Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2020, 02:14   #209
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Mazzi zaśmiała się słysząc komplement i skłoniła głowę w podzięce, jak na dobrze wychowaną foczkę z oficerskiego ekwipunku przystało. Mimo pozornej radości i ciągłego uśmiechu, obcięła każdego z gości uważnie, zapamiętując imiona, detale które łączyła z informacjami sprzedanymi w piątek przez Karen.
- Ave Caesar, morituri te salutant - odpowiedziała ostatniemu z grupy, drugiemu kapitanowi i “koledze z pracy” Tygryska. Jego widok podwójnie saper ucieszył, obawiała się że jednak nie przyjdzie, a tak mogli ze Stevem wreszcie poznać się na gruncie prywatnym. Tak jak przy pozostałych Boltach i przy tym ostatnim zmniejszyła dystans, obejmując go, a potem zostawiając stempelek ust na policzku - Wolę jednak twoją wersję. Naprawdę miło mi, Ces. Tygrysek wspominał że może uda ci się wpaść… tylko teraz już widzę, czemu był tak oszczędny w opisach - odwróciła na moment głowę do Mayersa, posyłając mu naburmuszony dziobek, a potem wróciła do Latynosa już z ciepłym uśmiechem - Pewnie by mu nie przeszło przez gardło, że przypominasz Antonio Banderasa… ja już gdzieś widziałam tę buźkę - zmrużyła jedno oko, lekko przekrzywiając kark - Chyba u Almodovara… potem do tego wrócimy, dobrze? - mrugnęła mu, wracając pod ramię swojego żołnierzyka i tam się przykleiła wdzięcznie - Dziękuję, że przyszliście… naprawdę robicie nam dzień… wieczór. Mniejsza o sofistykę - raz jeszcze zerknęła na zebranych, potem na Steve’a i kiwnęła krótko głową, wracając uwagą do zebranej gromadki - Donnie pewnie pudruje nosek i kręci loki, stąd opóźnienie.. nie będziemy czekać dłużej, skoro większośc już jest. Oni dojdą w trakcie… - ściągnęła usta, aby nie parsknąć głośno. Przez atmosferę wieczoru i tego, co czekało za drzwiami do sali z basenem… cóż. Wszystko zaczynało się Mazzi kojarzyć jednoznacznie. - Pozwólcie, że was zaprowadzimy.

- Też tak myślę. - Krótki poparł decyzję swojej partnerki spoglądając krótko na zegarek. I właściwie było po dyskusji. Cesar wydawał się zachwycony jak mu ta dziewczyna w trenie posłodziła. Zresztą i Cichy wcześniej też jej posłał zaciekawione spojrzenie po tych czułych szeptach na uszko. No i uwaga o pudrowaniu noska przez pana porucznika o medycznej specjalizacji rozbawiła kolegów.

Cała pstrokata gromadka ruszyła przez salę główną kierując się ku korytarzowi co miał ich zaprowadzić do błękitnego basenu. Znów zrobiło się luźno i hałaśliwie gdy koktajl testosteronu i męskich sił witalnych buzował wesoło w żyłach razem z już wypitymi promilami. Wydawali się młodzi, odważni i nieśmiertelni gdy tak szli salą i korytarzem jakby świat a przynajmniej to miejsce należało tylko do nich. Zastanawiali się czy będą jakieś dziewczynki, jaki jest alk i w ogóle co ich czeka na tym basenie. I tak wesoło doszli do drzwi jakie oddzielały korytarz od basenu.

- W w mordę… - mruknął któryś za plecami pierwszej pary gdy basen widocznie wyglądał nieco inaczej niż gdy widzieli go ostatnio. Te kłęby mgły, stoły, światła, laserowa kula no i trzy czekające w pogotowiu kelnerki trochę ich zastopowało. Chociaż na tak spore pomieszczenie to nawet z tą mgłą i kelnerkami to wydawało się dość ciche i puste.

Mazzi poczekała aż ostatni z grupy wejdzie, a drzwi za ich plecami trzasną symbolicznie. Wtedy też przeszła spod ramienia Krótkiego prawie na środek między kelnerkami, a żołnierzami.
- Nie żartowałyśmy wtedy w środę - odwróciła się powoli do męskiej części widowni - Że się odwdzięczymy, za ratunek i pomoc, bo bez was nawet nie ma co myśleć gdzie byśmy trafiły… choć jest duża szansa, że już byłybyśmy martwe - uśmiech zmienił się na bardziej stonowany - Ale jesteśmy tutaj, dzięki wam. Ryzykowaliście, aby nas odbić w jednym kawałku, mamy nadzieję że to skromne przyjęcie chociaż… - pokręciła głową - Chociaż w ten sposób będziemy się wam w stanie odwdzięczyć. Oczywiście, to tylko promil w porównaniu do waszego wkładu, jednak… wy nas wyciągnęliście z zasadzki, a my was za to - na gębie saper pojawił się ponownie szeroki uśmiech, w ruchy wrócił pewność - zabierzemy prosto w kosmos… ale co to za frajda lecieć samemu, prawda? Pozwólcie że teraz ja wam kogoś przedstawię… już się nie mogły doczekać aby poznać dzielnych bohaterów. Bądźcie dla nich mili - powoli podniosła ręce i klasnęła dwa razy.

Panowie może i czuli pismo nosem. Bo się czujnie ale i ciekawie rozglądali ze dwóch, zwłaszcza Dingo mrużyli oczy jakby coś dostrzegli czy usłyszeli co im się nie zgadza. Ale widocznie mieli na tyle zaufania i ciekawości, że wytrwali aż do dwóch klaśnięć ich gospodyni i przewodniczki.

- Ej, tam ktoś jest… - mruknął blondyn dostrzegając w tych kłębach dymu jakiś ruch. I ten ruch zrobił się zaraz wyraźniej widoczny a także słyszalny. Stukot obcasów na kafelkach, kroki, szmery i wreszcie z różnych zakamarków sali wyłoniły się postacie. Kobiece, smukłe kształty odziane w kuszące kreacje, z ładnym makijażem, fryzem… Wyłaniały się zza tych regałów, przejść, filarów czy po prostu z mgły. Czerwień, błękit, żółć, zieleń… Oczy wydawały się mienić od tych kolorów jakie miały na sobie te wszystkie ślicznotki. Z wolna koncentrowały się za swoją przewodniczką i ten kolorowy, kobiecy tłumek gęstniał. Gdzieś tam skrzypnęły cicho drzwi i za plecami zaaferowanych panów pojawił się ich kolega i czarnowłosa Crystal. Ale ledwo kto zwrócił na nich uwagę.

- Eee… - któryś chyba próbował coś powiedzieć bo nagle wydało się, że panowie do tej pory dominujący swoim testosteronem na korytarzu i w basenie nagle zrobili się w mniejszości. Zostali zaskoczeni i chyba czegoś takiego się nie spodziewali. Mimo wszystko. Zwłaszcza jak dziewczyny zaczęły klaskać. Najpierw jedna, nawet nie bardzo wiadomo było która. Potem kolejna. A potem poszła cała fala gdy tak w milczeniu te wszystkie ślicznotki po prostu biły brawo i uśmiechały się życzliwie i obiecująco do tych swoich bohaterów i wybawców. Lub tych którzy wyratowali ich kumpele, koleżanki, znajome i przyjaciółki z opresji ledwo parę dni temu.

- Kurde… Sporo was… - Steve miał chyba najlepsze kompetencje by nie dać się zaskoczyć. I pierwszy odezwał się coś z sensem. Ale chyba nawet on nie spodziewał się takiej skali niespodzianki. I nawet jak większość twarzy znał to i tak był pod wrażeniem. A gdzieś tam po opłotkach Crys prześliznęła się na kobiecą stronę i dołączyła do tego tłumku na szpilkach.

W jednej chwili zrobiło się gęsto, szczególnie za plecami saper, której przez chwilę oczy zrobiły się duże, lecz błyskawicznie się opanowała. W końcu sama sprosiła lwią część dziewczyn, zostało się cieszyć, że przyszły. Wyciągnęła rękę do swojej blondi, przyciągając ją do siebie i obejmując ramieniem w pasie tak, aby praktycznie stały przyklejone jedna do drugiej.
- Co to za miny, misiaki? - odezwała się pogodnie do komandosów, szczerząc się do nich wyjątkowo wesoło, jakby właśnie wycinała doskonały dowcip - Jakoś tak nagle ucichliście… chyba się nie przestraszyliście. Podobno tacy z was twardziele, chyba dacie radę paru kociakom, co? - mrugnęła im, aby odwrócić głowę i pocałować Eve równie gorąco co widowiskowo, a jej ręka zjechała z pleców na pośladki pod pomarańczową satyną.
- Kociaczku zajmiemy się zapoznaniem. Przedstawisz panie? - poprosiła, trzepiąc ją na rozpęd we wcześniej gładzony pośladek i płynnie przeszła pod męską grupę z której wyłuskała pierwszego komandosa, biorąc go za rękę aby wyciągnąć krok-dwa do przodu.
- Poznajcie Jessiego - przedstawiła bruneta, na moment stając mu za plecami i kładąc brodę na ramieniu, aby obserwować damską część sali. - Podobnie nieźle się zna na komunikacji, łączeniu… chyba znajdziemy mu zajęcie, no nie? - mrugnęła laskom, skubiąc ucho łącznościowca zanim nie przeszła do drugiego, a padło na Cichego.
- A ten tutaj dżentelmen ma naprawdę złote ręce, nie tylko za kierownicą. Część już go zna, reszta ma szczęście i pozna za chwilę… Cichy - przedstawiła go, na moment kotwicząc pod jego ramieniem i pocierając nosem o jego policzek. Zaraz też przyszła kolei na Indianina - Dingo też kojarzycie, nie? Kto by go nie kojarzył? Spójrzcie na tę gębę! Poza tym na maczetach się zna, nie robi fochów… brzmi jak facet idealny - poklepała wielkoluda po ramieniu, przytuliła i już leciała dalej.

Dalej przyszła kolej na osiłka z blizną na twarzy. Mazzi stanęła przy nim czując się nagle jak mała dziewczynka i to mimo szpilek.
- Big Mike ma porządny kaliber… albo obraca porządnym kalibrem. Jakoś z wrażenia mi się miesza - podskoczyła, cmokając żołnierza w czubek brody i już leciała dalej. Do blondyna jak z obrazka.
- Nie dajcie się zwieść tej ślicznej buźce. Denis ma łeb nie od parady - przewinęła się przed Garbo, głaszcząc go po policzku i podrażniła kciukiem kącik jego ust - Zobaczymy jak mu wyjdzie równanie zestawienia sił na ten wieczór - puściła mu oko, przechodząc do przedostatniego i objęła go, wskazując jego pierś palcem - A tu prawdziwy Italiano. Proszę się nie pchać, drogie panie. Udziela pomocy medycznej każdej która tego potrzebuje.

Na sam koniec zostawiła drugiego Latynosa, okrążając go dookoła i przy okazji wodząc dłonią po jego ciele na wysokości piersi - Ces… Ces… Ces… Cesar, ale wygląda o wiele lepiej niż ten antyczny, nie sądzicie? - parsknęła do dziewczyn, aby w końcu odejść od gromadki samców i uwiesić się na szyi tego najważniejszego.
- A to jakby któraś jeszcze nie wiedziała… Tygrysek… Steve… - mruczała niskim głosem, zanim nie pocałowała celu, naginając jego kark do dołu, aby nie musiała się wpsinać na palce.

Obu partnerkom Mayersa udało się przykuć uwagę tym pierwszym, mokrym pocałunkiem na tej imprezie i tymi klapsami w żółty, atłasowy tyłek który fotograf potrafiła przyjmować tak wdzięcznie, że z miejsca się miało ochotę na następnego. A potem jak się rozdzieliły i krótkowłosa blondynka stanęła przy pstrokatej kobiecej grupce na szpilkach gdy Lamia podeszła do tej chyba dwukrotnie mniejszej i bez szpilek.

To jak kokietowała każdego z mężczyzn na pewno ich nieźle pobudziło i pozwoliło uspokoić nerwy jeśli któryś przez moment mógł się poczuć zdezorientowany czy mniej pewnie. Ale jak tak chodziła, mruczała, dotykała, muskała to znów zaczął im buzować w żyłach testosteron na chwilę spacyfikowany przez efekt niespodzianki. A i paniom ten spektakl się podobał. Widać było po tym jak się uśmiechały, przygryzały wargi, poprawiały włosy czy słały całusy tej mniejszej grupce. Ale teraz przyszła kolej by właśnie przedstawić panie.

- No to teraz ja. - gdy Lamia skończyła prezentację męskiej grupy Eve zamachała rączką jak to miała w zwyczaju by zwrócić na siebie uwagę. Właśnie udało jej się to uzyskać gdy ktoś jej przerwał.

- Cholera nie będę wam robić loda! - zza drzwi dał się słyszeć zirytowany głos Jamie. Musiała być już gdzieś blisko.

- Jak nie?! Przecież jesteś lodziarą! - odpowiedział jej wesoły i bynajmniej nie speszony głos młodszego oficera. Tego który ponoć łączyły ją najbarwniejsze relacje.

- Nie będę wam robić żadnego, cholernego loda! Loda mogę robić tylko dziewczynom. - odcięła się Jamie i umilkła bo właśnie otworzyła drzwi i nacięła się na grupkę bliżej drzwi. Z pół tuzina mężczyzn wpatrzonych w nią z zaciekawieniem. I tylko Lamia wśród nich dawała jakieś kobiece urozmaicenie.

- O cześć. Sorry za spóźnienie, Jamie właśnie robiła nam loda. - Darko bynajmniej nie wyglądał na zaskoczonego takim powitaniem. Bezczelnie władował się do środka mijając skonsternowaną lodziarę zupełnie jakby od początku taki właśnie był grafik. No i nie przyszedł z pustymi rękami bo wlazł z całą skrzynką jakichś butelek.

- Co?! Nieprawda! Wcale nie robiłam im loda! - Jamie aż poczerwieniała ze złości na myśl, że miałaby robić jakiemuś mężczyźnie coś takiego. A zwłaszcza temu nadętemu pyszałkowi! Ale dzięki temu przełamała swój początkowy stupor.

- Pomyśleliśmy, że może się przydać. - trzeci z grupki był jakiś blondas z parodniowym zarostem. Też blond. Uniósł nieco swoją skrzynkę i nogą zatrzasnął drzwi. Obaj stanęli na chwilę widząc ten podział na dwie płcie. I wodząc spojrzeniem po pstrokatym, kobiecym tłumie zupełnie jak przed chwilą ich koledzy. Tylko Lamia i Jamie psuły te proporcje ale dziewczyny szybko gestami ponawigowały lodziarę by do nich dołączyła.

- No to od nas są już wszyscy. - Krótki gestem kazał postawić im te skrzynki na razie po prostu pod ścianą by nie robić zbędnego zamieszania.

Mazzi pomachała na powitanie lodziarze, posyłając jej całusa. Oczywiście gdy ona i sani znaleźli się zbyt blisko, musiało być ciekawie. Na szczęście dotarli do celu i wyszczekany porucznik miał inne zajęcia. Pierwszym był kontakt bezpośredni z brunetką w powłóczystej, mieniącej się kryształkami i potwornie ciężkiej sukni. Podeszła do niego jak gdyby nigdy nic i ujęła za brodę, okręcając jego twarz w pracy i w lewo.
- Niech będzie… przypudrowany porządnie ten twój semicki nos. Wygląda prawie po ludzku - pokiwała mądrze głową i już ciągnęła szczekacza do przodu, prezentując go reszcie dziewczyn. Dla lepszego efektu bez skrępowania rozpięła mu parę górnych guzików koszuli, patrząc przy tym prosto w oczy. Temperatura skoczyła o kilka stopni do góry.
- Spóźniłeś się Donnie, myślałam że tym razem walnąłeś książęcęgo foszka… takiego z przytupem - ściągnęła usta w dzióbek, cofając się o krok. Wzięła mężczyznę za rękę, unosząc odrobinę - Brzmi jak bezczel, wygląda jak bezczel… drogie panie, oto Don. Prawdopodobnie jeśli do was zagada, uwierzycie w każdą jego bajerę - wzruszyła ramionami trochę bezradnie - Niestety jest równie zdolny co bezczelny… więc w ogólnym rozrachunku i tak wychodzi na plus… - westchnęła teatralnie, podchodząc do zarośniętego blondyna który przyszedł razem z Darko.
- No chodź… chodź do nas misiaku - ciągnąc go za rękę ćwierkała wesoło - Powiedz jak masz na imię, abyśmy później wiedziały do kogo wzdychać nad ranem.

- Cześć. Jestem Tony. - przedstawił się blondyn gdy grzecznie podszedł do zapraszającej go gospodyni i aż chyba nie wiedział czy patrzeć na nią, na te całe fokarium ledwo parę kroków dalej czy na kogoś z kolegów z jednostki po swojej stronie.

- Nasz niepoprawny optymista. I na pewno będzie wam opowiadał, że każdej radę. - Steve nieco wspomógł partnerkę w roli gospodarza.

- Stary ja bym zaczął od tej w okularach. Wygląda mi na miękką sztukę. - Donnie klepnął ramię blondyna praktycznie wchodząc w kapitanowi zachodzącego słońca w słowo. Wśród żeńskiej części populacji rozległy się prychnięcia i jęk zażenowania gdy szykowało się niezłe widowisko. A “miękka” w okularach uniosła w górę brew trzymając kieliszek w wielkopańskim geście obdarzając blondyna i bezczelnego porucznika uważnym spojrzeniem.

- Poproszę cię za chwile na słówko Donie. - Betty powiedziała niby spokojnie i łagodnie. Ale jakoś od razu dało się słyszeć zmieszanie porucznika.

- Oj ale ja to tylko mówię koledze bo pierwszy raz jest. - Darko szybko uniósł dłonie w obronnym geście jakby nauczycielka usłyszała nieco za dużo od ucznia który ją obgaduje. Tony zaś zmrużył oczy jakby zastanawiał się o co tu chodzi i kto tu ma rację.

- Za chwilkę Donie. - Betty nie dała się zbyć i dalej brzmiało, że wezwanie na dywanik jest aktualne.

- No i masz. Widzisz co narobiłeś? - Donnie widząc, że się nie wymiga to chociaż znalazł winowajcę.

- To jak już skończyłeś Don no to Ricky pozwól. - Steve chyba miał niezłą radochę obserwując jak kumpel sam się wkopał więc nie interweniował. Za to przywołał gestem tego kolegę który zjawił się ciut wcześniej, razem z Crys.

- A to jest Ricky. Nasz kierowca i mechanik. Miewa różne zaskakujące pomysły i lubi się bawić w rodeo. - Mayers przedstawił ostatniego z kolegów który był wygolony prawie na zero jak Jessie.

- No dobrze, to teraz ja. - Eve znów zamachała wesoło rączką by dać znać, że chciałaby zacząć prezentację żeńskiej części uczestników dzisiejszego wieczoru.

- No więc ta ślicznotka to Lana. - blondynka zaczęła od tych dziewczyn co stały najbliżej niej. - Lana pracuje w recepcji więc lubi rozruszać swój śliczny tyłeczek po całym dniu siedzenia na nim. - fotograf przedstawiła kumpelę Madi właściwie nawet nie ściemniając co wywołało uśmiechy i chichoty. Sama Lana zachichotała dość nerwowo a za to Madi z trudem powstrzymała pełnoprawny śmiech czy zarobiła jej strofujące spojrzenie.

- A to jest nasza miłościwie nam panująca. Betty Gościnna i Łaskawa Pani. - zaraz obok stała okularnica. Wiekowo może i najstarsza w mieszanym towarzystwie. A jednak kobiecą figurą nie odbiegając od reszty ślicznotek. Za to promieniując jakąś władczą wyniosłością i dominującym spojrzeniem. Zwłaszcza, że Eve jak na dobrze wychowana służkę dygnęła przed nią unosząc nieco rąbek swojej żółtej sukienki i z szacunkiem ucałowała wystawioną dłoń zyskując aprobujące spojrzenie ich królowej.

- A ta sympatyczna czarnulka to Karen. Karen zgodziła się zamieszkać się z nami. Lubi jak się dba o nią ustami, zwłaszcza zaczynając od samego dołu. I znaczyć teren. No w każdym razie ja to też polubiłam. - blondynka przedstawiła jedynego bolta po kobiecej stronie sali. Akurat jej panom pewnie nie trzeba było przedstawiać ale było sporo nowych dziewczyn na sali które widziały resztę pierwszy raz albo znały się przelotnie. Zwłaszcza blond dredziara wydawała się wykazywać duże zainteresowanie króktowłosą kobietą w czarnej sukience z ostro zarysowanym dekoltem.

- A tu jest nasza nowa siostra i kumpela. - fotograf stanęła obok drugiej bękarcicy i położyła dłonie każdą na jednym, odkrytym ramieniu. - Poza tym, że Wilma wygląda bardzo fotogenicznie…- fotograf bez skrupułów zajrzała jej w dekolt i obcięła talię aż do samych nóg potwierdzając swoją profesjonalną opinię o modelce. - To jeszcze jest bardzo apetyczna. Tak słyszałam. - blond główka posłała spojrzenie tej od której niedawno, jeszcze w domu, słyszała to stwierdzenie. - Poza tym podobno wie jak należy traktować brudne, leniwe dziwki. Mam nadzieję, że to prawda. - dłonie fotograf lekko potrząsnęły Wilmą na odchodne pozwalając sobie na wyrażenie swoich nadziei pod jej względem. Co z kolei wywołało trochę śmiechów, zwłaszcza u tych co lepiej poznali preferencje blondynki na temat tych leniwych dziwek.

- A ty nasza mleczna czekoladka. Laura! - Eve radośnie podeszła do Mulatki i objęła ją serdecznie cmokając w policzek. - Gwarantuję wam, że Laura uwielbia bawić się w windę. I mam nadzieję, że znajdzie dzisiaj chociać chwilkę by pobawić się ze mną. - blondynka przedstawiła kolejną dziewczynę o oliwkowej cerze i mnóstwie, drobnych warkoczyków na głowie.

- Oj, żebyś wiedziała! - Laura rozęśmiała się ubawiona serdecznie i pacnęła palcem w twarz fotograf gdzie obie tak lubiły jak ląduje jej winda.

- I nasz ekspert od motocykli, bójek i gangów! - Eve złapała za nadgarstek Indianki i uniosła go wysoko w górę tonem jakby ogłaszała zwycięzcę. - Poznajcie Diane! To właśnie Di udało się w środe wyrwać i sprowadzić pomoc! - ogłosiła fotograf i przez szmer rozmów przebiegły pomruki uznania a nawet trochę oklasków.

- Ja bym ich wszystkich załatwiła! Ale te jebane psy… - Di zrobiło się chyba przyjemnie od takiej bohaterskiej prezentacji ale z miejsca też ulała jej się złość na mundurowych, zwłaszcza tych przez jakich połowę środy spędziła w areszcie. Umilkła bo Eve zalepiła jej usta pocałunkiem z języczkiem. I jeszcze położyła sobie jej dłonie na swoich pośladkach.

- Dziękujemy ci Di! A ja to ci dzisiaj jeszcze mogę podziękować w każdej pozycji jakiej zechcesz. - Eve udało się jakoś przekierować te złe emocje jakie szarpały gangerką na inny cel. A konkretniej na tą zabawę co właśnie zaczynali. No i po chwili wahania motocyklistka machnęła na tych cholernych gliniarzy ręką i zajęła się tym co tu i teraz.

- A ta ślicznotka to Kimberly. - dłonie fotograf spoczęły na ramionach kolejnej dziewczyny. - Kim zdradziła mi, że nie ma nic przeciwko zabawom z dwóch końców na raz. - blondyna zrobiła niby cichszy głos jakby zdradzała jakąś tajemnicę chociaż i tak ją słyszeli pewnie wszyscy. Panowie zareagowali całkiem żwawo na taką ciekawostkę o ciemnowłosej w ciemnych okularach.

- Meg zaś jest kumpelą Kim. Są kurierkami i za kółkiem nie ma dla nich żadnych przeszkód. Uwielbia geometrię przestrzenną. Zwłaszcza trójkąty. W dowolnym zestawieniu. - Eve przedstawiła kobietę z nastroszonymi, różowymi włosami o wyglądzie zawodowej punkówy. Zerknęła znacząco bo koleżankach by dać znać, że Pinky nie będzie miała nic przeciwko zabawom z nimi.

- I są nasze dwie koleżanki. Jamie i Kara. No ale nasze koleżanki robią to tylko z innymi koleżankami. - Eve wymownie objęła obie dziewczyny z których pewnie większość kojarzyła buntowniczą lodziarę ale jej towarzyszka była nową twarzą w tej grupie. Panowie trochę westchnęli z żalem, że ten podwójny owoc jest dla nich zakazany.

- Za to z dziewczynami możemy się bawić na wszelkie sposoby. - obiecała Jamie wesoło patrząc po tylu apetycznych kobiecych kształtach dookoła. Kara też pokiwała do tego głową popierając swoją towarzyszkę.

- Madi zaś jest naszą masażystką i tatuażystką. Dzisiaj będzie nam demonstrować różne techniki masażu. Więc jeśli są jacyś ochotnicy. Albo ochotniczki. To spod opieki Madi na pewno wyjdą zadowoleni. A co do tatuaży to to jest jej dzieło. Z wczoraj! - Eve przedstawiła jedną z filarów ich kobiecej bandy wskazując na kobietę ubraną w męską marynarkę i po punkowemu obcięty krawat. Na koniec ochoczo pokazując swój profil i demonstrując swój najnowszy tatuaż na szyi.

- Tak, dlatego będę ją dzisiaj ostro zapinać. Jak ktoś chce może popatrzeć. Albo dołączyć. Poza tym lubię seksowne tyłeczki. Zwłaszcza je zapinać. - Madi energicznie pokiwała swoją czarną głową wskazując palcami na prezenterkę jaką to miała zamiar się zająć na ostro dzisiejszego wieczoru. Zrobiło się nawet głośniej i ciekawiej gdy zapowiadało się ciekawe widowisko no aż do momenty gdy masażystka sama nie ostudziła zapału. Zwłaszcza męskiego grona. Bo jak mówiła o tym zapinaniu tyłeczków to bez żenady objechała nie tylko po dziewczynach. To panowie nagle zaczęli patrzeć gdziekolwiek byle nie na nią.

- I nasz cichy dredzik. Val. - Eve widząc ten męski pogrom szybko podjęła temat podchodząc do kelnerki z “41”. Co skutecznie znów przykuło uwagę do tej prezentacji kolejnej porcji kobiecych wdzięków. - Val uwielbia buty, zwłaszcza szpilki i stopy. Uwielbia się nimi zajmować i robi to pierwszorzędnie. - fotograf popatrzyła dookoła prezentując upodobania kolejnej koleżanki. Val zaśmiała się cicho trochę speszona ale pokiwała twierdząco. Jej wzrok przykuła Karen. A raczej jej but na wysokim obcasie który strzelec prowokująco wysunęła do przodu i popatrzyła pytająco na kelnerkę. Ta znów się uśmiechnęła trochę z zakłopotaniem ale twierdząco pokiwała głową na znak zgody i aprobaty.

- A ta wysportowana miss fitness to Hale. Hale jest nowa w naszej grupie więc bardzo proszę bądźcie dla niej mili bo inaczej więcej nie będzie chciała się z wami bawić. - przedstawiła trochę żartobliwie wysportowaną czirliderkę i zapaśniczkę ale Hale faktycznie sprawiała wrażenie trochę spiętej i niepewnej.

- Kwiat orchidei prosto z Azji to nasza kolejna debiutantka. Denise. Też bardzo proszę jej nie spłoszcie. - fotograf podeszła do jedynej Azjatki w ich gronie przedstawiając szczupłą, ciemnowłosą dziewczynę. Gdy zamiast munduru miała sukienkę wydawała się jeszcze młodsza i delikatniejsza.

- I jest nasza Crys. - prezenterka w żółtych, wydekoltowanych atłasach podeszła do ostatniej z dziewczyn. - Dziewczyna nie jest ze szkła i jest bardzo żywiołowa. - przedstawiła czarnulkę która ostatnio robiła za osobistą służącą szefowej ochrony starego kina.

- I na koniec nasze trzy urocze kelnerki które będą nas dzisiaj obsługiwać! - Eve nie zapomniała na stojących trochę z boku pracownicach tego lokalu. Podeszła do nich i przedstawiła je po kolei. - To jest Sonia, Anite i Melisa. - wskazała na miedzianowłosą, obciętą na jeżyka prawie przy samej skórze i blondynkę o prawie białych włosach.
Wszystkie w firmowych białych koszulach i czarnych spódniczkach. - Byśmy bardzo chciały imprezować tutaj jak najczęściej więc zależy nam na wzorowej opinii wśród personelu. Dziewczyny bedą nas obsługiwać z godzinę czy dwie. Ale potem mają wolne. No i jak bedą z nas zadowolone no to może zostaną pobawić się z nami dłużej. - fotograf objęła trzy kelnerki serdecznym uściskiem prosząc o poprawne traktowanie tych dziewczyn co one przyjęły z uśmiechem.

W czasie prezentacji Mazzi cichaczem przepłynęła między damskimi sylwetkami, podchodząc do Azjatki i objęła ją ramieniem w pasie, to samo zrobiła z Hale, każdą z nich całując czule w policzek. Kątem oka obserwowała reakcje obu stron na siebie, a zadowolenie rozsiadło się w jej trzewiach. Wyglądali na zainteresowanych sobą nawzajem, delikatnie rzecz ujmując. Cieszyła ją jak diabli obecność dwóch nowych znajomych, zaproszonych praktycznie przypadkowo i pod wpływem impulsu. Wypity przed przyjściem Boltów szybki, wspólny shot, chwila rozmowy z każdym gościem na razie musiały wystarczyć. Obiecując sobie, że po wstępie zajmie się każdą nową twarzą i nie tylko, saper odkleiła się od foczek, ściskając je na pożegnanie.
- Będziemy potrzebowały waszej uwagi - zwróciła się do żołnierzy, przechodząc na niski nosowy ton. Uśmiechała się drapieżnie, każdemu z obecnych poświęcając moment - Mamy przygotowane parę niespodzianek. - pstryknęła palcami, dając Sonii umówiony znak. Dygnęła przy tym, przygryzając dolną wargę - Udanego przedstawienia.

Z głośników popłynęły pierwsze takty muzyki, Mazzi potrzebowała dwóch wdechów, aby przełamać w sobie opór i zdusić myśli, że się wydurnia niepotrzebnie. Cholerni weterani nie tańczyli, prędzej chlali na umór i czasami rozbijali po mieście z podobnymi do siebie, a ona?
Ona zaczęła iść powolnym krokiem w stronę kieliszka, zaplatając w długie nogi i kręcąc zachęcająco biodrami. Wiszące do tej pory luźno wzdłuż tułowia ramiona przylgnęły do boków ud wąskimi palcami, głaszcząc je przez materiał sukni gdy zaczęły wędrówkę ku górze powolnym, hipnotycznym ruchem. Pieszczotliwie sunęły wyżej, poprzez pośladki i biodra, ściskając na moment te pierwsze, jakby brunetka potrzebowała choć tak drobnej stymulacji, zapewniając i mamiąc, obiecując przyszłą przyjemność zarówno sobie, jak i tym oglądającym dookoła. Rzuciła rozognionym spojrzeniem przez ramię, kiwając palcem na otoczenie, choć patrzyła prosto na Mayersa, skubiąc dolną wargę zębami.

Tanecznym, kocim krokiem przeszła pod podest, dłonie wróciły na ciało, krążąc po bokach, żebrach i piersiach, aż uniosły się powoli do obojczyków i ramion, a potem wyżej, gładząc policzki, a na koniec odgarnęły włosy z bladej twarzy byłej sierżant, która drażniąco powolnym ruchem chwyciła zębami za materiał noszonej rękawiczki, ściągając ją z przedramienia i dłoni, pozwalając na koniec upaść prosto pod podest. Jeden krok i znalazła się na nim, obracając w piruecie, aby wylądować plecami na szkle, a ciemne włosy zafurkotały w powietrzu, zarzucone do tyłu, a to dopiero był początek. Uchylając usta powoli upuściła się w dół, robiąc minę, jakby właśnie opadała na gotowego do galopu kochanka, uwolniona z materiału ręka przesunęła się wężowym ruchem po froncie sylwetki, zaczynając od obojczyków i piersi, a między poruszającymi się po kręgu w rytm muzyki udami kończąc.
Roziskrzone spojrzenie skakało po otaczających twarzach, ginących w niebieskim świetle, kontrastującym z białym, jasnym, oświetlającym szklaną scenę. Dziewczyna wstała, znów wieszając się na krawędzi kieliszka i zaczęła tańczyć tak, jak radziła parę dni wcześniej Tasha. Była samym ruchem, wirującym do taktu lecących z głośników dźwięków. Co rusz opadała w dół i tam wiła się przy podeście i nodze kieliszka, aby płynnym ruchem wstać na kolana i po przeciągnięciu grzbietu, windować wyżej, z powrotem na niebotyczne szpilki.

Przy drugim okrążeniu wznowiła rozbieranie, nap po napie odpinając w tańcu haftki gorsetu, aż odpadł niepotrzebny poza podest. Drugą rękawiczkę pozwoliła ściągnąć Jamie, wychylając się do niej i głaszcząc czule po policzku. Lodziara chwyciła materiał zębami, a wtedy Mazzi zrobiła kolejny ruch, wracając do opierania dłońmi o szkło. Odrzuciła włosy, płynnym ruchem wyginając ciało, teraz praktycznie jedynie w zdobionym staniku i bieliźnie, oraz butach. Wabiła okolicę do siebie, nie szczędząc powłóczystych spojrzeń, uśmiechów, dotyku na częściach ciał otaczających ją ludzi, które mogła mieć w zasięgu: włosy, twarze, ramiona, piersi i plecy - delikatnie gładziła oglądających w pierwszym rzędzie, łapałą kontakt nie tylko wzrokowy, aż nagle gdy muzyka się zmieniła, wyskoczyła do góry, siadając na krawędzi kieliszka, a dla równowagi dłonie oparła o krawędź po drugiej stronie, wypychając ciało w łuk. Ciemne włosy płynęły w powietrzu jak przedłużenie jej głowy, to otulały zazdrośnie tors tancerki, to sprężynowały poza sceną, na której szczupła brunetka kręciła się powoli w olbrzymim kieliszku martini, polewając się wodą imitującą drinka, bawiąc skrytymi pod stanikiem piersiami albo wielką gąbką w kształcie oliwki. Unosiła ją wysoko, wyciskając ze śmiechem, gdy ciepła woda spływała w dół, rosząc mokre od potu i podniecenia, przekazywanego dalej, do widzów. Taniec zakończył się nagle, równo z piosenką, Mazzi klęknęła w mini-brodziku, nabierając wody i chlapiąc nią w tłum.

Widownia już skutecznie się wymieszała. Podział ze względu na płeć zatarł się na samym początku pokazu. Gdy Sonia na dany przez gwiazdę imprezy znak włączyła muzykę i towarzystwo gnane ciekawością powoli podążyło za Lamią. Męska grupka zrównała się z damską, wymieszała i stopniowo jak na koncercie czy pokazie porobiły się duety, trójkąty i grupki ale wszystkie z fascynacją wpatrzone w gwóźdź programu skoncentrowany najpierw przy kieliszku. Potem na podeście. A wreszcie wewnątrz kieliszku. Patrzyli z uznaniem i fascynacją. Wyglądało na to, że teraz Lamia mogła zaznać to co pewnie zwykle w takich chwilach przeżywała Tasha gdy oczy całej sali były skierowane na nią. I następowało to specyficzne sprzężenie zwrotne. Gdy na pewnym etapie granice się zacierały. Już trudno było określić kto tu kogo nakręca bardziej. Ale na pewno wszyscy wydawali się coraz bardziej nakręceni. Oni gdy patrzyli na nią i jej występ. Ona gdy widziała, że to działa i widziała, wyczuwała jak ich to coraz bardziej pobudza. Ktoś coś do kogoś powiedział szeptem, ktoś gwizdnął zachęcająco, ktoś coś krzyknął ale dominowała wyczekiwanie na to co będzie ze chwilę. Co zdradzi kolejny ruch.

A gdy wreszcie była już zdecydowanie bardziej rozebrana niż ubrana i zdecydowała się na kolejny ruch wskazując na kolejną odtwórczynię pomocniczej roli. Val niepewnie rozejrzała się dookoła chyba nie bardzo wierząc, że chodzi właśnie o nią. Ale jej kumpela Sonia pomogła jej właściwie się zdefiniować wciskając w dłonie butelkę szampana i lekko nakierowując ją w stronę kieliszka. No i oczywiście była niezawodna Betty. Która uśmiechem i oklaskami zachęciła ją do występu. A mało kto z publiczności ośmielił się nie klasnąć chociaż ze dwa razy. Zwłaszcza, że spora część tej publiczności znała się i raczej lubiła z poprzednich imprez i spotkań. Blond dredziara więc stanęła z tą butelką szampana pod samym kieliszkiem i zadarła głowę do góry by spojrzeć na kieliszkową gwiazdę i trochę chyba nie bardzo wiedziała co dalej.

Czarując uśmiechem Mazzi wzięła od niej butelkę, prostując się na kolanach. Oliwka poszła na bok, aby wolne ręce mogły otworzyć szampana. Wpierw syknął gaz, po nim huknęła, a korek wystrzelić gdzieś w dal. Z szyjki buchnęła biała, spieniona ciecz, ściekając na brodę, szyję i resztę prawie nagiego ciała w kieliszku.
- Wasze zdrowie - butelka powędrowała do góry w geście toastu, potem szyjka przylgnęła do pełnych ust. Saper przysiadła na tyłku w wodzie, nogi wywieszając poza krawędź. Jedna z jej stóp znalazła się przy twarzy dredziary. Patrząc jej głęboko w oczy, Lamia przechyliła butelkę nad kolanem, polewając nogę szampanem, aby pierwszego drinka spiła właśnie Val.

Dredziara wydawała się coraz bardziej zaskoczona. Może nie tym, że musiała oddać butelkę i strzelił korek, pojawiła się szampańska piana ale tym, że nogi a zwłaszcza kobiece stopy w kobiecych szpilkach pojawiły się poza krawędzią olbrzymiego kieliszka. I to nawet tuż przed jej twarzą. Dziewczyna z fascynacją i czułością wzięła w dłonie tą stopę. A gdy tam, piętro wyżej pojawiła się szyjka butelki po kolanie, goleniu, łydce zaczął spływać spieniony płyn od razu pojęła jaka jest jej rola. Zresztą sądząc po reakcji publiczności też odgadli co się święci. Ktoś coś krzyknął, ktoś się zaśmiał ale chyba w tej chwili wiele osób chciałoby się zamienić z kelnerką na role.

A Val nadawała się do tej roli idealnie. Gdy strużki szampana spłynęły do kostek i dalej po czubku stóp powinny spaść na podłogę to tam już na nie czekały rozchylone usta kelnerki. Lamia dosłownie zrobiła jej dzień. Val wydawała się na chwilę zapomnieć o całej reszcie publiczności a koncentrowała się tylko na spijaniu szampana wprost ze stopy gwiazdy. Mruczała i dyszała zachłannie próbując nadążyć nad strumieniami szampana. Co nie dała rady spić ustami i językiem to lądowało na jej ramionach i piersiach. A Mazzi łapała z dołu jej bezbrzeżne podniecenie i oddanie wyrażone w spojrzeniu, ruchach i przyśpieszonym oddechu.

Teraz następowała najtrudniejsza i najbardziej ryzykowna część przedstawienia. Saper dziękowała w duchu, że tego dnia praktycznie nic nie piła i mogła ogarniać, tak samo jak ogarniała jeszcze reszta dziewczyn. Gestem zaprosiła je do siebie, pomagając wejść na podest, a potem usadowić w kieliszku, plecami do siebie i nogami poza krawędzią. Wtedy też kelnerki podały butelki każdej z czterech ocalonych przez komandosów zakładniczek. Huknęły jeszcze trzy korki.
- Czas na pierwszy toast! - Mazzi zaśmiała się dźwięcznie, wystawiając butelkę nad nogę, to samo zrobiły jej towarzyszki - Panie do Jamie, panowie do nas, starczy dla każdego. Wasze zdrowie!

Nie obeszło się bez przepychanek, śmiechów, chichotów i całej reszty radosnego zajmowania pozycji i balansowania ciałem. Obok Lamii po kolei w kieliszku pełnym wody i szampana usiadły Eve, Jamie i Val. Chichotały przy tym gdy suche dotąd tyłeczki moczyły się w wodzie. Trochę chyba szkoda im było moczyć kiecki więc je zdjęły zostając w tym co miały pod spodem co już spotkało się z gorącym entuzjazmem i aplauzem.

Potem ten krytyczny moment gdy każda z nich musiała przejść z podestu do środka kieliszka ale Steve i chłopaki dzielnie je wspierali podtrzymując stabilność kieliszka swoimi krzepkimi ramionami aż cała czwórka nie zajęła swoich miejsc dyndając wesoło nóżkami poza jego krawędzią. I z pomocą kelnerek i szampana mogły powtórzyć ten seksowny numer jaki właśnie Lamia odstawiała z Val. Sądząc pod powszechnej ekscytacji malującej się na twarzach taka metoda podawania drinków chyba spodobała się wszystkim. Wokół kieliszka zrobiło się tłoczno gdy każdy chciał chociaż spróbować serwowania tych dobroci.

- To dzisiaj wszystkie dziewczyny dla mnie? - Jamie wydawała się zachwycona takim podziałem ról jaki proponowała Lamia. Z tego zachwytu aż się wygięła na ile mogła by ją pocałować w usta w podziękowaniu.

- Myślę, że dziewczyny się nie obrażą jak z nich też się napijecie. - Betty stanęła pod kieliszkiem i jej przypadł przywilej i przyjemność by skosztować pierwszej kolejki ze stopy swojej Księżniczki. Skoro tak to Steve ustawił się pod Eve a ta zielonowłosa kumpela Val pod nią a z usług Jamie skorzystała jej partnerka, Kara. I tak poszła ta pierwsza kolejka wśród atmosfery śmiechów, chichotów, żartów, oskarżeń, że ktoś za długo żłopie czy blokuje kolejkę. Okularnica ustawiła się w pogotowiu przy nóżkach lodziary pewnie aby mieć na oku czy żaden samiec ich nie bezcześci. Ale ci mając trzy inne chętnie i gościnne dziewczyny do wyboru korzystali z tego w najlepsze jak na razie respektując zasadę zakazanego owocu z lodziary i jej kumpeli.

- Lamia! To był genialny pomysł! - teraz Eve odwróciła się do swojej dziewczyny by zachichotać z radochy prosto do niej i przy okazji pocałować jej usta.

- O tak… Jest bosko… - Val wydawała się w siódmym niebie gdy przeżywała szczyt swoich fetyszowych fantazji. I to z tyloma osobami na raz!

- Ile kociaków! O rany ile kociaków! - Jamie może miała inną perspektywę niż większość gości ale akurat obecnie zlewała się ona w takie samo szczęście i przyjemność jak u innych. A tam na dole Lamia gościła innych tak jak i pozostała trójka. Po Betty znów ustawił się po kolejkę Steve a potem Cichy, Don, Madi i potem to już zrobił się kołowrót twarzy, ust, spojrzeń, dotyku i języków.

Szło się pogubić, z pewnością nie dało się zapamiętać kto podchodził po kim, ani kto go zastepował. Saper czuła się pijana, choć prócz jednego shota i łyka szampana nie wypiła nic. Słała zalotne uśmiechy, mrucząc z zadowolenia gdy coraz to nowe usta i języki bładziły po jej skórze, od kolana w dół. W którymś momencie złapała kontakt wzrokowy wpierw z Donem, potem z Krótkim, a usłużna pamięć podsunęła na zawołanie wspomnienie z zeszłej niedzieli. Policzki brunetki chlasnął na odlew rumieniec, nozdrza odruchowo rozszerzyły sie, łowiąc zapachy dziewczyn siedzących tuż obok. Przy nowej kolejce zaciskała już usta, dysząc przez nos i mrucząc gdy na łydce zacisnęły się palce oraz usta spijające musujące wino. Wyginając plecy szepnęła do dziewczyn, brodą wskazując na stół przy basenie, rozstawiony niby do masażu. Znajomy, duży i sprawdzony tydzień temu. Wolna od butelki dłoń przygarnęła blondynkę do saper, zamykając jej usta drugim zestawem, wpijającym się drapieżnie w miękkie wargi ledwo tłumiąc pożądanie rozsadzajace od środka.
- Chyba jeszcze raz będziecie musieli nas uratować - przerwała pocałunek aby wydyszeć wesoło do zebranych, szczególnie tych boltowych. Ręką wskazała na stół - Nie wiem… noc młoda, a my musimy oszczędzać nogi. trzymanie ich w górze jest w końcu bardzo męczące… pomożecie?

- Oj tak, tak! Pomóżcie! - pomysł Lamii z miejsca podchwyciła pozostała trójka. Na dowód jak bardzo są potrzebujące dziewczyny zaczęły chichotać, przebierać nóżkami i chlapać wodą. I znów zrobiło się zamieszanie gdy żywa fala ruszyła tym razem na podest i do kieliszka. Najpierw Dingo wyłowił z kieliszka Val bo była najbliżej podestu. Potem Cichy wyciągnął Eve zgarniając ją sobie w ramiona. Zaraz po niej Karen sięgnęła po Jamie a ta objęła ją wdzięcznie za szyję nie mając nic przeciwko osobistemu ratowaniu przez najładniejszego bolta w drużynie. No i wreszcie przyszła kolej na Lamie którą osobiście wyciągnął Kalifornijczyk w hawajskiej koszuli.

Następnie cała żywa sztafeta dotarła na wielki i solidny stół. Gdy ramiona Mayersa położyły na nim swoją ciemnowłosą dziewczynę pozostałe trzy nagie, mokre i roześmiane kociaki już tam były. A większość gości teraz zaczęła dryfować w kierunku stołu.

- To co? Teraz moja kolej? - Madison zapytała ani cicho ani głośno czekając z pytającym spojrzeniem utkwionym w pani reżyser.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline