Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2020, 23:22   #252
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 86 - IX.21; śr; noc

Czas: IX.21; śr; noc
Miejsce: obóz mutantów, okolice czołgu
Warunki: ciemno, mgła, mżawka, chłodno, gryzący dym


Marcus



To było szaleństwo! Tam ktoś strzelił, ktoś oberwał, ktoś upadł, ktoś krzyknął, ktoś pluł i kaszlał. Żółcią, krwią, śliną. Wszystko działo się na raz, wszyscy wrzeszczeli i poganiali się nawzajem. Oczywiste było, że nie uda się sprzątnąć cichaczem czegoś wielkości czołgu spod nosa strażników. Oczywiste było, że ktoś kto się znajdzie w czołgu będzie raczej nie do ruszenia. Nie było oczywiste na jakim etapie strażnicy zorientują się, że mają intruzów w ogródku i co dalej się stanie. A chociaż piątka uciekinierów starała się zachować jak najdyskretniej to zdradzały ich charczące oddechy i kaszel. Sprawa się sypła praktycznie na samym początku, ledwo Marcus przekradł się przez zasieki. Czy usłyszeli jego, dostrzegli czy kogoś z jego towarzyszy już właściwie nie było istotne.

Obie masywne postacie w skafandrach antyskażeniowych podniosły krzyk i lufy. Padł strzał. I zaraz potem szybkie kolejne strzały z Carbine Bruce’a. Nawet nie było wiadomo czy trafił czy nie. Grunt, że zmusił tamtych do szukania osłony, któryś zaczął krzyczeć nie wiadomo czy z bólu czy na alarm. Reszta towarzyszy Marcusa już otwarcie rzuciła się przez te zasieki i dalej do czołgu. Wspinali się na pancerz ponaglając i pomagając sobie nawzajem. Najważniejszy był Stanley. Bez niego nie było co marzyć o uruchomieniu bydlaka na gąsienicach. Pozostali podjęli walkę o to by mógł się dostać do maszyny która nadal śmierdziała bagnem w którym była pogrążona od dziesięcioleci.

Strzały Bruce’a pozwoliły im podjąć bezpośrednią walkę. Na pięści i kopniaki. Zmagać się z karabinami tamtych. Tamci byli silniejsi od każdego z nich. Marcusa jeden cios strażnika powalił na ziemię. Ale zanim tamten zdążył go dobić wystrzałem czy rozbić głowę kolbą któryś z chłopaków go zaabsorbował na tyle by wojownik z Kill One zdążył się podnieść z ziemi. Zapluty, zakaszlany, zakrwawiony swoją i nie swoją krwią. Ale wciąż jeszcze oddychający przez świszczące toksycznym powietrzem płuca.

Walkę przerwał upragniony odgłos zapuszczanego, ciężkiego silnika. Ciemna, masywna sylwetka na gąsienicach ryknęła mechanicznym życiem a gorące powietrze z rur wydechowych owionęło walczących. Potem już był istny chaos. Ktoś wrzeszczał, ktoś wyciągnął do Marcusa rękę by go wciągnąć na kadłub maszyny, ktoś upadł, ktoś został. I ruch. Najpierw na kadłubie, trzymając się by nie spaść po drodze. I uczucie potęgi. Gdy wielotonowa bestia z impetem przejechała przez zasieki który im sprawiły tyle kłopotów jakby były z mokrego papieru. Stan się darł by wsiadali do środka. Jakoś się zmieścili. Chociaż było ciasno i śmierdziało bagnem jeszcze bardziej niż na zewnątrz. Było prawie ciemno. Zwłaszcza jak zamknęli właz w wieży.

I to uczucie potęgi. Gdy maszyna niezbyt szybko bo pod tym względem nawet obładowana furgonetka jadąca dziurawym asfaltem pod górkę wydawała się wozem wyścigowym. Prędkość na pewno nie była atutem tego pojazdu. Za to siła i odporność już jak najbardziej. Słyszeli jak jakieś strzały, nawet serie z ciężkiej broni jakie mogły skosić całą grupkę napastników, grzechoczą o pancerz. I nic. Było to frustrujące. Ale nic nie mogło im zrobić. Nawet coś wybuchło. Może granat, może dynamit, może jakiś koktajl czy bomba rurowa. Ze środka może Stan tylko miał pojęcie co się dzieje na zewnątrz. Ale był zbyt zajęty prowadzeniem maszyny by robić za spikera. Ale coś te wybuchy nie zatrzymały czołgu.

- Uwaga! Będzie trochę trzęsło! - krzyknął w pewnym momencie żołnierz armii nowojorskiej. I faktycznie zaraz potem dodał gazu i coś uderzyło w czołg. A może to czołg w coś wjechał. I zaraz potem ponownie. Ale pozostali nie mieli pojęcia co to mogło być. Inne wizjery nie działały a przy tej strzelaninie jaka rykoszetowała po maszynie strach było głowę wystawić ponad głaz. Ktoś chyba nawet tam wskoczył. Słyszeli kroki na kadłubie. I chyba próbował otworzyć właz. Ale chyba w końcu zrezygnował a może spadł. Trudno było powiedzieć. W każdym razie te odgłosy ustały. Jeszcze na sam koniec chyba oberwali z miotacza. Płynny ogień był groźny. Wlewał się do przedziału silnikowego i groził zagotowaniem silnika. Stan bez skrupułów wygnał ich na zewnątrz by ugasili płomienie własnymi kurtkami i tymc o im wpadło w ręce. Okazało się, że wciąż są dość blisko ogrodzenia, w zasięgu strzału ale za jakimś domem. Więc udało im się stłumić ogień zanim tamci ze staranowanej bramy zorganizowali jakąś kontrakcję dla zatrzymania ukradzionej maszyny.

Potem znów mogli się schronić w bezpiecznym wnętrzu wojskowej maszyny a ta znów ruszyła. Wyrwali się z matni. I mieli czołg. Chociaż tak na świeżo to byli zbyt wykrwawieni, zmęczeni i na bezdechu by się z tego cieszyć. Ale gdzieś pod czaszką świtała myśl, że właśnie wracają do swoich główną, pancerną wygraną.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline