Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2020, 10:41   #443
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Anna oddychała ciężko podążając piwnicami. Zmęczenie zaczynało się jej dawać we znaki, na szczęście z każdym krokiem coraz bardziej przyzwyczajała się do bólu na plecach.Była ciekawa na ile jeszcze starczy jej sił. Czy przetrwa tą próbę.

Szli dalej nie zatrzymywani. Korytarz był prosty. Pozbawiony pochodni. Po kilku krokach natrafili na kolejne zejście. Tym razem jedynie trzy stopnie, bez zbędnych zakrętów. Po kolejnych kilku metrach dotarli do pomieszczenia wyłożonego marmurem. Na środku znajdowało się coś w rodzaju pomnika, czy płyty nagrobnej. Gładki czarny kamień miał w sobie coś z grobowca. Był delikatnie pochylony, a u szczytu miał sporej wielkości krzyż. Czerń marmuru połyskiwała. Jakiś mistrz musiał poświęcić wiele godzin, żeby doprowadzić go do takiego stanu. Kunsztowna kamieniarska robota. Pomieszczenie praktycznie łączyło się z korytarzem, który biegł dalej. Francisca miała nieodparte wrażenie, że to w tym miejscu czuła obecność źródła mocy.

Teraz zdawało się, że nikogo nie ma na miejscu.

Eberhard nie był tu przewodnikiem. W tunelach polegali na zmysłach siostry Franceski. Która Inkwizytor obdarzył pytającym spojrzeniem. Czerwony brat zwrócił się również do Witolda.
- Czy będzie nam w stanie pomóc? Czeka nas teraz ciężka próba. - kogokolwiek miał na myśli Eberhard. Można było odnieść wrażenie, że mówi o kimś kogo zna.

Anna rozglądała się z niepokojem po pomieszczeniu, nasłuchując najmniejszego szmeru. Szukała miejsca, w którym mógłby skryć się wampir.

Włoszce nie umknęły słowa mistrza, niemniej postanowiła się skupić na tym co teraz mieli do wykonania. Wreszcie znaleźli się w miejscu, które nie ociekało krwią. Przynajmniej na razie.
- W tym miejscu, wydaje mi się. Wygląda okazale - po czym zrobiła krok w tył oglądając uważnie otoczenie.

Pomieszczenie było wyraźnie puste. Ktokolwiek przebywał tu za dnia, teraz opuścił to miejsce. Nie było też tu niczego osobistego, co mogłoby naprowadzić zebranych na tożsamość istoty. Uwagę Franciski przykuła gładź płyty marmurowej. Może i wyglądała jak łóżko, ale z pewnością była twarda i niewygodna.

Anna nie znalazła żadnych tajnych przejść, czy skrytek. Tak przynajmniej wydawać jej się mogło po tym jak pierwszy raz obeszła pomieszczenie. Jednak gdy spojrzała na Gergego to zauważyła, że płomień jego pochodni drżał przy ścianie w najdalszej części pomieszczenia.

- Poszedł stąd. Poszedł dalej tym tunelem - powiedział Witold.

Walter sapał ciężko wspierając się na ramieniu Hugina. Anna podeszła powoli do marmurowej płyty i położyła na niej dłoń.

- Chyba powinniśmy ruszyć dalej. - Odezwała się szeptem po czym poprosiła Pana o dar widzenia.

Z czarnej płyty rozlała się ciemność. Przez moment Anna myślała, że całe światło zgasło. Albo, że straciła wzrok.

Dopiero potem pojawiło się niewielkie błękitne światło. Jakaś dziwna warjacja na temat ognia, która przecież ogniem nie była. W tym świetle widziała sylwetki. Kilka. Albo kilkanaście.

Wysokie postaci odziane w czerń radziły nad czyimś losem. Nad jego losem...

A potem podróż. Daleka podróż. Te cieniste sylwetki go wysłały? Wygnały?

Cytat:
Rzeka.
Rzeka krwi.
Ta którą pamiętała z pierwszej wizji. Przybył tu. Jak oni. I wtedy z rzeki wylała się krew. Zaczęła zalewać ulice Płocka. Płynęła wprost na katedrę. Annie kręciło się w głowie. Żaden płyn nie powinien płynąć na wzgórze. Tymczasem tutaj gęsta czerwona krew płynęła pod górę. Dopływała do katedry, gdy wokół budynku pojawiłą się ciemność. Ciemność tak gęsta, że niemal namacalna. Ciemność opierajaca się krwi.

I on.
Przy ołtarzu. Stojący nad wyjściem podziemnego korytarza. Korytarza który prowadził do...
Wizja zniknęła a Anna poczuła jak powietrze ucieka jej z płuc. Jakby nagle zalała je woda. Łapała każdy haust powietrza jakby zaczęła walczyć o życie. Wiedziała już dokąd prowadził korytarz przechodzący obok tego pomieszczenia. Wiedziała gdzie jest teraz ten, który zwykł spędzać dnie na tym marmurze.
Anna opadła na kolana i zwymiotowała u stóp marmurowej płyty. Czy to ta rzeka krwi ja tu przyprowadziła? Ten wampir.
- Wy.. wyjście jest w katedrze. - Powiedziała zduszonym głosem nim targnęły nią torsje.
Eberhard cierpliwie czekał aż Anna dojdzie do siebie. Musiała mieć siłę iść nim ruszą dalej.
- Wiesz gdzie jest wampir uciekł do katedry? Tędy... - wskazał korytarz jakim jeszcze nie podążali. - Wiesz co jest za tą ścianą? - Czerwony brat wskazał pomieszczenie którego otwarcie mogło im pomóc ale zajęłoby cenny czas.
- Nnn… nie. Widziałam go tylko obok ołtarza katedry. - Anna oparła się o marmurową płytę, starając się uspokoić.

Francisca nie była zadowolona. Zapadała noc, a poszukiwania ciągle się przedłużały.
- Wampiry nie śpią jak ludzie? - zapytała wreszcie - Nie był ukryty w jakiś sposób przed wzrokiem tych, którzy tu wchodzili. No i nie powinien czegoś mieć przy sobie? Handlarz był raczej przywiązany do rzeczy materialnych.

- Miał strażnika
- powiedział nieśmiało Witold unoszący źródło światła. Spojrzał przy tym na Waltera, ale natychmiast cofnął swój wzrok. Widocznie głupio było mu przypominać, że paladyn właśnie zjadł owego strażnika.

- Wampiry tracą swoje człowieczeństwo z czasem. Handlarz nie musiał być stary. Może przeklęto go niedawno i miał ludzkie przyzwyczajenia. Ten tutaj może być stary. A jego rzeczy… - Gerge przerywając wypowiedź pomachał pochodnią. Płomień zafalował - mogą być za ścianą.

- Albo w dowolnym miejscu w katedrze jeśli ma do niej dostęp. - Anna odezwała się cicho. - Musimy go złapać… część.. Powinna chyba podążyć za nim, a pozostali udać się do katedry.

- Rozdzielanie się przed taką konfrontacją to fatalny pomysł. - Eberhard nie był przekonany do pomysłu rozdzielania się w najmniejszym stopniu. - Jeśli skacze przez cień nigdy go nie dogonimy. Katedra albo szukamy możliwości wejścia do tajemniczego pokoju. Wtedy jednak dziś wampira nie złapiemy. W nocy on zacznie polować na nas.

Wenecjanka zmarszczyła brwi. W ciemnościach mogła sobie na to pozwolić.
- W katetrze nie widziałam śladów niczego nietypowego. Może tu uda mi się dość dostrzec - i podeszła oglądając uważnie ścianę, którą wskazał Eberhard oraz jej otoczenie.
- Nie powinniśmy się rozdzielać - dodała z wahaniem - To jest potężna istota.
Dla Francisci wszystkie istoty były w zasadzie potężne.

Francisca miała z pewnością największe doświadczenie w kwestiach, jakie szlachetnym inkwizytorom nie przystoją. Jedną z owych kwestii były tajemne przejścia w starych weneckich posiadłościach. Zapadnie były najczęściej tak konstruowane, żeby średniego wzrostu człowiek musiał się pochylić. Symbolicznie wręcz przyklęknąć. Taki obraz samoumartwiania się w związku z grzechem jakiego ma się dopuścić. Bo ludzie ukrywali głównie swoje grzechy w tajnych przejściach.

I tym razem było podobnie. Trwało kilka minut zanim dziewczyna wyczuła pod palcami kamień idealnie żłobiony, żeby umieścić w nim trzy palce. Lita ściana poruszyła się i osunęła. Tylko kilka centymetrów. Ale gdzieś przy podłodze coś kliknęło. Ściana opadła na coś, co prawdopodobnie było jakąś formą równi pochyłej. Wystarczyło teraz ją jedynie pchnąć w bok, żeby wejści do pomieszczenia, które skrywała.

Jednocześnie po prawej stronie pojawiła się szczelina szeroka na dwa palce. Można było za nią chwycić i przesunąć ścianę. Można było też zerknąć.

Kobieta jakby chrząknęła, najpewniej ze względu na kurz, a potem zrobiła krok w tył nie dotykając ściany.

Anna przyglądała się temu zszokowana, pierwszy raz widziała by ściana poruszyła się.
- Pomóżcie Francisce.. Nie ma co zwlekać. - Odezwała się do towarzyszących im mężczyzn.

Mężczyźni zamarli, więc Francisca wyciągnęła sztylet i wepchnęła go w szczelinę. Pchając nim jak dźwignią ruszyła nieco ścianę. Chyba.
- We Włoszech mężczyźni wojują, a kobiety rodzą dzieci. W Cesarstwie i u Słowian jest może odwrotnie? - schowała sztylet rozczarowana wysiłkiem i odchodząc pół kroku zerknęła do środka pomieszczenia.

Walter nie odnotował tej uwagi. Był nieobecny po tym co miało miejsce chwilę temu. Gerge mimo prośby zakonnicy stał przy niej. Dopiero Witold pomógł Włoszce. Nie trwało to długo, gdy ich oczom ukazało się kolejne pomieszczenie. Większe niż to w którym byli. Na środku pomieszczenia znajdował się okrąg wyrysowany kredą. Wewnątrz okręgu szereg różnych znaków tworzył drugi okrąg. Po zewnętrznej stronie okręgu zaś, na całej jego długości znajdowały się napisane słowa po łacinie.

Z okręgiem sąsiadowały dwa niemal identycznie wyglądające przedmioty. Wysokie lustra, jakie można było znaleźć na dworach bogatych możnowładców. Jedno było pięknie wypolerowane i teraz odbijało światło pochodni i dłoni Witolda. Rama z hebanowego drewna była elegancko rzeźbiona. Przedstawiała zwijające się ze sobą ze sobą głowy węży, które pożerały swoje ogony. Oba lustra były identyczne pod względem rozmiaru, kształtu czy wzornictwa. Jednak powierzchnia luster była inna. Jedno odbijało wszystko idealnie. Drugie było czarne i matowe. To drugie lustro, które w zasadzie ciężko było nazwać lustrem miało w sobie przemożną siłę przyciągającą uwagę wszystkich.

Każdy z nich musiał się otrząsnąć, żeby oderwać wzrok od owego artefaktu. Francisca wyraźnie poczuła obecność demonicznej siły w tym miejscu. Kimkolwiek był ich wróg, to tutaj obcował z demonami.

Anna poczuła zimno na plecach.

W pomieszczeniu znajdowała się też półka z książkami, zgaszony świecznik oraz sekretarzyk.

Pod drugą ścianą były dwa duże stoły. Na jednym znajdowały się szklane naczynia i jakaś aparatura z której inkwizytorzy rozpoznali jedynie moździeż do mielenia ziół i składników alchemicznych. Na drugim stole były ułożone jakieś rzeczy, które ciężko było w ogóle zobaczyć w ciemności. Obok spoczywał na niewielkim podwyższeniu otwarty almanach.

Wenecjanka zmrużyła oczy.
- Były tutaj obecne demony. Pewnie to lustro służy tym praktykom.

- Witoldzie czy Archanioł jest w stanie nam pomóc?
- Eberhard zwrócił się do zakonnika. - Czy zniszczenie lustra jest bezpieczne? I czy jest w stanie powiedzieć do czego służy. - Czerwony brat uważał, że warto zasięgnąć porady tak potężnej istoty.

- Dajcie mi chwilę - powiedział Witold. Obszedł okręg. W końcu uklęknął nie przekraczając linii okręgu. Po czym przełknął ślinę.
- To może być okrąg ochrony. Eh, to nie wróży dobrze. Potrzebuję świece, albo coś co mogę podpalić.

Francisca za to odmówiła modlitwę w której zawierzyła Panu. Była bardzo skoncentrowana. Wiedziała, że Demon może gdzieś tutaj być. Że może na nich patrzeć. Może ich śledzić. Chciała się upewnić….

Jednak Pan milczał. Zamiast głębokiego przeświadczenia kobieta czuła pustkę. Anna poprosiła Pana by ją strzegł i podeszła do kręgu.
- Obawiam się… że świece są… ale w kaplicy. - Wskazała dłonią na znajdujące się nad nimi płyty kamienne. - mamy jednak pochodnie. Wskazała na trzymane przez mężczyzn źródła światła, sama rozglądając się po podziemnym pomieszczeniu.

Francisca również próbowała przypomnieć sobie, czy nie mijali po drodze jakichś miejsc ze świecami. Widzenie w ciemnościach nie sprzyja zabieraniu na drogę źródeł światła.
- Chodzi o pewien rytuał. Oczyszczenie. Z pochodniami może być różnie. Dobrze byłoby dowiedzieć się, czy istota została wezwana do końca. I gdzie się teraz znajduje - zaczął Witold.
- Ten krąg miał chronić maga, przed czymś z lustra. I chyba to coś jest na wolności.
- Świeczki były na grobach przy wejściu do katakumb
- Francisca zawiesiła głos, który zapewne miał coś sugerować. Na przykład to, że kobiety nie powinny samotnie spacerować po katakumbach.
- Ja pójdę - powiedział niskim głosem Walter i ruszył.
- Nie.. chyba nie powinniśmy się rozdzielać. - Anna zaniepokoiła się. Widziała istoty czające się w cieniach, wiedziała do jakiego stanu doprowadzono Waltera. - Proszę… spróbujmy najpierw z pochodnią.

Witold skinął głową. Sięgnął po małą sakiewkę przy pasku i wyjął z niej kredę. Odmówił kilka słów modlitwy i pobłogosławił ją znakiem krzyża. Następnie uklęknął poza kręgiem mając po lewej zwykłe lustro, a po prawej to dziwnie matowe.

- Spróbujcie te pochodnie tutaj i tutaj. Trzecie źródło światła potrzebuję na krawędzi kręgu - Witold wskazywał palcem, a Gerge próbował jak mógł ułożyć na podłodze pochodnie.

Anna i Eberhard natychmiast rozpoznali kabalistyczne symbole rysowane przez Witolda.

- Czy… jesteś pewien? Czy należy gasić ogień ogniem. - Anna wskazała na znajdujące się na ziemi symbole. - Tam, ktoś spróbował spętać demona.

Eberhard natomiast nie zareagował negatywnie.
- Niech robi swoje. Gdzieś tu może biegać demon, nie możemy wybrzydzać.
- Gdyby był blisko, chyba bym o tym wiedziała
- Francisca szepnęła niepewnie - Mam nadzieję, że wie on co robi - dodała już zupełnie cicho.
 
Aiko jest offline