Opłotki wsi
Elf chętny był do pomysłu zasadzki na grubego zwierza. Przecie sam nocą miał już jednego mutantów na celu, jeno rozwaga wzięła górę nad nienawiścią i Szemrzący Strumień podarował zwierzoludziom onym razem pomny, że pewnikiem sam skończyłby niechybnie martwy. Ale w kilka osób sprawa się miała innaczej. Problem jeno tkwił, nie tyle w ubiciu podłych pokrak, jeno w czym innym. Co będzie kiedy wrócą z wyprawy, prowadząc winne sodomii dziewki? Jeśli brzemię chaosu przenikło wieś bardziej, to mogą skończyć rozniesieni na widłach i kosach, kiedy mieszkańcy obrócą się przeciw nim. Komu mogli zaufać?
A nie było mu w smak ubijać podczas zasadzki wszystkich, równo zwierzoludzi jak i te dziewki, co się nimi parzyły. Tedy mogliby zatuszować swój udział w zasadzce i zrzucić jarzmo strachu na podłych mutantów. Ale elf nie był zdolny do takich niecnych czynów, do bezczeszczenia ludzkich zwłok. Owszem, Timmowe siostry zasługiwały na śmierć, ale na lekką, a nie na męczrniach. To się mieściło w głowie leśnego.
Co myślał, to przekazał dwóm podróżnikom do wspólnego przemyślenia, wcześniej upewniwszy się, że nikt nie będzie ich w stanie posłyszeć. |