Berni kiwał ponuro głową na rewelacje Klausa, a później zapewnienia o chęci pomocy ze strony Bluchera. "Gadka, szmatka" - skwitował w myślach. Uścisnął prawicę kupca, zapewnił, że nie nadwyrężą jego kiesy przy wynajmowaniu oberży i wyszczerzył zęby w wymuszonym uśmiechu.
Gdy oddalili się już na odpowiednią odległość, rzucił ze złością. - Wszystko mi tu śmierdzi i nie mówię o zapachu pogorzeliska. Musimy zebrać klamoty i przenieść się do jakiejś lepszej gospody na koszt burżuazji. Wszystko wygląda tak jakby kupiec chciał nas uziemić i wynająć do innej roboty. Ciekawe tylko jak nielegalnej, Ranaldzie miej nas w opiece.
Splunął w stronę rzeki. - Psi los. Miał człowiek łajbę, a teraz psi chwost z tyłka wystaje ku uciesze gawiedzi. Podpytam tego Haselchoffa co się rzeczywiście wydarzyło, jaki z niego człowiek. A jutro musowo nam do Bluchera na spotkanie. |