Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2020, 00:49   #15
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację

Pęd powietrza przyjemnie muskał twarz. Takiej pieszczoty w tej chwili potrzebował. To właśnie ten głód zmusił go, by zerwać się skoro świt i ruszyć w drogę. Gdy tylko silnik zamruczał, niczym udomowiony tygrys, miód spłynął na jego umęczone serce. Rytmiczny warkot, jak leczniczy balsam łagodził ból i rozterki duszy. Wchodząc w zakręt, zaczerpnął powietrza głęboko w płuca. Zapach spalin na podobieństwo wonnego kadzidła, upajał i koił stargane nerwy.

Mknąc wąskimi wiejskimi drogami Wilhelm cieszył się wolnością i swobodą. ponure myśli ledwo tylko zdążyły zalęgnąć się w jego głowie, w mig rozwiewały się pod wpływem kolejnych porywów wiatru.
Tak bardzo potrzebował takiej chwili wytchnienia, gdy zespolony ze swoją maszyną gnał przed siebie bez celu.
Żadne leki, drugi, wóda, czy nawet kobieta nie działały na niego w ten sposób. Niemal buddyjski spokój opanowywał jego ciało i umysł.

Szczęście, Harmonia, Euforia.
Było mu dobrze, tak bardzo dobrze.


Gdyby mu zadano pytanie dlaczego tu wrócił, pewnie odrzekłby tylko, że tak po prostu musiało być. Podświadomie liczył na jakieś przebudzenie, strumień reminiscencji. Jakikolwiek obraz, dźwięk, czy słowo. Cokolwiek, co choć odrobinę zbliży go do zrozumienia sytuacji w jakiej się znalazł.

“U Halinki” prawie nie było gdzie usiąść. Ludzi zjechało się tyle, jakby na tyłach organizowali jakieś wiejskie wesela, albo poszła fama że kiełbacha z grilla jest za pół darmo.
Wilhelm usiadł przy barze i zamówił piwo i frytki. Nie chciało mu się jeść, ale miał nadzieję, że jak posiedzi chwilę to wspomnienia wrócą. W końcu to tutaj się wszystko zaczęło. Prawda?

Frytki skończyły się szybciej, niż piwo w kuflu. Cugowski swoim zachrypniętym głosem zawodził coś o tangu, gdy Wilhelm poczuł że musi iść do kibla. Z naturą się nie dyskutuje. Ona nie zna litości.
Przeciskając się przez tłum matek z dziećmi i spoconych kierowców ciężarówek, były pogranicznik wszedł do ciasnego i słabo oświetlonego wucetu.
Ledwo przekroczył próg, zimny dreszcz przebiegł mu po karku. Ktoś uchylił lufcik umieszczony prawie pod samym sufitem, to pewnie dlatego.
Świetlówka brzęczała, jakby zaraz miała eksplodować. Wewnątrz panowała niewyjaśniona cisza. Za drzwiami tłum klientów okupował bar, Cugowski wyśpiewywał swoje szlagiery, a kilkadziesiąt metrów stąd znajdowała się droga. Mimo to do łazienki nie docierał prawie żaden z tych dźwięków.
Rogala z ulgą załatwił się, po czym podszedł do lekko wyszczerbionej umywalki. Umył ręce i spojrzał w lustro.

Jęczała głośno. Zdecydowanie za głośno. Jęki i piski miło łechtały jego ego i męską dumę. Dobitny dowód, że obojgu było miło i dobrze. Świat jakby przestał istnieć. Nie miało żadnego znaczenia, że wspinali się na szczyt przyjemności w obskurnym kiblu w przydrożnym barze.
- Cśśś - wysyczał jej do ucha, pieszcząc jednocześnie jej jędrną, krągłą pierś. Nie pomogło. Rozkoszne zawodzenie wręcz przybrało na sile.
Przyłożył jej dłoń do ust i przycisnął mocno do ściany. Zaprotestowała, próbując go z siebie wypchnąć. Nie odpuścił. Zacisnął dłoń i jeszcze silniej do niej przylgnął. Jego ruchy stały się gwałtowne i agresywne. Z każdym przesunięciem bioder stawał się coraz bardziej brutalny. Przełamywał jej opór i niechęć, jednocześnie tłumiąc jęki. Rozkosz zaczęła mieszać się bólem.
Podobało mu się to. W mózgu otworzyła mu się nowa brama, prowadząca do całkowicie nieznanych doznań. Poczucie władzy i przewagi fizycznej zmieszane z czystą rozkoszą, gdy wchodził w nią coraz mocniej i głębiej, dosłownie obezwładniało i odbierało zmysły. Lewitował, jakby ktoś wyciągnął mu duszę na zewnątrz. Boskie, niepowtarzalne uczucie omnipotencji.
Doszedł eksplodując w jej ciasnym wnętrzu, a oszalałe z ekstazy zmysły doprowadziły do rozdygotania jego całe ciało.


Spełnienie. Rozkosz. Błogość
Było mu dobrze, tak bardzo dobrze.


To się wydarzyło? - pytał sam siebie, gapiąc się tępo w lustro. Ktoś niecierpliwie dobijał się do drzwi.
Wyszedł z wucetu ze wzrokiem wbitym w ziemię. Dokładnie tak samo, jak tamtego dnia. Teraz za plecami słyszał bluzgi gościa, którego cierpliwość wystawił na próbę. A wtedy…?

Jęki rozkoszy, bólu i poniżenia mieszały się w jego głowie w jeden wściekły kociokwik. Przecież nic jej nie zrobił. Sama go zaprosiła, ba niemal zaciągnęła do tego kibla.
A może przesadził i dlatego teraz dręczyło go poczucie winy, które kazało mu tu przyjechać i przeżyć wszystko jeszcze raz.

Podszedł do baru. Chciał usiąść, ale się rozmyślił. Nie było sensu dalej tu tkwić i się torturować. Ostatni raz rzucił okiem na salę w poszukiwaniu krągłej dziewczyny w różowym t-shircie.
Na szczęście jej nie znalazł.


Uliczne latarnie rozświetlały szpitalny parking, nadając mu iście filmowych barw. Rogala zgasił silnik i przez kilka chwil siedział w bezruchu. Spoglądał na szpital i nie mógł odpędzić myśli, że w jakiś sposób zawiódł kumpla. Nie potrafił tego nazwać, ale to przekonanie rosło w nim z każdą chwilą.
W końcu zebrał się na odwagę i ruszył w kierunku wejścia.

Jakimś cudem ubłagał siostrę dyżurną, aby pozwoliła mu wejść do starego kumpla. Są jeszcze na tym świecie dobrzy ludzie. Są też i źli. Do tych drugich na pewno należeli ci którzy załatwili Widerę w taki sposób.
Widok Pyjtera odbierał radość i chęć do życia. Niezliczone siniaki, rany cięte i złamania. Bandaż wokół głowy świadczył o tym, że oprawcy nie oszczędzili mu także tak brutalnych ciosów.
Nie było potrzeby o nic pytać lekarzy. Wystarczyło jedno spojrzenie, żeby z miejsca wiedzieć, że Widera jest w ciężkim stanie i ma marne szanse, żeby z tego wyjść.

Wilhelm podszedł bliżej do łóżka i chwycił kumpla za dłoń. Chciał coś powiedzieć, ale nie bardzo wiedział co. Stał tak przez chwilę wpatrując się w czubki własnych butów.
- Klucz, znajdź ten cholerny klucz - usłyszał nagle. Natychmiast podniósł głowę i spojrzał na Widerę. Pyjter ani drgnął. Nadal był nieprzytomny, milczący i nieruchomy, ale Rogala mógłby przysiąc, że to on wypowiedział te słowa.
- Klucz, znajdź ten cholerny klucz - usłyszał męski głos dobiegający z korytarza - Nie mam czasu stać tu całą noc.
Rzeczywistość, ta wredna suka, zakpiła z niego po raz kolejny.


To był męczący dzień. Rogala ściągnął buty i kopnął je w kąt. Skórę powiesił na wieszaku, tak jak mama przykazała. Rozsiadł na kanapie i jakiś czas gapił się bezmyślnie w sufit. Krótka podróż miała pomóc mu naładować akumulatory, przewietrzyć umysł i poukładać jakoś ten bałagan.
Niewiele z tego wyszło. Od problemów nie da się uciec, choćby nie wiadomo, jak długo jechać. Za oknem było już ciemno, ale Wilhelm wiedział, że tej nocy będzie mu trudno zasnąć. Sięgnął po pilota od telewizora Chciał pogapić się na kolorowe obrazki, tak różne od tego, co go otaczało. W tym właśnie momencie odezwała się jego komórka. Nie podnosząc telefonu, zerknął na ekran.

Numer zastrzeżony.

 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline