Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2020, 02:33   #210
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Odpowiedział jej szeroki wyszczerz na twarzy saper, zanim nie zamienił go smutny dziobek.
- Byłabyś taka kochana? - powachlowała rzęsami na masażystkę, przybierając ton pokrzywdzonej foczki w opresji - Val okropnie bolą plecy… cały dzień na nogach, wiesz jak jest - pokiwała smutno głową, a potem pchnęła swoją blondynę plecami na stół.
- Chodź tu, wywłoko - mruknęła przy tym niskim tonem, pochylając się aby ściągnąć dziewczynie bieliznę, co trochę trwało zanim przeszła przez całe długie nogi. Mazzi złapała jedną z nich w kostce i pocałowała w podbicie, aby zacząć schodzić coraz niżej do kolana, aż sama opadła na stół prawie na płasko. W tym czasie Jamie pomogła jej ściągnąć stanik, zanim nie usiadła Eve na twarzy. Za jej plecami usadowiła się dredziara, całując Latynoskę od łopatek wzdłuż kręgosłupa, aż doszła do pośladków.
Saper za to poczuła jak ktoś chwyta delikatnie za boki jej bielizny i ściąga w dół, aż nie została równie goła co wesoła. Głowy niestety nie odwróciła, więc nie wiedziała kto jej pomógł, zbyt zajęta smakowaniem fotograf którą częstowała się bez skrępowania, za to z olbrzymią pasją.

Fotograf rozkosznie zamruczała gdy okazało się, że Lamia pamięta i wie jak należy traktować wywłoki. Chętnie zajęła uległą pozycję i gościnnie rozchyliła uda. Zdążyła jeszcze sprzedać przez swój szczupły front całusa swojej dziewczynie gdy ta ją oporządzała gdy na twarzy rozgościła się Jamie która w takiej wesołej kompanii nie miała oporów by się rozebrać do rosołu albo bawić się bez skrępowania.

- O! Winda! To ja potem też tak chcę! - gdzieś z widowni Laura klasnęła w dłonie z uciechy widząc jedną ze swoich ulubionych pozycji do takich zabawy. Fotograf już trochę nie mogła jej odpowiedzieć słowem ale uniosła kciuk do góry a potem zachęcająco machnęła dłonią by mleczna czekoladka zbyt długo nie zawlekała z dołączeniem do zabawy.

Val za to zajmowała się na przemian krzyżem Jamie albo jej ślicznie wyeksponowanym zgrabnym tyłem a albo znajdującą się pod spodem twarzą fotograf jeśli akurat lodziara pozwoliła jej na trochę luzu.

- A co ty tu masz? - gdzieś za sobą Lamia poczuła czyjeś palce na sobie. Dokładniej na swoich pośladkach. Jak wodziły po niej, podrażniały a w końcu rozchyliły te pośladki aby lepiej się przyjrzeć skrywanej dotąd niespodziance. Potem Steve zaczął się bawić tą niespodzianką a nwet drobne ruchy na zewnątrz ciekawie rezonowały tam głębiej wewnątrz.

- Tak? I mówisz, że Val okropnie bolą plecy? - Madi pozwoliła sobie stanąć tuż przy stole więc miała widok na całe to kobiece kłębowisko jak najlepszy. - Hmm… - upiła łyka ze swojego kieliszka przesuwając dłonią po kolanach, bokach, plecach i ramionach tego czworokąta, tam gdzie akurat sięgnęła.

- Myślę, że Val rzeczywiście wygląda jakby przydał jej się masaż. Tylko poczekajcie, założę sprzęt do masażu penetracyjnego. - masażystka uśmiechnęła się a w oczach i głosie buszowało podskórne podniecenie. Upiła znów z kieliszka i cofnęła się gdzieś dalej znikając z pola widzenia.

Stęknięcie Mazzi utonęło we wnętrzu Eve, przez jej ciało przeszedł elektryczny impuls, rozchodzący się od zakorkowanego odwłoka, udekorowanego szafirowym klejnotem wielkości paznokcia kciuka - alternatywą króliczego ogonka. Wygięła plecy, biodra posyłając do góry, aby ułatwić mu zabawę i obserwację nowego elementu garderoby. Podniosła nagle pijany wzrok ku górze, po drodze całując Jamie, a na dole w fotograf wylądowały jej palce. Przekrzywiła kark, zerkając za ramię, a wtedy lodziara nachyliła się, zmieniając się przy biodrach materaca na którym leżała.
- Podobno... dobrze mi... w niebieskim - wysapała pogodnie, mrugając do Mayersa i powiodła spojrzeniem po okolicznych twarzach. Zatrzymała się na rudej kelnerce, kiwając prawie niezauważalnie głową, a wtedy huknął jeszcze jeden korek od szampana, zalewając całą czwórkę musującymi strugami.

Sonia bezbłędnie spełniła swoją powinność spryskując całą skłębioną czwórkę ku wspólnej radości wszystkich i swojej własnej. Cieszyła się i śmiała ona, seksowny czworokącik na stole zapiszczał z uciechy, zwłaszcza Eve która będąc pod spodem nie widziała na co się zanosi. Piszczeli i śmiali się goście którzy zaczęli klaskać ale nie tylko.

- Chłopaki! Podano do stołu! - krzyknął radośnie Donnie wychodząc z roli biernego widza. Podszedł do stołu i zaczął spijać strugi spienionego szampana z rynny jaka wytworzyła się na plecach wygiętej Lamii. Tak doszedł w górę aż do jej wygiętych pośladków. Lamia czuła na sobie przyjemnie podrażniające palce, usta i język jakie przesuwały się po jej tylnych wdziękach. Reszta boltów poszła w jego ślady.

Cichy o dziwo znów wykazał się jedną z najwyższych inicjatyw pod integracyjnym względem. Władował się na stoł i zaczął sprawdzać smak i jędrność pośladków dredziary. I tak im dobrze szło, że coraz bardziej absorbował kelnerkę która zaczynała mieć kłopoty z koncentracją by ustnie spijać szampan i wydzieliny lodziary. Gdy z przeciwka władował się ten boltowy blond aniołek od łączności Val znalazła się w ogniu krzyżowym.
Chociaż na razie na delikatnych zabawach palcami i pocałunkami. Ale jako pierwsza właściwie odpadła z pierwotnego czworokąta chociaż była na czworakach tuż obok.

- To jak się zwolniło miejsce… - Karen w swojej ciemnej sukience władowała się na stół obok Denisa. Ale uklękła obok by wygodnie zająć się zgrabnym tyłem niedostępnej dla mężczyzn lodziary. Ta odwróciła się na chwilę w jej stronę ale widząc ją uśmiechnęła się do niej zachęcająco.

- Pożegnaj się z koleżankami. Bo musimy cię zarekwirować na chwilkę. Albo dwie. - Steve zjawił się przy twarzy Lamii i całując ją gdzieś tam w dole wodził palcami po jej mokrych pośladkach. A może to buszował tam Don? Właściwie wszystko już się jej mieszało.

- A druczek masz? - dziewczyna spytała zaczepnie, skubiąc zębami jego górną wargę, zanim nie zaatakowała pełnoprawnie, wrzynając się wargami w jego usta i zapychając je językiem. Sprzeciwowi i chęci dopełnienia biurokracji przeczył obłęd w bękarcich oczach, mieszający się z dziką radością, gdy skojarzyła co dokładnie co zostało powiedziane. Zachichotała, zarzucając swojemu chłopakowi ramiona na szyję, aby przyciągnąć bliżej i nie puścić. Chyba z tyłu miała saniego, ale coś podejrzanie cicho siedział, zapewne coś knując.

No i dzielny kapitan i sprytny porucznik wyratowali niezdolną do stawiania oporu sierżant z opresji. Mayers oddał jej rozgorączkowany pocałunek tak samo jaki od niej dostał. A potem zgarnął ją z łatwością jakby była dzieckiem czy pluszową zabawką i przeniósł ze stołu do jacuzzi. W ten sposób rozdziewiczali ten teren.

Tam szybko postawił ją do wody a sam jak na wyścigi zaczął zdejmować z siebie koszulę, szorty i resztę. Zresztą paramedyk robił dokładnie to samo więc Lamia zyskała chwilę by zobaczyć co się dzieje po rożnych zakamarkach. Na stole robiło się tłoczno mimo, że właśnie odeszła ich trójka.

Gdy zwolniło się miejsce między udami Eve chętnie zawitał tam drugi z kapitanów. Chyba pracował tam ustami i palcami ale co dokładnie tam robił to nie widziała. W międzyczasie Jamie zeszła wreszcie z fotograf tylko po to by móc pełnoprawnie zająć się Karen. Ta siedziała na krawędzi stołu z podwiniętą, czarną sukienką a lodziara, tak jak się odgrażała na samym początku, siedziała na krześle i robiła jej loda. Ją też Lamia widziała głównie od tyłu i pleców ale za to siedzącą Karen miała od przodu. I sądząc po jej ekspresji na twarzy to te manewry Jamie musiały jej bardzo odpowiadać. A zaraz od tyłu zaszła ją nowa twarz. Ta kumpela lodziary jaka była tutaj pierwszy raz. Jej dłonie powędrowały za dekolt czarnej sukienki a usta zawędrowały do ust komandosa w spódnicy.

Po sąsiedzku Denis i Cichy już pełnoprawnie zabrali się za Val. Cichy z tyłu a blondyn z przodu. Aż ładnie było popatrzeć na ten trzypunktowy zespół naczyń połączonych jaki napędzał się nawzajem.

Zaś Di zajęła zwolnione przez Jamie i Val miejsce. I rozgościła się na gościnnej twarzy i piersiach fotograf tam w dole sprytnie obrabianej przez drugiego Banderasa.

Gdzieś z boku stołu zobaczyła rudą czuprynę, a obok drugą równie ryżą - obie połączone z kolesiem o ciemniejszej karnacji i bezczelnym uśmiechu, którego wołali Italiano. Siedział po turecku na ziemi, mając po jednej stronie kelnerkę, po drugiej fitnesskę i tę drugą całował namiętnie, jeżdżąc palcami po jej twarzy. Drugą ręką za to głaskał rudawą głowę pracującą zapamiętale między jego nogami.

Kawałek dalej na plecach leżał ten, który razem z Darko i Jamie dołączyli na samym końcu. Jego za to dopadły dwie kolorowe harpie z Krakena, zbyt niecierpliwe aby rozbierać się do końca. Przewaliły Tony’ego na plecy i jedna siedziała mu na twarzy, a druga na biodrach, wspólnie odnajdując rytm i rozbierając powoli z sukienek, ale szło opornie bo albo przylegały do siebie albo nagle któraś wyskakiwała do góry mocniej potraktowana przez wspólnego ogiera.

Kątem oka dostrzegła też kasztanową czuprynę szorującą o ścianę wysoko ponad ziemią i szeroko rozłożone nogi w szpilkach, między którymi zadomowił się wielkolud biorąc ją na stojąco, unosząc ponad ziemię. Obie bekarice złapały się spojrzeniami, wymieniając rozbawione mrugnięcia, zanim nie wróciły do swoich czasoprzestrzeni.
- Co tam Donnie, uciekasz przed Betty? - Mazzi spytała sanitariusza, klękając w jacuzzi aby móc patrzeć z odpowiedniej perspektywy na rozbierających się komandosów. Prawą dłonią skubała nabrzmiałe piersi, lewą trącała kołek tkwiący między pośladkami - Swoją drogą… musisz się postarać żebym przestała się gniewać za to spóźnienie. Już się bałam że nie przyjdziesz… i kto by wtedy sekundował Tygryska w tym starciu? - skończyła, unosząc jedna brew i oblizując pełne usta.

- Przed nikim nie uciekam! - prychnął zirytowany paramedyk. Chociaż może się irytował na swoje spodnie które złośliwie zaczepiły mu się o stopę i teraz zamiast schylić się i zdjąć jak na cywilizowanego człowieka przystało to tak trochę skakał a trochę stawał wolną stopą i starał się je zdjąć.

- No to jej to powiedz. - Krótki jako, że miał szorty i luźniejszy zestaw to szybciej wyrobił się z własną rozbiórką. Teraz właśnie wyprostował się w stroju Adama i niewinnie zerknął ze swoim ciepłym uśmiechem za plecy kolegi. Don jakoś dziwnie szybko odwrócił się jakby Betty miała stać tuż za nim. Ale okularnica miała trochę inne sprawy w tej chwili więc jej tam nie było. Za to kapitan wyciągnął pomocną dłoń do porucznika i na dole złapał go za nogawkę a na górze wepchnął do jacuzzi. W efekcie oficer medyczny wrzasnął i jak długi grzmotnął o taflę wody. A przy okazji uwolnił się od tych cholernych spodni.

Betty za to dała się dostrzec trochę dalej. Razem z Laną i Madi. Masażystka właśnie pomagała siostrze przełożonej dopiąć ostatnie sprzączki swojej ulubionej zabaweczki a już na okularnicę czekała przygotowany tył recepcjonistki z “Dragon Lady”.

- Zobaczysz jak cię Betty wygrzmoci. - Madi trochę jakby obiecywała a trochę sama się cieszyła widząc jak ich władczyni rzeczywiście zabiera się za zgłębianie tematu. Lana zacisnęła zęby, usta, jęknęła cichutko gdy z początku pielęgniarka wciskała się w nią powoli i ostrożnie. Od tyłu i na stojaka. Recepcjonistka więc opierała się o szafki zachęcająco się do tego wypinając. A sama Madi zaczęła montować swoją zabaweczkę do swoich bioder. Przy okazji złapała spojrzenie Lamii więc się do niej radośnie wyszczerzyła.

- A ty nie myśl, że mi się wywiniesz! I ta twoja blond wywłoka! - obiecała jej wesoło chociaż brzmiało trochę też jak wyzwanie albo pogróżka.

A na leżaku obok jacuzzi wylądował łącznościowiec boltów. Był jeszcze ubrany tak samo jak obie kelnerki. Jedna wygolona prawie tak krótko, że wydawała się łysa a druga o tak jasnych blond włosach, że wydawały się białe. Śmiejąc się cała trójka wylądowała na leżaku aż ten zaskrzypiał i się ugiął ale wytrzymał ten potrójny ciężar. On obejmował je obie, po jednej jednym ramieniem a one trochę leżały bokiem obok niego a trochę na nim. Ale jakoś tak w końcu napatoczyły się wzrokiem na główną organizatorką tej imprezy.

- A to już możemy? Czy jeszcze mamy poczekać? - zapytała Anite tak na wszelki wypadek bo impreza się rozkręcała na wszystkich frontach z każdym, przyspieszonym oddechem.

W pierwszej sekundzie saper nie skojarzyła kto i co mówi, zajęta przestrzenią wnętrza jacuzzi. Potrzebowała chwilę pomrugać aby się skupić, a wtedy posłała kelnerkom całusa przez naelektryzowane powietrze.
- Dajcie mu popalić, cwaniaczkowi - zaśmiała się, zanim nie odwróciła się aby pokazać Madison język, przy okazji sprawdzając wzrokiem dalsze kąty, czy przypadkiem nikt nie zamula sam pod ścianą, albo nie zmywa po angielsku. Na szczęście ludzie sami się sobą zajęli. Dingo znów trafił z Laurą w ustronny kąt na brzegu basenu, a raczej kierował się w tamtą stronę, niosąc czekoladkę przewieszoną przez ramię jak worek ziemniaków. Drugim ramieniem przyciskał do siebie niewielką, chichoczącą Azjatkę, która trzymała go za szyję i coś mówiła, co wywoływało szeroki uśmiech na twarzy Indianina. Albo sprawiała to para ramion owinięta wokół jego szyi.

Za to w okolicy basenu na kisiel też panowało zamieszanie. Ręczniki do tej pory ułożone w zgrabne stosy trafiły na ziemię. Na nich wylądowała Cystal, na niej kumpela Val, Tina, całowały się, dotykając i ocierając o siebie, a za ich biodrami ustawiał się Ricky, wyglądający jakby właśnie nadeszła gwiazdka, a on miał ciężarówkę prezentów do rozpakowania.

Uspokojona Mazzi wreszcie mogła na spokojnie przejść do najbliższej okolicy, ot choćby zająć się trzymanym w ramionach sanitariuszem, który opierał się plecami o jej pierś po tak tragicznym upadku.
- Mówiłam… paralityk. Powinieneś uważać, bo jeszcze coś ci się stanie - powiedziała siląc się na smutny, strofujący ton, lecz i tak podniecenie wychodziło z niej przy każdym dźwięku, czy zaborczym ruchu dłoni po męskim torsie. Popatrzyła mu prosto w twarz, zbliżając usta do ust.
- Na przykład wpadniesz w złe towarzystwo… które niecnie wykorzysta twoją wrodzoną dobroć i serduszko. Bardzo, ale to bardzo głęboko wpadniesz... - wyszeptała, całując go krótko, a jej ręce z piersi przeniosły się niżej, pod granicę musującej wody. Dziewczyna przeniosła naćpany, obłędny wzrok na Mayersa, wyciągając do niego łapkę, podczas gdy druga zaczęła się bawić sanitariuszem.
- Chodź tu, Tygrysku... uciekasz mi przez cały dzień, zaniedbujesz. Dajesz usychać… no chodź tutaj - mruczała gorączkowo - Tęskniłam za wami dwoma… zróbcie ze mną to co ostatnio. Jezu, chcę was jak wtedy… i jak macie ochotę… . Tutaj, teraz... dajcie mi wycisk, porządną musztrę, obaj.

- O tak, żebyś wiedziała. - Mayers usiadł na krawędzi małego basenu z kotłującą się wodą. Po czym bez większych kłopotów oderwał Lamię od jej zajęć i nakierował na swoją stercząco bojowo maczugę.

- Eejj! Co się wpychasz! Ustaw się w kolejce czy co! - Don zaprotestował przeciwko takiemu zachowaniu kolegi gdy ten nagle przerwał im dwojgu tak ładnie i ciekawie się zapowiadającą zabawę. Lamia chwilowo nie mogła rozstrzygnąć tego sporu bo Steve dawał jej usta pełne roboty. Pomagał jej utrzymać właściwy kierunek i tempo aż jej główka tylko chodziła jak skaczący pomponik.

- Przypominam ci, że jesteś w gościach. - roześmiał się Steve chyba rozbawiony tą reakcją ale i cała bliższa i dalsza scena wprawiała go w dobry humor.

- No właśnie do cholery to może z łaski swojej byś o tym nie zapominał i zaczął traktować mnie jak gościa. - Darko mamrocząc swoje fochy zaczął brodzić w bulgoczącej wodzie i dotarł do zanurzonej tam kobiecie. Zatrzymał się i zaczął bawić się jej wypiętymi pośladkami i tym niebieskim oczkiem jakie mrugało do niego ciekawie spomiędzy mokrych i wyeksponowanych pośladków. Był już nieźle rozgrzany więc zaczął się pakować do tego gościnnego środka.

- No dobra. Niech ci będzie. Chodź tutaj. - Mayers westchnął chociaż dziwnym zbiegiem okoliczności nie wyglądało by moment wybrał przypadkowo. Jeszcze moment i Darko wpakowałby się w gościnne trzewia Lamii. A ten już czując tą przyjemność niechętnie się zatrzymał i popatrzył na miejsce obok siebie jakie wskazywał jego dowódca.

- No dobra. Niech ci będzie. - Don całkiem udanie przedrzeźniał Krótkiego ale chociaż z żalem to przeszedł przesuwając przy okazji dłonią po pośladkach i plecach Lamii aż usiadł na krawędzi basenu obok kumpla.

- Popilnuj interesu. - trudno było powiedzieć do kogo to powiedział Steve. Ale nagle zamiast znów opuścić na siebie twarz Lamii to nadział ją na sąsiedni oręż. I dał im zajęcie. A sam powtórzył drogę kolegi tylko w odwrotnym kierunku.

Nowa perspektywa wywołała ciche parsknięcie u saper, zduszone przez pełne aż po migdałki usta. Lekko zdyszana wznowiła pracę, tym razem na drugim żołnierzu, ale tempo wyraźnie zwolniło, stając się drażniąco powolne. Dziewczyna wysunęła czerwoną główkę z ust i zaczęła wodzić nią, obrysowując swoje usta, a potem przyssała wargi do trzonu bokiem, dorzucając pracującą uczcicie rękę.
- Odpręż się Donnie… nie zrobię ci krzywdy - uśmiechnęła się, pchając go w pierś, dając niemy sygnał aby odchylił tułów, a gdy to zrobił, podniosła się odrobinę, spluwając na drażniony dłonią sprzęt. Rozprowadziła wilgoć na całej długości, a potem sama się wychyliła, zamykając nabrzmiałe ciało między piersiami, ściskając je mocno po bokach, aby ściśle przylegały. Uwolnionych ust użyła przysysając je do torsu, a konkretnie męskich sutków, dźgając je końcem języka, zasysając i liżąc zapamiętale. W końcu gośćmi należało się odpowiednio zająć.

Don posłuchał na tyle by się oddać we władanie kobiecych ust i dłoni. Pozwolił jej sie obsługiwać a ona sama czuła jak jej własny facet ładuje sie w nią do środka. Pomimo tego niebieskiego bąbelka jaki niewinnie korkował jej tylne wejście. To jednak Mayers władował się w nią jak do swojego. I prawie od razu zabrał się za szybkie, wartkie tempo tej zabawy. Co odbiło się na kobiecie natychmiast gdy tak jeździła sobą w przód i tył męskiego torsu o jaki się opierała.

- Hej Steve! - gdzieś nieco dalej doszedł do ich trójki rozbawiony okrzyk Madison. Gdy się odwrócili widok był całkiem ciekawy. Lana w dość udany sposób łączyła Madi i Betty tak samo jak u nich Lamia łączyła obu mężczyzn. Betty była od tyłu rcepcjonistki jak Steve za Lamią a z przodu miała front Madi jak Lamia miała przed sobą front Dona. Nawet usta Lamii i Lany podobnie obrabiały front przed sobą.

- Chcesz się ścigać!? - Madi zawołała buńczucznie i tak z trzęsącej sie perspektywy trochę trudno było zgadnąć kto nadaje większe tempo. Betty czy Steve.

- Wy! Nie macie szans! Mówiłem wam, ta w okularach wygląda mi na miękką! - korzystając z tego, że okularnica była w pewnej odległości a do tego była dość mocno zaadsorbowana tym zapinaniem Lany to Darko pozwolił sobie na prowokująco lekkie sobie wyrażenie na jej temat. A sam zsunął się do wody by mieć lepsze pole manewru i zaczął dopinać Lamię od przodu tak samo jak Krótki od tyłu.

- Donnie. Proszę cię za chwilę zaraz tu do mnie na słówko. - Betty chyba jednak słyszała te farmazony bo chociaż już trochę zgrzana to jednak nie odpuściła mu ani trochę. Zresztą tyłowi Lany też nie. Dziewczyna jęczała głucho ale niezbyt wyraźnie z tego samego powodu jak Lamia - obie miały zajęte usta. Jedna przez sztuczniaka Madi, druga przez prawdziwka sanitariusza. Masażystka też chyba się wczuła w te zawody bo podobnie jak Darko też przyśpieszyła swoje manewry na twarzy swojej koleżanki z pracy.

Znaleźć się między młotem, a kowadłem, Scyllą a Charybdą… bądź Stevem a Donem - efekt powiedzenia Mazzi odczuwała aż nazbyt wyraźnie. Jeśli od początku zaczęli zabawę od trzeciego biegu, to podjęcie wyzwania od razu przeniosło ich na “piątkę”. W jednej chwili dwa większe, silniejsze ciała wzięły się za zgniatanie mniejszej kobiety pośrodku, podtrzymując ją aby nie upadła, albo niewygodnie nie przekręciła: Para stalowych kleszczy na biodrach i druga z przodu przy karku i włosach. Ona też ledwo usłyszała zaczepkę, odruchowo rozstawiła szerzej ręce na płasko, na biodrach pierwszego kochankach… a potem przestała rejestrować co się wokoło dzieje, rozrywana od tyłu w tempie wywołującym jednostajne wycie, duszone zupełnie jak ona, przez żołnierza z przodu. Nie było szans na wyrwanie, zostawało współpracować, a potem zapaść w ciemność braku tlenu i spotęgowanego przez to orgazmu, szarpiącego ciałem dziewczyny, co jednak nie zdawało się przeszkadzać któremukolwiek z kochanków. Rżnęli ją dalej, póki nie dogonili jej w tej sztafecie do nieba.


Gdy wszystko się uspokoiło, oddech zaczął wracać do normy, świadomość, pole widzenia to z ostatnich paru chwil to jakoś tak obrazy, dźwięki, dotyk i doznania skutecznie ze sobą się wymieszały. Woda w jacuzzi wciąż bomblowała chociaż wcześniej to jeszcze ją dodatkowo rozchlapywali. Głowa niby zajęta całkiem czym innym a jakoś sama rejestrowała takie detale. Jakieś jęki, sapania, gorące oddechy nawet już nie bardzo było wiadomo czyje. Tak samo jak te eksplozje gorąca w sobie który zaczął który skończył i co było dalej. Pozostało tylko ogólne uczucie błogiej szczęśliwości i to jak teraz sobie we trójkę leżą a trochę siedzą w płytszej części jacuzzi z drinkami w dłoniach.

Zostało powoli sączyć alkohol, wracając do siebie równie leniwie, co leniwie tkwiło się wśród musującej wody, z dwoma byczkami w najbliższej okolicy. O jednego saper się opierała, a drugi opierał się na niej. Wspólnie obserwowali wielorasową i wielokątną imprezę wokoło, ciepła woda przyjemnie omywała ciała po których wędrowały dłonie, gładząc czule i bez żadnego pośpiechu - miła odmiana po dzikim sprincie sprzed paru minut.
- Wyglądają jakby się całkiem nieźle bawili - mruknęła zamyślona, upijając drinka. - Całkiem sympatycznych macie kumpli, ale i tak wolę waszą dwójkę… eh - westchnęła tragicznie - Znowu… flashback z wojny. Tylko tym razem nie jeden a dwóch oficerów zbałamuciło… tragedia. Jak niby teraz mam normalnie funkcjonować? Teraz już tylko terapia zostaje, albo elektrowstrząsy… a wam jak się podoba na razie? - zarzuciła ich serią krótkich pytań, bardziej patrząc na sani niż kapitana, znając upodobania tego drugiego do zastoju po seksie.

- Noo… - Steve nie zawiódł swojej partnerki w tym i tradycyjnym dialogu “tuż po”. Opierał się o krawędź basenu a ona o niego. Miał lekko odchyloną do tyłu głowę i przymknięte oczy głaszcząc mokre włosy kochanki równie powolnymi ruchami.

- Zajebiste, po prostu zajebiste. - sani okazał się nieco przytomniejszy gdy tak wodził chochlikowatym spojrzeniem po okolicy. Wszędzie widać było różne etapy zabawy. Trójka dziewczyn z Laną w środku też rozwaliła się na leżakach dla chwili odpoczynku. Z tego wszystkiego nawet nie było wiadomo kto wygrał te zawody w pompowaniu.

Niedaleko Jessie nadal obejmował dwie kelnerki. Tylko też musieli już skończyć bo teraz cała trójka była już bez ubrań a te walały się skotłowane w okolicach leżaka. Znów coś mówili do siebie i śmiali się z tego wszystkiego. Ale gdzie indziej aktywność miała tendencje wzrostową albo dopiero zbliżała się do momentu kulminacyjnego.

- Takie tam… byle co, nie robiące wrażenia na prawdziwych komandosach jednostki specjalnej, co? - saper wzruszyła ramionami, machając zapraszająco i na trójkę z leżaków i tę z Betty na szczycie. - Co przynieśliście w skrzyniach?

- Aaa! Skrzynki! - oczka się paramedykowi otworzyły gdy w międzyczasie w ogóle pewnie zapomniał o tym co przyniósł z kolegą. Zerwał się z wody, wyskoczył i nagle zorientował się, że stoi twarzą w twarz “z tą miękką”. I jej dwuosobową obstawą.

- Ah, Don. Jak dobrze, że znalazłeś dla mnie chwilkę. - Betty miała nienaganne maniery jak zwykle. Zapowiadało się niezłe widowisko bo nawet wymęczony Steve otworzył jedno oko by obserwować co się dzieje. Jessie z dwoma kelnerkami też wstali z leżaków ale coś zwolnili czekając co się stanie.

- Oo… Betty… No cześć Betty! - w pierwszej chwili Don wydawał się zaskoczony i zmieszany gdy zamiast zająć się skrzynkami nadział się na uprzejmy urok okularnicy. Ale tylko na chwilę. Już wyciągnął swoje mokre ramiona jakby chciał się z nią przywitać, objąć a w ogóle to przecież dopiero co się spotkali dzisiaj po raz pierwszy. Ale siostra przełożona nie była w ciemię bita i zastopowała go wyciągniętą dłonią. Tak w sam raz dla oddania hołdu władczyni. Steve chociaż widok miał do góry nogami to jednak z zaciekawienia otworzył drugie oko. Pozostali też czekali na to co z tego wyniknie. Don chwilę kręcił nosem ale tylko chwilę. Szybko ujął dłoń i pocałował ją jak należy.

- Dobry wieczór Don. - łaskawa pani łaskawie skłoniła głowę przyjmując ten wyraz należnego władcom szacunku. - A teraz możesz mi wyjaśnić o co chodziło z tą “miękką”? - pielęgniarka z wytatuowaną nad sercem czarną wdową nie odpuszczała biedakowi więc pewnie ciutkę chciała mu dać nauczkę. Darko podrapał się po mokrej głowie. Trochę nerwowo. I rozejrzał się dookoła jakby szukał podpowiedzi.

- Z tą miękką? - zapytał chcąc zyskać na czasie i wrócił spojrzeniem do okularnicy. Ta pokiwała głową na znak, że właśnie dokładnie o to pyta. - Aaa too! - twarz bajeranta rozjaśniła się gdy sobie uzmysłowił o co chodzi. I zaraz machnął dłonią niefrasobliwie jakby chodziło o jakieś głupstwo. - Chodziło mi o to, że jesteś taka miękka, że aż gładka, jędrna i przyjemna w dotyku Betty. Bo o cóż by innego? - Donnie odzyskał rezon i bezczelnie łgał w żywe oczy. Tak bardzo łgał, że pierwszy chyba prychnął śmiechem Steve znów zamykając oczy a potem reszta kilkuosobowej widownię. Na jego szczęście okularnica raczyła się uśmiechnąć również.

- Ah o to ci chodziło. - powiedziała zupełnie jakby jako jedyna dała się nabrać na taką ściemę. - Sugeruję więc byś następnym razem wyrażał się precyzyjniej Donnie. Pozwoliłoby nam to wszystkim uniknąć zamieszania. - Betty zasugerowała mu odpowiedź i jeszcze na deser wyciągnęła dłoń ponownie na zakończenie tej audiencji i tym razem Donnie się nie wahał. Ucałował wyciągniętą dłoń po czym widoczną ulgą minął okularnicę.

- To ja przyniosę te skrzynki nie?! - krzyknął do reszty stada które właśnie chichrając się z tego nieplanowanego skeczu zaczęło mościć się w niewielkim basenie. Betty pozwoliła sobie zająć miejsce dopiero co opuszczone przez sanitariusza.

- Właśnie jadłaś mu z ręki. - mruknął Mayers lekko unosząc jedną powiekę i zezując na okularnicę.

- Doprawdy? - Betty popatrzyła na niego z zaciekawieniem upijając łyk ze swojego kieliszka.

- Pewnie. A przynajmniej tak będzie potem o tym opowiadał. - Krótki zamknął znów powiekę uśmiechając się leniwie. A potakująca głowa Werdena wskazywała, że zgadzał się z opinią dowódcy.

- Co powiesz na wzięcie go w dwa ognie? - Mazzi mruknęła do pielęgniarki, uśmiechając się ironicznie - Najłatwiej mu wjechać na ambicję, nie ma co go ganiać. Jeszcze płakać zacznie i udawać że nie, a na co to komu potrzebne - prychnęła, prostując nogi i położyła je na kolanie drugiego Bolta - U was w kołchozie też taki nieznośny królewicz? - spytała go, wzrokiem wskazując wracającego saniego, targającego skrzynkę. Uniosła kark i krzyknęła do saniego - Donnie, weź fajki!

- Dobra! - odkrzyknął i chociaż miał już w dłoniach skrzynkę to rozejrzał się dookoła za tymi fajkami.

- Nie jest taki zły. Tylko trzeba mieć na uwadze, że jego musi być na wierzchu i musi mieć ostatnie słowo. - Jessie chętnie ugościł na swojej nodze smuklejszą, gładszą i kobiecą nogę. Nawet zaczął ją głaskać więc chwilowo jego zainteresowanie oficerem medycznym znacznie spadło.

- Na dwa ognie? Ty i ja? No nie wiem Księżniczko… Myślisz, że sprosta naszym wymaganiom? - Betty za to pozwoliła sobie na leniwe rozważania. Widać było, że ten wspólny numerek z dziewczynami wprawił ją w dobry humor. I pewnie cała impreza.

- Oj dwa ognie to zuooo… Zwłaszcza w tyłek… - zajęczała cichutko Lana wymownie kręcąc kuperkiem by go dokładniej wymoczyć w wodzie.

- A chcesz jeszcze raz? - zapytała niewinnie masażystka wodząc palcami po jej piersiach. Gotka zastanowiła się chwilę, potem roześmiała się wesoło i w końcu się odezwała.

- Tak! Jak cholera! Nie wiem jak jutro wysiedzę cały dzień ale chrzanić to! Chcę jeszcze raz! - zaśmiała się radośnie i uderzyła dłonią w wodę nieco ochlapując i tak mokrą okolicę.

- A wasze imprezy to zawsze tak wyglądają? - zapytała z zaciekawieniem Anite rozglądając się naga po nagich klientach tego lokalu. Różnice między klientami a obsługą uległy zdecydowanemu zatraceniu.

- Cóż… tak. Jakoś nam własnie tak wychodzą te rodzinno-przyjacielskie spotkania na szklaneczkę czegoś mocniejszego i małego pokerka przy niedzieli - W odpowiedzi saper jedynie bezradnie rozłożyła ramiona, przybierając minę “co poradzę, takie życie”. Popatrzyła na kelnerkę z rozbawieniem, a potem sama rozejrzała się po okolicy. Powoli grupka po grupce kończyli, wstawali po odpoczynku, albo ciągnęli już w okolice jacuzzi i reszty przytomnej ekipy. Biorąc pod uwagę wzrost populacji do zeszłego tygodnia, strach pomyśleć co przyrośnie w przyszłym tygodniu. Zaraz też pomachała do Willy i Mike’a już zataczających się pod cembrowanie wielkiej wanny.
- Nie wiem czy by sobie poradził - odpowiedziała Betty, korzystając z okazji że obiekt obgadywania znalazł się tuż obok, dzierżąc skrzynkę pełną dzwoniących butelek. - Cholera wie ile prawdy w tych jego przechwałkach, a ile prawdy… może to wszystko być pic na wodę, fotomontaż i w kulminacyjnej chwili podkuli ogon. Albo w ogóle mu nie stanie - wzruszyła jednym barkiem, przenosząc się Mayersowi na kolana, aby zrobić miejsce dla sani. Inne dziewczyny też zaczęły przemeblowanie, chcąc zaprosić jak najwięcej osób do ograniczonej przestrzeni bąbelkowej wody.

Wyglądało na to, że wesołe towarzystwo w wesołym jacuzzi zaczęło ściągać kolejnych uczestników wieczoru jak magnes opiłki żelaza. Ściągali nadzy, mokrzy i roześmiani ładując gdzie się dało. Najpierw promiennie wokół cembrowiny małego basenu a potem jak kto się wcisnął. Obok na leżakach, na kocach albo na czyichś gościnnych kolanach. Tak Lamia z Eve zmieniły lokację gdy blondynka zajęła zwolnione przez nią miejsce siadając na kolanach Krótkiego a Lamia rozgościła się u Donniego. I cała czwórka z tego powodu wydawała się jednakowo zadowolona.

- A o czym tak gadacie? - zagadnęła Eve która z kolei przyholowała ze sobą Cesara oraz Hale i Denise. Cała trójka ulokowała się obok Mayersa i fotograf siedzącej mu na kolanach.

- O niczym. Nie ma w ogóle o czym mówić. Przecież bez sensu gadać o oczywistych sprawach prawda? - Don twardo szedł w zaparte na to, że bez żadnego trudu da radę Królowej i Księżniczce na raz. Akurat właśnie całkiem nieźle bajerował je obie, Steve’a i kto tam go jeszcze w okolicy słyszał gdy przyszła Eve ze swoją świtą i musiał przerwać bo cała czwórka musiała się umościć jak się da wygodnie. Widocznie fotograf musiała chociaż trochę usłyszeć z tego co właśnie opowiadał.

- Oczywiście Don. Nikt do tego nie ma żadnych wątpliwości. - rzekł kolega siedzący obok, z Księżniczką na kolanach takim tonem jakby ewidentnie miał jakieś wątpliwości w temacie. Zaliczył za to cierpkie spojrzenie od kolegi. Takie sugerujące, że może jednak powinien jeszcze przemyśleć swoją wypowiedź.

- Oh Donie ale to jest bardzo łatwe do zweryfikowania. - Betty która siedziała obok niego pogłaskała go pieszczotliwie po bicepsie. A potem dłoń zeszła jej na jego pierś i płynnie zsunęła się na kolano i udo swojej Księżniczki.

- No zaraz, zaraz. - Eve pozwoliła sobie się wtrącić i na chwilę okoliczne głowy zwróciły się na nią. - Trzeba ustalić jakieś zasady. Skąd będzie wiadomo, że Donnie da radę albo nie? To musi być coś klarownego i widocznego gołym okiem. - zauważyła blondynka i zaraz tłumek zafalował gdy zaczęto wysnuwać różne pomysły. Zapanował chaos który jak zwykle został spacyfikowany przez pomysł Dingo.
- Rzućmy im maczetę. To które zostanie na nogach z maczetą w ręku to wygra. - powiedział z zapałem w oczach i już zerkał gdzieś na szafki i ubrania jakby gotów był przynieść własną maczetę.

- Dingo. Ale spróbujmy tak coś bez maczet dobra? - Steve lekko wychylił głowę by złapać kontakt wzrokowy z fanem maczet na każdą okazję. Indianin z rozczarowaniem przewrócił oczami by dać znać, że znów go nie słuchają i jego świetnych pomysłów ale na razie ustąpił.

- Zróbmy jak za starych, dobrych czasów w koszarach - wzrok Lamii uciekł do Wilmy i saper zaśmiała się do niej krótko, wychylając aby pocałować szybko, nim podjęła wątek, wracając z perfekcyjnym uśmiechem prosto do sanitariusza - Last man standing… zobaczymy kto pierwszy odpadnie, a kto zostanie ostatni na placu boju. Oficer medyczny jednostki specjalnej przyfrontowych komandosów… czy siostra przełożona miejskiego szpitala pod rękę z wojennym kaleką i rencistą - powachlowała rzęsami, nachylając się do wspomnianego oficera - Wchodzisz w to, Donnie, czy ci rura mięknie?

- Pfff! Dziewczyno! Tylko se siary narobicie! - Don zdawał się ociekać pewnością siebie i mówił jakby zwycięstwo miał w kieszeni. Betty okazała większą powściągliwość. Tylko upiła łyk ze swojego kieliszka i dostojnie skinęła głową na znak zgody.

- Ej! To może zróbmy zawody! - wykrzyknęła nagle indiańska gangerka. Widząc, że większośc głów spojrzało na nią z proporcjonalną ilością zaciekawienia co braku zrozumienia to kontynuowała wątek. - 2:1! Przez jakąś minutę, dwie, pięć. A potem zmiana. Dwie osoby obrabiają jedną a potem się zmieniają. No najpierw Betty i Lamia obrabiają Donniego, potem Lamia i Don Betty, potem Betty i Don Lamię. To wtedy nikt nie będzie mógł płakać, że nie miał równych szans czy inny kwas. - Di szybko wyjaśniła jak to by jej zdaniem miało wyglądać. A goście wydawali się łapać bakcyla szykującego się widowiska.

- Jeszcze możesz zrezygnować - saper położyła opiekuńczym gestem dłoń na ramieniu medyka i ściszyła głos niby do teatralnego szeptu, lecz i tak każdy ją słyszał - Nie udało się ogarnąć defibrylatora, musimy uważać… prawda? - przybrała ton lekarza, dającego diagnozę i proszącego krnąbrnego pacjenta o rozsądek - Nie martw się, powiemy że masz astmę, albo jakąś alergię… znikniesz w kiblu na kwadrans, a wszyscy zapomną. Nie chcemy potem z łaskawą panią zachodzić w głowę, czy tak nie pociąłeś się gdzieś za latrynami w jednostce, bo ci koledzy dokuczali…

- Defibrylator? Dziewczyno do kogo ta mowa?! Tu masz najlepszy na świecie defibrylator! - zawołał buńczucznie unosząc do góry swoje dłonie by je zademonstrować i rozmówczyni i publiczności. Ta zaś od samego słuchania tej rodzącej się hecy robiła się coraz bardziej ożywiona i rozbawiona.

- A już myślałam, że wskażesz na inny defibrylator. - Betty wymownie wskazała wzrokiem gdzieś na podbrzusze mężczyzny jaki w tej chwili okupowała Księżniczka.

- To? Nie, nie, nie. - Don zaprzeczył z przekonaniem a do tego poruszył głową przecząco. - To jest przyrząd do intubacji. Bardzo uniwersalny. Pasuje do wszystkich otworów ciała. - sanitariusz ani na chwilę nie dał się zbić z pantałyku. Mówił z dumą mechanika jaki z przekonaniem mówi o możliwościach swojego warsztatu.

- Znaczy miękka rura - saper podpowiedziała uprzejmie otoczeniu mniej zaawansowanemu medycznie.

Okolicę małego, bomblującego się basenu zalała fala śmiechów, okrzyków i w końcu oklasków.
- Oj w ripostach to chyba na razie Lamia wygrywa! - ogłosiła fotograf nieco unosząc się by całusem w usta pogratulować jej takiej szybkiej i celnej reakcji. Za to Don zmrużył oczy jakby brał Lamię na celownik. I posłał jej jedno z tych spojrzeń jakie niedawno serwował Krótkiemu.

- To jest specjalna rura. Nowy model. Najnowszy. Twarda jak skała. - pokręcił głową i z wolna ale dobitnie wycedził swoje słowa prosto w twarz siedzącej mu na kolanach kobiety.

- Dobra to sobie uzgodnicie na akcji! A teraz czy ktoś ma monetę? Zobaczymy kto zaczyna! - Diane machnęła ręką ze zniecierpliwienia spychając to na dalszy plan gdy już chyba nie mogła doczekać się kto zacznie. Przez tłumek mokrych golasów przewaliły się szybkie pytania i odpowiedzi ale w końcu Mel się zgłosiła na ochotnika.

- Ja chyba coś mam. - powiedziała i szybko podeszła do leżaka ze swoimi ciuchami. Po paru chwilach grzebania wróciła z monetą.

- To potrzebujemy jeszcze sekundanta! I kogoś kto będzie mierzył czas! - oznajmiła gangerska ekspertka od zakładania gangu.

- Śpieszy ci się gdzieś? Weź nie dramatyzuj - saper zmrużyła cynicznie oczy, patrząc na Indiankę, a potem całkowicie bez podtekstu popatrzyła na drzwi wyjściowe z basenu i znów na Diane, posyłając jej całusa. Miała za dobry humor, aby psuć go sobie humorami innych. Wystarczy że przez cały pieprzony tydzień lawirowała między tym czego ktoś wymaga, chce, albo próbuje zasygnalizować bez mówienia wprost, aby Mazzi się domyśliła.

Obróciła twarz do saniego, zawisając z ustami tuż przed jego skrzywionymi ustami które dopiero co przestały cedzić swoje mądrości.
- Orżnęli cię, Donnie Darko… żeby nie powiedzieć wydymali - ściagnęła usta w smutny dziobek, głaszcząc swoje krzesło po policzku i dodała konfidencjonalnie - Ta skała… to piaskowiec. - zrobiła minimalną przerwę zanim dodała - Ale fakt, całkiem nieźle pasuje do ręki - wstała mu z kolan ciągnąc do górę - Tygrysek ma sikora, Kociaczek mu pomoże liczyć. - puściła blondi oko.

- No pewnie, że się spieszy! Chcę to zobaczyć! - Indianka odparowała z miejsca śmiejąc się wesoło z ekscytacji na ten show co się sam ulęgł nie wiadomo jak i gdzie.

- Słuchaj dziewczynko, nie znam się na jakiś piaskowcach ale szykuj się na solidny tartak. Jestem mistrzem sztuki tartacznej. - Darko też się rozkręcał coraz bardziej. A i pozostali obserwowali sprawę z rosnącym zainteresowaniem.

- Dobra to będziecie tak sobie prawić słodkości czy zabierzecie się wreszcie za robotę? - Steve popatrzył na stojącą obok dwójkę i tą trzecią co była tuż obok. Sam też wstał.

- O tak, ja bardzo chętnie będę sekundantem! A co robi sekundant? - Eve zgodziła się bez wahania na rolę proponowaną przez Lamię ale na koniec spojrzała na Di która wyglądała na znawcę tematu.

- Musisz pilnować by się zmieniali jak przyjdzie pora. Właściwie oboje ze Steve’m możecie być sekundantami jak Steve ma zegarek. - Indianka przejęła monetę od Mel i podeszła do trójki zawodników. - No to rzucajcie. Zobaczymy kto zaczyna. - podała im monetę by każde z nich zrobiło swoje rzuty. Rzucili i zaraz Di obwieściła wyniki.

- No to zaczynacie tak, że wy obie obrabiacie Darko. A potem będzie zmiana. - Indianka przetłumaczyła język rzutów monetą na język ciała jaki należało zastosować.

- Tak! - Don nie posiadał się z radości na tak przyjemny początek. Betty wzruszyła ramionami na znak, że jakoś specjalnie jej to nie rusza. Podeszła do Lamii obejmując ją w talii i wspólnie przypatrując się boltowemu bajerantowi.


 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline