Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2020, 21:21   #228
Gladin
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

Miejsce: Ostland; Zamek Lenkster; podgrodzie, gospoda u Madeja
Czas: 2519.VIII.32 Konistag (6/8); ranek

- Jaśniepan weźmie młodego i sprawdzi, czy żelazny list tam zadziała - Jaruha zwróciła się do Karla i zakreśliła ręką w stronę zamtuza. - W tym wieku to niezdrowo chucie na wodzy tak trzymać, he, he… a ja mam maści, gdyby się co paskudnego przyplątało, he he - dodała Jaruha na odchodnym.

- Kto chce iść, niech to robi na własny rachunek - powiedział Karl z uśmiechem.

- A wiecie, tak sobie dumam - Stephan zmienił temat. - Zniknięcie buławy i kradzież w Ristedt. Chodzi mi po głowie hipoteza, że te dwa wydarzenia są ze sobą powiązane. Na razie mam za mało danych, aby coś więcej powiedzieć lub wnioskować, ale… może to popisy jakiegoś mistrza złodziejskiego fachu? A może jakiś zepsuty kolekcjoner z nudów zleca te kradzieże? Albo, co zawsze możliwe, słudzy plugawych bogów maczają w tym palce? - zadumał się. Towarzysze zamilkli, popatrzyli po sobie i powzruszali ramionami.

- No okradać dom boży to już… - Manfred pokręcił głową na znak, że no okraść kupca, chłopa czy rycerza to jedno no ale okraść dom bogów no to już kompletnie coś innego. Znacznie gorszego. - Takiemu obciąć łapy to mało. Ale bogowie umieją dojść swoich praw, oj umieją, spotka go zasłużona kara za takie bezeceństwo - rzucił jeszcze i na dowód potwierdzenia upił łyka ze swojego glinianego kubka.

- Jeżeli nie macie nic przeciwko, to udam się z Ragnisem na zamek. Czy ktoś z was również ma takie plany? - Glaser ponownie zmienił temat.

- Tak, trzeba się tam udać - przytaknął Karl. - Z listem żelaznym w dłoni. Więc się tam wybiorę z wami.

Wtedy do ich stołu zbliżył się Bruno. Tladin od razu zagadnął.
- Kupić czy naprawić nam teraz nic nie trzeba, ale siadajcie ojczulku. Strawę i napitek wam postawimy, a Ty nam w zamian opowiedz jakieś stare historie miejsca i okolic. Słyszałeś co o Falkenhorstach może, albo o starej twierdzy górskiej Bastionem zwanej?

- Oo dobrodzieju! Niech ci bogowie sprzyjają dobrodzieju!
- starzec wydawał się tak zaskoczony co zachwycony słowami krasnoluda. Z pewną ostrożnością dosiadł się do ławy kładąc swój koszyk z drucianymi wyrobami na ławie obok siebie i poczekał aż khazad machnie na kelnerkę jakby sprawdzał czy to tak naprawdę a nie jakieś żarty ze starego człowieka. Dziewczyna skinęła głową i poszła za szynkwas aby coś przygotować. W międzyczasie wzrok przykuł jakiś niziołek co jakieś sprytne sztuczki z łyżeczką pokazywał. Niby siedział przed swoją strawą a śmigał tą łyżeczką jak prawdziwy magik. Drewniana łyżka pojawiała się i znikała w jego sprytnych dłoniach, nawet jak ją podrzucił do góry to złapał za swoimi plecami a to wszystko ku uciesze jakiejś panny. To chyba dla niej był ten popis ale i po kolei chyba spora część porannych gości zaczęła zerkać z zaciekawieniem na ten niespodziewany popis akrobacji łyżką. A na sam koniec jak na popis wypadało artysta ukłonił się skromnie a przypadkowi widzowie podziękowali mu uśmiechami i oklaskami.

Zanim kelnerka, całkiem zgrabna zresztą, wróciła z zamówioną nową porcją śniadania to ta wojskowa doczekała się chyba spotkania. Bo przyszedł jakiś mężczyzna z przeszywanicy i podszedł bezpośrednio to jej stołu. Tam się krótko i bez wylewności przywitali a on z torby wyjął jakiś papier która ona usiadła przy stole i zaczęła go czytać.

- O, tak, tak, podziękował, podziękował, niech wam dobrzy ludzie bogi wynagrodzą - memłał z wdzięczności Stary Bruno chyba przegapiając, że na razie to nie człowiek do niego zagadał i takie sute śniadanie postawił.

- A tak, to zamek co? Ten w górach? Falkenhorstów? - dziadek wbił drewnianą łyżkę w kupkę kaszy ze skwarkami i dodatkami, w drugą sękatą dłoń wziął chleb i na chwilę zamilkł gdy tak sycił się pierwszymi kęsami i pewnie myślał co by tu teraz powiedzieć.

- No ale to o tym jest wiele historii. Dawna twierdza naszych dobrodziejów. Szkoda, że już takich nie ma. Chociaż ten nasz generał to też. Surowy. Ale sprawiedliwy - stary druciarz widocznie jakoś pozbierał w głowie te opowieści no ale chciał chyba wiedzieć co tu najbardziej dobrodziejów interesuje bo wyglądało, że zna ich więcej niż by dali radę tu opowiedzieć i wysłuchać za jednym posiedzeniem.

- A jest jaka historia, gdzie mówią o Aberschlosse? Widzicie, nam trzeba znaleźć tę starą twierdzę, więc snujcie opowieści. Może tam jakie ziarno, które nas na trop naprowadzi. A i jutro i pojutrze w zamian za historie wam gościniec zapewnimy. A jak chcecie to i kolacje. Ciekawim ojczulku, ciekawim - Tladin zachęcał starego.

- Aa, Aberschlosse… - dziadek skinął głową jakby nazwa nie była całkiem obca dla niego. Zaczął memłać swoim niezbyt kompletnym uzębieniem ciepłą kaszę dłużej przeżuwając nieco twardsze skwarki. - No tak, to przeca była twierdza von Falkenhorstów. Znaczy zamek. Taka letnia rezydencja. Przeca taki wielki i sławny ród to miał więcej niż jeden zamek czy wioskę. I jedną z nich był Aberschlosse. Tak, tak, siedzieli dobrodzieje w górach ale jak jakieś goście czy ta zima w górach im się znudziła to balowali w Aberschlosse. A to też już w górach właściwie było. Ale w dolinie to łagodniej i zieleniej było. Drogą się tam jechało wzdłuż rzeki. No ale teraz to tej drogi już nie ma. Bo się nią do Falkenhorstów jeździło albo od nich a teraz już tego zacnego rodu nie ma no to i nie było po co jeździć to i droga nie potrzebna - Bruno wyjaśnił to w międzyczasie ciamkania swojej kaszy. Jadł i snuł te swoje opowiastki w całkiem ciekawy sposób. Widocznie karczmarz nie mylił się co do jego gawędziarskich talentów starego.

- A to dobry ród był. I zacny. Póki trzymali ten swój zamek w górach to trzymali w ryzach to całe górskie plugastwo. A jak komuś rejza z zachodu przyszła ochota to musiał się miarkować by mu zaraz spadali na kark albo robili wycieczkę odwetową. No i tego nekromantę plugawego też pokonali. Zebrali wielką armię pod swoim sztandarem i go pokonali. Tam niedaleko jest do dzisiaj pole kości jakie zostało po tamtej bitwie. A sam Falkenhorst podobno ruszył w pogoń za tym plugawcem i osobiście mu łeb ściął. Tamten próbował swoich plugawych sztuczek ale nie dał rady szlachetnemu rycerzowi - dziadek pokiwał swoją łysiejącą głową na znak, że tak to się kiedyś działo no i taki zacny ród dobrodziejów był sobie mieszkał kiedyś w tych pobliskich górach. Brzmiało jakby obecni możni nie mieli porównania do tamtych legendarnych rodów. Spojrzał w bok bo jakiś młodzian w skórzni zaczął śpiewać jakąś przyśpiewkę. Ale, że był już mocno wstawiony no to wychodziło mu dość bełkotliwie, tyleż pociesznie co irytująco.

- To Aberschlosse to wiecie gdzie leżało? Nad rzeką Lenkster? W górę czy w dół rzeki stąd? - Stephan próbował złapać trop. - Znacie kogoś, kto mógłby nas na miejsce zaprowadzić, gdzie ta posiadłość leżała?

- W górę, w górę bo to już prawie w pierwszych górach było. Tylko, że w dolinie. Weisser. To kawałek od nas ale niedaleko. Wpływa do naszego Lachtbeck. Ale czy ktoś tam teraz jest i wie jak dojść to nie wiem. Drogi już nie ma. Las ją zarósł - dziadek pokręcił swoją łysiejącą głową na znak, że nie bardzo wie jak obecnie ktoś mógłby dotrzeć do tego miejsca gdzie niegdyś mieściła się jedna z siedzib von Falkenhorstów.

- Czy ktoś chociaż pamięta, w jakim miejscu zaczynała się ta droga? - spytał Karl.

- Nie wiem. Może. Chociaż może i nie. Jak się idzie wzdłuż rzeki to ponoć jeszcze trochę ją czasem widać tą drogę. Znaczy drzewa tam ponoć trochę mniejsze. No ale ja tam sam nie byłem to tylko mówię co ludzie gadają - staruszek rozłożył ramiona na znak, że wiele tutaj nie pomoże. Wbił drewnianą łyżkę w swoją porcję kaszy nie przerywając jedzenia czegoś miękkiego, ciepłego i smacznego.

- Dziękuję ojczulku. Zajrzyjcie do nas jeszcze, chętnie was ugościmy w zamian za stare opowieści - Tladin więcej nie wypytywał o szczegóły. - Jeżeli chcecie to możemy wam teraz opowiedzieć o naszej walce z minotaurem. Ale powiedzcie mi jeno, nie obiło się wam gdzieś o uszy imię Bladina, Bladina Gladensona? To mój brat, szukam go od wielu lat.

- Brat? Znaczy krasnolud jakiś tak? No to u nas wiela ich nie ma oj nie ma. Na zamku jest jeden. Taki inżynier wielki. No ale gdzie mnie na zamek leźć, tam ino same ważne sprawy i ludzie to tam nie byłem nigdy to go nie widziałem. A minotaur powiadasz? No to opowiadaj, opowiadaj bom ciekaw okrutnie jak to było z tym minotaurem
- Bruno pokręcił z żalem swoją łysiejącą głową na znak, że o krasnoludach to zbyt wielu wieści nie ma. Za to okazał się bardzo zainteresowany nową opowieścią jakiej jeszcze nie słyszał. Tladin zaczął snuć opowieść.
 
Gladin jest offline