Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2020, 20:55   #4
rudaad
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Żeby być w czymś dobrym należy mieć czas, pasję i pieniądze. Jeśli ktoś twierdzi inaczej, widać miał za dużo tego ostatniego. Jak w "Amerykańskich Bogach" Neila Gaimana - Idealizm umarł, została technologia.

- Cześć Czarnuchu.

- Żryj gruz Cyganie. Co tam? - Jak grom rozległ się we wnętrzu kasku znajomy, zadowolony z siebie głos Mariana Kuczyńskiego zwanego Mariem. Rogala poznał go jeszcze na unitarce. Od tamtego czasu, aż po swoją wojskową emeryturę ciągał nieszczęśnika za sobą wszędzie. Przynajmniej do czasu, aż sam wyruszył w Drogę. Mario, w przeciwieństwie do niego, nie miał powodu, ani serca do buntu, został więc wraz z żoną w Wałbrzychu, gdzie odbywał swoją, nieprzerwaną, wzorową służbą w jednostce granicznej, do której należeli kiedyś też Pyjter i Wilhelm. Mimo, że tego ostatniego wywiało w świat już dobrych kilka lat wcześniej to ciągle utrzymywali ze sobą stały kontakt i dalej wiedzieli co się działo na co dzień w życiu drugiego.

- Jesień, kurwa! - odpyskował motocyklista. - A przy okazji jadę Ci wpierdolić, cieszysz się?

- Eee, tam, za stary jestem na skakanie. Do Wałbrzycha jedziesz, czy przelotem na Czechy?

- Do Pyjtera jadę. Dzwonił po mnie, dawne czasy wypomniał. Nie wiesz co się u niego zesrało tak bardzo, że aż do spłaty się odwołał?

- Uuu, honorowy chłopak, przejebana sprawa, ale nie. Nie bardzo. Plotki zaczęły chodzić, że skoro przez rzekome lewe kontakty i prochy wyleciał to chociaż spróbuje jakieś nawiązać i na nich pojechać, a że w klubie robi to i ma od czego i kogo zacząć. Łaził ostatnio nawet ze szczylem co na Sobięcińskim kwadracie koksem handlował.

- Nie ta kategoria wagowa. Miał przecież siatkę mafijną tworzyć, a nie z dzieciakami za trzy gramy zioła się użerać. Nigdy nie wierzyłem w ten cały cyrk bez kółek.

- Święty nie był, ale nasz.

- Dlatego jadę go ratować, a Tobie pożycie małżeńskie zatruwać.

- Jakbyś starego pijusa nie dał rady sam ogarnąć to daj znać, coś razem wymyślimy.

- Wiem Mario. Dam znać, a na razie grzej mi miejsce na kanapie, bo na Przodowników Pracy nie zostanę, żeby mi się na mózg nie rzuciło jak Wam. Powinienem być dzisiaj w nocy.

- Do grzania to Ty sobie w końcu jakąś babę znajdź. Resztę się zrobi, powiem czcigodnej małżonce, żeby się do siostry wybrała dzieciarnie pobawić.

- Dobry z Ciebie Murzyn.

- Żryj gruz i przyjeżdżaj.


Rozmowa została zakończona, szczecina na karku - ugładzona, a ewentualne poczucie nieuchronności nadciągającej pustki - oddalone. Tylko ta pieprzona jesień, wykrakana przez telefon w głupim żarcie, upomniała się o swoją pańszczyznę. Już pod samym Wrocławiem ulewisty deszcz zaczął bezlitośnie ciąć zimnymi strugami sylwetkę mężczyzny na niczym nie osłoniętej, poza deflektorem przedniej szyby, maszynie. Doświadczony biker, mimo dobrego przygotowania: ubranych termicznych gaci i wrzuconego na siebie w czasie postoju kombinezonu wyglądającego, jak łup zdarty z żołnierza wojsk chemicznych, musiał zwolnić do 50 km/h i rozchylić kask szczękowy. Duża wilgotność i mała prędkość były najlepszym środowiskiem do wylęgu wkurwienia, które żywiło się parującym przeszkleniem kasku i odbijającym się w nim coraz bliższym widokiem wzgórza Gedymina. Widoczna z niego panorama, tak dobrze znanego Wilhelmowi, miasta podstępnie wysunęła na pierwszy plan jego świadomości masę negatywnych wspomnień, które pchnęły go kiedyś do Drogi i do których nie chciał wracać ani podświadomie, ani tym bardziej intencjonalnie. Uporczywe “Czas spierdalać” i “Byle nie na długo” walczyły w jego zacietrzewionym umyśle o prym pierwszeństwa. Honda jednak, jakby zupełnie sama ciągnęła naprzód, mijając snobistyczne, rażące nierealną bielą budynków dzielnice zamkniętych osiedli, żeby zatrzymać się pod zniszczoną robotniczą kamienicą.

- Jesteś u celu.
- zdanie wybrzmiało we wnętrzu kasku budząc Wilhelma do życia. Zgasił silnik maszyny, zdjął z siebie przeciwdeszczówkę oraz zachlapane jak nieszczęście nakrycie głowy, pomijając tylko kominiarkę i spojrzał ostatni raz na nawigację - Przodowników Pracy 7. Był na miejscu.

Wykrzywiona w szyderczym uśmiechu brama na wewnętrzny dziedziniec kamienicy ziała apatią, tak samo jak wyludnione, przysłonięte okna mieszkań familioków i prawie całkowicie opustoszałe podwórko. Wyjątkiem nie dopuszczającym do próżni, w tym zapomnianym przez Boga i władze Wałbrzycha miejscu, była czarna, tuningowana BMW-ucha bez przedniej blachy. Na oko byłego granicznika: E60-tka, jaką mogła wozić się lepsza mafia albo podwórkowe quasi gangusy, chociaż dla takich auto zdecydowanie było za nowe i drogie…. Tfu, znaczy - za mało charakterne. Nie podobał mu się ten wóz, musiał należeć do fanatyka, któremu łatwiej było płacić państwowe kwity niż zrezygnować z designu czarnej wołgi do straszenia bajtli. Przeszedł się wokół niego, robiąc zdjęcie tylnej rejestracji, zanotował w pamięci, żeby uruchomić kontakty i sprawdzić na kogo fura jest zarejestrowana, bo na pewno nie na miejscowych.

Złe przeczucie, które wykluło się wraz z wizją lokalną zmodyfikowanego pod zwichrowany, chuj wie czym, gust właściciela, zaczęło dojrzewać wraz z każdym krokiem po zapuszczonej klatce schodowej...


Nie szedł szybko, ani też specjalnie cicho. Sam kombinezon nawet pozbawiony kasku, swoje ważył, a dodać do tego należało jeszcze 95 kg masy samego 190-cio centymetrowego bikera. Z zawziętego, mimowolnego tupania młodego Rogali i niemiłosiernego skrzypienia, starych drewnianych schodów powstała kakofonia, która nie przyciągnęła uwagi żadnej z członkiń osiedlowego klubu monitoringowego, ani też nikogo innego. Nikt nie wyjrzał przez uwiązane na starych łańcuchach łuszczące się tanią farbą drzwi kolejnych lokali. Co jeszcze dziwniejsze nie słychać też było z nich żadnych pijackich awantur, babskich zawodzeń, czy tupania dzieci... Jakby cały budynek zamarł i powoli wsiąkał w ziejący zza uchylonych drzwi mieszkania numer 12 mrok.

Przez moment Wilhelmowi wydawało się, że wszystko wokół niego drży, a może były to tylko mimowolne skurcze jego napiętych mięśni. Wolał na razie nie sprawdzać, czy przełożą się na uścisk dłoni dzierżącej spust załadowanej broni. Vis został na miejscu, a sam motocyklista zaczął badać teren. Nie miał zamiaru ładować się w szambo głową do przodu, nawet jeśli oznaczało to przemoczenie butów.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 26-08-2020 o 13:24.
rudaad jest offline