Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2020, 21:28   #225
Gladin
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

Miejsce: Ostland; Zamek Lenkster; podgrodzie
Czas: 2519.VIII.31 Bezahltag (5/8); zmierzch

- Ragnisie, Ty już bywałeś w Lenkster? Może doradzisz coś, gdzie się zatrzymać na noc? - Tladin zwrócił się do swego pobratymca. Ten wszak wspominał, że ma tu znajomych, może więc bardziej będzie zorientowany w okolicy.

- A tak, zdarzyło się, zdarzyło - starszy z khazadów pokiwał w zadumie głową pykając ze swojej ozdobnej fajeczki. Zamyślił się rozglądając po tej błotnistej ulicy której nawet nie było śladu bruku jakby chciał sprawdzić jak to teraz wygląda. - Ale to było jeszcze za poprzedniego imperatora - dodał chyba nieco ironicznie co by znaczyło, że mógł tu być jakieś dwie dekady temu.

- Widzę, że dróg nadal nie zrobili. Typowe. W naszej twierdzy albo nawet dzielnicy to byłoby nie do pomyślenia takie błoto pod nogami - khazad nie omieszkał skorzystać z okazji by wyrazić swoje niezadowolenie na te młodsze rasy co to nie umieją zrobić porządku z tym co mają pod własnymi nogami.

- Ta karczma to chyba była. Chociaż szyld to chyba nowy zrobili - zaczął od „Madeja” który stał niedaleko. Potem wskazał na coś co chyba było zakładem szewskim a kiedyś był lokal rozrywkowy co się zowie ale zwał się „Czarna czapla” więc może się po prostu przenieśli tam dalej co widać coś podobnego. Jakby młodzież chciała się wyszumieć po takich przygodach a to taki lokal co pamiętał Ragnis no to chyba powinno być to coś dla nich.

- Jak ja byłem na kontrakcie to stacjonowaliśmy w zamku. Jak na ludzkie budowle to ten zamek ostatecznie nie jest taki najgorszy. Z rozrywkami radziliśmy sobie bo i karty, i zakłady, i piosenki, tak radziliśmy sobie całkiem nieźle. No ale najciekawiej było przychodzić tutaj by żołd wydać. Widzę, że nadal tak to się odbywa - Ragnis zadumał się nad tą koleją rzeczy gdzie niektóre prawidła życia się nie zmieniały. Jak choćby to, że jak jest większe zbiorowisko wojskowych w jednym miejscu, zwłaszcza przez dłuższy czas, no to i znajdą się obrotne osoby które im pomogą spożytkować ten ich żołd. Nawet jeśli przez te dekady od ostatniego pobytu to czy tamto się zmieniło to mechanizm zdawał się wciąż działać, ot wymieniał jedne elementy na inne.

- Cóż... Historia tego miejsca to jedno, a nas bardziej interesuje to, gdzie dobrze by było zatrzymać się na parę dni - powiedział Karl. - A na początek na jedną noc, jeśli za pierwszym razem wybierzemy kiepską gospodę.
- Burdel raczej nie będzie honorować pisma od naszych pracodawców
- dodał z uśmiechem.

Ragnis wzruszył ramionami na znak, że nie bardzo się zna na tym co za pisma honorują zamtuzy. Ani do czego takie pisma upoważniają.

- Hm, no dobra. Zajrzyjmy tutaj - Tladin wskazał ręką na najbliższy przybytek, U Madeja. Czytać nie potrafił, a szyld nic mu nie mówił, ale wyglądało w środku swojsko. Nie mieli co zbytnio szukać, bo i tak nie wiadomo było, na co trafią.

Igor popatrzył trochę z żalem na powabne kształty wymalowane na szyldzie budynku jaki był parę domów dalej no ale koniec końców nikt nie był pewny czy w takich zamtuzach honorowano by list żelazny czy nie. A jak dotąd w karczmach jeszcze nie spotkali się z odmową by któryś z karczmarzy nie chciał honorować oficjalnego pisma z ratusza stolicy prowincji.

Gdy się zatrzymali przed wejście mogli zabrać swoje ładunki z wozów i rozejrzeć się wewnątrz. Wnętrze było przyjemnie ciepłe i panował wymuszony dyskretny półmrok. Lampy i ogarki pozwalały na stonowane oświetlenie. A i zapach gotowanego jedzenia wydawał się smakowity tym bardziej, im mocniejsza była ta słota na zewnątrz.

Jak to często bywało przybycie kogoś nowego do środka wywołało falę spojrzeń. Zwłaszcza jak nie weszła tylko jedna osoba a cała grupka. Ale też większość osób szybko wróciła do swoich spraw. Gości było tak może na połowę stołów. Z jednej strony zwyczajowa karczemna pora dopiero się zaczynała z drugiej ten deszcz mógł być albo zachęcający by przesiadywać w karczmie albo zniechęcający by do niej iść przez ten deszcz.

Karl ruszył w stronę stojącego za kontuarem jegomościa.
- Chcemy się zatrzymać na parę dni - powiedział, równocześnie pokazując pisma, jakie dostali w wolfenburgskim ratuszu. - Ośmiu ludzi, dwa wozy, konie..

- Oo…
- karczmarz przeleciał pismo wzrokiem. Albo miał w tym nielichą wprawę albo niespecjalnie mu zależało by zapoznać się z treścią. Na dłużej zatrzymał się na dole pisma gdzie były urzędowe podpisy, herby i pieczęcie. Wtedy pokiwał głową i oddał gościowi dokument.

- Osiem osób? No to będzie dwa pokoje… - zamyślił się chwilę mrużąc oczy po czym odwrócił się krzyknął gdzieś do wnętrza kuchni. - Krista! - po chwili z zaplecza wyszła jakaś młoda dziewczyna. - To goście są urzędowi. Weź im pokaż 6-kę i 8-kę - szef polecił pracownicy, ta pokiwała głową i ruszyła by obejść kontuar. - A te wozy i konie to przed wejściem? No to zaraz poślę chłopaka by je oporządził. Ale jak urzędowo to może w zamku spróbujecie szczęścia? - karczmarz pokiwał głową ale pewnie nie przepadał za sytuacjami gdy zamiast dostawać gotówkę do ręki za usługę wykonaną w tej chwili musiał czekać jak pewnego dnia ktoś ureguluje w imieniu ratusza te płatności. No i pewnie nie byłby nieszczęśliwy gdyby tacy goście wybrali inny lokal. No ale tak reagowała większość karczmarzy jacy mieli styczność z kimś kto się wysługiwał listem żelaznym.

- No to proszę za mną - dziewczyna skinęła zachęcająco dłonią by podążyć za nią do tych pokojów na piętrze.

Tladin zerknął na Jaruhę, która chyba wybierała się z nimi. Adolphus szybko zbliżył się do Karla.
- Panie Schatzberg, weźcie mnie do siebie do pokoju, z dala od niej - szepnął tak, by go starucha nie usłyszała. Igor, który stał bliżej, usłyszał i pokiwał energicznie głową, że popiera przedmówcę. Nie wiadomo, czy stara co słyszała, czy zupełnie przypadkiem podeszła do nich
- To ja się z jaśniepanem zabiorę. Jeszcze do zdrowia całkiem nie doszedł, lepiej będę miała was na oku - mrugnęła okiem.

- Nie mam nic przeciwko temu - powiedział. - Pozostali mogą się rozlokować jak chcą.

Adolphus natychmiast przesunął się w stronę khazadów, którzy mieli jedno miejsce wolne w pokoju. Igor spojrzał za nim tęsknie, ale nic nie powiedział.

Mieli więc gdzie spać i co jeść. Tladin zzuł z siebie nadmiar opancerzenia i lekki jak piórko zadudnił po schodach na dół, udając się na wieczerzę. Było ich całkiem sporo. Na szczęście Jaruha nie siadła razem z nimi, tylko wymknęła się gdzieś nakazując zostawić sobie strawę. Adolphus dopiero wtedy ośmielił się przyłączyć do posiłku. Jedząc i popijając piwo, Tladin rozglądał się ciekawie wśród obecnych.

- Hm… myślicie, że warto by ich wypytać o Bastion? - zapytał towarzyszy.

- To byłby nadmiar szczęścia - Karl się uśmiechnął. - Ale zapytać można. Na przykład karczmarza. A nuż ktoś coś o tym wspominał. Ci, co wracają z głuszy zwykle są spragnieni i piwa, i rozmów.

- Trzeba się dowiedzieć, jakie świątynie tu mają. W świątyniach mogą mieć stare zapiski, na przykład o darowiznach, dotacjach i nadaniach. No i świątynię Morra odwiedzić, powinni wiedzieć, gdzie szukać cmentarza z tymi osobliwymi nagrobkami - dodał Stephan. - Skoro parę dni tu pobędziemy, to będzie czas na spokojne badania. A i do lokalnych władz zajrzymy, może i tam co będzie. Ragnisie, twój przyjaciel to czym się w Lenkster zajmuje?

- A tak, tak, dobrze, że pytasz młodzieńcze - Ragnis wydawał się być zadowolony. Czy to z pytania, czy to z tego, że zjechali z tego deszczu i teraz grzeją się w cieple czy na to, że wrócił na znajome kąty. Albo jeszcze z czegoś innego. W każdym razie odpowiadał chętnie.

- No to mój znajomy to Galrin. Galrin Larson. Jest inżynierem - dodał nie ukrywając dumy z takiej znajomości. Chwilę się rozgadał o owym znajomym. Obaj mieli służyć swego czasu na imperialnym żołdzie a Glarin był właśnie inżynierem co to był utalentowany w wielu dziedzinach. Najbardziej w użyciu prochu do prac podziemnych. Był mistrzem w podkopach oblężniczych gdy to trzeba było podłożyć minę pod wrogie mury w ataku lub pod tych co chcą podłożyć minę pod własne mury w obronie. No ale on nawet jak nadal tu jest to pewnie by urzędował na zamku, tak jak kiedyś i Ragnis jak był na ostlandzkim żołdzie.

- Może warto by u niego zapytać. Kto wie, może i co słyszał o czymś specyficznym, co nas na trop Bastionu doprowadzi? - Glaser był niecierpliwy, aby znaleźć jakiś ślad i jak najszybciej dokonać odkrycia. Odkrycie, które pozwoli mu wrócić na uczelnię w chwale i sławie.

- Dobry pomysł - przytaknął Gladenson. - A i o mojego brata warto spytać pobratymca. No dobra, ale to jutro, a dziś… - i ruszył w stronę szynkwasu.
- Gospodarzu - zagaił, - kto u was z patronów najwięcej historii pamięta? Postawiłbym mu kolejkę, popytałbym o to i owo.

- Historii? Znaczy gawędziarz jakiś?
- karczmarz zmrużył oczy i rozłożył dłonie szeroko na blacie chyba trochę nie do końca pewny o co klient go pyta.

- Gawędziarz będzie w sam raz - ucieszył się khazad.

- No to szkoda, że teraz. U nas najciekawiej opowiada Stary Bruno. Ale on tak przychodzi gdzieś na śniadanie. Jak mu ktoś da coś do jedzenia to opowiada. Prawdziwy gawędziarz. Ładnie opowiada - karczmarz widocznie miał kogoś godnego polecenia w tej materii no ale w tej chwili ów Bruno nie był dostępny od zaraz. W takim razie karczmarz rozejrzał się po swoim lokalu szukając kogoś odpowiedniego.

- Większość to załoga z zamku. Albo ci co mają jakieś sprawy w zamku - powiedział w końcu gdy tak oszacował kto w tej chwili jest w karczmie. - Może tamten? Chyba dość wygadany - gospodarz wskazał na kogoś kto wyglądał na jakiegoś grubego ale jowialnego kupca. Wydawał się tryskać zdrowiem i humorem. Rozmawiał z kimś żwawo chyba coś mu opowiadając. Przy stole siedziało poza nimi jeszcze ze dwie osoby ale i tak było widać, że duszą towarzystwa jest ten gruby kupiec.

Wojownik podziękował i wrócił do stołu. Przekazał pozostałym, co karczmarz mu powiedział.
- Myślę, że możemy do rana poczekać. Chyba, że chcecie z kupcem gadać - zwrócił się głównie do Karla i Stephana.

Jaruha tymczasem wyszła na zewnątrz, szukając pomieszczeń gospodarczych. Podreptała do stajni, gdzie zoczyła parobczaka.
- Ejże, synku - zawołała. - Nie trzeba wam jakiej pomocy? Uleczyć kogo nie trza? Zwierzęta mają się dobrze? Ziółek komu nie trzeba? Jest tu jakaś gospodyni, coby pomocy starej Jaruhy potrzebowała, he he?

- Pomocy? Nie, nie poradzę sobie
- parobek co czyścił kuca już wyprzegniętego z wozu w pierwszej chwili ledwo rzucił okiem na gościa. Bardziej zajęty był swoją pracą przy świetle lampy. A i postać stojąca poza tym ciepłym kręgiem światła nie bardzo była widoczna dla niego poza samą sylwetką.

- Aaa… ziółka i zwierzęta… - siedzący na stołku chłopak pokiwał głową i spojrzał jeszcze raz w kierunku dobiegającego głosu. Właśnie wydłubywał błoto i kamyki z kopyta zwierzaka co ten znosił dumnie i cierpliwie. - No ja to nie wiem. Mnie nic nie trza. Ale rano możecie pójść nad strumień. Tam baby pranie robią to może która coś bedzie chciała - powiedział w końcu po chwili zastanowienia.
- Dzięki synku, dzięki. Bogowie z tobą niech ostaną - pożegnała się i zaczęła rozglądać za wejściem do zaplecza. Może jakie młode dziewki służebne lubczyku lub innej sercowej pomocy potrzebują. Siądzie sobie w kącie, byle w cieple, nastawi ucha. Rzuci na siebie kapotę z cienia, to i tak łacno jej nie uwidzą. Rano się nad strumień wybierze. Pomoże, a w zamian popyta. Co kto słyszał. A i o długobrodym braciszku, a i o kamiennej twierdzy no i o tych cmyntarzach. Pomoże jaśniepanu to i jej kijem nie będą odganiać, he he.
 

Ostatnio edytowane przez Gladin : 20-08-2020 o 21:31.
Gladin jest offline