Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2020, 09:56   #16
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Eve od razu zgodziła się zostać przewodnikiem, pakując sprawnie swoje niezbyt liczne rzeczy i wrzucając na tył samochodu.
- Możecie wrzucić swoje bagaże. Normalnie kazałabym ci się wieźć, ale macie za dużo maneli - roześmiała się, klepiąc Kane'a po tyłku. Ruszyli wkrótce, zmierzając w czerń nocy. Siły szybkiego reagowania po konsultacji z dowództwem nie chciały ich dłużej zatrzymywać, pomimo możliwości sprzętu Scrap. Sprawa dziewczyny nie była ich sprawą, urwanie się brzmiało najlepiej.
Z akcji pozostały im dodatkowe komunikatory, Eve w trakcie drogi mogła im więc wytłumaczyć gdzie zmierzają.
- Baza znajduje się na skraju Marblemount, dawnej wypoczynkowej miejscowości, obecnie niezamieszkałej. Tuż na północ od drogi będącej bardzo umowną granicą. Wysyłam wam lokalizację.
Na spiętych z komunikatorami holo pojawiła się wiadomość.
- Wiele więcej nie wiem. Nasi ludzie na miejscu mają nam pokazać i wyjaśnić wszystko.

Przemierzanie nieoświetlonych górskich dróg w środku nocy wymagało sporo uwagi i niezbyt dużych prędkości. Wszystkie wyglądały podobnie, otoczone po obu stronach lasem, wąskie, kręte i ciągle albo pnące się w górę albo zjeżdżające w dół. Wilgoć utrzymywała się tak wysoka, że szyby kasków bez przerwy się nią w pełni pokrywały. Minęli zaledwie kilka zauważalnych miejscowości, gdzie mieszkali ludzie posiadający prąd - dzięki czemu cokolwiek w oddaleniu ponad dwudziestu metrów od drogi było w ogóle do odróżnienia od przenikliwych ciemności. Dzika natura, prawdziwie odludne miejsce, kiedyś chroniony rezerwat przyrody. Nieco dziwne miejsce dla bananowej republiki.

Eve jechała z pomocą gpsa, tylko dzięki temu pewnie wiedziała gdzie należy wreszcie zjechać z "głównej" drogi - bo szczególnie w nocy wszystko wyglądało tak samo. Na mapie satelitarnej wyglądało to jak krótka droga do dwóch budynków mieszkalnych, otoczonych obecnie głównie przez las. Pole z boku kiedyś mogło służyć za stok narciarski dla początkujących. Po dwustu metrach od głównej drogi napotkali świeżo postawioną siatkę i zamkniętą bramę, zaraz za nimi światła pojazdów oświetlały piętrowy budynek. Panowała ciemność. Eve zatrąbiła, ale niewiele to zmieniło.
- Powinni do nas wyjść i zidentyfikować - jej głos przejawiał w połowie irytację, w połowie niepokój.
Dawn zatrzymała swój motor w środku grupy, z ulgą zdejmując tyłek z siodła. Wybrała sobie takie wygodne, ale jeżdżenie na tym nie było taką atrakcją, jaką wydawało się podczas kupowania. Było zimno, mokro i twardo, pozycja też zostawiała wiele do życzenia. Wyjęła Bzzta z sakwy i wypuściła na wolność. Ruszając mechanicznymi skrzydełkami pofrunął w stronę budynku.
- Zwiad puszczony. Powinnam zrobić też globalny? - zapytała, myśląc o Frugo.
Bzzt przeleciał nad siatką i sprawnie ominął dom, znajdując po drugiej stronie zaparkowany tam wóz terenowy, podobny do tego, którym poruszała się Eve czy siły szybkiego reagowania Republiki. Wszędzie było ciemno, ani śladu ruchu. Drzwi i okna w budynku zostały zamknięte, te na piętrze były zabite deskami. Ktoś niedawno wykonywał tu prace remontowe, ale bardzo pobieżnie. Panowała cisza.
Kane podjechał pod samą bramę, wyciągając z uchwytu swojego jackhammera i opierając go o kierownicę. Zgasił motor i wysłuchał co Scrap ma do powiedzenia. Wtedy dopiero zsiadł i zbliżył się, sprawdzając najpierw małym kamieniem czy siatka jest pod prądem, następnie spróbował otworzyć bramę.
- Wchodzimy, zaspali czy nie. Eve, poinformuj szefa.
Fox po wyłączeniu silnika i zejściu z motoru przeciągnął się, rozprostowując kości. Z pewnością nie był to jego ulubiony środek transportu. Utrzymywanie podobnej, jednolitej pozycji podczas dłuższej jazdy, zwłaszcza nocą po słabych drogach, a więc wymagającej sporej koncentracji, nie należało do najprzyjemniejszych. Raver rozejrzał się wokół. Taka cisza nigdy nie budziła dobrych skojarzeń, miejsce było jednak nieznane. Gdy Kane sprawdzał wejście, Anglik skierował uwagę na drogę i najbliższą okolicę samego wjazdu, próbując ocenić, czy gdzieś są ślady jakiejś niedawnej aktywności poza ich własną.
Bailey brak odpowiedzi na swoje pytanie uznała za odmowę, więc skupiła się na mechanicznym komarze. Zamknięte drzwi czy tym bardziej zabite deskami okna nie były dla niego przeszkodą nie do pokonania. Zaczęła szukać dziur, aby dostać się do środka budynku.
Jechali za prowadzącą ich przewodniczką, po potencjalnie bezpiecznym terenie, więc tym razem Valerie zdecydowała darować sobie miejsce na czele zespołu, a zamiast tego ustawiła się na samym końcu i trzymała w pewnym oddaleniu. Dlatego do nowej bazy dotarła na samym końcu. Na pierwszy rzut oka wydawała się opuszczona. Jak na miejsce, które warto było zostawić im do opieki, wydawało się to bardzo dziwne. Na wszelki wypadek wyjęła broń i podeszła do Kane'a oglądając uważnie zabezpieczenia.
Brama została zamknięta na klasyczną kłódkę i łańcuch, nikt nie podłączył jej do prądu. Wszystko wyglądało amatorsko, wykonujący tu prace ludzie Republiki nie mieli ani dużych zasobów, ani czasu. W końcu była to też nowoodkryta placówka, może nawet uznali, że w ten sposób zwracają mniej uwagi i nikt nie odkryje, że znajduje się tu coś istotnego. Niezależnie od powodów, Shade rozpracowała zamek w tym samym czasie, w którym Bzzt znalazł szparę w deskach na tyle dużą, aby wcisnąć się do środka budynku - na piętro. Kierowany przez Dawn obleciał całą górę i najemniczka mogła od razu stwierdzić, że górnej części budynku nikt jeszcze nie zagospodarował. Były tu pokoje ze zniszczonym, starym wyposażeniem, nie ruszane od lat.
- Szefostwo twierdzi, że rozmawiali z nimi mniej więcej jak wyjeżdżaliśmy z obozu - Eve relacjonowała im swoją rozmowę, którą prowadziła w samochodzie. - Potwierdzili gotowość do przyjęcia nas. Teraz nie mogą się z nimi skontaktować. Mamy zielone światło.
Brama już stała otworem, a dron zwiadowczy już przemykał po korytarzu parteru, gdzie widać było ślady prowadzonych porządków i przemeblowań. Większość drzwi była też pozamykana i musiał się wciskać, aby zajrzeć do środka. Znalazł dwa pokoje z pryczami, w jednym z nich oprócz łóżek leżały też rzeczy należące najpewniej do ludzi Republiki. Z ograniczonego obrazu mikroskopijnej kamery trudno było wywnioskować czy zostały porzucone na szybko. Plecaki stały przy pryczach, część ubrań leżała na materacach, nie było śladu broni. A jednak drzwi i do pomieszczenia i domu zostały zamknięte. Żadnych śladów walki, ani w środku, ani na zewnątrz jak szybko stwierdzili zbliżający się najemnicy. Silnik zaparkowanego samochodu był zimny.
- Nie podoba mi się to. - Stwierdziła najemniczka, czując jak adrenalina powoli wtłacza się do jej żył. To nie było nagłe uderzenie do krwi, ale dreszcz, który przenikał jej komórki na poziomie molekularnym. Gotowość ciała, które szykowało się do walki. Znała to uczucie. Było jedyne w swoim rodzaju i niewiele innych mogło się z tym równać. - Myślisz, że spadochroniarze w obozie mogli być tylko po to by odwrócić uwagę? - Popatrzyła na Kane'a - Albo może mieli do załatwienia dwie sprawy? To byłoby lepsze, niż alternatywa, że coś, co tu znaleźli, załatwiło ich od środka.
- Nie, spadochroniarze mieli swoją misję. Republika nie może sobie pozwolić, aby łazili po jej terenie, ale powiedzmy sobie szczerze, jakaś młoda siksa z obozu szkoleniowego to nie priorytet. I za daleko stąd, o ile nie było dwóch grup. Sami republikanie za to mówili, że to miejsce to poza ich terenem, aye? Nie wygląda jakby ktoś ich tu znienacka zaatakował - Kane dywagował cicho do komunikatora. W międzyczasie nasunął na oczy noktowizor i rozglądał się uważnie. - Eve, wiesz coś o wejściu do labu? Jest w tym drugim budynku?
I tak musieli tam iść, Irlandczyk czekał jeszcze na potwierdzenie od Dawn, że w budynku obok nich nie ma żadnych ludzi. W tym przypadku nie uważał, że szybkość powinna iść przed dokładnością. Upamiętnienie na tablicy ich pseudonimów po głupiej śmierci to nie było coś, o co walczyli w Republice.
- Nie mam pojęcia - przyznała Eve, poprawiając krótki karabinek na swoim ramieniu - Sama dopiero dzisiaj dowiedziałam się o tym miejscu.
Bzzt nie znalazł nikogo. Budynek nie był wielki, po kilka pomieszczeń na piętro. W żadnym nie krył się człowiek, a jedyne ślady bytności poza "sypialniami" dron znalazł w kuchni. Wciąż bez jednoznacznych sygnałów odnośnie tego co tu się wydarzyło.
- Nie ma śladów walki, a wszechobecna prowizorka tutaj sugeruje, że ktoś nie aż tak dawno jednak tu bytował - Fox powiedział do komunikatora. - I tak jesteśmy na miejscu. Puśćmy zwiad do większego budynku, sami dla porządku sprawdźmy w międzyczasie ten obok, by upewnić się, że maszynka niczego nie pominęła.
- W środku jest pusto, o ile nie chowają się w szafach - z pewnością siebie odparła Scrap, kierując Bzzta na zewnątrz. - Ten dron ma bardzo krótki zasięg, a jego kamera nie ma dodatkowych funkcji, powinniśmy podejść.
Mechaniczny komar przysiadł na ramieniu Dawn, która zabrała się za odpakowywanie Frugo. Pokazanie Eve do czego są zdolne jej zabawki uważała za mniejszy problem niż ewentualne wpadnięcie w zasadzkę.
- Puszczę zwiad nad naszymi głowami. Frugo nie jest naładowany w pełni, ale przez chwilę może polatać.
- Chodźmy więc obejrzeć ten większy budynek. - Powiedziała Shade kierując się w tamtym kierunku. - Pójdę pierwsza.

Do drugiego budynku było przysłowiowe kilka kroków. Shade pokonała je szybko, skrajem brukowanego, nierównego podjazdu noszącego wyraźne ślady upływającego czasu i braku remontu. Nie tak wyraźne jednak jak piętrowy dom na jego krańcu - nawet jeszcze przed wejściem w pełny zasięg noktowizora, najemniczka zauważyła nierówny kształt dachu, jawny ślad zawalenia się go pośrodku budynku. To dawało do zrozumienia, dlaczego to ten mniejszy wybrano za bazę do zamieszkania, ten zwyczajnie się nie nadawał. Nie było okien, tu nawet otworów po nich nie zabito deskami. Główne drzwi były otwarte, panowała cisza i bezruch.
Frugo w tym czasie wystartował i zatoczył kilka kręgów nad ogrodzonym terenem. Za zrujnowanym budynkiem i nieco obok niego rósł niski lasek, dziko rozrastający się powoli w każdą stronę. Mimo tego dron wychwycił w podczerwieni wolno poruszający się sygnał na północ od domu. Drzewa blokowały zwykłą wizję.
Gdy przekroczyła próg zrujnowanego domu, zwiadowczyni włączyła pełny kamuflaż. Być może była to przesadna ostrożność, wolała jednak być przygotowana na najgorsze, poza tym noktowizja pomagała jej poruszać się w ciemnościach. Przesuwała się bardzo wolno, ostrożnie stawiając kroki, nie tylko dlatego, by nie hałasować. Wolała się upewnić czy podłoga pod nią jest stabilna, zanim zrobiła kolejny krok i oparła na niej ciężar swojego ciała.
- Ruch na północ od budynku, wolno, pojedynczy sygnał - zameldowała Scrap, programując Frugo, aby zataczał kręgi. Zbliżała się razem z innymi do drugiego budynku i kiedy była blisko wypuściła Bzzta, aby okrążył dom i zbliżył się do tego co odkryła.
Robiła się z tego wszystkiego nieśmieszna niespodzianka na urodziny, w której to wszyscy wyskakują nagle z krzaków i krzyczą “surprise” do gościa z problemami z sercem. Kane trzymał się dziesięć metrów za Valerie, zanim nie odezwała się Dawn. Wtedy uniósł dłoń.
- Shade, nie wchodź głęboko. Eve, Scrap zostajecie z nią. Fox, idziemy sprawdzić sygnał - wydał rozkazy, ani myśląc ignorować zagrożenie. Wybrał kierunek na lewo i zaczął okrążać budynek.
Raver podążał za Kane’m, ubezpieczając go. Anglik zachowywał dystans najpierw kilku, a potem kilkunastu kroków, oceniając widoczność w obecnych warunkach. Musiał widzieć Kane’a, ale jeszcze ważniejsze było to, by miał pole widzenia na ewentualne zagrożenia, w tym zwłaszcza te pojawiające się na flance, której dom nie osłaniał. Bliżej celu zamierzał przycupnąć za jakimś drzewem. Foxowi przemknęła myśl, że żadnego wroga tutaj nie ma, a zaraz pojawi się jakieś absurdalne, choć proste wyjaśnienie całej sytuacji. Mimo braku śladów walki, nie było jednak gwarancji. Nic więc dziwnego, że najemnicy woleli zachować ostrożność.
Podłoga nie załamała się pod stopą Shade, lecz skrzypnęła cicho, gdy najemniczka przeniosła ciężar ciała na częściowo przegniłe deski. Na pierwszy rzut oka parter został wysprzątany na tyle, aby żaden gruz czy rozpadające się meble nie walały się po podłodze. Zapadnięty dach nie przebił sufitu i wyglądało na to, że nie ma bezpośredniego zagrożenia zawaleniem. Na wprost miała przedpokój otwierający się na duży salon, z boku schody. Prowadziły w górę na piętro i w dół do piwnicy. Dalej korytarz ciągnął się wzdłuż domu, do następnych pomieszczeń. Nie słyszała nic podejrzanego, najwięcej hałasu robili jej kompani, a przecież poruszali się cicho.
O'Hara i Raver bez przeszkód ominęli dom, wyprzedzani przez mechanicznego komara, który jako pierwszy dotarł do sygnału cieplnego. Scrap aż się skrzywiła widząc to co Bzzt: człowieka. Leżał na brzuchu i bardzo powoli czołgał się, oddalając się od budynku. Mężczyzna, w ciemnym ubraniu, z pustą kaburą pistoletu u pasa. Nie trzymał nic w rękach, nie zobaczyła żadnej broni. Dwaj najemnicy złapali kontakt wzrokowy chwilę później. Snajper w swoim oku wychwycił też błyszczące ślady na trasie przejścia tego osobnika, od jego pozycji aż do domu.
Krew.
- Mamy tu mocno krwawiącego gościa, ślad krwi się ciągnie aż do domu - Raver powiedział szeptem do komunikatora. - Innych nie widać, podejdźmy i dowiedzmy się, co tu się kurwa wydarzyło.
- Nie! - syknął Kane, pokazując Foxowi jedną stronę, a sam wybierając drugą. Zataczał duży krąg, obchodząc czołgającego się. - To jebane laboratorium biochemiczne, cholera wie co otworzyli. Lepiej załóżcie maski, jak wchodzicie do budynku. Scrap, możesz mu się przyjrzeć bliżej?
Irlandczyk zatrzymał się kiedy wraz ze snajperem flankowali leżącego i odezwał się głośniej.
- Hej, ty! Słyszysz mnie? Co tu się stało? - wolał zaryzykować w ten sposób niż przez bezpośredni kontakt.
Cisza była przytłaczająca. O wiele lepiej było słyszeć wroga. Valerie czuła jak mimo chłodu panującego w tym miejscu, cienka strużka potu spływa jej powoli po plecach. Laboratorium biochemiczne, zwłaszcza w miejscu gdzie rok 2016 zapisał się wyjątkowo krwawymi zgłoskami, nie wróżyło niczego dobrego. ~Cholera! Znowu będę miała koszmary!~ Pomyślała równie powoli jak weszła, wycofując się z budynku.
Scrap przełknęła ślinę. To było trochę więcej, niż to na co się pisała. Jakimś trafem zwykle tak to właśnie wyglądało. Wolałaby, aby nikt tu nie uwolnił żadnych wirusów, wirusy chyba nie robią dziur w ciele, co? Pokierowała Bzzta w stronę rannego, tuż przy jego twarzy.
- To kamery FG-VV-Mini, słabe są w wychwytywaniu szczegółów w obecnych warunkach - powiedziała cicho do komunikatora. - Może jakbyście przekonali go do odwrócenia się na plecy?
Reakcji nie było. Mężczyzna nie przestawał się czołgać, co było już chyba tylko jak odruch niż czynność wykonywana przy udziale mózgu. Parł w stronę siatki, w której dopiero po przyjrzeniu się zauważyli nierówność - ktoś przeciął niższe druty i teraz odstawała na zewnątrz mniej więcej do wysokości pół metra. Bzzt nie zobaczył wiele więcej. Krew pokrywała część twarzy, ran z tej strony nie było widać, ale zostawiał po sobie krwawy ślad.
- Cholera, kto ma maskę przeciwgazową? - Kane rzucił do komunikatora. Nie spieszyło mu się do tego kolesia, wyglądał już na martwego. Irlandczyk nie zamierzał do niego dołączyć. - Eve, wzywaj tu kawalerię ze sprzętem, jak coś otworzyli to my tu i tak nie pomożemy.
- Jedną nawet mam w zapasie - odpowiedział Irlandczykowi Fox. - Szczerze, to jednak wątpię, by się przydała przy tym tutaj pół-trupie - najemnik mówił spokojnym tonem, nie dopowiadając tego, że jeśli z labu wylazło jakieś gówno, to nie znając sposobu jego rozprzestrzeniania się, ktoś z grupy i tak mógł się już czymś zarazić. Zagrożeń, przed którymi chroniła maska przeciwgazowa, Raver obawiał się znacznie mniej niż wszystkiego, przed czym żadnej ochrony nie dawała. - Widać, że ktoś majstrował przy siatce, może ta cała cisza tutaj to tylko pozór i jakaś interwencja z zewnątrz była. Wyślijmy zdjęcia z drona górze. Tylko oni znają to miejsce. Dron mógłby też sprawdzić teren za siatką, skoro chwilowo jesteśmy uziemieni.
- Bob ma wysięgniki, może go przekręcić na plecy - zaoferowała Scrap. - Tylko muszę go przygotować, został przy motorach - zaklęła, orientując się, że przecież zostawiła cenne urządzenia bez ochrony! Wracam, Frugo zwiedza - zadeklarowała i zaczęła poszerzać kręgi zataczane przez drona, skupiając się głównie na okolicy na północ od siatki.
Zwiadowczyni wyszła z budynku bez większego problemu i nadal w pełnym kamuflażu poszła w kierunku dziury w ogrodzenie o której mówili inni najemnicy.
 
Sekal jest offline