Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2020, 16:24   #13
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację

Wąski słup dymu z tlącego się papierosa wznosił się i rozwiewał na jesiennym wietrze. Rogala nieświadomie ściskał papierosa tak mocno, że aż praktycznie spłaszczył jego filtr. Mizerna iskierka żarząca się na końcu peta hipnotyzowała go. Wpatrzony w ten jasno żółty punkt odpływał myślami i próbował połączyć poszatkowane wspomnienia.


“They Don't Call Me Big Sexy For Nothing” - czarny nadrukowany napis na różowym t-shircie, pulsował pod powiekami niczym jakiś nachalny neon..
Czy to było ważne, że utkwiło w umyśle Wilhelma niczym drzazga która drażni i wkurwia za każdym razem, gdy ją dotkniesz?
Może kryje się tutaj jakieś tajne przesłanie? A może spodobało mu się pucułowate ciałko kelnerki, która nosiła to różowe wdzianko?

Trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź. Najistotniejsze, że to właśnie od tego cholernego napisu za każdym razem rozpoczyna się ciąg reminiscencji.


Ciepła wódka nie wchodziła, tak dobrze jak zimna, ale po obaleniu drugiej połówki nie robi to już na człowieku takiego wrażenia. Kubki smakowe nadal były sprawne, ale otumaniony mózg bardzo selektywnie przyjmował bodźce i informacje.
Widera siedział pochylając się nisko na koślawą ławą, rodem z głębokiego peerelu. Twarz skrywał w dłoniach. Oddychał ciężko i nierówno, niczym buhaj, co stoczył właśnie walkę o przywództwo w stadzie.
- Kurwa, mówię ci, że nie damy rady - oznajmił Wilhelm.
- Nie mam wyjścia. Nie wyczaruję przecież tej kasy z powietrza. To w sumie prosta robota jest…
- Ta prosta! Wbić się do strzeżonego mieszkania, to prosta sprawa.
- Nie takie rzeczy już robiliśmy.
- Może i tak. Tylko wtedy mieliśmy mundury i odznaki.
- Słuchaj stary, jak się boisz wejść do środka, to chociaż stań na czujce. Tyle chyba możesz dla mnie zrobić.



Pot spływał mu ciurkiem po skroni. Jeszcze nigdy w życiu nie dostał takiego adrenalinowego kopa. Wyjący alarm, jakieś przeraźliwe krzyki od których jeżył się włos na głowie, ucieczka spod strzeżonej willi. Rajd nocnymi ulicami Wałbrzycha i migające światła blacharni za plecami.
Stary Ford mondeo Widery, który dławił się jak tylko wbiło mu się piąty bieg, ale przecież takie auto nie rzuca się w oczy. Tak będzie bezpieczniej. Jak on dał się przekonać Widerze do tak kretyńskich argumentów.
Teraz już za późno, żeby to roztrząsać. Mleko się rozlało.

- I co masz? - zapytał Widery.
Cisza trwała zbyt długo. Pytjer wpatrywał się w przestrzeń jakby ktoś go zahipnotyzował. Tępy wzrok wbity w jeden punkt. Chłop nawet nie mrugał. Gdyby nie konieczność szybkich manewrów w wąskich uliczkach Sobięcina, to Wilhelm pewnie palnąłby kumpla w potylicę, żeby ten się odmulił.

Dopiero, gdy zatrzymał się w ciemnej bramie, jakieś opuszczonej rudery, zapytał ponownie:
- Widera, co się stało?
- Ja.. ja… nie wiem.. - wydukał drżącym głosem Widera.



Klub “Ramirez” to było ich miejsce spotkań od lat. Niewielki pub, prowadzony przez kumpla z klubu stanowił oazę dla wszelkiej maści outsiderów, włóczęgów i przede wszystkim byłych pograniczników. Rockowo, motocyklowy styl przyciągał zarówno młodzież, jak starych harleyowców. Co tydzień w klubie odbywały się koncerty, które ściągały ludzi z całego Wałbrzycha, a nawet okolic. W zalewie dyskotek i klubów wypełnionych muzyką elektroniczną, “Ramirez” stanowił ostatni bastion szeroko rozumianej alternatywy.

Mario postawił dwa kufle zimnego Żywca na stoliku i wbił się na skórzaną kanapę niewielkiej loży wciśniętej w kąt sali. Idealne miejsce, żeby spokojnie pogadać, czy zgubić się w zgiełku klubu.
- Stary naprawdę cieszę się, że jesteś cały. Jak was znalazłem, to myślałem, że straciłem dwóch kumpli.

Błysk klubowych reflektorów prosto w oczy. Stalowe haki rozrywały mu skórę. grzechot łańcuchów, gdy wciągali go na górę i piekielny ryk przepełniony ekstazą i seksualnym spełnieniem.

- Muszę przyznać, że wyglądasz, jakby cię ktoś przeżuł i wypluł. Najgorzej to wygląda to oko.
- To znaczy? - zapytał zdezorientowany Wilhelm. W jego umyśle wciąż poszatkowane wspomnienia mieszały się z teraźniejszością.
- Jak co to znaczy? W lustrze się nie widziałeś. Masz czerwoną gałę, jak jakiś jebany Terminator.


Wilhelm wyciągnął telefon i odpalił kamerę do selfie. To, co zobaczył przeraziło go. Widok faktycznie był makabryczny. Jego lewe oko wyglądało, jakby popękały mu wewnątrz wszystkie możliwe naczynka. Z trudem można było dostrzec źrenice. Jedna wielka, krwista kulka wbita w jego czaszkę.
O dziwo, nic go nie bolało.

Zamknął na chwilę zamknął prawą powiekę. Chciał sprawdzić, czy lewe oko jest sprawne. Niby widział normalnie, ale…

Gdy tylko zamknął prawą powiekę, poczuł ostre pieczenie na dnie oka, jakby ktoś nasypał mu do środka soli. Poczuł, jak łzy spływają mu po policzku. nie to było jednak najgorsze. Ból dało się przeżyć. Jednak to co zobaczył sprawiło, że upuścił telefon i osunął się na kanapę.

Zamiast ścian klubu ujrzał obdrapany mur jakieś zrujnowanej fabryki. Stalowe, przerdzewiałe rury ciągnęły się wzdłuż nich, na podobieństwo upiornych węży. Siedzący przed nim Mario niby wyglądał zwyczajnie, ale fakt, że Wilhelm widział przez skórę co kilka chwil jego pracujące mięśnie i kości do normalnych widoków już nie należał. Najbardziej przeraziła go jego własna twarz. Dostrzegł ją tylko przez kilka sekund, ale to wystarczyło, aby zadać kolejny cios jego już i tak osłabionej psychice.
Ktoś pokiereszował mu twarz, jakby trenował na niej cięcia kataną. Długie i głębokie rany wyglądały niczym krwawe kaniony wyrzeźbione na jego skórze. Koszmarne strupy pękały i płynęła z nich świeża posoka. Na dodatek miał ogoloną głowę, a jakby tego było mało skóra na czaszce została nacięta w krzyż i jej strzępy zwisały po bokach na podobieństwo zwiędniętych płatków. Odcięto mu też czubek czaszki, wystawiając obnażony i bezbronny mózg na zewnątrz W poskręcane zwoje mózgowe, powbijano srebrne wąskie igły. Tworzyły one na szczycie jego głowy coś na kształt makabrycznego wieńca. Wilhelm w niczym jednak nie przypominał Chrystusa w koronie cierniowej, a raczej ofiarę eksperymentów zwyrodniałego syna markiza De Sade.


- Wszystko w porządku? - zapytał Mario.
- Tak - odparł niemal automatycznie Rogala - Opowiedz mi co się stało - poprosił - Przez to wszystko ma problem z pamięcią.
Mario pokiwał ze zrozumieniem. Sięgnął po kufel z piwem i wziął duży łyk. Milczał przez dłuższą chwilę.
- Nie wiem od czego zacząć. Gdy do mnie zadzwoniłeś po raz pierwszy, nic nie podejrzewałem. Może powinno mi dać do myślenia, że odzywasz się tak znienacka po tylu miesiącach milczenia. Pytałeś o Widerę, o to czy ćpa i jakie ewentualnie może mieć problemy. Rzuciłem ci kilka krążących o nim plotek. Chłop ponoć złapał doła i chwycił się ćpuńskiego gówna. A potem był drugi telefon.

Mario zamilkł. Znowu sięgnął po kufel i opróżnił go do dna. Podrapał się po potylicy. Widać było, że jest zdenerwowany, że wspomnienie tamtych chwil wciąż mocno na niego działa.
- Stary trajkotałeś, jak najęty. Przez chwilę myślałem, że zapodałeś z Widerą za dużo amfy i że gadka cię złapała. Jednak gdy usłyszałem w tle syreny wiedziałem, że to nie są żadne żarty. Pieprzyłeś bez ładu i składu i w ogóle nie chciałeś słuchać. W pewnym momencie połączenie się urwało. Oczywiście nie szło się do ciebie dodzwonić. Nawet nie wiem, jak mam ci powiedzieć, co wtedy sobie o tobie i Widerze myślałem. Pojebana akcja. Najgorsze jednak miało dopiero nadejść. Gdzieś około drugiej w nocy zadzwoniłeś znowu. To był sygnał alarmowy i prośba o wezwanie pomocy. Sygnał nadany z mieszkania Widery. Macie szczęście, że mam znajomych i całą sprawę udało się jakoś wyciszyć. Choć myślę, że pały i tak będę węszyć. Gdy przyjechałem z sanitariuszami i wszedłem do mieszkania Widery…

Głos Kuczyńskiemu się załamał. Instynktownie sięgnął po kufel. Przyłożył puste naczynie do ust i z wkurwieniem odstawił na stół.
- Ja naprawdę nie wiem, co wy tam odjebaliście. Mieszkanie zdemolowane, jakbyście się na śmierć i życie napierdalali. Krzesło wbite w ścianę, drzwi wyrwane z zawiasów, dziury w ścianach i suficie, jakby ktoś w nie młotem przyłożył i kurwa wszędzie krew. Kurwa wszędzie, rozumiesz. Widera leżał na środku pokoju, a pół metra dalej jego odcięte palce. Ty siedziałeś oparty o ścianę w porwanych łachach.. Miałeś pokiereszowaną gębę, jakieś dziwne rany na piersiach i kurwa zakrwawiony sekator w jednej dłoni, a telefon w drugiej. Sanitariusze, co niejedno widzieli nie potrafili tego ogarnąć umysłem. Z resztą ja też. Co ja miałem im powiedzieć? Dyskretnie odkopałem od ciebie ten jebany sekator i pomogłem im was wpakować do karetki. Naprawdę tak pojebanej akcji, nie przeżyłem nigdy wcześniej.

Mario wstał i spojrzał na Wilhelma. Trudno było odczytać co dokładnie wyraża ten wzrok. Współczucie, czy oskarżenia? Litość, a może wzgardę.
- Idę po jeszcze jeden browar. Też chcesz? Bo w sumie nie wiem, czy to lekami ci nie będzie kolidować.

 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 05-09-2020 o 18:02.
Pinhead jest offline