trochę przypominało hak dawnych piratów to i pewnie stąd ksywa. Ale ta Gerda chyba była jego porucznikiem czy kimś takim. Bo zwykle ja była to z nią się gadało. A do tej pory współpraca układała się z Czerwonymi w porządku. Dostarczali towar zwykle na czas i bez komlikacji a sami odbierali gotowce. Troche taka jakby prowizja. Dostarczali półprodukty no a lab Bailey’a oddawał im część gotowych produktów. No ale z miesiąc temu jakoś dogadali się z Zamaskowanymi co oferowali to samo ale za niższą cenę. Więc Bailey postanowił się przerzucić na nich, zwłaszcza jak uruchomienie tego laba mocno ich kosztowało to ciął koszty gdzie tylko mógł. No ale takiego numeru od Hooka to się nie spodziewał! Dlatego teraz pałał żądzą zemsty i nie ukrywał, że nie miał nic przeciwko by xcomwocy “zrobili z nimi porządek”.

- No to jak powinęli furgonetkę Baileya no to pewnie zabrali ją do siebie. I jeśli nie zwinęli manatków to nadal mogą tam być. A jeśli nie opchnęli dalej tych prochów no to może nadal tam są. - Ruben rozważał na głos to co już zdołali sobie powiedzieć o tych nowych faktach w sprawie zaginionej furgonetki chemików. Mimo wszystko ani szef tych chemików ani żaden z handlarzy nie mieli pojęcia jaki jest aktualny status Czerwonych Dłoni i porwanej furgonetki. Czasu nie mieli zbyt wiele. Jak Bailey miał wznowić produkcję to powinien ją zacząć dziś, najpóźniej jutro no jak częściowo by mieli dać tylko partię tego co robi się najprędzej to w piątek.

- No ale jak ich znaleźć? I co z nimi zrobimy jak ich znajdziemy? - Yoshiaki zapytała na głos wodząc po zebranych twarzach. Jakby chcieli się wywiązać z obietnicy danej lokalnym mieszkańcom w zeszłą niedzielę no to nie mieli zbyt wiele czasu do działania. A namiar był tak sobie dokładny. Chociaż na tyle dokładny by coś zacząć tam szukać. Pytanie kto by miał się za to zabrać i co zrobić jak już by znaleźli kryjówkę bandy Hooka.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline