Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2020, 19:32   #50
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Fajnie było mieszkać z Frolicą. Nie tylko była ognistą kochanką, ale też i przyszywaną starszą siostrą. Pomogła El się rozbudzić, ubrać i wyszykować do szkoły. Ba, dała nawet buziaka w policzek na pożegnanie. Szkoda byłoby to stracić. Bo choć nadal mogłaby się z rogatą widywać po robocie, to już nie mieszkałyby razem… gdyby Almais ją wzięła do siebie. Coś za coś.
Ubrana i przyszykowana do nauki Elizabeth udała się do wyznaczonego na nauki pomieszczenia. W gabinecie tym urzędował całkiem wysoki i całkiem chudy niziołek we fraku który rzekł na powitanie.
- Witam… jestem Cameron Galt Picwigger i uczę geografii oraz historii. Te dwie dziedziny lubią się splatać. - uśmiechnął się podchodząc do czarodziejki.
- Ty jesteś Elizabeth? Clarice wspominała, że garniesz się do nauki. A skoro nie są to oficjalne lekcje, to może zaczniemy od kwestii tego, co najbardziej by cię interesowało? Jakie aspekty geografii wzbudzają twoją największą ciekawość?
Czarodziejka odetchnęła widząc, że nie jest to tamten nadęty profesor z wcześniej. Uśmiechnęła się ciepło do niziołka.
- Tak to ja. Elizabeth Morgan. - Dygnęła delikatnie. - Przyznam się, że niewiele wiem nie licząc znajomości Downtown i jego ostatniej historii, lub powszechnie opowiadanych ciekawostek. Może… zaczęlibyśmy od samego New Heaven? Z przyjemnością dowiem się więcej o miejscu, w którym przyszło mi żyć.
- New Heaven na początku tak się nie nazywało. Tylko Free Heaven i było piracką osadą założoną poza obszarem kontrolowanym przez imperia starego świata. Założone ponad dwieście lat temu przez osławionego Hardgara Supełka, było miejscem gdzie pirackie załogi mogły zaopatrzyć się w żywność i sprzedać swoje towary przemytnikom. Były tu pewne zalążki prawa i najwyższa władza w postaci pirackiego króla. Ale jego zwierzchność nad piracką bracią była zależna od autorytetu. To były dzikie czasy pełne anarchii, zabójstw i dzikich awantur. - zaczął swój wykład niziołek od razu przechodząc do lekcji.
El usiadła w jednej z ław przyglądając się niziołkowi ze szczerym zainteresowaniem
- A czemu tutaj? Czemu wybrano to miejsce? Czy było tu coś wcześniej? - Zarzuciła profesora pytaniami.
- To bardzo dobre miejsce na port, osłonięte od pełnego morza naturalnym falochronem ze starej rafy koralowej i bazaltowych skał. Klimat przez cały rok jest tu znośny, ani za zimny ani za ciepły. Morze nigdy tu nie zamarza, był łatwy dostęp do wody pitnej, bo kiedyś płynęła tu rzeka Argh-aru-uptra… obecnie mocno zmodyfikowano jej bieg i nadano imię: Rzeka Króla Roderyka I-go. Miejscowi pozostawieni w spokoju chętni byli do wymiany żywności na dobra zza oceanu. A gobliny i koboldy… ukryty pod miastem labirynt był oddzielony warstwą skał. I odkryto go dopiero podczas budowy podziemnej infrastruktury miasta oraz kładzenia fundamentów pod Uptown. Nikt nie wiedział wtedy o obszarze znanym dziś jako Old Hell.
- A mieli jakąś swoją kulturę? Ci tubylcy? - El oparła podbródek na dłoniach wpatrując się w niziołka. - Słyszałam o kryjących się pod ziemią tajemniczych miejscach, o rzeźbach przypominających maski… rzeźbach węży… czym było to Old Hell? Czym jest?
- Tego nie wiemy… tubylcy określający siebie jako szare futra są rasą humanoidalnych wilków i lisów. Ich kultura jest prosta i nie posługują się wyrafinowaną technologią. Nie używają kamienia w celach budowlanych, a ich sztuka jest diametralnie inna od tego co można znaleźć w podziemiach. Ich stworzenie przypisują sobie mieszkające tam koboldy, acz… to też trzeba uznać za ich wymysł.- rzekł niziołek siadając wygodnie.- W tej chwili nie ma wśród uczonych jednoznacznej opinii co do tożsamości twórców. Jak dotąd bowiem nie udało się znaleźć ani jednego miejsca pochówku. A choć magia i skarby się tam zdarzają to o wiele częściej od nich pułapki koboldów i inne zagrożenia. W tej chwili ciężko jest prowadzić tam wykopaliska.
- A jest to jakieś konkretne miejsce? To Old Hell? - El chłonęła te wszystkie ciekawostki niczym gąbka. - Co się stało, że wioska piracka, przeistoczyła się w New Heaven?
- Tak w zasadzie to nie wiadomo. Ze zgromadzonych relacji wynika że Old Hell to olbrzymie podziemne miasto i labirynt korytarzy zarazem. Jednakże nigdy nie zostało zbadane w sposób kompetentny i kompleksowy. I na obecną chwilę nie jest to możliwe.- wyjaśnił smutnym tonem niziołek, po czym uśmiechnął się dodając.- Około sto lat temu połączona flota kilku państw Starego Świata wpierw najechało i oczyściło całe wybrzeże z różnych pirackich osad i miasteczek. A następnie zaczęło sprowadzać własnych osadników, którzy nie byli już przyjmowani tak przyjaźnie przez miejscowych. Bo o ile tkwiący na wybrzeżu i nie zapuszczający się w głąb krainy piraci byli uznawani za znośnych sąsiadów, to cóż… dziesiątki karawan zapuszczających się w głąb lądu były jak wypowiedź wojny. I ta szybko nastąpiła.
- Tak po prostu pozbyto się tych piratów? - El była nieco rozczarowana. - Wszystkie te osady? Miasteczka? Nikt się nie ostał?
- Piraci moja droga to nie są romantyczni i niepokorni władcy mórz jak się ich przedstawia w romansach. To bandyci tyle że zamiast czaić się na drogach, polują na morzu. Ich okręty nie mogły się równać z dobrze zorganizowaną armią. Część zginęła, część wzięto do niewoli… reszta się rozpierzchła uciekając przed karzącą ręką sprawiedliwości. A potem wrócili wtapiając się społeczność miasta. Do dzisiaj można zresztą podziwiać wraki pokonanych wtedy okrętów na mierzei zwanej Piracką Zatoką.- wyjaśnił profesor z uśmiechem.
- Czyli jest szansa, że wśród mieszkańców obecnego New Heaven kryją się potomkowie piratów. - Z jakiegoś powodu mimo słów niziołka j to ucieszyło. Może z uwagi na ten cały romantyzm? - Wspomniał Pan, że potem miała miejsce wojna. Wojna z tubylcami?
- Wojna podjazdowa. Tubylcy atakowali założone osady, wojska kontratakowały spychając szare futra w głąb lądu. - opowiadał z zadowoleniem niziołek. - Dzikusy nie miały szans z przewagą magiczną i technologiczną. Obecnie panuje rozejm, a piraci… cóż… nadal trochę pirackich okrętów grasuje na morzach i oceanach, lecz już nie ma takich wolny miast jakim było Free Heaven.
- Ale… nie widziałam chyba szarych futer w New Heaven… nie w Downtown. - El zamyśliła się. - Można je spotkać w mieście? Nie chcieli przyjąć naszej magii? Technologii?
- Nie spotkasz szarych futer ani w mieście, ani w najbliższej okolicy. Musiałabyś się udać aż na płonące pogranicze. - potwierdził niziołek. - I tak.. odrzucają nasze zwyczaje, naszą naukę i naszą cywilizację.
- Rozumiem. - El zżerała ciekawość, czemu tak było, ale może jeszcze będzie miała okazję spytać. - A co działo się potem? Po tym jak już szare futra zostały przegnane?
- Rozpoczęła się budowa miasta i pojawiło to odkrycie, które to ściągnęło do New Heaven różnych awanturników i poszukiwaczy skarbów, które ponoć ukryte są w Old Hell. Aczkolwiek cała ta historia o schowanych tam skarbach jest przesadnie rozdmuchana. Znaleziono skarby, ale nie aż tak cenne i w nie tak dużych ilościach. Te opowieści z karczm o stosach klejnotów to bujda.- machnął ręką profesor Picwigger.
- Ale skoro odkryto, że nie ma tu wielkich skarbów czemu są nadal awanturnicy?
- Bo większość Old Hell nie została zbadana, więc zawsze jest nadzieja na korytarze wyłożone jadeitem bądź złotem.- zaśmiał się sarkastycznie niziołek.- No i wraz z przeszukiwaniem korytarzy przyciągnięto uwagę potworów, które ruszyły ku powierzchni i teraz trzeba je tam z powrotem zaganiać. I miasto za to płaci najemnym rewolwerowcom zamiast stworzyć kompetentną służbę oczyszczania podziemi. Bo tak jest taniej.
- A od początku był podział na Downtown i Uptown?
- Nie… to pojawiło się później. Jak miasto zaczęło się rozrastać… nie było wygody rozwoju na boki, więc New Heaven wyrosło w górę. To architektoniczny cud świata.- rzekł wesoło niziołek.
- Nie ma innych takich miast? - El spojrzała na niziołka zaskoczona. Nie znała świata wokół, ale wydawał się jej tak wielki.
- Kilka, acz żadne nie jest rozbudowane z takim rozmachem. Zwykle dotyczy to kilku budynków, placu… ale nie całych dzielnic.- odparł dumnie Piccwiger.
- To… rzeczywiście wydaje się być wyjątkowe. - El wyjrzała przez okno. - Ciężko mi sobie wyobrazić że są miasta, w których nie żyje się w cieniu.
- Wiele miast na zachód od nas wiele by dało za cień.- zaśmiał się Piccwiger.- Najbliższe osady są dzień jazdy pociągiem od New Heaven. I są całkowicie odmienne od tego co tu znasz.
- Może kiedyś… - El chciała dodać, że może kiedyś będzie ją stać na pociąg. - Jak dostanę dłuższe wolne. A czy ostały się jakieś osady pirackie?
- Żadne o których mi wiadomo. Żadne o których wiedzą władze.- rzekł pół żartem pół serio niziołek.
- A jak to wygląda… w sensie gdzie znajduje się New Heaven? - El zrobiło się nieco głupio bo o geografii świata naprawdę nie miała pojęcia.
- To będzie następna lekcja. Nie mam pod ręką odpowiednich map. - zafrapował się niziołek odpowiadając.
- Nie chciałabym profesorowi sprawiać kłopotów. - El zawahała się.
- Tooo… żaden problem panienko, tylko kwestia przygotowań.- odparł dobrodusznie niziołek.
- A czy New Heaven ma kontakty tylko z Szarymi ludźmi? - El ucieszyła się bo to mogło znaczyć, że profesor będzie chciał jeszcze prowadzić jej lekcje.
- Z szarymi futrami… futrami. - powtórzył niziołek. - New Heaven jest dużym miastem portowym. Wrotami Nowego Świata i sprowadzane są tu towary ze Starej Terry, a następnie rozprowadzane po całym wybrzeżu. Takoż i towary z wybrzeża i z Dzikiego Zachodu przechodzą przez właśnie przez New Haven. Więc miasto ma rozliczne kontakty i podlega jednocześnie naciskom wielu wpływowych osób,organizacji i państw… acz ja w tych w kwestiach wypowiadać się nie będę. Jestem geografem… nie politykiem.
- Rozumiem… bardzo chętnie zobaczę to na mapie. - El przytaknęła ruchem głowy. - Pytałam o to raczej w kontekście sąsiadów...przyznam że relacje polityczne… zdają mnie się przerastać.
- New Heaven nie ma sąsiadów. Całe wybrzeże Nowego Świata jest ogólnie pod kontrolą królestw ze Starej Terry, acz ocean jest olbrzymi więc ta kontrola jest słaba. Generalnie miasta i osady dookoła płacą haracz królestwom w zamian za zostawienie ich w spokoju, a te… zostawiają je w spokoju zbyt zajęte własnymi intrygami. Samo New Heaven ma z trzech lub czterech właścicieli, bo flota która przyszła zetrzeć piracką osadę z powierzchni ziemi, była połączoną flotą kilku królestw. Poza tym dochodzą sprawy dynastyczne i przewroty polityczne i… to wszystko dzieje się za oceanem. Póki co kolonie na wybrzeżu i w głębi lądu mają szeroką autonomię opłacaną wysokimi podatkami. Królestwa Starej Terry niewątpliwie kiedyś uporządkują ten chaos jakim jest przynależność polityczna poszczególnych osad i obszarów Nowego Świata. Na razie…- wzruszył ramionami niziołek. -... nie mają najwyraźniej czasu na to… lub co bardziej prawdopodobne, zasobów. Bo takie porządki wymagają sporych sił wojskowych, które pozwolą ewentualnemu gubernatorowi zabezpieczyć władzę nad miastem i okolicami. Licznych garnizonów wojskowych…- zaśmiał się Piccwigger. - Przypuszczam, że królestwa Starej Terry zdają sobie sprawę, że nie mogą wymusić uległości bez zainwestowania olbrzymich środków na pacyfikację oporu mieszkańców New Heaven i innych osad. I że wygodniej jest dla wszystkich korzystać ze zysków z handlu i zadowalać się wysokimi kwotami pochodzącymi z podatków. Wszystkim odpowiada obecne status quo.
- Bardzo chętnie zobaczę to na mapie. - Przyznała się szczerze Morgan. - Wiem...widziałam że New Heaven ma wiele portów, ale ciężko mi je sobie wyobrazić.
- Następnym razem. - zgodził się niziołek z uśmiechem.
- Czy będzie miał pan dla mnie jeszcze czas? - Spytała El z nadzieją.
- Nie jestem tak obłożony obowiązkami jak nauczyciele magii, nie mam też zbyt wielu studentów pod opieką. Mam więc czas na nieoficjalne korepetycje. - odparł z uśmiechem niziołek.
- Będę bardzo wdzięczna. Ja… - El zmieszała się. - Mam dużo obowiązków, ale gdyby miał profesor czas… raz w tygodniu? - Zaproponowała nieśmiało.
- Raz w tygodniu… znajdę.- odparł z uśmiechem niziołek. - A teraz… zapisz proszę tytuły następujących lektur. Jestem pewien że Clarice bez problemu przemyci je dla ciebie. Nie są szczególnie popularne wśród studentów.
El wydobyła przyniesione przybory do pisania. Wyglądało na to, że po raz pierwszy od dawna będzie miała lekcje!
Lista obejmowała kilka pamiętników, kilka opracowań geograficznych, kilka monografii. Niziołek z wyraźną radością cytował każdy tytuł bez zająknięcia.
- I to było chyba na tyle. Jaki temat chciałabyś poruszyć na następnym spotkaniu?- zapytał z uśmiechem profesor.
- Bardzo chciałabym się dowiedzieć się więcej o najbliższej okolicy, zobaczyć samo New Heaven. - Odpowiedziała dmuchając na kartkę by atrament wysechł.
-To powinnaś porozmawiać z madame Waynecroft. Pokojówki są bowiem dołączane do wypraw badawczych uczelni, gdy odbywają się one poza New Heaven. Co prawda zwykle trzeba co najmniej roku doświadczenia, żeby zostać dołączonym do takiej wyprawy, acz… rzadko która się zgłasza na ochotnika. - zadumał się niziołek. - Jeśli chcesz zobaczyć okolicę na żywo, a nie tylko na mapie.
- Och… a po co? - El przyjrzała się niziołkowi z zaciekawieniem. - W sensie… do czego jesteśmy potrzebne?
- No cóż… tym nobliwym uczonym magom ktoś musi podcierać pupę, rozstawiać namiot i zbierać notatki. I gotować.- zaśmiał się Picwigger.- Zwłaszcza gotować. Nauczyciele zajmują się pracą konceptualną, a uczniowie i służba… harówką, na takich wycieczkach.
- Rozumiem… trochę tak jak tutaj. - Dodała szeptem składając starannie kartkę z listą lektur. Była ciekawa czy Almais rusza także na takie wyprawy.
- To bardziej wyprawa w plenery moja droga. - odparł z uśmiechem niziołek.
- Może panna Waynecroft mnie puści. - El uśmiechnęła się ciepło.
- Możliwe.- zgodził się z nią niziołek. - Pokojówki raczej nie przepadają za podróżami w dzicz.
- Zauważyłam, że nie jestem raczej… typową pokojówką. - Morgan zaśmiała się.
- Z pewnością bardziej ciekawą świata. - przyznał niziołek.
- Dziękuję profesorze za lekcje. - El wstała z krzesła które zajmowała.
- Przyjemność po mojej stronie. Następna tak… za tydzień.- odparł z uśmiechem niziołek.
- Będę wdzięczna. - Elizabeth skłoniła się głęboko profesorowi.
- Nie ma za co.- odparł z uśmiechem niziołek na pożegnanie i El opuściła gabinet.


Morgan chciała już wrócić do pokoju, ale przypomniała sobie o liście lektur. Niepokoiła się też o Clarice, postanowiła więc odwiedzić bibliotekarkę skoro miała chwilę.
O tej porze musiała ją odwiedzić w pokojach, które zamieszkiwała na uczelni. Oczywiście nie mogła być pewna, czy rzeczywiście tam ją napotka. Możliwe że była gdzieś na mieście…
… Nie była. Gdy El zapukała do drzwi usłyszała pytanie dochodzące zza nich.
- Kto tam?
- Tu Elizabeth..- Morgan zawahała się, nie była pewna czy Clarice nie ma do niej urazy. - Dostałam kartkę… byłam też na wykładzie ale… ciekawiło mnie jak się trzymasz.
- No… ja trzymam się…- otworzyła drzwi uśmiechając się ciepło. -... normalnie. Już mi lepiej. Nie wiem co mnie wtedy naszło. To jak ci się podobał wykład?
- To raczej… - El skłoniła się głęboko. - Przepraszam, nie zapanowałam nad sobą.
- Obie trochę… zaszalałyśmy… nie przejmuj się.- dodała pojednawczo Clarice wyraźnie się rumieniąc.
- Pozwól jednak, że przyznam się do jednej rzeczy. - El nadal tkwiła w pokłonie.
- Tak?- spytała zdziwiona tym zachowaniem Clarice.
- Z przyjemnością to powtórzę gdy będziesz gotowa. - El uśmiechnęła się ciepło do bibliotekarki i wyprostowała się.
- No… eee.. tego… może porozmawiajmy o czymś innym?- zapiszczała zawstydzona i zaczerwieniona bibliotekarka.
Morgan pokazała listę książek.
- Profesor powiedział, że pewnie mi Pani pomożesz ze zdobyciem tych pozycji. - Podała starannie zapisaną kartkę bibliotekarce, nadal grzecznie czekając w korytarzu.
- Och…- odparła Clarice z odrobiną ulgi. Nadal zaczerwieniona na policzkach dodała wodząc wzrokiem po kartce.- Tak. To nie powinien być problem. Jutro je będę miała.
- Ni chciałabym przetrzymywać książek.. wystarczy jedna lub dwie. - El uśmiechnęła się szerzej. - Wtedy będę mogła cię znów zobaczyć.
- Raczej będą dwie lub trzy. Tyle książek i tak byś na raz nie przeczytała.- zaśmiała się ciepło Clarice.- Są grube.
- Domyślam się… - El zawahała się po czym przyznała się szczerze do swoich przemyśleń. - ...martwiłam się o panią.
- Nie było powodu ku temu. - zaśmiała się Clarice. - Niby czemu miałabyś się martwić?
- Nie przywykłam by ktoś reagował w ten sposób i… zaniepokoiło mnie gdyż miałyśmy się udać wspólnie do profesora. - Morgan odpowiedziała uważnie przyglądając się bibliotekarce.
- Czyli… masz w większe doświadczenie… w tych sprawach? - zmieszała się Clarice i dodała wstydliwie. - Powinnam się domyślić.
El odpowiedziała na początku jedynie ciepłym uśmiechem.
- Nie śmiałabym cię oszukiwać w tym względzie. Wybacz jeśli teraz zdaję ci się odrażająca. - Morgan zrobiła smutną minę.
- Eeee… nie odrażająca… na pewno nie odrażająca.- odparła pospiesznie Clarice i chrząknęła dodając. - Nie musisz się martwić. Nic się nie stało.
- Cieszy mnie to. - El uśmiechnęła się. - Stawię się po książki w środę.
- Będę czekała.- rzekła z uśmiechem Clarice.
Czarodziejka pożegnała się i udała się w kierunku swojego pokoju by się przebrać w bardziej odpowiedni strój.
W pokoju wydobyła jeden z tych strojów, których nie pochwalała jej matka.
- No proszę… wybierasz się na randkę ze złodziejem o zwinnych paluszkach?- zapytała diabliczka która weszła do ich do pokoju, gdy El się przebierała.
- Idę do Almais… powiedziała, że mam ją zaskoczyć. - Morgan dopięła gorset i spojrzała na diablicę. - I jak?
- Narzutka ci potrzebna, albo płaszcz…. do Almais droga długa, a taki strój może przyciągnąć niepożądaną uwagę.- wyjaśniła rogata pokojówka z uśmiechem na obliczu.
- Na przykład Waynecroft? - El poprawiła piersi w gorsecie, układając je wygodnie dłonią.
- Na przykład.- odparła diabliczka z uśmiechem.- No chyba że masz czas, być dziś karconą?
- Niezbyt. - El zaśmiała się i założyła płaszcz, zapinając go tak by nie widać było jej dekoltu.
- Dobrej zabawy.- mruknęła Frolica dając El całusa na pożegnanie w policzek.
- A ty może też się wbij w jakieś wdzianko i daj się zauważyć pannie Waynecroft. - El zaśmiała się i pocałowała Frolicę w usta.
- Wiesz dobrze, że tego nie zrobię… nie potrafiłabym… nie przy niej. - pisnęła zawstydzona diabliczka.- nawet jeśli bym chciała.
- Chodzenie, w krótkiej spódniczce raczej nie jest trudne. Wiem, że potrafisz. - El klepnęła diablicę w pośladek.- Toż nie musisz przy niej kręcić pupą, wystarczy, że przejdziesz obok.
- Nie wiem… czy zdołałabym… sama. - odparła dramatycznie diabliczka i uderzyła ogonem po pośladkach kochanki.- No idź… póki mam jeszcze siłę, by cię wypuścić.
- Wiesz, że jak jesteśmy dwie, to Waynecroft wykazuje niepokojące zainteresowanie moją osobą? - El zaśmiała się i odsunęła się of Frolicy. - Jeszcze się okaże że lubi takie niepokorne istoty jak ja.
- Mówiłam że wpadłaś jej w oko. Nie każda lubi ogon i rogi.- odparła zadziornie rogata.
- Myślę, że nie o ogon i rogi tu chodzi tylko o charakterek. - El uśmiechnęła się. - A ty go masz.
- I tak i nie… przy tobie mam. Bo ciebie łatwo zdominować.- wymruczała lubieżnie rogata i bezczelnie sięgnęła pod płaszcz chwytając za pośladek El i ściskając mocno. - Bo czyż opierałabyś się, gdybym cię do ściany przycisnęła i lubieżnie poczynać z tobą zaczęła, nie dbając o twoje opory?
El zamruczała od tej agresywnej pieszczoty.
- Wiesz.. lubię gdy mnie dotykasz. - Powiedziała cicho.
- Wiem… a ty straciłaś okazję do ucieczki.- zamruczała groźnie rogata mocniej ściskając pośladek. - zdejmij płaszcz.
- Frolico.. powinnam iść do Almais. - El jęknęła czując dotyk na swojej krągłości.
- Zdejmij płaszcz.- diabliczka była niewzruszona jej słowami rozkoszując się miękką pupą pod materiałem sukienki.
El przygryzała wargę przez dłuższą chwilę przyglądając się swojej współlokatorce. W końcu jednak rozpieła guziki płaszcza.
- Tylko..szybko. - Wymruczała cicho.
- Wypnij pupe i podciągnij sukienkę.- tymczasem Frolica ze złowieszczym uśmieszkiem wysuwała kolejne żądania.
Czarodziejka westchnęła i obróciła się tyłem do diablicy wypinając. Jedna dłonią oparła się o ścianę, a drugą uniosła spódnicę, odsłaniając koronkowe, mocno wycięte majtki, zwieńczenie pończoch i mocujące je paski.
I w nagrodę otrzymała kilka mocnych uderzeń dłonią na wypięte pośladki, a potem diabliczka kucnęła by zwinnym językiem wodzić pomiędzy krągłościami pupy kochanki… w wyjątkowo prowokujący sposób.
Elizabeth zamruczała lubieżnie, wypinając się mocniej. Czuła jak mokra koronka przykleja się do rozpalonej skóry tylko dodatkowo ją nakręcając. A rogata masując dłońmi pośladki pieściła ciało kochanki, przez coraz bardziej mokrą koronkę… jej język wił się lubieżnie, a oddech robił się gorący.
Czarodziejka zaczęła pojękiwać cicho, swoja pupą napierajac na buzię diablicy. Chciała więcej.. mocniej.
- Czyżby coś ci się marzyło? Ponoć czasu nie miałaś?- zapytała retorycznie El ściągając majtki z pupy kochanki i osuwając je na uda.
- Wy..wypełnij mnie. - El z trudem wydusiła z siebie te dwa słowa, czując jak jej ciało zaczyna drżeć.
- Dobrze… tym razem…- diabliczka ukąsiła pośladek El i czarodziejka poczuła jak zwinne paluszki Frolicy podbijają jej tyłeczek mocnym ruchem. - Następnym razem… oczekuję twojego odwdzięczenia się.
Mimo że to ona napadła na ciało czarodziejki, z własnej inicjatywy. El jęknęła głośno czując ulgę, gdy palce diablicy wypełniły jej wnętrze. Ostatni raz był tam Simeon.. duży.. narwany Simeon.
- Yhym.. tak.. więcej. - Wymruczała opierajac czoło o ścianę.
- Łakomczuch się z ciebie robi… i lubisz niegrzeczne zabawy. - wymruczała Frolica mocniej poruszając palcami i próbując dołączyć kolejny do tych, które tam były.
- Przez… przez ciebie. - El jęknęła lubieżnie i naparła pupą na palce diablicy.
- Bo wszystko to moja wina. - zaśmiała się cicho Frolica mocniej poruszając palcami, między pośladkami El, bezlitosna w tych sztychach.
Po kilku ruchach w akompaniamencie jęków czarodziejki, ta doszła z cichym okrzykiem.
- Uroczy widok.- Frolica cmoknęła obolałą pupę El i dała klapsa w drugi pośladek.
- Yhym… - El zamruczała i obróciła się by oprzeć się plecami o ścianę. - Wierzę na słowo.
- No… to masz moje słowo. Jak nie uciekniesz szybko, to możesz nie wyjść z pokoju do rana. - “zagroziła” Frolica wystawiając język.
El prychnęła, ale podciągnęła majtki i zgarnęła płaszcz z podłogi.
- Do zobaczenia rano. - Rzuciła z uśmiechem, planując narzucić okrycie już na korytarzu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline