Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2020, 12:16   #6
rudaad
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Cytat:
Mała, zaledwie kilkumiesięczna dziewczynka leżała naga, rozciągnięty na krzywej, zawczasu strupieszczałej podłodze obmierzłej, robotniczej kwatery ulokowanej na parterze sypiącej się wałbrzyskiej kamienicy. Krew z jej zmiażdżonego kopnięciem czoła i zupełnie zapadłego, lewego oczodołu plamiła zaciśnięte pięści wielkiego, przerażającego mężczyzny, który raz za razem, deptał jej drobną dłoń, wybijając strzaskanymi kośćmi dziecięcego nadgarstka rytm jego ostatnich oddechów.
Nie będzie jej. Zostanie pochłonięta przez pijaną nienawiść, oszalałą pogardę i milczącą niemoc. Nie będzie jej, lecz nie umrze. Zagubi się tylko w eonach rozproszonej jaźni. Ugrzęźnie w przemocy, przepadnie w pustce… Nie uwolni się, nie wróci. Nie podniesie rozkruszonych kości, nie wchłonie swojej krwi, odbijającej się falą od wysokiego, drewnianego progu proletariackiego westybulu...
Nie powinna, tak jak i on nie powinien był wrócić.

Mimo to Wilhelm wleczony w głąb próżni, cofnął się... dwa razy.

Pierwszego praktycznie nie pamiętał, wiedział tylko, że winien był zostać… i żywił dziecięcą nadzieję, że nie był lub nie będzie jedynym, który zawrócił. Rozwiała się ona parę dni później, gdy ubrany w tanią, wyblakłą czerń wraz z rodziną i księdzem oficjalnie zakopywał siostrę. Tamtego pogrzebu nie można było tego nazwać pożegnaniem. Właściwie w ogóle nie można było o tym mówić. Czego oczywiście, ani jako chłopiec, ani jako mężczyzna, nie robił.

Drugi raz przyniósł kaca fizycznego, społecznego i moralnego.

Mdłości - nie spowodowane, na pewno, widokiem własnej krwi - przez krótką chwilę szarpały jego świadomością i organizmem. Chciał się wyrwać z ciała, uciec przed myślami, a przede wszystkim zedrzeć z siebie wstręt do samostanowienia. “Czemu nie potrafił tańczyć?” - Kurewsko irracjonalne pytanie przedarło się przez grzęznący w mózgu motocyklisty szum - Tehillah Ben’Adam.

Otworzył szerzej oczy i prócz tego czego widzieć nie powinien, poznał też to czego tak uparcie szukał: W mieszkaniu Pyjtera ktoś lub coś było. Dwa cosie lub dwa ktosie. Oba cholernie niebezpieczne, gotowe do ataku i sunące w jego stronę. Co więcej, dokładnie znające jego pozycję i ewidentnie wyczekujące na jego ruch, a ten właśnie się zaczął:

Były mundurowy wyszarpnął z kabury Visa. Jednocześnie odbezpieczając broń i cofając się za winkiel półpiętra. Przyklęknął i przygotował się na oddanie serii strzałów, gdy tylko zobaczy sylwetki swoich przeciwników. Celował na wysokość środka klatki piersiowej przeciętnego stu osiemdziesięciu paru centymetrowego mężczyzny. Czy chciał zabijać, czy nie chciał, nie miało teraz żadnego znaczenia. Liczyło się tylko przetrwanie.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 15-09-2020 o 10:51.
rudaad jest offline