Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2020, 22:34   #875
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Gustaw zignorował propozycję przedstawioną przez posła i zaprosił Werncky'ego i jego sztab na spotkanie. A po odejściu wysłannika wydawał rozkazy swoim ludziom. Ale nie tylko. Nie swoim i nie tylko ludziom również. Dla przykładu kazał "tej nowej" akolitce zająć się znalezieniem kogoś kto zna się na ziołach a najlepiej na neutralizacji trucizn. Khazadów zresztą także zabrał do namiotu Brocka, po drodze omawiając strategię.

Von Grunnenberg otrzymał raport od Galvinssona. I nie tylko raport. Nawet dla nienawykłego do ludzkich intryg Galeba było jasne, że Gustawowe nieodpowiadanie na propozycję granicznych daje do zrozumienia, że sierżant jedynie przeciąga negocjacje, a planu obrony jako takiego nie ma. Razem z Detlefem zastanawiali się co można zrobić. Gustaw już wcześniej umocnił posterunek na tyle na ile było to możliwe, zablokował także bezpośredni przejazd wozom. Nie mając narzędzi nie kopał rowów w skale, ale na to i tak nie było teraz czasu. Rozdzieleniem ludzi, zorganizowaniem odpoczynku także się już zajął. Ale powstrzymanie granicznych to już inna klasa problemu. Rozmyślali nad partyzantką, ale górskie ścieżki krasnoludów mogą pomóc w przeprowadzeniu kilkunastu, może kilkudziesięciu ludzi. Nie ma jak wyprowadzić nimi wszystkich. Zapasy strzał były na wyczerpaniu. Taki pomysł wykonany wcześniej mógł znacząco popsuć humor granicznym, ale teraz było trochę zbyt późno. Z bólem serc odstawiali go na półkę. Nawet Gustaw z kwaśną miną dał się przekonać Detlefowi do niepopełniania rozszerzonego samobójstwa. Krasnolud bowiem słusznie zauważył, że zadania w sumie wykonali i nawet jeśli graniczni teraz przejadą to nikt ich o nic oskarżyć nie może. A prywatnie nie zamierzał ryzykować śmierci dzielnych dawi w nie ich wojnie.

Roz nie wierzyła, aby przypadkowa garstka uciekinierów skrywała w sobie specjalistę w tego rodzaju wiedzy. I miała rację. Niemniej była w stanie znaleźć wiejską babę, akuszerkę-amatorkę, która ziół co prawda używała tylko na przednówku, jak nie było nic innego do jedzenia, ale poproszona stwierdziła - Spojrzeć mogę i poszła do namiotu. I już po chwili wyleciała stamtąd wściekając się i ciskając gromy. Po odcedzeniu nadmiaru przekleństw słowa korpulentnej wieśniaczki brzmiały mniej więcej tak:
- Wy durnie psim chwostem chędożone! Że on, chory, głupi, to ja rozumiem, ale reszta? Kto się nim opiekował, pytam ja się? Któremu durakowi nogi z dupy wyrwać trza? Chorego z gorączką głodzić, ran nie przemywać, nawet wody w pobliżu nie zostawić? - krzyczała krzątając się i zaganiając kogo bądź do roboty. Gustaw zabierając kogo się da do ataku i Loftus, biorący całą resztę nie zostawili nikogo. Ani nie sprawdzili, czy opiekujący się dowódcą najemnicy nie zginęli podczas nocnych walk. Część winowajców była zresztą pod ręką, jako że Gustaw stał w pobliżu.

Tymczasem znalazł się ktoś, kto jednak zdecydował się paktować zanim wrogom skończy się cierpliwość. Loftus Ritter, samozwańczy Szary Mag.
Poseł nie przerywał i nie komentował jego wypowiedzi. Nie pytał czy jest upoważniony, nie żądał dokumentów, wysłuchał cierpliwie człowieka, który zignorował hierarchię dowodzenia.
- Przyjąłem. Przekażę Waszą ofertę, Mistrzu Tivioli - odpowiedział krótko przed odejściem.

Nie licząc Galeba, pies z kulawą nogą nie zainteresował się działaniem Loftusa. Ot, tajemniczy mag za plecami dowództwa podejmuje rozmowy z wrogiem. Dzień jak co dzień. Wspomniany Galeb oddał magowi co magiczne - młody czarodziej od razu rozpoznał wspaniały zapas składników do wszystkich czarów które znał, spory zapas do takich, o których tylko słyszał i kilka, co do których nie miał pojęcia do czego mogą służyć. Księga czarów także wyglądała na grubszą od tych w posiadaniu młodego maga. A notatki ewidentnie były pisane szyfrem. Gwóźdź do niedawna "zamieszkiwany" przez demona wyglądał dla większości ludzi dokładnie tak samo jak przedtem. Ale nie dla Loftusa. Już sam fakt, że nie zauważył paskudnego wiru brudnego wiatru magii dawał nadzieję, że demona już nie ma. Ale taki zwykły nadal nie był. Może to złudzenie, ale mag miał wrażenie, że do kawałka metalu lepiły się żółte pasma Charmonu. O ile dobrze pamiętał, złoto często służyło za magiczny przewodnik. Izolatorem był ołów, ale tutaj zamiast warstwy ołowiu użyto run. Nieco zatartych. Może dlatego demon, choć nie potrafił uciec z więzienia, mógł z niego całkiem sprawnie działać. Pozostawało pytanie, dlaczego demon nie przedsięwziął żadnych środków by uszkodzić je jeszcze bardziej...


***

Czyjekolwiek słowa to spowodowały, od strony granicznych ruszyła dosyć liczna grupa pod białą flagą. Na oko - czterdzieści osób. Gustaw od razu zauważył, że właściwego sztabu i oficerów jest około dwudziestu, pozostała dwudziestka to dwie drużyny ochrony.

I rzeczywiście, do połowy odległości między wojskami dotarła tylko połowa granicznych. Pozostali zatrzymali się pięćdziesiąt kroków za nimi.
Pomni słów Gustawa, przynieśli własne wino i kielichy. Sądząc po monogramach - zrabowane szlachcie. Von Grunnenberg poznał nawet skąd są - Pfeildorf. Dla Wernickiego znalazło się nawet jakieś bogato zdobione krzesło.
Łupieżca popisał się także wielkodusznością i specyficznym poczuciem humoru - żeby jego odpowiednik z Imperium nie musiał stać lub siadać na gołej skale, pojawiło się jeszcze jedno krzesło. I z jakiegoś powodu jeszcze jedno, dostawione z boku. A pomiędzy nimi, stół.

Ze strony obrońców Przełęczy przybył dowódca Ostatnich - Gustaw von Grunnenberg wspierany przez dwóch oficerów Brocka. Towarzyszyła mu Roz w roli Dziewicy z Meissen. Strój akolitki pozwalał jej całkiem skutecznie, nawet jeśli niezupełnie dobrowolnie, podszywać się pod Leonorę. W niejasnej roli reprezentanta krasnoludów/członka Ostatnich pojawił się Galeb. To kogo reprezentował Loftus Ritter, którego graniczni mieli za Markusa Tivioli, stanowiło zagadkę. Mieszana eskorta, składająca się głównie z najemników Brocka, uzupełnionych o uzbrojonych uwolnionych wieśniaków i dwóch khazadów z nieodległego Karaku, stanęła z tyłu.

- Patrz jak bardzo brakuje im ludzi. Nawet do eskorty wojska im zabrakło - szept jednego z oficerów Wernickiego, choć cichy, nie uszedł uwagi Loftusa. Ani fakt, że jeden z owych oficerów ewidentnie jest magiem. Zresztą, wśród grabicznych znalazło się miejsce dla niziołka, siwego krasnoluda z sięgającą kolan brodą zaplecioną w warkoczyki, a nawet dumnie wyprostowanego elfa z blizną powodującą, że wyglądał jakby się ciągle drwiąco uśmiechał. Choć może i to robił, z elfami nigdy nie wiadomo.
Uwagę wszystkich przykuł jednak kto inny.
Gdy trzech Ostatnich i dwóch oficerów Brocka zbliżyło się do oficerów Granicznych, spomiędzy nich wyszedł pewnym krokiem człowiek emanujący potęgą i charyzmą. Ale zamiast zasiąść na krześle postąpił kilka kroków do przodu.
Choć skinął Gustawowi, zapraszając go do zajęcia miejsca naprzeciw swojego, podszedł nie do szlachcica, a do maga.

- Akceptuję ofertę mediacji złożoną przez Kolegium i zgadzam się na zaproponowane warunki. Przysięgam na honor szlachcica stosować się do nich. Na świadków biorę także obecnego tu wysłannika khazadów - powiedział gromkim głosem. Jeden z jego adiutantów rozkładał już na stoliku papier ze śladami świeżego atramentu. Zaprosił maga i Gustawa do zajęcia miejsc przy stole.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 17-09-2020 o 09:08.
hen_cerbin jest offline