Dom Pielgrzyma, późny wieczór 1 lipca 2595
Polanie błyskawicznie doskoczyli szefa. Helweta gestykulując nadzwyczajnie, wyjaśnił coś szybko w borkańskim i Yuran bez zastanowienia skierował lufę swojego automatu w miejsce, gdzie do tej pory strzelał Alpejczyk. Barhtez tymczasem ponaglając Dragana skoczył ku drzwiom.
Z pokoju wciąż jeszcze wycofywał się Leon, niepewnie dzierżąc swoją broń:
- Z drogi!!! - ryknął na Sanguine'a i zupełnie nie przejmując się statusem arystokraty niemal potrącił go wybiegając w pośpiechu o jaki wynalazca nigdy nie posądziłby na codzień spokojnego najemnika. Nim jeszcze Helweta i Polanin zniknęli w korytarzu pojedynczym strzałem odezwał się automat Yurana. Olbrzym nie omieszkał się zrobić użytku z broni, która nawet dla wprawnego oka Thibaulta wydawała się prawdziwym cudem techniki, lub co bardziej prawdopodobne artefaktem pamiętającym jeszcze czasu sprzed Eshatonu.
Najemnicy tymczasem wpadli na schody. Pewnie stratowaliby młodego, sparaliżowanego strachem posługiwacza, gdyby Barthez nie wrzasnął w
purgaryjskim:
- Pod ścianę!!!
Chłopak, nie wiadomo, czy wystraszony bardziej wystrzałami, czy wymachującym wielkim pistoletem Helwetą cofnął się błyskawicznie pod ścianę, nim mężczyźni pędząc wyminęli go na schodach skacząc po kilka stopni na raz. Z pierwszego piętra znów doszedł wszystkich charakterystyczny huk karabinu Polanina. Alpejczyk biegnąc ku drzwiom zwoływał swoich. W końcu po chwili wypadł przed Dom Pielgrzyma. Wydał tylko krótki rozkaz do Ludovica, pokjazując coś na ziemi:
- Zabezpiecz to!
Reszta wiedziała co robić. Dragan skoczył trochę w bok i skierował lufę bliźniaczego z Yuranowym automatu w stronę murku. Wiedząc co się święci Djurjevic zrobił to samo flankując drugą stronę. Kiwolo i Barthez skoczyli ku ogrodzeniu, gotowi oddać strzał jeśli zaszłaby taka potrzeba...