Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2020, 19:45   #48
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Wkrótce dotarli do publicznej łaźni prowadzonej przez małżeństwo niziołków. Łaźni połączonej z pralnią, co… oznaczało że wielu poszukiwaczy przygód przedziera się przez brudne kanały, by dotrzeć do podziemi pod nimi i wydrzeć stamtąd skarby. Była to na tyle liczna grupka, że opłacało się otworzyć taki interes. Po zostawieniu własnych ubrań i owinięciu c się ręcznikami w przebieralni męskiej lub damskiej ( w zależności od płci), dostawało się drewniany znaczek, dzięki któremu można było odzyskać swoje ubrania i rzeczy po kąpieli.
Mandragora musiała tu bywać często, bo właściciele ją znali, a i w przebieralni zaczęła się rozbierać szybko i bez ceregieli odsłaniać swoje gibkie ciało. Elizabeth postąpiła podobnie zdejmując z siebie kolejne warstwy garderoby. Kusiło ją by znaleźć Johnsona… mimo, że to diablica wyraźnie się nią interesowała.
- Jak można.. pomylić balie? - Spytała nieco niepewnie odkładając swoje rzeczy do szafki.
- Po prostu… podchodzisz pod… niewłaściwą kotarę wchodzisz za nią i voila… nagi Johnson w całej okazałości. - zaśmiała się rogata biorąc ręcznik i owijając wokół ciała. -A dalej… cóż… zależy od twojej śmiałości i gadaniny.
Elizabeth poczuła się nieco dziwnie. Upięła wysoko włosy cały czas stojąc zupełnie naga, po czym owinęła się ręcznikiem jak diablica.
- To.. nawet rozumiem, ale chyba nie będziemy tam sami?- Spojrzała na diablicę przyglądając się jej ciału.
- No… nie… nie będziecie.- zgodziła się z nią Mandragora i wzruszyła ramionami. - Jeśli się boisz lub wstydzisz, to prostu udaj się do swojej balii i się wykąp. Publiczne łaźnie już od czasów starożytnych służyły do… nie tylko kąpieli. Ale też i do czynów nieprzyzwoitych. Ale skoro o tym nie wiesz… - uśmiechnęła się łobuzersko diabliczka.-... to pewnikiem pierwszy raz z nich korzystasz, prawda?
- Tak jestem w łaźni po raz pierwszy.. ale nie o wstyd tu chodzi… po prostu nie wiem jak trafić do odpowiedniej balii. - El zaśmiała się. Uśmiechnęła się ciepło do diablicy. - Czy po tym co robiłyśmy w tunelach, uważasz mnie za wstydliwą?
- Nie robiłyśmy zbyt wiele w tych tunelach. I obie byłyśmy w spodniach. A ja nam zamawiałam balie, jego jest naprzeciwko mojej, a twoja obok mojej, na prawo od mojej. Po prostu patrz gdzie ja pójdę.- odparła wesoło Mandragora i ruszyła przodem, kręcąc zalotnie pupą, całkowicie odsłoniętą z powodu ogona.
El z niedowierzaniem pokręciła głową ale powoli ruszyła za diablicą obserwując ją z zainteresowaniem. Była bardzo podobna z charakteru do Frolicy.. choć. Chyba wolała być na górze niż jak to jej współlokatorka, która rumieniła się na myśl o Waynecroft. Idąc postanowiła, że spróbuje… John się jej podobał, miała ochotę oderwać się od tego co się wydarzyło w karczmie i tunelach.
Mandragora szybko schroniła się za kotarą wśród długiego rzędu rozstawionych tkanin. Zza wielu nich słychać było chlupot, zza niektórymi chichoty. El zgodnie z instrukcją diablicy zajrzała za kotarę naprzeciwko tej do której weszła czerwonoskóra.
Tam już spoczywał Johnson zanurzony w parującej balii i zajęty czytaniem jakiejś gazety. Dopiero po chwili zerknął zza niej i widząc Elizabeth zbaraniał lekko. Ukryć swojej nagości nie mógł. Ani zaskoczenia, ani reakcji jego ciała w balii. Reakcji bardzo pozytywnej, choć El przekonała się że możliwości Johna tam na dole są jedynie satysfakcjonujące… do olbrzymów się nie zaliczał, do mikrusów też mu było daleko.
El uśmiechnęła się zasłaniając za sobą kotarę.
- Mogę się przyłączyć? - Oparła dłoń na zawiązanym ręczniku.
- Nie powinnaś… masz swoją balię…- odparł Johnson nie mogąc oderwać wzroku od jej… dłoni.
- Wiem… ale jest wybrakowana. - Czarodziejka podeszła do balii, w której znajdował się mężczyzna. Rozwiązała ręcznik, przytrzymała go jednak by nadal osłaniał jej ciało. Uśmiechnęła się lubieżnie pochylając się i dodała szeptem. - Nie ma cię w niej.
- Nie gwarantuję spokojnej kąpieli, jeśli wejdziesz do mojej balii. - “postraszył” ją mężczyzna chwytając za kark i całując usta, gdy była pochylona.
Morgan puściła swój ręcznik, pozwalając mu zsunąć się po jej plecach na ziemię. Zachłannie odpowiadała na pocałunki czując jak wygłodniała się zrobiła.
- Wchodź więc…- wymruczał puszczając ją w końcu i wodząc wzrokiem po jej nagim ciele.

El uśmiechnęła się i oparłszy się o krawędź balii weszła do niej. Zamiast jednak usadowić się wygodnie, przyklęknęła okrakiem ponad mężczyzną i chwyciła jego twarz w swoje dłonie by pocałować go ponownie.
Poczuła dotyk jego palców między udami, wodzącymi po jej wrażliwym obszarze… i drugą dłoń zaciskającą się na jej piersi, gdy tak namiętnie się całowali. Może i nie przyciągała jego wzroku tak bardzo jak Mandragory… ale teraz z pewnością całkowicie zawładnęła jego pragnieniami.
Elizabeth zamruczała z zadowolenia przerywając na chwilę pocałunek i odsunęła się nieco by spojrzeć kochankowi prosto w oczy. Czemu tak bardzo lubiła ten typ? Czemu nie mogła się zadowolić Charlesem? Opadła nieco i otarła się udem o uniesioną męskość.
Johnson nie mógł udzielić jej na to odpowiedzi. Nawet nie zamierzał się odzywać. Jego usta przywarły do jednej z obnażonych piersi całując ją i kąsając, jego dłoń sięgnęła do jej kwiatu, palce zanurzyły się w nim delikatnie poruszając ręką. Czuła udem jak gotów jest jej kochanek… świadoma, że choć nie jest widziana, to słyszana na pewno.
Elizabeth zasłoniła dłonią usta wydając z siebie zdławione jęknięcie. Czuła jak jej ciało objęło palce kochanka, a ona głupia nie mogła oderwać wzroku od jego twarzy. Jej lubieżne spojrzenie przyglądało mu się uważnie, tej poruszającej się podczas pocałunków blond czuprynie.
Johnson zaś samolubnie pieścił ciało kochanki, bawiąc się nim jakby była jego zabawką. Palce wpierw leniwie, a potem stanowczo zanurzać się poczęły w jej grocie rozkoszy, wywołując głośny chlupot wody i jej jęki. A usta pieściły dwie krągłości jej piersi, często je całując, a czasami kąsając nawet.
Czując, że nie wytrzyma długo El opuściła jeszcze nieco biodra, sprawiając że męskość kochanka poczęła zahaczać o jego własną, wypełniającą ją, dłoń.
John ustąpił więc… opuszczając dłonią intymny zakątek i chwytając kochanek za pośladek, by zachęcić ją od opadnięcia w dół. Morgan pochwyciła dłońmi jego twarz i przyciągnęła jego wargi do swoich, po czym niespiesznie opadła na uniesiony oręż biorąc go w swe wnętrze. Czuła jak jej spragnione ciało drży, jak zaciska się na mężczyźnie doprowadzając ją niemal do szaleństwa. Całowała jednak namiętnie starając się powstrzymać własne jęki.
Co było jednak trudne, zwłaszcza gdy między pocałunkami czuła jego usta na szyi… i nie mogła zdusić swojego głosu, czując napierające na jej pośladki dłonie kochanka. Te zmuszały ją od gwałtownego opadania się i unoszenia… sprawiając że jej ciało obejmowało męskość kochanka wciskającą się drapieżnie w głąb niej . Nie było to tak intensywne jak z Simeonem, ale dalekie od leniwego czułego figlowania. Elizabeth robiła co mogła by zdławić własne jęki, w końcu czując, że jest blisko szczytu po prostu ugryzła mężczyznę w ramię. Jej ciało przeszedł intensywny dreszcz, a biodrami opadła mocno na kochanka zanurzając go w sobie do końca.
Czuła jak on drży zmuszając ją do gwałtownych ruchów biodrami, słyszała jego ciężki oddech. Jego dłonie ściskały drapieżnie jej pośladki, gdy rozkosz rozlała się niemal jednocześnie w ich umysłach wyrywając ciche jęki i sapnięcia spełnienia. El objęła go mocno oddychając z trudem. Jej usta wodziły po męskiej szyi, policzku z blizną, podbródku, gdy tak siedziała na nim trzymając go w sobie.
Czuła jego palce wodzące po jej pośladkach, zaciskające się drapieżnie na nich i muskające obszar pomiędzy nimi. Przywołujące pełne erotycznego szaleństwa wspomnienia. Johnson tulił ją do siebie nieświadom jej myśli rozkoszując się miękkim biustem wtulonym w swój tors i ogólnie… całą mięciutką ciepłą kochanką.
- Wymyjesz mi plecy? - Elizabeth odezwała się szeptem spoglądając z ciepłym uśmiechem na swojego kochanka.
- Wypadałoby teraz… - zgodził się Johnson z ciepłym uśmiechem.
El pocałowała go, namiętnie, ale teraz już krócej. Zeszła z mężczyzny i odwróciła się do niego plecami.
- Miałam na ciebie ochotę od karczmy. - Powiedziała cicho czekając aż kochanek zacznie jej myć plecy.
- Nie będę więc zaprzeczał, że nie gapiłem się na twoje pośladki gdy je przypadkowo wypinałaś.- odparł z uśmiechem Johnson zabierając się za mycie jej pleców powoli.
- Yhym.. przypadkowo… - El obejrzała się na niego ponad ramieniem.
- Jesteś bardzo atrakcyjna…- odparł z uśmiechem Johnson spoglądając na jej twarz. Przerwał na chwilę mycie pleców, by nachylić się i chwycić dłońmi za jej piersi ugniatając je zachłannie, wyraźnie rozkoszujac się nimi. Począł całować jej ramię.- … i podniecająca i milutka, ale… cóż… chyba nie oczekujesz że będziemy parą? Bo ja się nie nadaję na narzeczonego.
El zaśmiała się.
- Faceci coś mają z tym narzeczeństwem co? - Uśmiechnęła się do blondyna poddając jego pieszczotom. Czuła jak jej piersi przyjemnie tężeją w jego dłoniach. - Nie… nie myślałam o tym… choć przyznam, że chętnie bym skorzystała w nocy z twojego łóżka.
- Zwykle to dziewczęta tego oczekują… zwłaszcza po dzielnym herosie, który właśnie wyrwał ich z paszczy potwora.- wyjaśnił Johnson zapominając o myciu jej pleców i skupiając się na miękkich skarbach które bezlitośnie miętosił. - Bywają z tego kłopoty, bo najpierw się pakuje do łóżka taka, a potem… czeka z kapłanem przed ołtarzem.
- Uwierz, że jak już wpakuję się komuś do łóżka w tym celu, to albo mi coś odbije i się zakocham.. albo będzie to łóżko w pałacu. - El pozwoliła sobie na żartobliwy ton spoglądając na pieszczącego ją blondyna, Czuła jak jego tors przyjemnie ociera się o jej namydlone plecy.
- To dobrze…- odparł z uśmiechem Johnson kąsając delikatnie kark dziewczyny i rozkoszując się twardymi szczytami jej piersi za pomocą swoich kciuków.- Nie obiecuję jednak że zawsze moje łóżko będzie wolne. Czasami trafi się tam jakaś inna ślicznotka… niemniej jeśli będzie akurat puste lub… nie przeszkadza ci Mandragora na przykład.
- Na szczęście mam swoje łóżko i inną napaloną diablicę w nim. - El zaśmiała się. - Ale uważaj by się nie dorobić pałacu, bo wtedy nie odpowiadam za siebie.
- Obawiam się, że nie uda mi się… zarobić na pałac. Więcej dostaniemy za to, co znaleźliśmy na czarowniku, niż to co nam Owens da.- odparł z uśmiechem John i zadumał się.- To ja może powinienem zakraść się do twojego łóżka?
- Powodzenia. - El przekręciła się nieco i pocałowała blondyna. - Zamiast straszyć mnie “innymi ślicznotkami” po prostu mnie zaproś do swojego. I jakby co.. nie, Mandragora nie będzie mi przeszkadzać.
- Będę o tym pamiętał.- odparł John po pocałunku i ocierając piersi panny Morgan o siebie, dodał.- Mandragora się ucieszy… lubi atrakcyjne towarzystwo i rzadko ma okazję na liczniejsze zabawy. A co do zapłaty… barman w “Pocałunku” wyda ci twój udział, gdy się zjawisz. Na wypadek gdybyś nie mogła czekać do wieczora.
- Nawet nie wiem kiedy się po niego zgłoszę. - El odwróciła się i oparła o balię, napierając pupą na biodra mężczyzny. - Trzymaj go u siebie. Jak już uda mi się wyrwać z własnego bagna to na pewno zapukam do twojego pokoju.
- Zgoda… będzie na ciebie czekał. Wraz ze mną…- John sapnął rozpalonym głosem, bo ocierając się o niego El czuła jak rośnie w nim apetyt na więcej. Ścisnął więc drapieżnie biust panny Morgan szepcząc.- Oprzyj się o balię i wypnij pupę.
El przytaknęła ruchem głowy. Jej dłonie zaparły się mocno o krawędź balii, a pupa uniosła, nieco wynurzając z ciepłej wody.
Słyszała jak się wynurza, poczuła jego dłonie na pośladkach. A po chwili dumę kochanka w sobie jego siłę. Kolejne szybkie ruchy bioder Johnsona wprawiły jej ciało w drżenie, a piersi w kołysanie.
El czuła i słyszała jak woda w ich balii zaczyna chlupotać tak jak i John w jej mokrym wnętrzu. Czuło, że od takich szturmów dojdzie szybko, a nie miała jak teraz jak zakryć ust.
Jej ciało drżało przy każdym kolejnym ruchu kochanka, wiło się zmysłowo gdy z ust wyrywały ciche i głośne jęki. Johnson, zbliżał się do swojego finału… co czuła coraz intensywniej. El w ostatniej chwili osłoniła usta dłonią nim doszła z cichym okrzykiem.
I po chwili poczuła, że jej kochanek również doszedł.

Johnson odsunął się od kochanki i usiadł w balii łapiąc oddech. El po chwili usiadła obok niego także starając się uspokoić.
- Tak… to nie jest spokojna kąpiel. - Powiedziała cicho i uśmiechnęła się do mężczyzny.
- Nigdy nie miała być.- odparł z uśmiechem mężczyzna przyglądając się kochance.- Co planujesz po niej? Ja będę musiał zbierać do domu.
- Przyznaję, że mam małą prośbę. - El westchnęła ciężko. - Nie przemknę się nocą na teren swojej pracy… nie mogłabym u ciebie przenocować? Zniknę przed świtem.
- Nie przeszkadza ci małe łóżko?- zapytał z uśmiechem Johnson wpatrując się w kochankę z łobuzerskim uśmiechem.
- Nie boisz się, że cię wykończę? - El odpowiedziała żartobliwym tonem.
- Jakoś… nie…- odparł Johnson. - Zawsze mogę zaprosić Mandragorę by cię wykończyła.
El zaśmiała się.
- Może jednak daruj mi tym razem. - Uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny. - Mam ochotę na jeszcze co nieco.. ale jednak o świcie powinnam wejść już do roboty.
- Rozumiem…- odparł John głaszcząc czarodziejkę po czuprynie.- Już u mnie? Myślę że już się dość wymoczyliśmy.
- Tak… tym bardziej, że już ze mnie nieco zeszło i bym coś przegryzła. - El wynurzyła się z balii prezentując swoje ciało w pełnej okazałości.
- To nie traćmy czasu.- odparł Johnson również wstając i wychodząc z balii. Potem była wędrówka po ubrania (już wyprane i wysuszone) oraz osobiste rzeczy. El nic nie zginęło.
Następnie… opuścili łaźnię tylko we dwoje i udali się do najbliższej knajpki na posiłek. Nic wyszukanego. Ot polewka żytnia i piwo. O tej porze, rarytas.
El i tak cieszyła się, że nie była to kuchnia jak na uczelni i że jej naruszony przez widoki i alkohol żołądek w końcu doczekał się czegoś strawnego.
- Ale z Mandragorą, nie jesteście parą? - Spytała podczas posiłku, z zaciekawieniem spoglądając na siedzącego naprzeciwko Johna.
Johnson zamyślił się słysząc te słowa.Przez chwilę przyglądał się Elizabeth nim dodał.
- Trudno powiedzieć. Mandragora nie lubi się wiązać z nikim na stałe. Pewnie za bardzo napatrzyła się na schodzenie i rozchodzenie się Jess i mojego brata.
- Jasne… tak pytam bo z jednej strony wspomniałeś kilkakrotnie że sypiacie razem, a z drugiej to ona powiedziała mi gdzie jest twoja balia. - El uśmiechnęła się i powróciła do jedzenia.
- Zdarza nam się. - przyznał Johnson z uśmiechem. - … sypiać. Niemniej ona jest bardzo tajemnicza. Niewiele wiem o Mandragorze… i zdecydowanie za dużo o Jess.
- W jakim sensie? - El zrobiła zaciekawioną minę. Jej drużyna wydawała się być bardzo zżyta.
- Manfred ma pokój obok i oboje są bardzo głośni. Zwłaszcza gdy się kłócą.- zaśmiał się John.
- To rzeczywiście… ja zawsze wiedziałam kiedy sąsiedzi postanowili nawiązać bliższe relacje… a że było to prawie codziennie, to nauczyłam się spać podczas hałasów. - El odsunęła pustą miskę i sięgnęła po piwo, czując przyjemną sytość w żołądku. - Uf.. tak lepiej.
- Ale to nie sąsiedzi, to rodzina… więc ilość informacji jest większa. Ty jednak wolisz pójść ścieżką Mandragory… i być tajemnicza?- zapytał Johnson na koniec.
- Po prostu nie chcę by moje nazwisko wypłynęło gdzieś, gdzie mogłaby je usłyszeć moja rodzina lub ktoś z pracy. - El wzruszyła ramionami. - To nie tak, że potrzebuję mieć przed wami sekrety.. tym bardziej, że największy już znacie.
- Rozumiem.- zgodził się z nią John i dodał ciepło.- Więc co chciałabyś powiedzieć o sobie?
- A co chciałbyś wiedzieć? - Elizabeth uśmiechnęła się ciepło popijając wino. - Pracuję jako pokojówka, jeśli o to chodzi, bez fanfarów ale nieźle mi płacą.
- Co lubisz, czego nie? Widzę że jesteś dość bezpośrednia jeśli chodzi o figle.- zaśmiał się John .- Mandragora tak szybko nie mogła cię zmienić na swoje podobieństwo.
- Nie lubię tłustego jedzenia. - El zaśmiała się. - Lubię dobrą kawę, lubię piec… gdy mam wolne chwile szyję, moja mama też się tym zajmuje. - Czarodziejka wzruszyła ramionami. - I lubię się uczyć nowych rzeczy, dlatego kusi mnie by znów zejść z wami do podziemi.. A Mandragora.. nie to nie ona. Przyjaźnię się z dziewczynami z jednego z domów publicznych.. dla których swego czasu szyłam bieliznę.
- Nie zawsze są to podziemia. Czasami są to też naprawdę duże szczury. - zaśmiał się Johnson.- Czasami robimy za ochronę. Różnie bywa…
- Duże szczury, które ja znam są takie… - El pokazała coś gabarytów kota. - Dla mnie nawet te wasze proste zadania są ciekawe bo.. nigdy nie miałam z czymś takim do czynienia. Rodzice woleli bym się trzymałą z dala od awanturników.
- I dobrze robili. To niebezpieczna robota. Czasami bardzo niebezpieczna. Co by było, gdyby ten demonolog był żywy gdy dotarliśmy? Lub ten wąż? Wtedy sytuacja byłaby nieciekawa.- odparł z uśmiechem John.
- Cóż.. pewni ludzi zadbaja o to by do moich rodziców dotarło, że potrąciła mnie bryczka. - El wzruszyła ramionami. - A ich i tak pewnie bardziej by zaniepokoiło.. rozwścieczyło to co robiliśmy w balii, a nie to że byłam w podziemiach.
- Zapewne masz rację. - uśmiechnął się Johnson.- Takie swobodne zachowanie żadna matka nie pochwala. Nawet jeśli za młodu sama czyniła podobnie.
- Prawda. - El uśmiechnęła się. - Ale ja też nie wyobrażam sobie teraz normalnego życia bo.. z magii nie zrezygnuję. - Dodała cicho i dopiła piwo.
- I tylko tego z słowa na m… nie zrezygnowałabyś?- zapytał żartobliwie John przyglądając się kochance.
- Jak na razie tylko jeden mężczyzna wykazuje mną zainteresowanie w dłuższej relacji. - El zaśmiała się. - Może nie nadaję się na żonę i normalne życie.
- Obawiam się że to przez towarzystwo bardziej. Ciężko myśleć o dłuższych relacjach, gdy codziennie narażasz życie. - ocenił Johnson.
- Może. - El wzruszyła ramionami. - Ja narazie mam inne plany niż kamieniczka, zakład krawiecki i gromadka dzieci.
- Tak. To może…. weźmiemy się za realizację twoich planów.- dłoń Johnsona pieszczotliwie objęła palce panny Morgan.
- Już się bałam, że tego nie zaproponujesz. - Noga panny Morgan powędrowała do łydki mężczyzny i otarła się o nią, a na jej usta wypłynął lubieżny uśmiech.
- Nie jestem obojętny na takie widoki, jak ten przede mną.- odparł z uśmiechem Johnson i pieszczotliwie wodząc po palcach dłoni czarodziejki spytał. - Masz jakieś… konkretne pomysły, czy dochodzimy do mojego łóżka i idziemy na żywioł?
- Ty masz regularnie do czynienia z Madragorą. Więc może twoją głowę wypełniają jakieś pomysły. - El zaśmiała się cicho. - Choć nie wydajesz się być typem, który także obmacywał by mnie w kanałach.
- Może… ale czy jesteś tak śmiała jak ona? Czy dałabyś się posiąść w wąskiej uliczce miasta? Tylko dlatego, że mogę być niecierpliwy?- przyznał ze śmiechem Johnson.
- A jesteś niecierpliwy? - Noga El powędrowała wyżej i delikatnie naparła na krocze blondyna.
- Jestem…- przyznał i rzeczywiście był. Poczuła do pod stopą i obcasem. Napięcie wyraźne.
- A dla mnie… uliczka to nie byłby pierwszy raz. - Noga Morgan potarła czającą się w spodniach bestię. - Wychodzimy?
- Tak. - stwierdził cicho Johnson.- Wychodzimy.
Wstał pierwszy uśmiechając się od kochanki. El wstała powoli drocząc się z apetytem mężczyzny i zostawiła na stole napiwek nim ruszyła w stronę wyjścia.
Gdy opuścili karczmę było już dość późno, ale na ulicach byli jeszcze przechodnie. Często pijaczkowie podążający z i do “wodopoju”. Johnson zaczął rozglądać się za uliczką odpowiadającą ich planom. El w tym czasie z zaciekawieniem rozglądała się po okolicy. Simeon sam zaciągnął ja w ciemna uliczkę.. z Charlesem robiła to w bramie, ale.. dobrze znała okolicę swojego domu. Była ciekawa czy i tu są takie miejsca i jak często są użytkowane.


Jednak nim znaleźli takie miejsce… natknęli się na kogoś, na mężczyznę… nieco zaniedbanego i niczym się z pozoru nie wyróżniającego…brodatego mężczyznę w cylindrze.
- Johnson.- rzekł dotykając ronda cylindra.
- Styles… dzień roboczy?- odparł Johnson.
- A ty?- zapytał Styles potakując głową.
- Ja już po. Trzymaj się z dala od łaźni. Mandragora tam jest… więc jakby coś tam zginęło.- odparł Johnson.
- Dzięki za poradę.- odparł Styles i ruszył w swoją drogę.
- Kto to? - El powstrzymała odruch by obejrzeć się za obcym.
- Złodziej. Czasem włamywacz, czasem kieszonkowiec. Głównie jednak szuka okazji do podebrania czegoś. Mała rybka jak to mówią.- wyjaśnił Johnson.
- Och… - El pozwoliła sobie teraz obejrzeć się za siebie i spróbować odnaleźć wzrokiem mężczyznę. - Pracujecie czasem razem?
- Nie. Nie lubi ryzykować życia.- zaprzeczył Johnson z uśmiechem. - Mieszka w okolicy, to go znam z widzenia. On nie wchodzi w drogę nam, my ignorujemy jego.
- Rozumiem… znam pewna włamywaczkę ale .. jest dużo bardziej elegancka. - El odwróciła wzrok od złodzieja i wróciła do poszukiwań ciekawa czy po tym spotkaniu jej kochanek nadal ma ochotę.
Miał… apetyt mu nie zmalał. Zatem powrócił do poszukiwań podążając z El coraz głębiej w mroczne i brudne uliczki. Miejsca dalekie od romantyzmu, ale mało uczęszczane. Wreszcie znalazł taki brudny nieco i ciemny zaułek. Pochwycił za biodra El i począł jej usta całować.
Morgan odpowiedziała na pocałunki wtulając się ciałem w kochanka. Jej biodra, nadal osłonięte spodniami otarły się o jego krocze.
- Mam.. na ciebie… bardzo… dużą ochotę.- wyszeptał chrapliwie Johnson pomiędzy pocałunkami, wodząc dłońmi po biodrach i pośladkach El okrytych materiałem spodni. Bardzo obcisłym.
- Och.. naprawdę? - Dłonie czarodziejki powędrowały na pośladki mężczyzny i także zacisnęły się na tej umięśnionej części ciała mocno dociskając ich biodra powiedział. - Kto uznał że spódnice są mniej wyuzdane od spodni? Tak.. wystarczyłoby tylko rozpiąć twój rozporek.
- Niestety w drugą stronę już mi nie byłoby tak łatwo.- odparł żartobliwie kochanek, kąsając delikatnie szyję El.
Morgan zamruczała z rozkoszy i odgięła głowę do tyłu eksponując swoją szyję i dekolt. Nie była pewna jak John chce to rozegrać, ale zdała się na jego doświadczenia ze wciśniętą w spodnie Madragorą.
- No chyba że… użyjesz ust.- mruknął nieśmiało Johnson wodząc językiem po skórze szyi kochanki. Nieśmiało i cicho. Co by mogła “nie dosłyszeć” jego propozycji.
Czarodziejka pocałowała szyję mężczyznę czując jak nagle jej podniecenie niepokojąco podskoczyło. Próbowała już tego z Charlesem.. co prawda nie skończyła.. ale…
- Będziesz mi musiał się odwdzięczyć tym samym. - Zsunęła się na kolana sięgając do paska spodni mężczyzny. - I uprzedzam.. .. nie mam wprawy. - Wyszeptała rozpinając pas i spodnie i zsuwając je nieco tak by zajrzeć pod bieliznę kochanka.
- To tak jak ja… jeśli miałbym się odwdzięczyć.- odparł żartobliwie John, podczas gdy panna Morgan przekonywała się że bielizna męska nie była ładna. Ale to co się pod nią kryło… i zapach… nie pachniało kwiatami. Ale był to swego rodzaju męski odor będący także mieszaniną jego pobudzenia. Zapach i wygląd świadczył o pożądaniu jaki on czuł.
Charles pachniał podobnie.. ale inaczej zarazem. Jednak całując uniesioną męskość El cieszyła się, że niedawno brali kąpiel. Powoli składała na wyprężonym organie kolejne pocałunki, od czasu do czasu go liżąc.
Słyszała oddech kochanka, zerkając w górę widziała jak czujnie się rozgląda. A tu poniżej czuła jaki jest napięty… jaki pobudzony… jaki spragniony jej pieszczoty. Pochwyciłą go w dłonie i nieco niepewnie objęła wargami. To było tak dziwne czuć w ustach ten gorąc i to jeszcze tutaj w tej ciemnej uliczce. Possała go delikatnie zerkając ku górze, ciekawa reakcji mężczyzny.
Odpowiedzią były ciche jęki i dyszenie. Chyba mu się to podobało. W ciemności nocy nie widziała jego twarzy. Niemniej reakcja tu poniżej była bardzo pozytywna. Coraz “twardszy” był jej kochanek, coraz bardziej się prężył pod palcami. Elizabeth wodziła opuszkami po rozpalonej skórze, językiem badając co też najbardziej podoba się mężczyźnie. Czuła jak myśli odpływają i pozostaje tylko ten odurzający zapach i wyprężone ciało w jej ustach, które coraz mocniej ssały oręż kochanka. I czuła tą jego reakcję, coraz wyraźniej… im dłuże te pieszczoty trwały, tym głośniejsze były jego sapnięcia i drżenie jego ciała. El czuła co się zbliża i co się wkrótce stanie. Armatka wystrzeli. Dziewczyny mówiły, że zazwyczaj pozwalały “ulać” się mężczyźnie na swe piersi, ona jednak chyba nie powinna zaplamić stroju, w którym przyjdzie jej wrócić, possała więc mocno, zachęcając by mężczyzna doszedł w jej ustach. I wkrótce wraz z jego głośnym sapnięciem posmakowała żądzy jego kochanka. Było...tego całkiem dużo. To chyba dobrze, prawda? A smak był charakterystyczny.
El przełykała powoli, czując jak nadmiar spływa jej strużką z kącika ust. Czuła jak jej własne ciało drży z podniecenia, nazbyt bliskie szczytowi, biorąc pod uwagę, że John niewiele jej dotykał. Ba! Była cały czas ubrana. Powoli wypuściła go ust i wytarła zasychającą na twarzy strużkę.
- To było… całkiem niezłe jak na brak wprawy.- odparł John próbując ukryć za żartem własny niedawny szczyt rozkoszy.
- Pamiętaj, że liczę na rewanż. - El wyciągnęła dłonie, by kochanek pomógł jej wstać.
- Ale ja naprawdę nie mam wprawy.- przypomniał Johnson pomagając jej wstać, a potem próbując schować pospiesznie to co smakowała przed chwilą.
- No to postaram się ciebie poinstruować. - Czarodziejka zaśmiała się i po tym jak oblizała palec, którym się wytarła, pocałowała swojego kochanka. - A jak się nie pospieszymy.. będziesz to musiał zrobić tutaj.
- Mamy kawałek do mojego domu. -odparł z uśmiechem Johnson.
- Duży czy mały kawałek? - El przysunęła się do mężczyzny. - Bo wiesz… przemaka mi bielizna.
- Raczej duży.- przyznał się Johnson.
- Wykończysz mnie. - Z ust Morgan wyrwał się pomruk niezadowolenia.
- Wolałbym tego uniknąć.- odparł ze śmiechem Johnson.
- No to prowadź szybko do siebie zanim wymuszę na tobie położenie się na tym bruku. - El wskazała mocno zabrudzoną posadzkę uliczki, w której przyszło im się zabawiać.
- Dobrze, dobrze…- nie ma to jak odpowiednia motywacja, choć oznaczała że zamiast iść biegli. Trzymana za dłoń panna Morgan musiała dostosować tempo swojego biegu do długich nóg kochanka. Do karczmy, o tej porze pełnej gości i głośnej, wpadli zdyszani przyciągając spojrzenia bywalców.
El poczuła jak rumieniec wypływa na jej twarz. To zrobili widowisko… ona jednak mimo biegu, a może właśnie przez niego i to jak bielizna ocierała się o jej wilgotną kobiecość w ciasnych spodniach, czuła potworne podniecenie.
- Pokój? - Wyszeptała tuż obok ucha kochanka.
- Acha… chyba że masz inny kaprys.- odparł żartobliwie i cicho mężczyzna, gdy szli między stolikami odprowadzani licznymi spojrzeniami.
- A co.. masz mnie ochotę wziąć, na którymś ze stolików? - W głosie El pojawiła się spora dawka ironii.
- Po paru mocnych piwach… mógłbym się nawet odważyć.- postraszył ją John, gdy tak podążali w kierunku schodów do wynajmowanych pokoi. Na schodach El pociągnęła mężczyznę odwracając go i pochwyciwszy jego twarz pocałowała gorąco.
- Chodźmy…- odparł mężczyzna z trudem i wyraźnymi oporami odrywając swoje usta od jej. - Ponoć musisz zmienić bieliznę.
- Ponoć. - El zaśmiała się i dała się poprowadzić dalej w kierunku pokoju.
Znała już to miejsce… z widzenia. Zagoniona do niego klapsem w pośladek posłyszała jak jej kochanek zamykał za nią drzwi. Nie było ucieczki już. Nie żeby jakąś planowała.
Morgan zdjęła płaszcz i przypasaną torbę, rzucając je na jedno ze stojących przy stole krzeseł.
- Jesteś okrutny. - Wyszeptała, luzując spodnie, które także zaczynały przemakać.
- Zdecydowanie… tak. - przyznał Johnson bezczelnie dając jej kolejnego klapsa i czekając aż odsłoni to co planowała.
El z ulgą zsunęła spodnie i bieliznę odklejając je od mokrej kobiecości. Z jej ust wyrwało się ciche westchnienie gdy poczuła na rozpalonym ciele chłód.
- To… spróbujesz się odwdzięczyć? - Zerknęła na swego kochanka, dopiero teraz zabierając się za zdejmowanie górnych części garderoby.
- Mhmm… - sam zaczął się rozbierać nie odrywając oczu od odsłanianych krągłości.- Tylko powiedz jak.
Elizabeth zupełnie naga usiadła na stole, przy którym odbywała się odprawa i bezwstydnie rozchyliła nogi, prezentując swą kobiecość.
- T.. tu jest wrażliwe miejsce. - Przesunęła palcami po swej kobiecości wskazując kochankowi najczulszy punkt. - Możesz całować.. lizać.. od czasu do czasu tu possać. - Szeptała coraz bardziej rozgorączkowanym glosem.
Półnagi mężczyzna, od pasa w dół, padł na kolana przed kochanką. Ujął dłońmu uda, by nachylić się ku jej intymnemu zakątku i zacząć o całusów i wolnego lizania językiem. Co by wyczuć jej ciało i jego zachcianki.
El oparła się za plecami eksponując swoje ciało. Każdy dotyk języka mężczyzny, każdy pocałunek wywoływały w jej ciele intensywne dreszcze. W sumie.. pierwszy raz to mężczyzna zajmował się nią w ten sposób. Jej rozpalony wzrok wędrował po jego blond czuprynie.
- M.. możesz mocniej. - Wyszeptała rozgorączkowanym głosem.
- Dobrze…- stwierdził po chwili wahania.-... spróbuję.
I poczuła jak mocniej pociera językiem wrażliwy obszar, a nawet próbuje owego ssania.
Z ust El wyrwał się jęk rozkoszy.
- Yhym… tak.. tak dobrze. - Czuła jak z trudem panuje nad sobą. Jej nogi drżały zwiastując zbliżający się szczyt.
- Naprawdę… ?- zajęty oddawaniem przysługi Johnson nie odrywał ust i języka od kwiatuszka drżącej kochanki, która szybko zbliżała się do “rozkwitu”. El doszła z głośnym okrzykiem teraz już nie powstrzymując swego głosu tak jak w łaźni. Opadła na chłodny stół oddychając z trudem.
- Teraz ci wierzę. - ukąsił ją delikatnie w udo. Wstał i bezceremonialnie rozchylił uda. Teraz zamiast jego ust poczuła twardy nieustępliwy oręż zdobywający jej kobiecość, leniwym ale stanowczym ruchem. Przesunęła się po stole, piersi zafalowały. Trzymana jednak mocno przez kochanka nie miała możliwości by spaść.
Elizabeth wyprężyła się na stole czując ten podbój. Chwyciła się dłońmi znajdującej się za jej głową krawędzi stołu jeszcze lepiej i nieco nieświadomie eksponując swe ciało przed kochankiem. Jej oddech nadal był przyspieszony po niedawnym szczycie i trudno jej było sklecić choćby najprostsze słowo.
Ruchy nabierały tempa, choć daleko im było do dzikości Simona. Niemniej Johnson trzymał pewnie i silnymi ruchami bioder przeszywał ciało kochanki, czując rozkosz jaką mu sprawiał. Jego oddech był ciężki, a stolik skrzypiał mocno. El wpatrywała się w niego rozpalonym wzrokiem czując, że jej ciało nie jest się w stanie uspokoić po niedawnym szczyciem. Z każdym ruchem rozpalało się na nowo, wyrywając z jej ust coraz głośniejsze jęki.
Po kolejnym pchnięciu i głośnych krokach na korytarzu, panna Morgan poczuła jak pożądanie znów wzbiera w kochanku kolejną falą. Trzymał ją mocno za nogi, napierał częściej i był bardziej… duży… i coraz bliżej. A co najdziwniejsze… ona też. Chciała jeszcze, więcej.
- Mocniej. - Wyjęczała, czując że niebawem sama dojdzie. Postarał się mocniej… coraz szybciej zbliżając się do spełnienia. Biust El zafalował energicznie.
- John. - Czarodziejka doszła z kolejnym okrzykiem.
On sam nie odpowiedział drżąc od ekstazy którą mu sprawiło uległe ciało Elizabeth. Morgan czuła jak jej ciało jest ponownie wypełniane, jak gorąc rozlewa się po jej wnętrzu. Wiła się na stole zaciskając dłonie kurczowo na jego krawędzi.
- Wyglądasz bardzo.. kusząco.. panno Morgan.- Johnson nachylił się by całować jej poruszający się w gwałtownym oddechu biust.
- Przyjrzyj się.. chciałabym by ten widok ci został w głowie.. - El pozwoliła sobie na nieco rozbawiony ton, choć efekt nieco popsuł jej rozpalony głos. -.. by wracał przy każdej odprawie.
- Może pojawią się nowe…- szepnął żartobliwie Johnson i odsunął się od kochanki. Wodził wzrokiem po jej ciele mówiąc. - Teraz idziemy spać?
- Spać.. czy do łóżka? - El wyciągnęła rękę by kochanek pomógł jej się podnieść. - Zaniesiesz mnie?
- Jeśli ładnie poprosisz.- zażartował mężczyzna podając pannie Morgan dłoń.
Czarodziejka usiadła na stole czując jak z jej wnętrza wypływa trybut kochanka.
- Proszę. - Wymruczała, nachylając się tak by podkreślić swoje piersi.
- Całkiem nieźle. - ocenił John i chwycił ją w okolicy bioder, by ostatecznie wziąć w ramiona i zanieść do łóżka.
Elizabeth wtuliła się w mężczyznę czując przyjemne rozleniwienie po niedawnym szczycie. Żarty żarcikami, ale była wymęczona po intensywnym dniu i teraz gdy znów czuła się bezpiecznie, sen zakradał się sypiąc piasek pod powieki.
Musiała się obudzić bardzo wcześnie, by zdążyć do roboty. I nie dać się przy tym przyłapać na łamaniu regulaminu. Bądź co bądź, powinna być teraz w innym łóżku. Oby Frolica zdołała ukryć jej nieobecność przed madame Waynecroft. W łóżku wtuliła się w kochanka i pozwoliła sobie na sen.


Poranek przyszedł niestety za szybko. Ledwie zasnęła a już musiała wstawać. Co za pech. Jeszcze mgły poranne unosiły się pomiędzy portowymi uliczkami w Downtown. Jeszcze poranny chłód wypełniał miasto, a ona już musiała wstać! Ucałowała śpiącego Johna i poczęła ubierać się szybko non stop ziewając. Miała nadzieję, że poranny chłód co nieco ją ocuci. Nie budząc kochanka opuściła jego pokój. Teraz już ubrana w spódnicę, dużo bardziej odpowiednią dla pokojówki. Puściła się biegiem w kierunku uczelni licząc, że mimo porannej pory uda się jej znaleźć jakąś dorożkę.
Na szczęście dorożki stały zawsze, z zaspanymi woźnicami. Kończyła się jedna i zaczynała druga zmiana… wraz z nią pojawiali się nowi woźnicy. Więc Elizabeth nie musiała się martwić, że jakiejś jej braknie… to inne problemy musiała przezwyciężyć. Na przykład bramę do uczelni. O tej porze, jak się okazało, zamkniętą.
El odsunęła się nieco i osłaniając się płaszczem rzuciła wykrycie magii ciekawa czy od celu oddziela ją jedynie brama. Miała nadzieję, że potencjalny przechodzień pomyli ją z jednym ze studentów.
Aury… potężne aury, wielobarwne aury otaczały na szczęście budynki i ich okolice. Tak mocne, że aż czarodziejce zakręciło się w głowie od ich widoku. Na szczęście brama była ci pozbawiona. Za to miała zaspanego ludzkiego strażnika.
El rozejrzała się za jakimś miejscem, w którym mogłaby pokonać mur, nie zwracając uwagi strażnika. Znalazła miejsce gdzie w kamiennej ścianie było kilka uszczerbków i skorzystała z nich by się wspiąć i przeskoczyć na drugą stronę. Teraz pozostało jej tylko przekraść się do budynków uczelni. Postanowiła pójść między drzewami, ale tak by nie tracić z oczu drogi.
I trzymać się z dala głębi parku.. tego też się nauczyła. Unikać ostępów parkowych. Trafiła idealnie obecnie. Nie było już mechanicznych strażników. Ich miejsce przejmowali ludzie. Trzeba było tylko ich ostrożnie wyminąć… lub mniej ostrożnie.
Na razie postanowiła starać się nie rzucać w oczy i zacząć kombinować dopiero gdy ktoś zwróci na nią uwagę. I szło jej to zaskakująco dobrze. Może to przez poranne mgły? Może o tej porze nikt nie oczekiwał wizyty złodzieja? Przemykając od muru do drzewa, od drzewa do krzaku, dotarła do drzwi budynku przeznaczonego dla służby… i madame Waynecroft na schodach do nich. El rozejrzała się za jakąś możliwością obejścia przełożonej.
Mogła się prześlizgnąć do otwartego okna na parterze, korzystając z chwilowej kryjówki w krzakach… ryzykując przyłapanie, jeśli przełożona zerknie w jej kierunku w najmniej odpowiednim momencie.
El postanowiła skorzystać ze starej sztuczki. Rzuciła kamień w kierunku przeciwnym do tego, w którym planowała się udać, gotowa ruszyć w kierunku okna, gdy tylko ochmistrzyni odwróci wzrok. I udało się jej to. Dobiegła pospiesznie do krzaka, skorzystała z kryjówki i gdy miała już całkowitą pewność, że Waynecroft patrzy w inną stronę doskoczyła do okna, wspięła się i przedostała przez nie do środka. Uff… było blisko.
Teraz pozostało jej dostać się do sypialni, wziąć swoje rzeczy, umyć się, przebrać i do pracy. A cały czas czuła zmęczenie po zbyt krótkiej nocy. Ziewając dotarła do pokoju, który dzieliła z Frolicą.
W ich pokoju diabliczka spała mocno. Wszak do pobudki zostało im mniej niż pół godziny. Zaś łóżku El ktoś… przebywał. Jakaś sylwetka opatulona, aż po czubek głowy kocem.
Czarodziejka zdjęła płaszcz i schowała go do szafy razem z torbą, w której znajdowała się zdobyczna różdżka. Dopiero potem, nieco niepewnie podeszła do swojego łóżka. Odsłoniła nieznacznie kołdrę, ciekawa kto też pod nią śpi.
Była tam urocza parka. Zwinięty zagłówek i kołderka. Zapewne Frolica miała wprawę w takich oszustwach, bo wyglądało to wiarygodne pod kocem. El uśmiechnęła się. Przejrzała księgę zaklęć, przygotowując strój do założenia. Cały czas spoglądała też w kierunku diablicy upewniając się czy ta się nie budzi.
To jednak nie nastąpiło. Frolica spała jak zabita… chrapiąc przy tym głośno od czasu do czasu. Po przygotowaniu zaklęć El nastawiła samowar i ruszyła pędem pod prysznic by obudzić diablicę nim rozpocznie się praca. Planowała oblać się nieco zimna wodą by się rozbudzić.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline