Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2020, 12:32   #106
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Silver

Lotus Garden

Gdy Fou dotarł do atmosfery planety, wysłał Silverowi adres restauracji, w której chciał się spotkać. Nieco oddalona od centrum, restauracja specjalizowała się w herbatach i lekkich przekąskach. Jej główną zaletą była bardzo silna separacja od hałasu na zewnątrz. Co prawda gości oddzielały tylko papierowe ścianki, zgromadzeni byli jednak spokojni. Fou Lou czekał już z dzbankiem herbaty, wyglądając na spokojnego i zrelaksowanego.
-Całkiem przyjemne miejsce, witaj Lou. - Przywitał się, dosiadając się do stolika. Tym razem spotykali się w nieco bardziej przyjaznych okolicznościach, nie wykazywał więc tej nieprzyjaznej rezerwy co na lodowej planecie. Przywołał gestem kelnerkę.
-Senchę z miodem poproszę i sorbet pomarańczowy. - Złożył zamówienie i spojrzał na Fou. - Reflektujesz na porcję?
- O dziwo podziękuję. Do tej rozmowy wystarczy mi herbata. - zdecydował Fou Lou.
-Zatem jedną porcję poproszę. - Silver nie nalegał. - Mam nadzieję, że czas Cię nie goni. - Zdecydowanie miał dość wyścigów z czasem jak na ostatnie dni.
- Nie przyleciałbym na Pars na pięć minut, to byłaby zbrodnia. Jesteśmy w centrum relaksu i rozrywki. - zauważył Fou. - Możemy rozmawiać do oporu, a o czym zależy od tego, co mi przyniosłeś.
-To co obiecałem, rzecz jasna. - Odparł Armstrong. - Autograf June może też Ci kiedyś załatwię, jeśli sam postanowię zrobić karierę muzyczną. - Uśmiechnął się. W ramach rozwoju zainteresowań ćwiczył wprawdzie grę na instrumentach, a nawet śpiew, ale raczej nie widział siebie w roli piosenkarza. Choć jego ojciec z pewnością wolałby, żeby układał teksty piosenek niż narażał się na szwank, tułając się po całej galaktyce.
- Wobec tego. - Fou wyciągnął rękę jednocześnie odsuwając rękaw szaty w płynnym geście.
Zatem miał mu zapłacić z góry, Lou wydawał się słowny, ale nadal było to ryzyko. Dużo zależało od tego, czy chował urazę, niemniej Silver zdecydował się zaryzykować. Wyjął z kieszeni niewielkie pudełeczko i powoli przesunął je po stole.
-Sprawdź jeśli chcesz.
Fou podniósł wieko pudełka, aby zajrzeć do środka, po czym zamknął je i zostawił na stole. - Zatem o co chciałbyś mnie zapytać? - uśmiechnął się, przymykając oczy.
- Pana zamówienie. - uśmiechnęła się kelnerka, wracając z tacą do stołu.
-Dziękuję bardzo. - Uśmiechnął się również, będzie musiał pamiętać o napiwku. Pociągnął łyk herbaty i ponownie spojrzał na Lou.
-Jak wspominałem przy naszej pierwszej rozmowie na ten temat, potrzebuję wszelkich informacji jakich możesz mi udzielić. - To co wiedział pochodziło z dość niepewnego źródła jakim były notatki Tsara (już wypływały ich braki) i własnych doświadczeń. Wiele tego nie było i budziło tylko więcej pytań.
- To temat na tyle rozległy i zawiły, że dużo łatwiej byłoby mi mówić na jego temat, gdybyś miał konkretne pytania. - wyjaśnił Fou. - Jaki zakon, takie wytłumaczenia. My uważamy ten proces za oświecenie, a kontakt medytacyjny za rozmowę z uniwersum. Gdybyś zapytał Icarię, nazwaliby to rozmową z bogiem, a faktyczne oświecenie najwyższym grzechem. - objaśnił. - Nie ma żadnej wspólnej, jednolitej teorii, bo jest to proces poza nasze zmysły i możliwości pojmowania.
-Przyznam, spodziewałem się że po prostu zrobisz spis tego co wiesz. - Odparł Silver. - Hm… a jak sprawiacie, że uniwersum nie zaczyna zmieniać was wedle własnego uznania? - Nie wiedział jak inaczej to ująć.
- Spędzamy kilkadziesiąt lat kształtując naszą moralność, wiedzę i wiarę, aż będziemy na tyle pewni siebie, że nic nie zmieni naszego zdania. W niektórych zakonach nie pozwolą ci nawet zacząć medytować, jeżeli nie wykształciłeś jeszcze niezłomnej osobowości. - mina Fou spoważniała. - Pod żadnym pozorem nie możesz przyjmować żadnych ofert czy próśb głosu z tej otchłani. Jeżeli jest na twój temat cokolwiek, co podlega dyskusji, nie jesteś gotowy na tę konfrontację. Nic dobrego nigdy nikomu nie wyszło z uginania się temu tworowi. - ostrzegał. - W najlepszym wypadku uniwersum odgryzie się za to, że się od niego odciąłeś, w najgorszym cię zniewoli. To jak składanie życzeń małpiej dłoni.
Czyli dobrze robił, odmawiając tym głosom. Przeczucie go nie zawiodło. Za to chyba właśnie odkrył coś, czego nawet Vyone nie wiedział. Zastanawiał się, co takiego zrobił Drake...
-A co z tymi, których dotkną te efekty uboczne? Jest sposób by to naprawić? - Cokolwiek to było, trzeba to było jakoś odwrócić lub opanować.
- Ewentualnie zmieniają się w potwory. Tradycyjną praktyką było zalać ich brązem, w biednych czasach betonem. Z bardziej oświeconych rozwiązań, może odpowiednia magia byłaby w stanie odwrócić tego typu efekty. Musiałbyś jednak znaleźć odpowiedniego maga. Jeżeli znasz tego typu przypadek, to polecam Maximiliana. Prawie na pewno nic nie zdziała, ale przynajmniej doprowadzi go to do furii. - uśmiechnął się Fou. - Jest kilka religii, która uważa skutki akceptacji głosu za stan jedności z uniwersum, ale ja bym im nie ufał. Podobno Icaria twierdzi, że to głos boga. Mogą mieć więcej doświadczenia w porozumiewaniu się z nim. W dalszym ciągu zalecam jednak jego odpychanie. - ostrzegał. - Ah. Pamiętaj też, że jak już się z nim skontaktujesz, to nie ma wyjścia. Albo go odrzucisz, albo mu ulegniesz.
-Icaria praktyktuje nadmagię? Ciekawe… dziwne, że cokolwiek powiązane z magią przechodzi im przez gardło. - Zamyślił się Armstrong, kolejny raz nie mogąc się nadziwić hipokryzji tego zgromadzenia. Jeszcze jeden “grzech”, któremu się oddają z premedytacją.
-A jak to jest ze zdefiniowaniem czegoś jako części siebie? - Przypomniało mu się coś, nad czym długo się głowił. - Dla przykładu wschodni szermierze postrzegają swoją broń jako część siebie. Co wtedy?
- Nie mam pojęcia. W zakonie skupialiśmy się nad sobą, wszystko inne miało być obce. - Fou zamyślił się. - Słyszałem, że są ludzie, którzy doznają oświecenia bez medytacji, sami z siebie. Może mistrzostwo nad jakąś bronią czy narzędziem pozwala się przebudzić? - zastanowił się. - Poza tym, nie byłbym pewien czy biskupi doznają oświecenia. Nadmagią nazywamy odrzucenie głosu, wtedy część iskr przestaje na ciebie działać. Jeżeli oni robią z głosem układy, rezultat byłby czymś innym.
-To brzmi jak zaprzeczenie ludzkiej natury. - Mruknął Silver. Co trzeba było zrobić, by dobrowolnie oddać się przeciwnej stronie spektrum? Icaria raczej nie praktykowała medytacji, ani innych tego typu aktywności. Nie zapominając o fakcie, że z tym bytem nie można było się dogadać.
- Kto wie, czym do końca są ludzie. Jak wspomniałem, moje studia były na temat samego siebie. Nie interesowałem się tym, czy jestem mniej czy bardziej ludzki po doznaniu oświecenia. Mogę ci dać adres zakonu, jeżeli potrzebujesz pomocy z medytacją. - zaproponował.
-To może i ja coś Ci powiem na temat nadmagii. To naturalne zjawisko występujące spontanicznie u niewielkiego odsetka ludzi, myślę że można nazwać je kolejnym etapem ewolucji. - Podzielił się dość prostą informacją, która mogła coś dla Lou znaczyć, ale nie musiała. - Jednakowoż źródło z którego czerpałem twierdziło, że ludzie nie potrafią budzić jej świadomie, co jak obaj wiemy nie jest prawdą. - Pociągnął łyk herbaty.
-Z medytacją sobie poradzę, ale w sumie dalsza konsultacja nie zaszkodzi. A co z kształtowaniem nadmagii? - Odparł po chwili namysłu i zadał jedno z ważniejszych pytań w tym temacie.
- Oświecenie nie jest sztuką walki czy magią, nie da się go uzewnętrznić. Jak już je masz, to je masz. - wyjaśnił Fou. - Chyba nie wyglądam na kogoś, kto by spędzał lata na treningach. Gdyby wymagałoby to ode mnie czegoś więcej, nawet bym się z nim nie męczył. - przyznał.
Silver ponownie zamyślił się nad sorbetem. Wyglądało na to, że o pewnych aspektach nadmagii wie więcej od swojego rozmówcy. Mnich póki co nie podzielił się niczym, co byłoby w opinii Recollectora warte zapłaty jaką otrzymał...
-Niech stracę. - Westchnął. - Jeśli uważasz, że jedyny efekt waszego oświecenia stanowi częściowa odporność na magię, to jesteś w bardzo poważnym błędzie.
Położył jeden ze szponiastych palców na pudełeczku z Pentariusem i zakręcił nim delikatnie na stole.
-Nie zrozum mnie źle Lou, nie zamierzam wycofywać się z naszego porozumienia, ale przyszedłem tu przygotowany na uczciwą wymianę, a czuję że dokładam do interesu. - Jego ton, choć spokojny wskazywał na pewien zawód. Zatrzymał obroty i ponownie podsunął amulet bliżej rozmówcy. - Prosiłbym Cię więc, byś nie czekał na kolejne moje pytania i zaczął dzielić się informacjami które w tym temacie posiadasz i uważasz za istotne lub warte uwagi. Jeśli jakiś wątek bardziej mnie zainteresuje, dam Ci znać.
Fou westchnął. - Mogę ci objaśnić proces medytacji, mogę ci przedstawić, jak wyglądała moja rozmowa, mogę dać ci szczegóły mojej odporności na magię. Naprawdę nie wydaje mi się, aby w tym było coś więcej. Może twoje oczekiwania są wygórowane? - zaproponował mnich. - Pewnie, słyszałem o przypadkach, w których mnich latał albo lewitował miecz, mimo że przedtem nie miał iskry, ale jednocześnie nie widziałem dowodów, aby tego typu talenty były ściśle powiązane z nadmagią. Zdecydowanie w zakonie nikt nie wykazywał się niczym specjalnym. Nie starzejesz się i większość magii nie ma na ciebie efektów, tyle. - wzruszył ramionami. - Równie dobrze mogę zacząć mówić głupoty, tylko po to, żeby cię zadowolić. Całe wyzwanie nadmagii leży w zdefiniowaniu samego siebie, może zdołasz zaprezentować jakiś przedmiot jako część siebie? Niekoniecznie byłoby to warte próby, skutki uboczne wypadku mogłyby być tragiczne.
Worst deal ever… Lou okazał się bardzo ubogim źródłem informacji. Najwidoczniej Silver zbyt wiele sobie obiecywał, gdy dowiedział się że mnich przebudził nadmagię świadomie.
-Chętnie posłucham jak to wyglądało u Ciebie. - Odparł. - Możliwe że miałem wygórowane oczekiwania, patrząc przez pryzmat efektów moich dość krótkich badań.
- Najpierw przechodzimy tradycyjną ceremonię, nie ma ona większego znaczenia, ma służyć pożegnaniom na wypadek porażki mnicha, oraz świętu, jeżeli temu się powiedzie. Na koniec otoczony przez moich pobratymców zamknąłem oczy i pojawiłem się w bezkreśnie czarnej pustce. Pamiętam, że widziałem ją bez potrzeby otworzenia oczu. - z uwagi na nietypową twarz Fou zawsze ciężko było stwierdzić, czy faktycznie oczy ma otwarte, czy nie. - Pamiętam, że nic nie robiłem. Nie ma co do tego konkretnych instrukcji, ale doradzano mi, że tak jest łatwiej. Czasem niektórzy mają kilkusekundowe wizje tego miejsca, co wyjaśnia, czemu głos nie reaguje natychmiastowo. Po tym, jak nie wyszedłem z tego miejsca przez kilka minut, czarne łapska wydarły się z ziemi i zaczęły mnie łapać, abym nie mógł się ruszać. Głos zaczął mnie wtedy kwestionować, pytać, czy wiem, co tutaj robię, czy wiem, czego chcę i tak dalej. Nie można wykazywać wątpliwości, więc odpowiadałem natychmiast: "jestem tu, bo chcę tu być", "moje zachcianki nie mają z tobą nic wspólnego" i tak dalej. Głos mnie pochwalił za determinację, lecz stwierdził, że żaden ze mnie budda. Zaczął wyzywać moją inteligencję i próbować mnie przekonać, że nie wiem, co robię i wchodzę nie na swoją głębię. Ignorowałem większość zaczepek, od czasu do czasu każąc mu dać mi spokój. Z czasem głos nabierał desperacji, wreszcie się poddał. Wtedy zaczął mi rzucać wyzwanie. Pojawił się mężczyzna w bardzo szerokiej czapce, nie mam, pojęcia kim on był i co przedstawiał. Głos zaczął mnie przekonywać, żebym z nim walczył i udowodnił, na co mnie stać. Wtedy też ręce otchłani odpuściły. Ja jednak nie wstałem. - Lou zrobił przerwę w monologu, aby podpić trochę herbaty. - Mężczyzna był zadowolony z mojego braku zainteresowania, tłumaczył, że on też nie chce walki i nie widzi sensu w przemocy. Zaproponował mi, abym z nim gdzieś poszedł, że nauczy mnie jak operować w tym świecie, jak radzić sobie z głosem. Naturalnie odmówiłem mu. Głos zaczął promować tę ideę, porównując ją do kompromisu. Zagroziłem, że po prostu odejdę. Zarówno głos, jak i mężczyzna obrazili się na mnie, jednak po długiej i niezręcznej ciszy po prostu się pożegnali. Wtedy doznałem oświecenia. Nie tyle opuściłem tę pustkę, ile ona opuściła mnie. Zacząłem czuć, że władam nad swoim własnym losem. - zakończył. - Z tego, co wiem, u większości mnichów przebiega to bardzo podobnie. Wizyta nieznajomego w otchłani nie jest częsta i przybiera on różną formę, ale nie jest to niespotykane zjawisko. Musisz być gotowy na to, że wizji nie da się opuścić, gdy trzymają cię dłonie otchłani. Jeżeli potrzebujesz uciec i się przegrupować, jest to możliwe tylko wtedy, gdy odpuszczą. O ile w ogóle to zrobią.
Czy Azazel mógł być tym “nieznajomym”? Nie dało się chyba wykluczyć takiej możliwości, choć z drugiej strony co wtedy działo się z ramionami Silvera? Niemniej głosy nie chciały jego obecności, choć jak sam Fou powiedział, każde spotkanie z Nieznajomym wyglądało inaczej.
-Widzisz, ta krótka historia sporo mnie nauczyła. Będę musiał jeszcze parę razy dokładnie przeanalizować, co się tam wtedy wydarzyło... - Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że chyba powiedział za dużo.
- Miałeś już krótki prześwit? - Podłapał Fou, choć podpisał komentarz pod swoje doświadczenia. - To znak, że jesteś blisko pełnego oświecenia. Uważaj przy medytacji, aby nie zacząć, za nim będziesz gotowy. - ostrzegł.
-Nie Lou, ja już tam byłem. - Skoro powiedziało się “A” trzeba było powiedzieć “B”. Może mnich będzie wiedział jak pomóc. - Te ręce nie mogły mnie dosięgnąć, choć nie chciały też odpuścić. Jest jednak jeden dość istotny szkopuł, gdy się tam znalazłem, nie miałem tego. - Tu podniósł na chwilę oba przedramiona na wysokość piersi, by dać mu do zrozumienia co ma na myśli. - Ściślej nie miałem ich wcale. W trakcie moich przepychanek z głosami pojawiła się istota, która podobno była ich pierwotnym właścicielem. Wtedy mu uwierzyłem, teraz zaczynam mieć wątpliwości. Czy Nieznajomy zawsze jest człowiekiem?
- Cóż... wiem tylko o ludziach. Nie słyszałem jednak o mnichu, który miałby artefakty związane ze swoim ciałem. Jeżeli nie możesz ich usunąć, to może być faktycznie problematyczne. - Fou podrapał się po głowie. - Być może to tylko kwestia siły woli. Jeżeli ten osobnik się podda, zostanie częścią ciebie? - zasugerował - Aż zaczyna mnie zastanawiać, co by się stało, gdybyś założył tego typu artefakt po uzyskaniu oświecenia? - zapytał. - Działałby? Automatycznie zabiłbyś duszę, która w nim tkwi? To całkiem ciekawe.
-Cóż, jeśli znajdę jeszcze jakieś po doprowadzeniu tej sprawy do końca, na pewno dam Ci znać o efektach. Mnie też zastanawiają różne scenariusze. - Odparł Silver. W sumie chyba pierwszy raz widział Fou w stanie podekscytowania, mnich rzadko okazywał jakiekolwiek emocje, ale najczęściej wydawał się raczej znudzony. - Gdybyś jednak postanowił poczynić kolejne kroki w kultywowaniu nadmagii, myślę że mógłbym udzielić Ci paru wskazówek. - Zaproponował w geście dobrej woli. Liczył że przekona Lou do siebie zanim spróbuje ponowić swoją ofertę zatrudnienia, byłby cennym nabytkiem w jego załodze.
- Jeżeli natknąłeś się na jakieś metodologie, chętnie się z nimi zapoznam. Niestety, nie mam do zaoferowania nic w zamian. - Fou źle zrozumiał Silvera, myśląc, że ten szuka sposobu na zmianę ceny wymiany z artefaktu na jego własne informacje. Mimo wszystko, zaufanie mnicha okazało się znacznie ograniczone, niczym u więźnia handlującego w celi.
-Oh, ceną się nie przejmuj. To jedynie wyraz dobrej woli, chciałem pokazać się z lepszej strony, niż miałeś okazję poznać do tej pory. - Armstrong się uśmiechnął, całkiem szczerze. Inni Mandingo go nienawidzili, ale Fou zawsze był co najwyżej nieprzychylny. - Pytanie, ile wiesz o teorii Kodu Uniwersalnego?
- Pierwsze słyszę. - przyznał Fou.
-Masz coś przeciwko małemu wykładowi? - Zapytał Silver, ponownie zajmując się deserem. - Jestem człowiekiem nauki i faktów, moje wnioski nie opierają się na ideologiach. Nie mówię, że to nie da się wpisać w wasze Tao, czy jakim kodeksem się kierujecie, niemniej najpierw musiałbyś wysłuchać odrobiny “technicznego bełkotu”. - Zaśmiał się pod nosem, mało kto miał cierpliwość do rozmów z naukowcami, gdy ci zaczynali nawijać swoim “tajemnym językiem”.
Fou wzruszył ramionami. - Mam cały dzień. Postaram się coś z tego wyciągnąć. - obiecał.
-No dobrze, więc od początku... - Armstrong na chwilę się zamyślił, szukając dobrych porównań. Uznał, że chyba programowanie nada się najlepiej. - Załóżmy że Wszechświat to twardy dysk, jak w komputerze. Rzeczywistość którą obejmuje, możemy przyrównać do programów, które są na nim zapisane. To właśnie Kod Uniwersalny, język programowania, który definiuje jak działa wszystko w kosmosie. - Była to absolutna podstawa.
-Każde zjawisko, miejsce, przedmiot i osoba, dalej nazwę je dla uproszczenia jednostkami, jest opisane własnym kodem, który jednocześnie stanowi integralną część większej całości. Kod nie jest stały, dobrym przykładem tego jak zmienia się samoczynnie, jest starzenie się ludzi. Oprócz tego z racji faktu, że nic we Wszechświecie nie jest statyczne, jednostki mogą w pewien ograniczony sposób wpływać na kody innych jednostek. Jak człowiek może ściąć drzewo, a huragan zniszczyć dom. Nie możesz jednak ot tak zacząć latać, czy sprawić że twoja siła nagle się podwoi. - Dał Fou chwilę na zastanowienie się nad tym i wznowił. - Tu na scenę wkracza magia. Zaklęcia pozwalają edytować Kod Uniwersalny w sposób normalnie niedostępny ludziom, to jakbyś dostał dodatkowe uprawnienia. Niemniej magia również ma swoje ograniczenia, nie ma chyba maga który byłby w stanie zmieniać rzeczywistość w dowolny sposób. I tak samo jak przy pisaniu łatek do programów, im większa zmiana tym trudniej ją wprowadzić. - Ponownie zrobił przerwę i pociągnął kilka łyków herbaty, by zwilżyć gardło.
-Nadmagia zaś, to już zupełnie inna bajka. - Spoważniał. - To tak jakbyś zgrał własny Kod na osobną partycję i odebrał innym użytkownikom prawo do edycji, a dodatkowo postawił zaporę systemową. Stąd u użytkowników nadmagii bierze się odporność na magię. Na tym jednak się nie kończy. Wspomniałeś o uzyskiwaniu przez członków zakonu nieśmiertelności. Nadmagia sama w sobie jej nie daje, pozwala jedynie ją osiągnąć. Mając dostęp do nadmagii, jesteś nie tylko w stanie odpierać próby ingerencji, ale zmieniać swój własny Kod w stopniu niedostępnym dla zwykłego człowieka. Nieśmiertelność to, o ile mi wiadomo jedna z tych bardziej powszechnych modyfikacji, jednakże możliwości są znacznie szersze. Mógłbyś dla przykładu nauczyć się oddychać pod wodą, czy skakać na olimpijskie odległości z miejsca. Medytacja to chyba najlepszy sposób by wprowadzać takie zmiany, gdyż ważne jest skupienie woli na celu.
- No, to wyjaśnia twoje zainteresowanie. - przyznał Fou. - Zdobyłeś już jakieś informacje o samym doskonaleniu nadmagii, ale nie o jej nabyciu? - spytał. - Znowu miałeś już wizję, nawet jeżeli tymczasową. Szczerze nie jestem pewien, czego szukasz, ale nie będę wnikał. - mnich zgodził się sprzedać informacje za artefakt, więc nie planował prosić o nic innego. - ...Biorąc pod uwagę twoje przykłady, czy mając takie zdolności dalej byłbyś człowiekiem? - zastanowił się Fou. - Według twojego schematu, jesteśmy kopią ludzkiego programu, edytując go bez wpływu na resztę, nie odcięłoby to nas od kodu, który nas... definiuje? - zastanowił się.
-Jeśli moje źródło nie myli się w tym względzie, to jak wspominałem wcześniej, naturalna predyspozycja do nadmagii jest zapisana w genach. - Przypomniał Silver spokojnym tonem. - Innymi słowy, rozwijanie tych zdolności to krok do przodu w ewolucji. Pozostałbyś człowiekiem, ale jednocześnie stałbyś się czymś więcej. - Zamyślił się postukując palcami w blat. Nie wiedział czy źle tłumaczył, czy po prostu Fou go z kilku punktach nie zrozumiał.
-Wiem jak zdobyć nadmagię, mogłem już tego nawet dokonać. Uznałem jednak, że najpierw lepiej się przygotuję, z racji możliwych nieprzewidzianych zmian. - Odparł po chwili namysłu, znów lekko, ale sugestywnie unosząc dłoń. - Sęk w tym, że ja jestem inny. Mnie ten głos dopaść nie może, szukam sposobów by ochronić przed nim tych, którzy takiej “odporności” nie mają.
- Cóż, znasz moją odpowiedź. Lata medytacji i przygotowań. Grunt to nie wpaść w to zbyt nagle. Dla większości osób nie ma drugiego podejścia...chyba, że doszukasz się, co robi cię specjalnym. Może zdołałbyś tego nauczyć swoich podopiecznych? - zasugerował Fou. - Jeżeli podejdziemy do tego też jak programu, być może głos próbuje namówić cię do zezwolenia mu na edycję twojego? Jeżeli tak, może byłby sposób uzyskać prawa do edycji drugiej osoby i tym samym polepszenia jej stanu?
Plask! Armstrong zaliczył widowiskowego facepalma.
-Ty w życiu… czemu ja o tym nie pomyślałem?! - Zabrzmiał jakby beształ totalnego idiotę. To było takie proste, takie oczywiste… a jednak przez głowę mu nie przeszło. Zapewne właśnie z tego powodu, Silver był wszak specem od nieoczywistych rozwiązań. - Uściskałbym Cię, ale to chyba byłoby niestosowne.
- Cóż, nie raz zażywałem ekstazy z innymi mężczyznami, ale myślę, że nasze stosunki są na ten moment wystarczająco skomplikowane. - odparł Fou, podnosząc pudełko ze stolika. - Czy mogę w czymś jeszcze Ci pomóc? - spytał.
Mnichowi najwidoczniej nagle zaczęło się spieszyć… Silver omiótł wzrokiem pomieszczenie, na ile zdołał bez kręcenia głową, niemniej nic nie zauważył. Przezorny zawsze ubezpieczony, zaczerpnął energii z Excalibura i napełnił swoją prawą rękę.
-Mam jeszcze jedną kwestią do omówienia. - Powiedział i upił parę łyków herbaty. - Tym razem nie chodzi o to jak Ty możesz pomóc mnie, a jak ja mogę pomóc Tobie. Chciałbym ponowić swoją propozycję, byś dołączył do mojej załogi. - Podniósł palec by powstrzymać ewentualne sprzeciwy. - Zanim z całą stanowczością odmówisz, pozwól mi wyjaśnić. Maximilian już was nie potrzebuje, wypełniliście swoją rolę w jego planie wciągnięcia mnie w zastawioną przez niego pułapkę, który raczył mi wyłożyć punkt po punkcie by udowodnić swoją wyższość, irytujący kutasiarz... Wykorzysta waszą grupę jeszcze przez jakiś czas, a potem się was ostatecznie pozbędzie. Najlepszym sposobem aby tego uniknąć, byłoby rozwiązanie Mandingo. Gold jest zbyt leniwy by zacząć was ścigać, jeśli każde pójdzie w swoją stronę. - Znów pociągnął herbaty. - Jack Cię lubi, a ja szanuję twoje umiejętności, jesteś też jedynym spośród was, który nie pała do mnie otwartą nienawiścią, w związku z czym jestem gotów dać Ci miejsce wśród nas. San - Spojrzał wymownie na pudełko z Pentariusem, wiedział że los młodej hybrydy nie jest mnichowi obojętny. - to jeszcze dziecko, nie powinna narażać życia snując się po galaktyce. Myślę, że dałoby się zaaranżować dla niej coś bezpieczniejszego. - Na myśl, że Max do swojego planu wykorzystał nieletnią sierotę robiło mu się niedobrze. Fakt iż nie chciał bronić się każdego dnia przed próbami wydrapania przez nią oczu w zemście za zabicie Dereka, przemilczał. - To chyba wszystko.
- Może gdybyś spytał mnie wcześniej. Obecnie nie mam serca ich zostawić. Max świetnie się bawi Mandingo, gra na ambicjach całej załogi... Być może zawołam Cię, jeżeli będzie nam potrzebny ratunek. - mnich nie tyle obiecał, ile zapamiętał taką możliwość.
-A tak… manipulować to on potrafi. - Westchnął Silver. - Jeśli mam się z nim mierzyć, sam będę musiał podszkolić się w tej materii. - Manipulacja była formą kontroli, Armstrong zastanawiał się czy Gold został wybrany przez swojego poprzednika, ze względu na charakter, czy też stał się taki przez wpływ szaleństwa i rodzaju magii który praktykował. Niestety akurat psychologia nie była jego dziedziną.
-Podejrzewam, że będą woleli zginąć niż przyjąć pomoc ode mnie, ale jeśli przyjdzie potrzeba zrobię co się da. - Mandingo byli w większości bandą zacietrzewionych prymitywów, niemniej Demon nie zamierzał wypinać się na Fou, po tym jak złożył mu propozycję. - Zagrywki psychologiczne to raczej nie moja bajka, ale zawsze możesz powiedzieć Shackle’owi że praca dla Maximiliana czyni go moim podwładnym. - Było to do pewnego stopnia prawdą, w końcu miał odziedziczyć Auger, choć teraz nie miał żadnej władzy wewnątrz korporacji. - Jego ego może tego nie wytrzymać.
- Oh, Shackle jest tego w pełni świadomy. Wszyscy są. Niestety, Cesarstwo związało nasze ręce. Jedynym sposobem, aby uniknąć demilitaryzacji było oddać bronie komuś, kto może je mieć. Wobec tego teraz wszystko, co było nasze, jest własnością Auger. Ludzie mogą przenieść się gdzie indziej, ale okręty musielibyśmy zostawić za sobą. Naturalnie, nikogo na to nie stać.
Wiedział, a jednak to znosił byle zachować dostęp do broni… Uparty skurczybyk, nie ma co...
-A wystarczyło przejść do cywila, z okrętem gwiezdnym jest wiele możliwości dla własnej działalności. - Mruknął bardziej do siebie niż do Fou. Nie żeby on sam miał taki wybór, musiał chronić swoje rodzeństwo. - Wygląda na to, że nie doceniłem uporu części z was, ale mniejsza o to. Zobaczymy co przyniesie przyszłość. - Dopił herbatę.
-Spieszy Ci się obecnie? - Zapytał.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar

Ostatnio edytowane przez Fiath : 26-09-2020 o 18:00.
Fiath jest offline