Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2020, 22:01   #14
rudaad
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Widział Widere, słyszał jego słowa, skłaniał się ku jego pomysłom oraz czuł wolność, siłę i adrenalinę. Kolejne wizje przynosiły poczucie spełnienia, otwierały umysł i dawały poczucie przestrzeni. Nieziemski pęd, cudowne oderwania i cel... Znany i nieznany - pieniądze, bandyckie akcje, a ponad nimi przemoc, ból, anarchia. Jeszcze głębiej - gwałt i rozerwanie jaźni - jebana imersja. Metafora niezrównoważonego stanu psychiki młodego bikera...




Pub "Ramirez"... Głośna muzyka przytłaczała każde zdanie wypowiedziane w półmroku sali zasnutej złymi i dobrymi intencjami. Uśmiechami i przekleństwami, nadziejami i porażkami.


[media]http://www.youtube.com/watch?v=3BnfiJnHXvk[/media]


Między innymi z tego powodu Wilhelmowi dłuższą chwilę zajęło dopuszczenie do siebie wszystkiego co powiedział mu Mario. Nie takie miał przebłyski świadomości i wspomnień z przed kilku dni. Wpoił sobie inną wizję chronologii ostatnich chwil, którą uparcie popierały zapisy w jego telefonie - do Kuczyńskiego wykonano trzy połączenia, ale jedno, to nie pasujące, było z dzisiaj. Kumpel nie miał powodu kłamać. Co innego, kryjąca za sobą wszystko co nieludzkie, przestrzeń - wykrzywiała obraz świata, tworzyła iluzję. Motocyklista też mógł być zwyczajnie naćpany, jak sugerował mu kumpel. Nim ten odszedł po kolejne piwo, Wilhelm skinął mu ręką, że też bierze kolejne pięć. W tej chwili nie brał leków, cały ten syf go przytłaczał, ale musiał w końcu przez to przejść.

Czas, który pozostał mu do tryumfalnego powrotu Kuczyńskiego ze zdobyczą w postaci czterech kufli wykorzystał na przejrzenie zapisu swoich lokalizacji z podróży w androidowej apce. Coś tam zgrzytało, wywalało błędy. "Czy już kurwa niczemu nie można było do końca ufać?" - Pytanie retoryczne przemknęło mu przez myśl - "Nie można było." Technologia nad umysłem, umysł nad pamięcią, pamięć nad rzeczywistością. Teraz lub nigdy:

- Mario, na chuj mi byłby sekator, jak miałem przy sobie Visa?

- Ty się mnie pytasz? Skąd ja mam wiedzieć. Co Wy w ogóle tam robiliście, że był taki burdel?
- Marian był sobą, był twardy, mimo, że zdezorientowany. Szukał odpowiedzi tak jak, sam Wilhelm.

- Stary… szczerze, to mózg mi wyprało, a tak bardziej dokładnie to wywirowało i wyrzuciło nagi jak gówno o poranku na polanie. - Mimo wspólnego celu, nie potrafił mu odpowiedzieć. Nie pamiętał i nie nadążał za przewijającymi się przez jego świadomość wizjami. Chciał się wytłumaczyć.

- To słabo. Cóż ja ci mogę powiedzieć…. zrobiłem wszystko, żeby sprawę wyciszyć. Widera jest na OIOM-ie, ale jeżeli nie daj boże odwali kitę, to gliny zaczną zadawać niewygodne pytania i niewątpliwie dotrą do Ciebie.

- I do Ciebie, bo mnie to już nie warto bronić. Pytanie jak Ciebie z tego wykręcić, Widerę odratować i co właściwie się tam odjebało. Pomyślisz, że wypaliłem sobie dziurę w czasze tymi dragami i alko z Widerą, ale ja ni chuja nie pamiętam, żebyśmy z Pyjterem się widzieli, a tym bardziej chlali i ćpali razem. Jedyne co mi ta posrana sytuacja przypomina to to, że byłem tam. Zobaczyłem coś czego nie miałem widzieć i ratowałem starego z całego gówna, w które sam się wciągnął, a o wyciągnięcie, z którego mnie przez telefon błagał. Jakieś gangusy mu się zalęgły w chałupie, zostawiając tuningowaną BM-e na dole. Skatowały chłopa i gdy wyczołgał się z dwunastki, to puściłem alarm do Ciebie…
- zdawało się, że bikerowi wróciła realna ocena sytuacji. Zignorował majaki z podróży do baru lub tylko oparł się na chwiejnych faktach ze swoich urządzeń elektronicznych.

- To mamy jakiś trop - uśmiechnął się Mario z przekąsem, co było bardziej niż normalne. - Masz może numery tej fury?

- A zesraj się, bo mam. - wyciągnął telefon do Maria i otworzył galerię, gdzie pięknie zachowane widniały dwa zdjęcia - jedno z przodu - wozu bez tablicy. Drugie z tyłu, samej białej blachy. - Miałem Cię prosić o sprawdzenie w bazie lub puszczenie tematu dalej, ale jakoś uleciało mi to ze łba na trzy dni.

- Jasna sprawa. Wrzucimy to na bęben. Będziemy mogli pójść tym tropem. Jak rozumiem nie wiesz kim byli ci ludzie? - rozsądnie dopytał mundurowy.

- Nie wiem jak Ci to powiedzieć, nigdy nie byłem specjalnie uduchowiony, wierzący, ani przesądny, ale ja ich czułem i czułem, że coś jest nie tak. Nie umiem tego nazwać, może za bardzo mnie to wszystko ruszyło. Do tego teraz mi się wszystko miesza.
- nie udało mu się skończyć.

- Pozwól, że ci przerwę Stary.- Mario urwał wywód kumpla, który ewidentnie mu nie pasował. - Ja rozumiem, że to wszystko jest pojebane, ale błagam nie wyjeżdżaj mi tu z takimi kawałkami. Uznajmy, że to jakieś przywidzenie, omamy, zły trip, chuj - jedno. Tylko bez jakiś religijnych wyznań. Wierz sobie w co tam chcesz, ale trzymajmy się faktów. Ok?

- Powiedział ten, co trząsł dupą przed wstawieniem pustych flaszek po wódzie do kapelańskiego tabernakulum na kompanii.
- Kwaśno przypomniał przeszłość Rogala. - Słuchaj, nie znam faktów. Próbuję to poskładać. W ilu przyjechaliście po Widerę? - pociągnął temat odrobinę zbity z tropu. Zaczynał już przyznawać Kuczyńskiemu racje - może zwyczajnie się naćpał. Znalazł ukojenie w nieświadomości i resztę dopisał sobie sam. Co jednak miały znaczyć te rany czerwone oko śmierci?

- Ja i trzech sanitariuszy. Przyjechałem chwile przed nimi. Ja pierwszy wszedłem do mieszkania. I uwierz mi, kurwa, na słowo. Odjęło mi mowę. Ja nie wiedziałem co mam o tym wszystkim myśleć. To było tak pojebane... i ten sekator. Jakaś masakra. A ty jeszcze nic nie pamiętasz. Oj źle to wróży na przyszłość, ale może ci pamięć wróci. Na razie mamy tylko jeden trop. Ta beemka. Pamiętasz coś jeszcze? Cokolwiek… jakiś szczegół, zdanie, głos, cokolwiek co nam pomoże wyjść z tego bagna.
- Maria przytkało, potrzebował słowa otuchy, przywołania do rzeczywistości. Bas ciężkich kawałków przewijających się w tle sceny, idealnie pasował do makabry jaką rysowała jego opowieść. Nie można było tak tego zostawić.

-Na przykład, że kocham narzędzia ogrodnicze jak Witold radzieckie czołgi?
- odpowiedział biker rozluźniając atmosferę.

- Dobrze, humor Ci dopisuje. Widać zdrowiejesz, albo to przez browary. - uśmiechnęła się i tym razem był to prawdziwy, szczery uśmiech. Nie potrwał jednak długo.

- Pamiętam też cycki kelnerki i napis zupełnie z dupy “They Don't Call Me Big Sexy For Nothing”.


Gdy Wilhelm wypowiedział tendencyjną kwestię wydrukowane na t-shircie przez umysł przemknęło mu krótkie niczym błysk flesza, dziwne wspomnienie.

Stał przy ścianie. Ręce miał rozłożone, niczym ukrzyżowany Chrystus. W dłonie miał wbite żelazne haki, które były połączone z sufitem, a raczej z niego wyrastały. Tuż obok stał jakiś typ. Pachniał zgniłym mięsem i spermą. Mieszanka, od której chciało się rzygać. Coś mówił, ale słowa nie były skierowane do Rogali. Kątem oka zauważył Widerę, jak ten zwija się z bólu o stóp tego typa.

-Tehillah, ben adam - wrzasnął obcy wprost do mózgu Wilhelma.


- Że co? Co to ma być?! Jaja sobie ze mnie robisz?

- Tehillah, ben adam. - powtórzył na głos eks mundurowy. Już prawie uwierzył w wersje z prochami, ale odchylone płatki świadomości i ten zapach. Woń nagości i spełnienia znów doprowadził go na rozdroże normalności.

- A ty kurwa co? Językami zacząłeś mówić, czy jak?


Faktycznie - Wilhelm wielkim poliglotą był, przez ostatnie dwadzieścia sekund. Nic to jednak nie dało, nie przyniosło nowych informacji i nie zachęciło Maria do wytłumaczenia mu istoty cierpienia, która go spotkała. Rzucane na oślep słowa do niczego nie prowadziły i niczego nie oznaczały. Napił się. Miał ochotę uderzyć się w twarz. Potrząsnął jednk tylko głową:

- Myślisz, że jest szansa sprawdzić czy sadyści z Przodowników zostawili nam cokolwiek, co mogłoby rzucić mi trochę światła wspomnień na ten cały burdel?

Granicznik po służbie zrobił wielkie, przerażone oczy. Przez chwilę milczał. Po czym sięgnął po kufel, opróżnił go do dna i poprosił:

- Błagam cię Wilhelm. Błagam! Ja ci pomogę, zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby cię z tego wyciągnąć. Tylko, kurwa, błagam nie mów mi, że chcesz wrócić do mieszkania Widery.

- Ja to nie specjalnie, ale może Ty byś dał radę?

Odpowiedź prawie wybiła anioła stróża bikera z butów:

- Ty to bezczelny typ jesteś, wiesz?
- Mario wybuchnął radosnym śmiechem - Przypomnij mi dlaczego ja się z tobą kumpluje, co?

- Bo na coś musiałeś wyrwać tą swoją Aśkę!

- Tylko ona jest moją żona od piętnastu lat, a ja daje się z tobą trzyma. Ja głupi, ja! Dobra, jebać to. Zobaczę, co da się zrobić. Masz jeszcze jakieś życzenia Wielmożny Panie?


- Dopić się, wyspać się i nie zwariować do rana. I kebsa na cienkim.

- Spoko, da się zrobić. Powiedz mi, masz gdzie kimać?

- Wiesz, że nie mam, za pierwszym razem Cię prosiłem o przechowanie, więc drugi też mi nie zaszkodzi.
- Sakramentalne pytanie, podpowiedziało Rogali, że ma się jednak czego bać i to nie sadystycznych gangusów, czy makabrycznych tworów swojej okaleczonej wyobraźni. Miał się bać osamotnienia - pustki, w której niedługo ugrzęźnie.

Mario pokiwał głową, dopijając kolejne piwo. Sięgnął do kieszeni i po chwili położył na stole dwa klucze.

- Ten czarny jest od klatki, a ten drugi od mieszkania. Kawalerka kumpla. Mam się nią opiekować i mam nadzieję, że nie zrobisz tam burdelu, jak u Widery. Możesz tam się rozgościć. Gość pojechał na misję i wróci najwcześniej za pół roku. Pasuje?

- Pasuje, ale tyle się gościł nie będę. Dzięki temu nie wyhoduje też gościowi glonojadów. U Aśki w porządku? Czy mnie się boisz w jej pobliżu? - Rogala jakoś nigdy nie przepadał za zabawą w pozory, pytał więc wprost.

- Wiesz, jak jest. To sprawy między nami i lepiej niech tak zostanie. Możesz do mnie dzwonić o każdej porze. Odbiorę zawsze i zawsze pomogę, jak będę umiał. Wiele lat się znamy. Jakoś mi trudno uwierzyć, że to wszystko twoja sprawka. Mam nadzieję, że się nie mylę. Jeśli będziesz ze mną szczery, to wyjdziemy z tego razem, obiecuję Ci. A mieszkanie to chyba lepiej mieć dla siebie niż spać u kogoś kątem, nie? - dobra mina do złej gry.

-Niby nie ma szans, że ktoś pomyli Cię po nocy z mężem, ale rozumiem. Po kebsie i na chatę? Tylko nie mów mi, że to 40 kilometrów stąd? I tylko jeszcze jedno - Hondzia? Gdzie mi ją odstawiłeś?

- Kończymy browar i jedziemy coś zjeść. Tylko bierzemy taksę, żeby nie było przypału, jasne? A twój skarb stoi na Górniczej, to znaczy pod twoim nowym mieszkaniem.

Nie było źle, dobrze też nie było. Miał sojusznika, ale takiego, który do końca mu nie ufał, a mimo to karmił, poił i trzymał blisko siebie. Miał przyjaciela, choć nie wiedział jak długo. Nie mógł mu powiedzieć, co czuł, co widział, co dręczyło go we dnie i nocami... czego nie mógł sobie poskładać. Nie mógł tego też powiedzieć nikomu innemu. Poczuł się znów dzieckiem - przerażonym, zagubionym, milczącym. Przebił się przez ten strach kolejną butelką wódki, którą rozpił już w mieszkaniu na Górniczej. Zaplanował też kolejny dzień. Chciał zobaczyć to co spisał na paragonie z monopolowego - chamsko prostacką sentencję reaktywacyjną. I dziewczynę w różu, 300 km stąd. Potem powrót i odwiedziny u Pyjtera lub na policji.

Potrzebował chwili wolności, dusił się w matni ciszy i niewiedzy. Nie chciał tego, nie mógł do tego dopuścić.

 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 15-09-2020 o 07:22.
rudaad jest offline