Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2020, 22:28   #1
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Kult - Divinity Lost - Amor vacui



Warkot silniki brzmiał w jego uszach, jak muzyka. Tak dobrze znana melodia wygrywana po raz tysięczny. Doskonale pamiętał każdą mającą zaraz nadejść nutę, a mimo to brzmienie tłoków poruszających się wewnątrz stalowego cylindra, nigdy mu się nie znudzi.
Kochał tę warkoczącą symfonię tak, jak kochał wolność i uczucie towarzyszące nieskrępowanej podróży.

Droga przed nim wiła się niczym czarny, asfaltowy wąż. Wokół rozciągały się liczne pola, poprzetykane niewielkimi leśnymi zagajnikami. Rozrzucone z pozoru chaotycznie bele siana wskazywały, że czas żniw już się skończył. Słoma dosychała w ostatnich promieniach jesiennego słońca.
Za tydzień lub dwa nie będzie już śladu, po ferii barw, jaka dominowała teraz na drzewa i polach. Wszystko zanurzy się w nijakich, jednowymiarowych szarościach, które niosą ze sobą chłód i cuchną wilgocią zgnilizny.

Nie ma, co jednak martwić się na zapas. Czas depresji wszak jeszcze nie nadszedł. Promienie popołudniowego słońca grzały go przyjemnie w plecy. Czarna, skórzana kurtka chłonęła każdy foton pochodzący z życiodajnej gwiazdy. Ciepełko rozlewało się przez barki, ramiona, aż do czubków palców.
Nie wiedział, gdzie dokładnie się znajdował. Nie miało, to jednak żadnego znaczenia przecież nie zgubił. Wszędzie był u siebie. Obcy, a jednak swojak. Kojarzył, że ostatnim większym mijanym miastem był Kalisz. To było wiele kilometrów temu. Przez większość część drogi nie zwracał uwagi na tablice mówiące do jakiej miejscowości wjeżdżał lub z jakiej wyjeżdżał. Zwłaszcza, gdy tak jak teraz przemierzał boczne, wiejskie drogi.
Burczenie w brzuchu przypomniało mu, że od śniadania nic nie jadł. W plecaku miał paczkę sucharów i jakieś konserwy i od biedy mógłby się tym zadowolić. Pogoda jednak zachęcała jednak, żeby wrzucić na ruszt jakaś kiełbachę i zapić ją zimnym browarkiem.

Mówisz i masz!
Gdy wyjechał za kolejnego zakrętu zauważył przydrożny bar. Miejsce dobre, jak każde inne. Wrzucił niższy bieg i zwolnił wjeżdżając na pokryty żwirem parking na którym stały dwa potężne tiry. Jak widać nie tylko on zgłodniał o tej porze.


Bar “U Halinki” na pewno nie dostałby ani jednej gwiazdki Michelin, dla niego nie miało to żadnego znaczenia. Bywał w lepszych lokalach, bywał w też i dużo gorszych. W skali od jednego do dziesięciu knajpka Halinki spokojnie mogła dostać mocną trójkę.

- Co podać? - zapytała pyzata kelnerka ubrana w różowy t-shirt z pięknym i wiele obiecującym hasłem “They Don't Call Me Big Sexy For Nothing”
- A co pani poleca? - spytał, aby nawiązać rozmowę.
Dziewczyna westchnęła ciężko, jakby ktoś wrzucił jej na barki wielki wór z ziemniakami.
- Jest bigos, łazanki i karkówka z grylla.
- To niech będzie karkówka i do tego zimne piwo.
Dziewczyna nabazgrała coś w małym notesie i ruszyła do kolejnego stolika.

Wilhelm dopił piwo i postawił pusty kufel przed sobą na stole. Oparł się plecami o drewnianą ławę, a ręce splótł za głową. Wziął głęboki oddech i zamknął powieki na dłuższą chwile.
Życie w barze toczyło się swoim rytmem. Jego dźwięki dobiegały do uszu Wilhelma. Stukot mytych naczyń, skwierczenie smażonej karkówki i szum płynącego z kranu piwa, a to wszystko zatopione w klimatycznym country sączącym się cicho z głośników.

Prawdziwe sielankowe popołudnie.

Telefon zawibrował rytmicznie w kieszeni Wilhelma. Jeszcze za nim spojrzał na ekran, aby sprawdzić kto dzwoni, już wiedział że będą z tego kłopoty. Jak człowiek przeżyje kilka wiosen na tym łez padole, to wyczuwa takiego rzeczy.



- No siema Pyjter - przywitał się odbierając połączenie.
- Cześć Wilhelm, dobrze cię słyszeć.
Wystarczyło tych kilka słów, żeby Rogal wiedział w jakim stanie jest jego ziomek. Połówka na pewno pękła, jak nie więcej.
- No co tam? - spytał kumpla jednocześnie czując zimny dreszcz na karku.

Kłopoty, będą z tego kurwa, wielkie kłopoty.

- Kurwa, stary, nie będę walił ściem. Powiem szczerze i prosto z mostu. Wjebałem się w niezłe gówno. Naprawdę cuchnące ścierwo. Wiesz, że nie prosiłbym o pomoc, gdybym mógł to ogarnąć sam. Stary, ja… - głos Pyjtera się załamał. Słychać było jak pociąga noce i pewnie ociera zbierające mu się łzy - ja sam nie dam rady. Proszę cię pomóż. Kurwa, tak ciężko mi to mówić, ale wiesz masz u mnie dług wdzięczności, nie?

Faktycznie mieli między sobą pewne honorowe zobowiązania. Kilka lat temu Pyjter nadstawił karku, żeby załagodzić pewną sprawę. Kilka kieliszków za dużo, dwa niepotrzebne słowa i kilka zbędnych ciosów. Wilhelm nieraz musiał pięściami dowodzić swoich racji. Tak było i tym razem. Pech tylko chciał, że gość którego znokautował miał szerokie plecy. Jak to mówili w dawnej Polsce, sprawa stała się gardłowa. I tylko dzięki Pyjterowi wszystko, jakoś rozeszło się po kościach.
Takie długi czasem trudniej spłacić niż hipotekę w GetIn Banku.

- Naprawdę mi głupio - kontynuował Pyjter - ale nie mam wyjścia, stary. Mam nóż na gardle, dosłownie kurwa. To co? Przyjedziesz?

Po drugiej stronie słuchawki zapadła szorstka, nieprzyjemna i jakże wymowna cisza.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 20-08-2020 o 08:50. Powód: Wilhelm, nie Heniek
Pinhead jest offline