Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2020, 01:54   #208
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=jFKWVt8-9J0[/MEDIA]

Bycie bagażem podręcznym innego człowieka miało masę plusów. Jednym z głównych była możliwość teleportacji w czasie i przestrzeni podczas podróży. Mayers nie robił żadnych problemów z tego, że Mazzi nie dotrzymała mu duchowego towarzystwa podczas drogi powrotnej, tylko przycięła komara, zbierając siły pod kocykiem jakim mężczyzna ją owinął. Pobudka też była całkiem przyjemna, tak jak przyjemny głos przywrócił brunetkę do świata żywych.
- Czuję się w porządku, głowa przestała mnie boleć - mruknęła jeszcze sennie, odwzajemniając uśmiech partnera i zaczęła rozbudzać mózg w miarę tego, co słyszała.
Najbardziej zainteresowała ją kwestia remontu.
- Tak.. trochę roboty z tym będzie - na ślepo macała po kieszeniach kurtki za fajkami - Majster by się przydał… a chcesz u siebie coś specjalnego?

- Jakieś miejsce do spania by się trzy osoby zmieściły. - odpowiedział po chwili zastanowienia. Po czym skinął głową na znak, że tak, właśnie ten element wystroju swojego przyszłego pokoju uważa za najważniejszy.

Mazzi wiedziała już za to, że po weekendzie czeka ją wizyta na targu po całą masę bzdetów i westchnęła w duchu, na twarzy trzymając nadal pogodny uśmiech.
- Co dalej? Szafa na ubrania, komoda, stolik przy wyrze… biurko? - uniosła pytająco brew - Chcesz żeby ci skołować lustro? Poza tym ile chcesz gniazdek i jakie światło?

- Na razie wystarczy mi coś do spania. Resztę się ogarnie po trochu. Zresztą bez tego majstra to pewnie póki co i tak będę musiał waletować u was. - odparł łagodnie machając niefrasobliwie ręką jakby z tym zrobieniem pokoju zanosiło się na dłuższą sprawę a nie coś co da się załatwić w parę dni.

- Wiesz Tygrysku, słyszałam że najlepiej i najzdrowiej śpi się na materacu z weterana - saper zrobiła niewinną minę, odpalając papierosa. Uchyliła okno, aby móc dmuchać poza furę. - Oby tylko nie trafił się taki, co robi na odpierdol… - parsknęła - Jakoś będziesz musiał przeżyć to waletowanie na wspólnym terenie, nim nie naszpikujemy twojej męskiej jaskini odpowiednią ilością kamerek i podsłuchów, z podglądem na żyw… - powachlowała rzęsami, udając małą wtopę i machnęła ręką - Remont remontem, w gołych ścianach też przecież nie możesz mieszkać, a zbieranie gambli również trochę zajmie. Jeżeli wydumasz co chcesz, łatwiej będzie mieć to na uwadze, gdy przypadkowo się znajdziemy z Kociaczkiem na targu, albo w okolicach.

- Normalnie. Jakaś szafa na ubrania. Biurko też może być. U siebie mam dwie szafy. I małą szafkę. Chociaż się tam nie mieszczę. Uzbierało się tych gratów przez lata. Właściwie to każdy kto jest u nas dłużej to tak ma. - przyznał po chwili zastanowienia. Zmrużył oczy i wpatrywał się w ogrodzenie koszar widoczne przed maską wozu.

- Materac jest dość prosty i uniwersalny. Można połączyć dwa czy więcej gdy potrzeba więcej miejsca. Z drugiej strony zawalają wtedy podłogę. A jak masz łóżko to pod łóżkiem robi się dodatkowa przestrzeń ładunkowa. - zaczął zastanawiać się nad wadami i zaletami obu opcji.

- Zbić ramę wyra to nie problem - Lamia dmuchnęła dymem za okno, skubiąc dolną wargę zębami - Wtedy idzie robić na wymiar, do tego materace… - mruczała, wyjmując z torebki notes i ołówek. Zaczęła coś skrobać po papierze - Jesteś wysoki, część szpeju spokojnie idzie rozłożyć na półkach. Gdyby pierdyknąć półki wzdłuż jednej ściany… do tego dużą szafę na ubrania, komodę, biurko… - zamyśliła się, stukając ołówkiem o czubek brody, aż westchnęła - Pomyśl na spokojnie w tygodniu co ci leży, czego potrzebujesz, a my ci to załatwimy, wstawimy i przykręcimy. - podniosła wzrok, wbijając go w kanarkową koszulę. Siedziała tam moment, a pod zwichrowaną kopułką narodził się nowy pomysł. Szybko dopisała do listy dwa słowa: “farby.Dużo”.*



Wydaje się, że większość ludzi nigdy nie zastanawiała się, czym jest dom i są faktycznie, choć niepotrzebnie, biedni przez całe życie, ponieważ są przekonani, że muszą mieć taki sam dom jak ich sąsiedzi. Przekraczając progi swojego domu Mazzi, całując i przytulając blond słońce jakby rozstały się na miesiąc, a nie raptem jeden dzień, a potem idąc z nią i Stevem do kuchni… czuła się najszczęśliwszym psem w całych Zasranych Stanach. Nie wypuszczała dłoni Eve, co chwila spontanicznie przygarniała ją do siebie, śmiejąc się niekontrolowanie jak na świra przystało. Szybkie przedstawienie Wilmy, pierwsze obwąchanie dwóch tak różnych kobiet i już siedzieli w kuchni, czekając aż gospodyni nałoży im żarcie - kolejna cudownie prozaiczna rzecz: przecież wiadomo, że po podróży człowiek jest głodny…

Czekając saper w końcu odkleiła się fizycznie od ukochanej, zadowalając się obmacywaniem jej spojrzeniem i gadała, przy okazji głaszcząc grzbiet trzymanego na kolanach Alfy. Opowiadała o wyjeździe z Sioux, cudownej niespodziance zorganizowanej przez Steve’a. Oczywiście nie omieszkała entuzjastycznie opowiedzieć co trzymał na wyposażeniu ghurki z detalami, uśmiechając się przy tym do Mayersa jakby był jej prywatnym świętym Mikołajem. Zrelacjonowała też wjazd do miasta, hotel i zaganiacza “Różowej Koronki”. Ćwierkała z maślanym spojrzeniem gdy przyszedł moment odbicia Pereza z wrogiego aresztu i jego transport do baru.
- … i wtedy gdzieś zza pleców słyszę znajomy głos. No, cholera, znam ten głos!, myślę. Słyszałam go całkiem niedawno… odwracam się, a tu Willy - nadawała, mrugając do Wilmy - Przebija się przez salę obwieszona szpejem, prosto z trasy i mnie woła - zachichotała, wyjaśniając - Ugadali się, niespodziankę zrobili… skurwysyny moje najukochańsze - westchnęła wesoło - Oj było cudownie… dobrze się spotkać z rodziną.

Spotkanie zrobiło się wesołe i radosne chyba dla każdego. Chociaż w centrum uwagi była Lamia która opowiadała dziewczynom swój wyjazd do sąsiedniego miasta. Obie słuchały z zafascynowaniem, zwłaszcza ta z jasnymi włosami przeżywała co najmniej jakby sama miała przeżyć te przygody. Siedziała tuż obok swojej dziewczyny trzymając ją za rękę, kolano i robiąc ochy i achy ciesząc się z jej szczęścia. Razem z Karen przyniosły dla podróżników całkiem ciepły i smaczny obiad odruchowo tłumacząc, że może już trochę zimne bo nie do końca wiedziały na którą zrobić.

- Właściwie to Laura nam pomogła. Bo my z Karen to pewnie byśmy mogły zrobić jajecznicę i herbatę. - Eve zdradziła skąd na stole wziął się ten ciepły i pyszny obiad.

- Całkiem dobre. A gdzie Laura? - Steve pokiwał głową z uznaniem i jeśli chodziło o zmiatanie z talerza to jak zwykle można było na niego liczyć. Alfa zresztą też się kręcił przy nogach węsząc smakowite zapachy i miaucząc prosząco.

- Pojechała odstawić się na wieczór. Powiedziała, że będzie. Dziewczyny do nas wczoraj wieczorem wpadły. Di i Madi. Zrobiłyśmy sobie babski wieczór w starym kinie. A potem wróciłyśmy tutaj. No i potem musiałam Karen i dziewczyny zostawić bo musiałam jechać na ten ślub. - fotograf zaczęła z kolei opowiadać co się działo przez weekend w domowych pieleszach.

- No i dziewczyny rano, znaczy jak wstałyśmy to się zabrały do Betty. Ale Laura została i nas poratowała w tej kuchni. Bo Eve to wróciła może z godzinę przed wami. - czarnulka wskazała na siedzącą obok blondynkę potwierdzając jej wersję.

- I mamy dla was niespodziankę! - Eve pokiwała swoją blond główką ale w końcu ekscytacja wzięła górę i położyła obie dłonie na udzie swojej dziewczyny szczerząc się do niej, do Krótkiego i Wilmy. Karen uśmiechnęła się enigmatycznie i pokiwała dyskretnie głową ale nie zdradziła się o co chodzi. Steve jeszcze przeżuwał swój kawałek ale przerwał czyszczenie talerza i popatrzył z zaciekawieniem na to wyznanie. Wilson też chyba nie wiedziała czego się spodziewać więc przyjęła wyczekującą pozę.

- Nagrałyście nowy film? - Mazzi spytała chytrze znad swojego talerza, łypiąc na dwie kobiety które zostały w mieście, chociaż gdy się nagadała, zaczęła doganiać Krótkiego w szybkości i łapczywości pochłaniania późnego obiadu.

- Też. Udało nam się całkiem sporo nagrać. Nawet z Tashą pod prysznicem! - Karen skinęła głową z ciepłym uśmiechem ale chyba wspólne nagranie z gwiazdą estrady sprawiło jej taką satysfakcję, że się roześmiała. I teraz blond główka reporterki lokalnej gazety pokiwała twierdząco do jej słów.

- Pojechałyśmy wczoraj do tej siłowni co mówiłaś. I udało się wszystko załatwić no a potem no sama wiesz, Tasha musiała wziąć prysznic no to przecież jej tak samej nie mogłyśmy zostawić nie? - Anderson zrobiła fikuśnie niewinną minkę jakby zawsze była skłonna pomagać innym pod prysznicem.

- I z wczoraj też mamy trochę filmików. Eve nawet zdążyła mi odbić te wczorajsze z Tashą. - strzelec poklepała kolano fotograf na znak, że widocznie strasznie jest zadowolona z tych fotek i filmików.

- Te z wieczora to już nie dałam rady. Bo ledwo wstałam to musiałam jechać na to wesele. A teraz dopiero co wróciłam. Swoją drogą fajną koleżankę tam poznałam. Bardzo fotogeniczna. Zaprosiłam ją na sesję. - blondynka płynnie uzupełniła wypowiedź czarnulki i wyjaśniła dlaczego te późniejsze zdjęcia to pewnie nadal czysta surówka.

- Ale to nie to ta niespodzianka. - na twarz strzelca wyborowego wrócił znów ten enigmatyczny uśmiech a i Eve radośnie potwierdziła to kiwaniem głowy.

- Nie? To macie jeszcze coś? - Steve widocznie był zaskoczony, że to nie o to chodziło z tą niespodzianką. Popatrzył na swoje obie towarzyszki podróży chyba sprawdzając czy one się domyślają o co w takim razie może chodzić.

Saper wychyliła się, aby pocałować blondynkę w skroń, posyłając jej przy tym czuły uśmiech.
- Dobrze, że się nie nudziłyście, bardzo dobrze… i jeszcze będzie co oglądać - zatarła łapy, przerywając jedzenie - Dobra… nie trzymajcie nas w niepewności. Jaka niespodzianka?

Eve zachichotała jak mała dziewczynka której udał się zamierzony psikus. Z ekscytacji złapała w swoje dłonie obie dłonie Lamii, popatrzyła jej w oczy, potem roześmiała się wesoło.

- Oj bo tak mi było tęskno za wami no a wczoraj jak nas odwiedziła Madi… - zaczęła mówić zerkając jeszcze chwilę na dwójkę pozostałych podróżników nim wzrok znów jej wrócił do Lami. W końcu nie czekała dłużej. Puściła dłonie swojej dziewczyny i sięgnęła do swojej apaszki. Zdjęła ją i zaprezentowała bok swojej szyi. A tam prezentował się nowiuśki tatuaż. Godło Mazzixxx i Kosmicznych Kociaków jakie zaprojektowała Lamia i zostawiła w domu przed odjazdem.

W pierwszej chwili Mazzi zmarszczyła brwi, myśląc że to rysunek… ale gdy doszło do niej, że jednak nie, brwi błyskawicznie podskoczyły do góry, a twarz rozjaśnił zachwycony uśmiech.
- O żesz kurwa! Ale zajebisty! - sapnęła, pochylając się aby lepiej przyjrzeć się nowemu dodatkowi do swojej dziewczyny i tylko kręciła głową, aż do chwili, gdy porwała blondynę w objęcia, wpijając się w jej usta z całej siły.

Skończyło się na tym, że tak się ściskały, że się przewaliły na kolana Karen. Ta jednak wreszcie gdy mogła dać upust też się mogła roześmiać. Reszty ściśnięte ze sobą partnerki chwilowo nie widziały śmiejąc się, ściskając i całując. Odzyskały w końcu głos po paru chwilach by wrócić do pionu i w miarę cywilizowanego stylu rozmowy.

- Pokaż. - poprosił Steve bo pewnie do tej pory to obrazek na szyi swojej blond dziewczyny tylko mu śmignął gdy Lamia ją przewaliła na kolana czarnulki. Eve więc ochoczo usiadła Lamii na kolana i ustawiła się do niego profilem by też mógł go obejrzeć.

- Ale o co chodzi? - zapytała Wilma która była jedyną niewtajemniczoną w detale historii tego tatuażu więc miała trochę zdezorientowaną minę.

- To logo Kosmicznych Kociaków - Mazzi odpowiedziała z dumą, wypinając pierś gdy Eve siadła jej na kolanach. Zaraz mocno ją objęła w pasie, gładząc po plecach, udach i ramionach. Bujała przy tym dziewczyną delikatnie, szczerząc się po wariacku do drugiej bękarcicy - Założyłyśmy wytwórnię filmów akcji i jednocześnie gang… tak wygląda nasz znak rozpoznawczy - pokazała palcem na tatuaż fotograf - Docelowo każda z nas będzie taki mieć… ale kurwa nie myślałam że Eve nam odwali taką niespodziankę i już się dziarnie - zaćwierkała przeszczęśliwa, cmokając bark swojej dziewczyny - Pasuje, jak chuj jasny na niebie ci pasuje! Och Eve… - na koniec zabrakło jej słów, więc tylko gapiła się cielęcym wzrokiem na pannę Anderson.

- Gang? - Wilma miała trochę minę jakby nie do końca była pewna czy dobrze zrozumiała. Ale Krótki i Karen pokiwali głowami twierdzącą. - Znaczy co? Będziecie robić napady i rozróby? - druga bękarcica nadal chyba nie była pewna jak to ma być z tym gangerowaniem.

- Nie! Chyba, że na filmie. Jak Lamia wymyśli taki scenariusz. Lamia wymyśla najlepsze scenariusze na świecie! - Eve szybko pokręciła głową na znak, że nie o taki klasyczny gang im chodzi i zaraz się roześmiała gdy mościła się wygodnie na kolanach swojej dziewczyny. Wpatrywała się w nią z takim szczęściem w oczach jakby nic i nikt inny w tej chwili nie był dla niej najważniejszy.

- To się nie będziesz wściekać? - Karen zapytała Lamii widząc, że na żadne awantury się nie zanosi. fotograf odwróciła się do niej i próbowała uciszyć ją gestem. - No co? Tak było. Cały wieczór. - snajper nie dała się uciszyć i potwierdziła swoje słowa pozostałej trójce.

- Co było cały wieczór? - Steve widząc, że sytuacja się nieco uspokoiła wrócił do przerwanego jedzenia. A Wilma poszła w jego ślady skoro była okazja najeść się do syta.

- No z tą dziarą. Jak już siedziała Madi pod igłą i miała zrobione kontury to wpadła na pomysł, że może jednak ty byś chciała mieć pierwsza tą dziarę i zaczęła panikować. - Karen bez skrupułów opowiedziała jak to wczoraj było z tym dziaraniem szyi blondyny.

- No to Madi się ździebko zirytowała. I powiedziała parę żołnierskich słów. No i jak widzicie udało się dokończyć sprawę. - czarnulka roześmiała się gdy teraz chyba ją to nawet bawiło chociaż pewnie wczoraj wieczorem to może niekoniecznie.

- No i wyszedł jeden problem. - skoro już Karen i tak powiedziała jak było to i Eve machnęła na to reką i też zaczęła wywalać swoje. - Znaczy jeden to nie problem. Bo za tą dziarę zgodziłam się, że do końca miesiąca Madi będzie mnie brać jak i kiedy zechce. Bo nie chciała kasy. - blondyna zaczęła już znów z ekscytacją mówić o kolejnych szczegółach z wczoraj.

- No i podobnie może obsłużyć resztę kociaków. Mówiła, że wzór jest dość prosty więc godzina czy dwie i to zrobi. Ale pewnie raczej nie da rady zrobić więcej niż jeden na weekend. Może dwa. - Karen uzupełniła wypowiedź fotograf o nowe fakty i teraz ta druga potwierdziła to kiwaniem głową.

- No ale musimy znaleźć kogoś kto wydziara Madi. Bo ona sama sienie nie da rady. Chociaż mówiła, że może w pracy ktoś się znajdzie. - blondyna dorzuciła wisienkę na torcie do tych wczorajszych dealów.

- Wściekać? - saper zdziwiła się, parząc przez chwilę na Karen, ale szybko przeniosła wzrok na Eve i odgarnęła jej kosmyk włosów z czoła - Na Kociaczka mam się wściekać? Weź nie żartuj… oj Eve - westchnęła, ściskając ją jeszcze mocniej - Przecież bym się nie gniewała… znajdziemy kogoś kto dziarnie Madi… jakoś to ogarniemy. Wyszło super - westchnęła, wracając na planetę Ziemię i odwróciła się do Willy - Gang i wytwórnia, babska klika. Jutro ci wszystko pokażemy… właśnie - przeskoczyła oczami na blondynkę, przybierając poważny ton głosu - Kochanie, tak sobie pomyślałam, że skoro mamy tyle miejsca, może znajdzie się jeszcze jeden kąt dla Willy? To moja siostra, zajebista dupa i dobry człowiek. Będzie tu pasować, a przy okazji na przepustkach nie będzie się rozbijać po motelach… nie masz nic przeciwko, prawda? Tygrysek się zgodził.

- Znaczy, żeby tu zamieszkała? Z nami? - Eve chyba ulżyło, że nie będzie awantury o jej nową dziarę ale gdy wyszedł temat wspólnego mieszkania z Wilmą to z ciekawością popatrzyła na twarz Lamii co miała z całej czwórki najbliżej. Potem na jedzącego obiad Krótkiego ale ten pokiwał twierdząco głową i uniósł kciuk do góry. Pewnie by nie mówić z pełnymi ustami. Więc w końcu spojrzała na opaloną twarz okoloną zrudziałymi kędziorkami.

- Oj no ja bym bardzo chciała… - blondynka przygryzła swoją pełną wargę gdy się nad tym zastanawiała. Chociaż jak Lamia z błyska widziała błysk w jej oku to poznała, że jej dziewczyna chyba się zgrywa. Chociaż w powietrzu zawisło niewypowiedziane “ale” i ktoś kto jej nie znał mógłby pomyśleć, że ona na poważnie ma jakieś “ale”.

- No ale wiesz, że w tym domu panują określone zasady. I wszyscy co tutaj mieszkają muszą się odpowiednio zachowywać. I traktować. Na przykład mnie dajmy na to. - Eve dzielnie zgrywała się na nowoczesną i stanowczą kobietę z konkretnymi zasadami. Krótki nieco zmrużył oczy gdy jadł chyba nie do końca pewny o czym ona mówi. Wilma zrobiła grymas sugerujący, że potrzebuje klarowniejszej odpowiedzi. No ale Karen trochę słabo wczuła się w rolę bo pozwoliła sobie wtrącić.

- Te zasady to coś takiego jak wczoraj? - zapytała z wesołym i nieco złośliwym uśmieszkiem w oku. Eve raźno spojrzała teraz na nią i energicznie potwierdziła kiwaniem swojej blond główki.

- Bez obaw, Willy wie jak traktować leniwe dziwki i naprawdę świetnie smakuje - saper uśmiechnęła się krzywo, wzruszając ramionami, a potem mrugnęła do drugiej bękarcicy - Myślisz, że będziesz w stanie przy wolnym zaciągnąć Eve gdzieś do kibla i tam niecnie zwyobracać? Na początku ci pomogę - wyszczerzyła się - Jeśli przynajmniej połowa z tego co pamiętam rzeczywiście miała miejsce, to żadna z was nie będzie zawiedziona. Poza tym każdy kto tu mieszka przynajmniej raz w tygodniu ląduje wspólnie w jednym łóżku. Na przykłąd w takim składzie domowników - powiodła dłonią dookoła stołu, kończąc na Wilson - Jak ci to leży?

- Każdy? - niespodziewanie do rozmowy wtrącił się Steve. Obejrzał wymownym spojrzeniem swoje sąsiadki przy stole jakby je po kolei liczył czy sprawdzał obecność. - Cholera te trzy osobowe łóżko to może być jednak małe. - powiedział do Lamii bo reszty nie było przy tym jak rozmawiali o tym łóżku gdy czekali przed koszarami na powrót Wilmy.

- O tak, brudne kible! I jak mozna to chcę być na samym dole! - Eve zaklaskała w dłonie podskakując z nadmiaru ekscytacji na takie scenariusze malowane przez swoją ulubioną panią reżyser.

- I możesz ją śmiało olać. Wczoraj sprawdzałam i polecam. - Karen dorzuciła swoją cegiełkę do wciąż trochę zdezorientowanej specjalistki od wojskowej elektroniki ale druga bękarcica chyba zaczynała łapać właściwe fale bo na ustach zaczynał jej wypełzać uśmieszek.

- Oj bo to takie brudne i poniżające! Uwłaczające godności! Żadna szanująca się kobieta by się nie zgodziła na takie paskudztwo! - blondynka siedząca na kolanach Lamii roześmiała się na całego.

- No dobra. To chyba mogę pójść na taki układ. - Wilma w końcu też dała się wciągnąć w tą falę wesołości i też roześmiała się serdecznie.

- To jak mamy nową domowniczkę to wypijmy za to! - Krótki złapał za kubek z kompotem do tego toastu. Pozostałe dłonie też złapały za swoje kubki by to uczcić. Po toaście przyszedł czas na kolejny, a po nim nastąpił mały kataklizm, przy którym wojna z Molochem wydawała się czczą igraszką, bo jak bez zgrzytów pogodzić cztery kobiety i jedną łazienkę?




Słońce chyliło się ku zachodowi i świat powoli pogrążał się w ciemności nocy, gdy czarny ghurki zajechał pod wystawny, rozświetlony neonami lokal, walący po oczach nazwą rozpoznawalną w całym Sioux Fall, a także okolicy.
- I tak oto dotarliśmy do punktu wyjścia - Mazzi mruknęła pogodnie, ostatni raz poprawiając włosy w lusterku wstecznym. Humor jej dopisywał, kompleksy odleciały daleko poza horyzont, gdy widziała swoje odbicie w szklanej tafli. Nie chodziło nawet o makijaż czy fryzurę, a o to, w czym siedziała. Pożyczona od Tashy suknia skrzyła się drobnymi refleksami przy każdym ruchu. Wyszywana kryształkami, srebrno-niebieska suknia z długim trenem w pierwszej chwili po włożeniu sprawiała wrażenie, jakby chciała udusić nosicielkę. Ważyła z dobre dziesięć kilogramów, wliczając gorsety, biustonosze i cały odpinany tren… ale robiła wrażenie. Saper nie pamiętała, aby miała kiedykolwiek na sobie coś podobnego, pasującego na dawny czerwony dywan imprezy celebrytów gdzieś w mitycznym Hollywood.
Uważając aby nie wybić zębów, wysiadła z fury, zgarniając materiałowy ogon aby nie pobrudził się na chodniku. Wtedy też rozejrzała się po odpicowanych towarzyszkach i towarzyszu w odpowiednio hawajskiej koszuli.
- Słuchajcie oddział, zaczniemy od baru i Sonii - zwróciła się do zebranych, dusząc w sobie nagłe zdenerwowanie. To już, za chwilę zacznie się całe przedstawienie, a ona… o dziwo nie miała ochoty zalać się w trupa - Willy weźmiesz proszę torbę z bagażnika? Tygrysku, Karen… ogarnięcie misiaków? Kociaczku… - na koniec zgarnęła blondynę pod wolne ramię - Zobaczymy kto już jest.

Steve wykonał niemy salut i skinął głową. Reszta też zaczęła zbierać z samochodu to co mogło być potrzebne. Eve wdzięcznie wtuliła się w swoją gwiazdę cumując do niej jak wierny satelita. - Wyglądasz w tym prześlicznie! Wystrzałowo! Aż mam ochotę paść ci do stóp i błagać by móc ci służyć! - fotograf była uszczęśliwiona niesamowicie jakby opromieniał ją blask bijący od tych wszystkich cekinów i stroju jaki Lamia miała na sobie. Zresztą chyba nie tylko na nią działał ten strój. Mijający goście zerkali na nie z zaciekawieniem ale raczej nie ze względu na blondynkę. Tak zacumowały do baru gdzie dość szybko zlokalizowały swoją ulubioną barmankę w tym lokalu.

- O! Już jesteście! O rany… ale się odstawiłaś… - Sonia zamachała do nich obu na znak, że je widzi i zaraz podejdzie. I z początku po prostu podeszła do baru i cmoknęła je w policzki na przywitanie. I chyba dopiero wtedy zdała sobie sprawę jak ubrana jest główna organizatorka tej imprezy.

Mazzi odpowiedziała czarującym uśmiechem, mocniej ściskając blondynę u swego boku, jakby zaznaczała prawo własności, albo dodawała sobie dodatkowe plusy do lansu na dzielni. Trzymała plecy wyprostowane, a głowę uniesioną wysoko i kątem oka obserwowała ludzi, łypiących gdy ich mijali. Jeśli randomowi przechodnie tak reagowali, ci właściwi adresaci show również powinni być zadowoleni i tego saper postanowiła się trzymać.
- Stróż na Boże Ciało wymięka, co? - mrugnęła rudzielcowi za barem, całując ją w oba policzki - Jak nasze zamówienie, wszystko gotowe? Udało ci się przekonać tę drugą foczkę aby dołączyła do zabawy? Ktoś od nas już jest… ach - odruchowo spojrzała na drzwi do zaplecza - Szef u siebie?

- No tak, paru chłopaków. Melisa się zgodziła więc będziemy was obsługiwać we trzy. A szefa mogę zaraz zawołać. - Sonia mówiła ale jakoś tak wzrok sam jej uciekał do sylwetki głównej szychy tej imprezy.

- Co? Też masz ochotę paść jej do stóp i służyć? - Eve zapytała dyskretnym szeptem gdy nachyliła się nad barem w stronę miedzianowłosej kelnerki chociaż zezowała na Lamię jakby we dwie miały ją obgadać. Ale tak by ta trzecia słyszała.

- Oj tak… - Sonia roześmiała się wesoło odrywając wreszcie wzrok od Eve i zmrużyła oczy. - A co ty tu masz? - teraz gdy Eve się do niej nachyliła dostrzegła jej nowy tatuaż na szyi.

- Prezent od Lamii. - fotograf pochwaliła się z przyjemnością wracając do swojej dziewczyny i wdzięcznie całując ją w usta za taki prezent.

- Zajebisty. No to dobra to lecę po szefa. Dziewczyny też mam już ściągnąć. - Sonia odetchnęła gdy próbowała pewnie złapać nieco dystansu na te mimo wszystko służbowe sprawy jakie ich czekały.

- Poczekajcie jeszcze trochę, każdy będzie się dziś dobrze bawił - Mazzi zaśmiała się wdzięcznie, puszczając blondynkę i na pożegnanie pocałowała ją czule - Tak, niech dziewczyny już się dokują, Kociaczku wiesz co robić - klepnęła ją w tyłek na rozpęd i zwróciła się do Boltów - Zgarnijcie ekipę i poczekajcie przy naszej kanapie. Załatwię ostatnie pierdy, sprawdzę czy wszystko gotowe, a potem po was przyjdę.

- Dobrze ja zajmę się dziewczynami. - blondynka z głębokim dekoltem od razu zdradzającym, że nie ma górnej części bielizny pod swoją atłasową, żółtą sukienką, przyjęła z ochotą swoją rolę. - To na was spadają chłopaki. - wskazała na Krótkiego i dwie żołnierki. Obie chyba nie były nawykłe do takich wieczornych kreacji. Krótkowłosa operator karabinu wyborowego też miała podobną kieckę co Eve. Tylko czarną. Ładnie podkreślała jej szczupłą talię i podobnie pół odkryty dekolt. Wilma za to była w jasnej, krótkiej na cienkich ramiączkach z kwiatków zrobionych z małych cekinów. Z całej tej trójki najswobodniej prezentował się i zachowywał Mayers. Który po raz kolejny zmienił jedną hawajską koszulę na kolejną. Tym razem w jakiś krajobraz plaży na tle ogromnego, zachodzącego Słońca.

Obie grupki rozeszły się i Lamia została przy barze sama. Do czasu aż po chwili wróciła Sonia, szef, Anite i trzecia z kelnerek. Pewnie ta Melisa. Szef podszedł do niej z ciepłym uśmiechem jakby witał swojego stałego i niezawodnego klienta.

- Dobry wieczór panno Mazzi. Chciała się pani ze mną widzieć? - zapytał i chyba zauważył niecodzienny kostium klientki bo wyjątkowo obrzucił ją nieco dłuższym spojrzeniem ale w końcu był managerem “Honolulu”. Więc szybko poszedł w profesjonalizm i skoncentrował się na twarzy klientki.

- Dobry wieczór, dziękuję że zechciał pan poświęcić jeszcze trochę swojego cennego czasu - dziewczyna odpowiedziała czarującym uśmiechem, kiwając lekko głową na powitanie. Zaczynała lubić gościa, albo się przyzwyczajała do jego widoku, poza tym nie szło nie doceniać jego umiejętności organizacyjnych i braku zdziwienia na nawet najbardziej wydumane pomysły klientów. - Proszę, to pozostała kwota za wynajem i nasze ustalenia - podsunęła jedną kopertę, a po chwili dodała drugą, cieńszą - A tutaj jest lista gości, tak jak poprzednio skierowałam ich do głównego baru, aby tam się pytali co dalej. Tym razem jest ich trochę więcej, nie wszyscy pewnie przyjdą na czas, część się spóźni. Będę naprawdę bardzo zobowiązana, jeśli ktoś ich pokieruje w odpowiednie miejsce, bo… wie pan najlepiej, że trochę będziemy zajęci, aby się do kwadrans czy dwa odrywać - jej uśmiech stał się przepraszający.

Manager wziął grubszą kopertę, otworzył i palce chodziły mu jak u krupiera karty gdy liczył talony. Musiał uznać, że jest w porządku bo skinął głową i schował kopertę do wewnętrznej kieszeni marynarki. Potem wziął tą cieńszą kopertę, wyją z niej listę i przebiegł wzrokiem.

- Tak, tak, nie powinno być z tym problemów. To może Sonia zostanie tutaj i zajmie się tą listą. Gdy już wszyscy się zbiorą to dołączy do was przy basenie. - zaproponował patrząc na nią, na swoje trzy pracownice i te pokiwały głowami na znak zgody.

- Dziewczęta to może zaprowadzicie panią na miejsce. I pokażecie co trzeba. - zwrócił się do Anity i Melisy. Kelnerki oczywiście musiały się zgodzić ale wyglądały na zadowolone z takiej roli. Melisa okazała się dość bladą, szczupłą blondynką o prawie białych włosach. Obie zaprowadziły swoją klientkę tam gdzie parę dni temu Sonia pokazywała jej jak to wszystko wygląda.


Obie kelnerki i ta prawie łysa i ta z prawie białymi włosami na miejscu zaczęły tłumaczyć co i jak. A błękitny basen faktycznie wyglądał całkiem inaczej niż jeszcze parę dni temu. Nadal był sam basen i niebo nad szklanym dachem. Chociaż przez ten czarny pył w powietrzu widokiem była raczej jednolita czerń. Basen i jacuzzi czekało na pierwszych gości. Podobnie jak ten stół na jakim Madi miała robić prezentację masażu. Pod ścianami było kilka złączonych stołów zastawionych jadłem i napitkiem. Jeszcze wszystko ustawione w ładne piramidki, kupki i stosiki. Takie czyste, błyszczące i wypucowane aż zapraszało by zacząć z tego korzystać. Dziewczyny pokazały klientce panel gdzie można było manewrować oświetleniem. I mówiły, że to kącik dj-a bo zwykle tu się instalowali ze sprzętem gdy robili imprezę. Była tu cała bateria gniazdek i przedłużaczy także bombox podłączony do wzmacniaczy jakby trzeba było zrobić dyskotekę.

No i oczywiście na honorowym miejscu stał ten gigantyczny kielich. Razem z zamówioną oliwką jako ozdobą. I podestem by dało się do niego wejść. Skoro był tak wysoki jak dorosły człowiek to dostać się do niego z poziomu podłogi było trochę trudno.

I jeszcze całe zaplecze. Czyli cały zestaw dawnych przebieralni, pryszniców, ubikacji, szafek które tworzyły całkiem sporo zakamarków w których pewnie zmieściłoby się znacznie więcej osób niż na liście zostawionej Sonii.

- No a tu jest suchy lód. Trzeba z jakiś kwadrans aby zrobić porządną mgłę. Ale na razie jest w pojemnikach bo nie wiedzieliśmy o której dokładnie się zacznie impreza. Coś jeszcze chcesz wiedzieć? - Anite pospołu z Melisą zakończyły ten obchód gdy całkiem sporo musiały się nagadać i demonstrować co i jak. Sporo było tych imprezowych detali. Ale wreszcie skończyły i teraz Lamia miała okazję pozwiedzać czy popytać coś od siebie.

Po całym zwiedzaniu na usta saper cisnęło się jedno, proste podsumowanie.
- Piękne… - westchnęła, kręcąc głową bo wciąż nie wierzyła, że się udało. Obchodziła basen za dziewczynami, ciągnąć trenem kiecki po podłodze, ale tutaj nie musiała się obawiać błota. Kiwała karkiem, zaglądała w kąty i na jej gębie pojawiał się coraz bardziej zadowolony wyraz - A da się podłączyć gdzieś w kątach dwie kamerki? - łypnęła na kelnerki - W takim… dyskretnym miejscu, a druga rzecz - podniosła palec do góry - Udało się z tym projektorem o którym gadałam z waszym szefem?

- Ta kula? To tutaj się włącza. Wtedy tam się wysuwa. - Anite wskazała na jeden z przycisków w panelu gdzie trzeba było wcisnąć. I na miejsce pod sufitem gdzie miał się wysunąć ten projektor. Jak go wcisnęła to z góry powoli zaczął zjeżdżać kulisty kształt który rozjarzył pomieszczenie sunącymi po ścianach i wszystkim innym światełkami.

- Zostawić włączone czy jeszcze nie? - zapytała na wszelki wypadek.

- A kamerki to zależy gdzie by miały być skierowane. Trochę tu skrytek jest. - Melisa zrobiła gest dłonią dookoła i miejsc gdzie można było ustawić kamery rzeczywiście trochę było.

- Jedna na Jacuzzi, druga na łazienki, trzecia na basen i tyle wystarczy - Mazzi parsknęła pod nosem, podchodząc do kieliszka z oliwką. Zaczęła się zastanawiać jak ma się niby nie zabić wchodząc do niego...na szczęście podest trochę ułatwiał - Dacie radę tak je ustawić aby nie było widać? To ma być niespodzianka dla Eve… po wszystkim.

- Aaa… - dziewczyny uśmiechnęły się ze zrozumieniem gdy usłyszały o niespodziance. Po czym zaczęły się rozglądać gdzie można było zostawić te kamerki. W końcu wszystkie elektroniczne oka wylądowały na szafkach. Po krótkiej dyskusji kelnerki uznały, że to chyba najwygodniejszy kompromis między tym by obiektyw nieco z góry łapały odpowiednią scenę a jednocześnie by nie były zbyt widoczne. Co prawda nie można było wykluczyć, że ktoś je dostrzeże albo nawet niechcący zrzuci jeśli szturchnie szafką ale już tego nie dało się obejść. Zostało rozstawić elektroniczne oczy i czekać na gości.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=EhFGxr6dm58&list=LLVi22WLaDps0-Gb28ivVbOg&index=4&t=0s[/MEDIA]
- I jak? - Krótki flankował ją z jednej strony a Eve z drugiej. Stali w cieniu tu gdzie umownie było zaplecze za sceną. Stąd wiodła najkrótsza droga do podestu i kieliszka. Eve przyszła by powiedzieć, że większość dziewczyn już przyszła i jest strasznie podekscytowana. Właściwie już można było je wprowadzić. Krótki też przyszedł właściwie z tym samym. W końcu musiał potrzymać swoich chłopaków trochę dłużej by dziewczyny mogły zająć swoje kryjówki. Ale też już prawie wszyscy byli.

- Ale to magicznie wygląda! Jak na jakichś bagnach albo księżycu. - Eve była zachwycona scenerią gdy wreszcie mogła rzucić okiem jak wygląda gotowa sceneria na szykowany tego wieczora show z Lamią w roli głównej. Jeszcze było cicho, jeszcze poza mgłą niewiele się działo, poza nimi tylko Anite i Melisa były w gotowości na przyjęcie gości ale już imprezę można było właściwie zacząć w każdej chwili.

Czas na przygotowania minął nie wiadomo kiedy, więcej zrobić już się nie dało. Zostało przejść do głównej części wieczoru. Mazzi stała trochę sztywno, patrząc po sali zatopionej w zimnym, błękitnym świetle, punktowo rozświetlanym białymi ledami nad kieliszkiem i przy Basenie. Jacuzzi również dawało własny, błękitny poblask, a wszędzie pod nogami snuła się lekka mgiełka.
- Eve, weź dziewczyny i niech się skitrają. Damy wam trzy minuty. Wyjdą na umówiony sygnał - powiedziała nawet spokojnie, podnosząc wzrok na szklany sufit po którym skakały jasne punkciki przypominające wirujące gwiazdy. Gdzieś od strony wieży sączyła się cicha muzyka, a saper czuła że ma mokre dłonie. - Steve… pójdziemy po misiaki. Przywitamy, damy foczkom czas na zabawę w chowanego iii… chyba zaczynamy - zwróciła twarz ku partnerom, bujając brwiami.

- No to idziemy. - Krótki zgarnął każdą ze swoich partnerek pod jedno ramię i tak ruszyli razem bo w końcu do sali głównej mieli tą samą drogę.

- Może trochę więcej? Nie dacie rady ich zagadać? Dam wam znak czy co. Wiecie prawie każda jest w szpilkach no i to rozochocone dziewczyny a nie wojsko. Ale są nakręcone! - Eve szła z drugiej strony Krótkiego i chyba miała wątpliwości czy te parę minut to wystarczający czas dla pstrokatego tłumu młodych kobiet na szpilkach które chyba już były nieźle nabuzowane ekscytacją i ciekawością tej imprezy.

- Poproś Betty o pomoc. Ona na pewno to ogarnie. - podpowiedział jej kapitan w cywilu z rozbawionym uśmiechem gdy zawsze mówił o przywódczych talentach siostry przełożonej.

- Ano tak! Betty! Dzięki Tygrysku! To lecę! - doszli już do głównej sali i twarz blondynki rozpogodziła się gdy jej chłopak przypomniał jej o talentach okularnicy. Pocałowała wdzięcznie jego, potem ją i podrobiła na swoich szpilkach do stołów zajmowanych przez kobiecą część zaczynającej się imprezy.

- A ty chodź. Zapoznam cię z chłopakami. - Steve zwrócił się do brunetki i skierował się w przeciwną stronę. Zaprowadził ją do jednego ze stolików zdominowanych przez kolorowo ubranych mężczyzn. Od razu rozpoznała Cichego i Dingo. Reszta twarzy była dla niej nowa. Właściwie to byli poubierani jak turyści. Ale to, że wszyscy byli okazami męskiego zdrowia, z błazeńskimi, bezczelnymi uśmiechami, krótkoostrzyżeni, jakoś sprawiało, że przez skórę wyczuwała, że to wojskowi na przepustce. Nawet jakby Dingo nie truł znów czegoś o maczetach.

- Panowie. - Krótki zatrzymał się o dwa kroki przed ich stołem i powiedział tylko jedno słowo. Ale przy stole nagle zrobiło się cicho a ponad pół tuzina byczków momentalnie wstało ze swoich miejsc. - Przedstawiam wam Lamię Mazzi. Moją dziewczynę i dzisiejszą gospodynię naszej imprezy. - wskazał na stojącą obok kobietę w niecodziennej sukni.

- Aye, aye m’am! - cała grupka krzyknęła gromko jak na placu apelowym do jakiegoś oficera. Atmosfera “Honolulu” i pewnie już kolejka czy dwie, świadomość zaczynającej się imprezy zrobiła swoje więc wyszło to trochę błazeńsko. Ale i tak robiło wrażenie. Parę obsad najbliższych stolików obróciło się ku nim by zobaczyć co się dzieje.

- Spocznij. - kapitan w hawajskim zachodzie słońca dał znać na spocznik i siódemka komandosów w cywilu zrobiła eleganckie spocznij czekając teraz co gospodyni ma im do powiedzenia.

Musieli uzbroić się w cierpliwość, bo w pierwszym momencie dziewczyna zrobiła bezgłośne “ahhhh”, przykładając dłoń do piersi, a na jej twarzy pojawiła się mina świadcząca o kompletnym rozbrojeniu.
- Jakie z was słodziaki… - mruknęła ciepłym tonem, zanim nie parsknęła, zakładając najbardziej czarujący uśmiech ze swojego repertuaru - O tak, zdecydowanie lepiej wam bez tych kominiarek, wreszcie widać - zmrużyła jedno oko - Z kim ma się do czynienia… cześć Dingo, dobrze cię widzieć. - zamiatając kiecką po podłodze przeszła pod pozycję Indianina, witając się z nim uściskiem i buziakiem w policzek. Potem przeszła do boltowego kierowcy.
- Cieszę się, że przyszedłeś, Cichy - powtórzyła rytuał, dodając z ustami przy jego uchu choć mówiła normalnie, bez szeptu - Naprawdę byłoby nie tylko mnie… bardzo przykro, na szczęście jesteś, to dobrze- odsunęła się, puszczając mu na odchodne oko i obróciła się do pozostałych, rozkładając ramiona zapraszająco - To co, misiaki, zdradzicie z kim dziś będę miała przyjemność… - zrobiła minimalną przerwę - Imprezować?

Zrobił się znów trochę harmider gdy nagle wszyscy zaczęli mówić przez wszystkich. Pozostali chyba zazdrościli dwóch z nich, że akurat ich dziewczyna dowódcy zna osobiście. Aż znów się nie wtrącił ich dowódca. No i chłopcy zaczęli się po kolei przedstawiać. Zwłaszcza jak dowódcza para po kolei do nich podchodziła.
Pierwszy koło Dingo stał jakiś wygolony prawie na zero brunet o z lekka latynoskiej urodzie. Przedstawił się jako Jessie. Był ich specem od łączności. Patrzył na kapitanową śmiało i wesoło. Obok stał mięśniak z blizną deformującą mu jeden z policzków i kącik oka. Ten był specem od ciężkiej broni i materiałów wybuchowych. Przedstawił się jako Mike ale koledzy szybko sprzedali jego pełną ksywę. Big Mike. Kolejnym był blondas o twarzy aniołka czy modela. Denis Garbo. Odpowiadał za łączność, komputery i w ogóle był “ten spryciula” jak go przedstawili koledzy. Blondas uśmiechnął się chociaż dość oszczędnie. I jeszcze był jakiś brunet. Ten wydawał sie tyle wesoły co niecierpliwy jakby żałował każdej minuty spędzonej tutaj przed imprezą. Tak prezentował się Italiano który był i saperem i paramedykiem.

- Cesar seniorita. Ale dla przyjaciół i tak pięknych kobiet może być Ces. - przedstawił się ostatni z mężczyzn o zdecydowanie latynoskich rysach twarzy.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline