Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2020, 18:50   #223
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 45 - Kacowe rozterki 2/6

09:45 Madi i Lana; salon “Dragon Lady”


No i kolejny klient załatwiony. Szła korytarzem ale myśli znów jej wróciły do pierwszego klienta z rana. Właściwie pacjenta bo to był masaż rehabilitacyjny. Naciągnąć tu, wcisnąć tam, sprawdzić reakcję uszkodzonych nerwów. Cholera. Nie była pewna czy nie przesadziła. Niby dorosły facet. Kierowca z konwojów dla wojska. Był już któryś raz z kolei na skierowaniu ze szpitala na ten rehab. Ale parę razy krzyknął. Nie była pewna czy nie bardziej niż powinien. Była nieostrożna? Nieuważna? Właściwie to nie było przyjemne dla obu stron takie naciąganie i prostowanie pokiereszowanego ciała. Nie było co udawać, że nie boli. Ale zawsze próbowali jakoś zapychać to żartami. A dziś nie żartował. Co się stało? Miał jakiś zły dzień? Czy to ona była mniej delikatna niż powinna. Przez ten brak snu. Zmęczenie. Albo tą bletę co im rano Betty zaproponowała a ona przyjęła. Miało trykać lepiej niż kawa. I trykało lepiej niż kawa. Ale nie była pewna czy przez to jej dzisiejszy pierwszy pacjent nie ucierpiał bardziej niż to było koniecznie.

- W końcu go nie zabiłam i nie odszczekał wizyty za tydzień. - mruknęła sama do siebie próbując uspokoić sumienie. Ale na razie jak miała chwilę przerwy to szła w stronę recepcji. Gdy wyszła za róg od razu uciekły jej wszystkie troski gdy zobaczyła ten śliczny, jeszcze śliczniej wypięty tyłeczek. Lana widocznie sięgała po coś na podłodze i się wypięła jak na zamówienie. Masażystka nie mogła przepuścić takiej okazji. Cicho i szybko przeskoczyła do recepcji i z całej siły trzasnęła ten wypięty tyłek opięty zgrabną mini.

- Aua! - Lana zerwała się jak oparzona prostując się błyskawicznie i odwracając się do napastnika. Ale zobaczyła znajomą bladą twarz okoloną ciemnymi włosami. Wyszczerzoną nieskrępowaną radochą.

- Sama się prosiłaś! - zaśmiała się Madison obejmując w pasie swoją ulubioną koleżankę z pracy. - No już, dobrze, dobrze co tam foczko? Trzymasz się? Jak ci ulży to jak chcesz możesz ty mnie teraz trzasnąć. Wypnę się tak samo jak ty. - wymruczała szorując nosem po jej policzku i ciesząc się jej bliskością.

- Nie trzeba. Po prostu mnie przestraszyłaś. - Lana westchnęła ale już się uspokoiła. Też objęła swoją kumpele i pozwalała się jej już bez skrępowania dotykać. Chociaż musiały być ostrożne bo w końcu były w recepcji. Chociaż przez ten deszcz no to chyba przyjeżdżali i przychodzili tylko ci co byli umówieni na wizytę i chwilowo poczekalnia była pusta.

- No to co tam foczko? Trzymasz się? - Madi skorzystała z okazji i usiadła na krześle recepcjonistki ją samą ładując sobie na kolana. Przyjechały tu razem dzisiejszego poranka no ale dopiero teraz mogły się spotkać chociaż na chwilę.

- Tak. Tylko głowa mnie boli. Nie wiem czy to od tej blety od Betty czy po tej nocy. Ciężko mi się siedzi. - poskarżyła się Lana wiedząc, że wreszcie ma komu i to komuś kto był w podobnej sytuacji więc powinien okazać zrozumienie. Nie myliła się.

- Głowa? A gdzie cię boli? - słysząc to masażystka szybko położyła swoje sprytne palce na skroniach recepcjonistki i zaczęła delikatne ugniatanie opuszkami palców. - Lepiej? - szepnęła jej do ucha przy okazji delikatnie je całując.

- Tak. To przyjemne. - Lana kiwnęła głową i przymknęła oczy. No tak. Madi przecież była masażystką. I znała wiele różnych rodzajów masażu na każdą okazję i część ciała. Teraz dotyk jej palców na skroni a potem przesuwający się na resztę czaszki niósł przyjemne ukojenie.

- Jak wrócimy do domu mogę zrobić ci kompleksowy masaż. Jaki tylko zechcesz. - rehabilitantka zdawała sobie sprawę, że wolałaby ten kompleksowy masaż zaserwować Lanie od ręki. No ale nie było to w tej chwili możliwe. Więc musiał wystarczyć relaksacyjny masaż głowy. Nie słysząc odpowiedzi zaczęła radosną paplaninę o wczorajszej nocy chaotycznie przeskakując z tematu na temat. W końcu przypomniało jej się o tych planach na środę.

- A mówiłam ci już, że organizujemy małą imprezkę w środę wieczorem? Same dziewczyny. Będziemy przyjmować Eve do gangu. Kompletnie nie mam pojęcia jak to ma wyglądać. Poszłabyś ze mną foczko? Bardzo bym się ucieszyła jakbyś ze mną poszła. - ciemnowłosa fanka uciętych krawatów weszła w etap radosnej głupawki. Nie była pewna czy to po tej blecie czy z niewyspania. Właściwie nie obchodziło jej to ciesząc się z bliskości Lany siedzącej jej na kolanach i wizją wspólnych przygód.

- Terry tu był. - niespodziewanie wyznała Lana. Sama nie wiedziała jak to ugryźć. Zwłaszcza jak słyszała tą radosną paplaninę koleżanki która miała widocznie dobry humor. Poczuła jak jej palce zamierają na chwilę a Madi cichnie. Ale zaraz wznowiła ten relaksacyjny masaż. Chociaż zanim sobie nie poukładała w głowie co może znaczyć wizyta faceta Lany w tym miejscu to chwila minęła.

- Chciał coś? - zapytała po chwili sama nie będąc pewna czy powinna kontynuować ten temat. No tak. Przecież Lana była w związku. Miała faceta i w ogóle. To ona była trzecia. Ta zła co niszczy związki.

- Martwił się. Nie wróciłam na noc do domu. Przyjechał sprawdzić czy jestem w pracy i nic mi nie jest. - recepcjonistka zaczęła z ciężkim sercem i żarta przez wyrzuty sumienia streszczać jak to ją Terry odwiedził z rana. Sama nie miała pojęcia jak w to się wplątała. Jakoś tak samo poszło przez te ostatnie tygodnie. Ta wczorajsza impreza była tylko ich zwieńczeniem. Taka kropka nad i. A tak niewinnie się to zaczęło. Żeby było śmiesznie w pewnym sensie to Terry ją sprowokował. Jak tak mruczał co jakiś czas, że mogliby spróbować od tej tylnej strony.

- No i? - Madi słuchała. Umiała słuchać. Nasłuchała się w życiu tyle historii, że więcej niż by chciała pamiętać. Teraz też cierpliwie czekała na ciąg dalszy. Chociaż nie była pewna czy chce to usłyszeć. A było tak fajnie. Jak sobie na jednej z przerw żartowały z Laną.

- No mówię ci faceci to chuje! Niby dlaczego tylko oni mogą nas zapinać? A my ich to nie? Mówię ci Lana, że jak jest jakiś seksowny tyłeczek to po to by go zapinać! O. Na przykład twój. Jakbyś była moją dziewczyną to bym cię błagała żebyś chodziła tylko w mini albo leginsach. Masz śliczny tyłeczek! Idealny do zapinania! Aż mi się mokro robi jak to sobie wyobrażam! - no i tak. To chyba wtedy jakoś się zaczęło. Takie tam głupawki na przerwie w pracy. Przy kawie. Między koleżankami z pracy.

- Ale powiedz Madi. Ty naprawdę zapinasz inne dziewczyny? Ale jak? To jesteś lesbijką? A to boli? Ale właściwie to jak to robicie? - i tak od słowa do słowa jakoś wyszło, że Lana jest nawet całkiem zainteresowana tym tematem pukania w kuperek. A dla masażystki to był miód na uszy. Zwłaszcza jak się tym interesowała właścicielka tak jędrnego kuperka. No to co? Za którymś razem wyjęła celowo przyniesioną zabaweczkę. Taką malutką akurat na początkowy level. Ale, że głupio tak z miejsca zdejmować gacie nawet przed koleżanką z pracy. No to zaczeły od całowania. I tak fajnie było, że za pierwszym razem im to całkiem wystarczyło. Albo przerwa była za krótka. Ale już za drugim to zrobiły to. I Madi była od razu pewna, że Lana jest pełnokrwistą, rasową klaczą stworzoną do takiej jazdy. Więc w końcu ostatnio robiły to prawie codzienne na tej najdłuższej przerwie w pracy. Zwłaszcza jak już Madi mieszkała u Betty i znów była na solo i bez zobowiązań a ten Terry od Lany jakoś żadnej z nich nie przeszkadzał. Aż do teraz.

- No jak zobaczył, że nic mi nie jest i sobie tak siedzę w pracy. No to się wkurzył. Zapytał czy się gziłam całą noc. I… zamurowało mnie. Nie mogłam mu tak skłamać w żywe oczy. I się wkurzył jeszcze bardziej. I wybiegł. Pobiegłam za nim. Ale odjechał. Nie wiem co teraz robić Madi. Boję się wracać do domu. Nie mam odwagi mu spojrzeć w oczy. Wstydzę się. - w końcu po kawałku Lana wyznała kumpeli co jej leży na sercu. Czuła jej ból tak samo jak czuła jej twarz jaką ukryła w jej ramieniu. I łzy jakie wprawiały je ciało w drżenie.

- Oj foczko no to się narobiło… - Madi głaskała wtuloną w siebie głowę i od czasu do czasu ją całowała. Zastanawiała się co dalej z tym zrobić. Do tej pory się nad tym nie zastanawiała. Ot, miały z Laną taki prywatny sekrecik o wspólnym hobby jakie uprawiały podczas przerw. I taki układ był dla niej idealny. No ale się narobiło. I czuła się współwinna. I nie chciała przyjaciółki zostawiać z tym samej. Spojrzała na ścienny zegar. Czas im się kończył. A czuła się wrednie zostawiając Lanę w takim stanie. Ale zaraz miał przyjść kolejny klient.

- No już foczko, spokojnie. Weź chusteczki i się wyczyść. Ja zaraz muszę iść. - powiedziała pomagając usiąść recepcjonistce do pionu. Ta pokiwała głową świetnie rozumiejąc, że są w pracy i muszą pełnić swoje role. Sięgnęła po chusteczkę i zaczęła doprowadzać się do porządku.

- A po pracy pojedziemy do ciebie. Ja wszystko wyjaśnię Terry’emu. Coś wymyślę. Jeśli będzie robił problemy no to zawijamy się do Betty. Obie. Betty na pewno nie będzie robiła nam żadnych problemów. - powiedziała łagodnym tonem i z delikatnym uśmiechem. Za co Lana odwdzięczyła się promiennym uśmiechem. Pomimo tego, że jeszcze coś jej błyszczało w kącikach oczu a na policzkach coś się rozmazało.

- Pojedziesz ze mną!? Oh Madi… - recepcjonistka objęła masażystkę której siedziała na kolanach i uściskała ją mocno. Na koniec nieco oderwała się by pocałować ją w usta. Ponad jej ramieniem wielbicielka Rude Boy’a i uciętych krawatów dojrzała jak mimo deszczu ktoś się zbliża do drzwi wejściowych. I to nawet jej klient na jakiego czekała. Czas się skończył.

- Mój klient idzie. Ja się nim zajmę. A teraz wstawaj foczko i ogarnij się. I widzimy się na przerwie. - masażystka powoli wstała z krzesła przy okazji zmuszając do tego samego recepcjonistkę. Ta pokiwała wdzięcznie głową i odeszła w kąt udając, że coś ją tam zaabsorbowało. A Madison płynnie się z nim przywitała i poprowadziła korytarzem w głąb “Dragon Lady”.



10:00 Eve; ratusz


- O rany… prędzej tu umrę niż coś napiszę tu z sensem… trzeba było zostać z dziewczynami… - gdzieś na monitorze widziała zarys swojej twarzy chociaż bez detali. A jak się wczytała w otwarty arkusz na ekranie to doszła do wniosku, że zdanie jakie próbowała sklecić jest w ogóle bez sensu. Chyba. Nawet tego nie była pewna tak do końca. Ale była pewna, że ledwo tu siedzi. Wszystko ją bolało, miała zakwasy jakby przebiegła jakiś maraton czy co. Albo jakby po niej przebiegł maraton? Na to samo by chyba wyszło.

- Cholera kto mnie wczoraj tak wymłócił? - zmrużyła oczy próbując sobie przypomnieć wydarzenia z ostatniej nocy. Jakoś siłą rzeczy myśli jej wracały do ostatniej nocy i weekendu a nie bardzo jej się chciało myśleć o tym cholernym tekście na monitorze. Wypiła pierwszą kawę jak przyjechała z pół godziny temu, może godzinę zaliczając ponad godzinne spóźnienie. Ale nomen omen naczelnego nie było. Pojechał na badania. Miał wrócić ale nie było wiadomo dokładnie o której. Szkoda! Jakby odbębniła tą rozmowę to może udałoby się jej urwać i wrócić do dziewczyn. I wyspać się wreszcie. A tak to musiała tu siedzieć i udawać, że coś robi. A robota w ogóle jej się nie kleiła. Nawet nie mogła pościemniać, że jedzie w plener jak ją czekała rozmowa z naczelnym. Bo tak to by tyle ją widzieli z rana. Znaczy jak przyjechała.

- Ty? Może ty? Oo… To chyba byłeś ty… A to kto był z tyłu? - machnęła ręką na ten tekst i wzięła do ręki swój aparat. Jakoś łatwiej jej się myśli koncentrowały na obrazkach. Zwłaszcza jak były to obrazki zrobione przez nią, osób jakie lubiła, rzeczy jakie lubiła i z imprezy jaka była boska! I w sumie skończyła się może z 5 godzin temu. Góra 5 godzin. Nawet nie pamiętała dokładnie o której wrócili do domu. I to w sypialni jak się kładli spać to też. Czy miała jeszcze swój zegarek wtedy? Czy już nie? Rano nie miała ani czasu, ani ochoty, ani sił go szukać. Nawet jak był gdzieś w sypialni to nie chciała budzić dziewczyn. Jak był gdzieś w domu to się znajdzie. Gorzej jak zgubiła go gdzieś w samochodzie Steve’a. To wtedy dopiero jak się z nim spotkają. Ale przynajmniej nie zginie. Steve na pewno o niego zadba. Najgorzej jak go zgubiła na basenie. To wtedy ostatnia szansa, że dziewczyny albo sprzątaczki może go znalazły i może go gdzieś dla niej przekitrają. Jeszcze rano przestraszyła się, że zgubiła klucze od garażu. Chciała przeszukać salaterkę z kluczami jaka zawsze stała przed wejściem ale jej nie było! Co się stało?! Rozglądała się z bijącym sercem po podłodze, za szafką chociaż to było niemożliwością by tam wpadła cała salaterka. W końcu ze straceńczą nadzieją wyszła za drzwi na schody licząc, że może wczoraj… a właściwie dzisiaj rano… po pijaku ktoś zapomniał ich zamknąć. I tam była! Stała na dole przy drzwiach do garażu. Pewnie Steve jak wyjeżdżał rano to tam ją zostawił.

Myśli o zagubionym zegarku i odnalezionej salaterce sprawiły, że dość machinalnie przesuwała na aparacie zdjęcie po zdjęciu. Ale w końcu znów się na nich skupiła. Właśnie jak tam na końcu już dziękowały chłopakom to ona wylądowała na czworakach i z przodu to chyba miała przed sobą… tego… palec wskazał na jednego z chłopaków, już ubranych co robili sobie zbiorczą fotkę na koniec imprezy. Ale wtedy który to ją tak ładnie obrabiał od tyłu? Cholera… Tego z przodu to zapamiętała no bo był z przodu i stał nad nią to wystarczyło podnieść głowę i mu puścić wesołe oczko. Ucieszył się. Chociaż teraz za cholerę nie pamiętała jego imienia. Dziewczyn się zapyta. Ale cholera który ją wtedy obrabiał od tyłu?

- Co? Rozkminiasz kto cię puknął wczoraj? - usłyszała czyjś głos i zaśmiała się cicho wesoło kiwając głową. Chociaż trochę ją rozproszył. Denis? Nie. Denis to chyba zapinał Lamię. A może mu Lamia obciągała? Cholera… Nie była pewna… A nie wymieniały się przypadkiem partnerami? Cholera to było trudne! Nie dość, że tyle wymiennych elementów, to jeszcze w różnych konfiguracjach a do tego dochodziła chronologia! Oszaleć można! A pamięć po takiej imprezie i kiepskim spaniu była taka zawodna…

- No. Chyba Denis. Ale nie wiem czy nie mylę. Może Ricky? Albo Jess? - coś jej zaczynało świtać. Chociaż w tym natłoku urwanych obrazów nie była pewna czy nie myli kolejności i kto tam z kim i kiedy. No na przykład ten Denis. A to przypadkiem Lamia go nie ujeżdżała? Hmm… A nie ujeżdżała przypadkiem Dingo? Chociaż z Dingo to chyba było na początku… Cholera to kto? Jess? Italiano? Cholera a może Madi ją gdzieś tam dorwała? Bo Betty to chyba nie…

- A to ilu ich było? - Erik z zafascynowaniem dociekał dalej aż nie mając pojęcia co za rewelacje usłyszy za chwilę.

- Oj no wiesz Erik, chłopaków to chyba było z tuzin ale z dziewczynami wzięłyśmy ich na spółę to chyba by wyszło może po dwóch, trzech, no może czterech… - to było bardzo dobre pytanie! Sama nie miała pojęcia jaki był ostateczny wynik. Bo w końcu z tych obrazów to już nie była pewna czy przypadkiem jej się nie mylą ci chłopcy z tymi co się zabawiali z dziewczynami. Ale były filmy! Lamia mówiła, że wszystko się nagrywa! No to jak wróci do domu weźmie te filmy na warsztat to się wszystko wyjaśni! Zaraz, zaraz… Eryk? O szlag!

Spłoszona nagle podniosła głowę i zorientowała się, że mówiła na głos! W pracy! Szlag! I właśnie Eryk i Martin spoglądali na nią z zafascynowaniem gdy jeszcze na kacu dała się na wpół świadomie pociągnąć za język! Teraz szczerzyli się do niej i do siebie nawzajem ze złośliwą radochą. Cholera! A tak się pilnowała, żeby nic z jej życia prywatnego czy wręcz intymnego nie wydostało się na zewnątrz.

- To w końcu doliczyłaś się ilu cię puknęło? - zapytał Martin co siedział trochę po skosie za swoim biurkiem. W końcu żadne z nich nie było na tyle ważne by mieć własny gabinet.

- Na pewno żaden z was chłopaki. I raczej się na to nie zanosi. - gorączkowo starała się obrócić sprawę w żart. I wrócić do tych niezbyt sympatycznych docinków ale jednak już trochę tradycyjnych. Może to kupią?

- Tobie Eve to by się przydał prawdziwy facet. Taki przy jakim się ustatkujesz. Taki porządny facet przy którym byś mogła się rozwinąć. - Eryk rzucił coś co zwykle rzucał tej długonogiej, smukłej koleżance z pracy. Ale cholera jakoś zawsze go zbywała. Nie wiedział dlaczego. Brakowało mu czegoś? I naprawdę puściła się z tuzinem facetów czy ich podpuszczała? Z nią to trochę nigdy do końca nie było wiadomo.

- Czyli co? Teraz jestem jakaś niedorozwinięta? - krótkowłosa blondynka czuła, że powinna sobie darować. Tak podpowiadał rozsądek. Uciąć dyskusję albo obrócić to w żart. Albo nawet wstać po kawę czy do toalety. Ale wciąż jeszcze czuła delikatny szmerek pod czaszką i tępe pulsowanie w skroniach. A poza tym od dawna wkurzały ją te zaczepki i docinki. O rany, żeby Steve chociaż raz tutaj przyjechał! Nawet nie tak na galowo jak wtedy po Lamię co wszystkie dziewczyny dostały ślinotoku. Mógłby tylko ją odwieźć albo przywieźć. Dać całusa. I by wtedy się zamknęli. Z tymi docinkami. Zobaczyliby, że ma chłopaka. I to jakiego! Ale Steve’a w tygodniu nie było. A ona pracowała tylko w tygodniu. Więc raczej nie było co na to liczyć ani mu takimi głupotami głowy zawracać. Dobrze, że przyjeżdżał na weekendy i czasem mogły go odwiedzać w koszarach.

- Nie o to mi chodziło. Nie unoś się tak dobra? Po prostu szkoda, by taka ładna dziewczyna marnowała się sama. Każda kobieta potrzebuje mężczyzny. I stabilności. Taką macie naturę. Natury nie oszukasz Eve. - Eryk uniósł ręce w pokojowym geście by dać znać koleżance, że nie szuka zwady i nie miał nic złego na myśli. I, że to ona się czepia. Ale ostatecznie mógł na to przymknąć oko jeśli by okazała się rozsądna. Kobiecie z taką buzią i nogami był skłonny wybaczyć więcej niż takiej co takich atutów nie miała.

- A nie przyszło ci do głowy, że może ja już mam chłopaka? - zapytała zirytowana blondynka nieco unosząc swoją brew by dać jemu i w ogóle im do myślenia. Czuła, że traci grunt pod nogami. Zaczyna się osuwać w otchłań złości co zaczyna się w niej gotować. Ale złościło ją to wszystko.

- Ty? Chłopaka? Kogo? Kogoś z tego tuzina z wczoraj? - Eryk nie wytrzymał i się roześmiał. No jednak chciała go nabrać! Blefowała! Nie wierzył jej, że może sobie znaleźć kogoś na więcej niż noc czy dwie. W końcu nie takie rzeczy o niej słyszał a nawet jak tylko część była prawdziwa to i tak skądś musiały się wziąć takie plotki. Zresztą coś musiało być z nią nie tak. Skoro tyle czasu już tu pracowała a żadnego chłopa na dłużej nie mogła przy sobie utrzymać. Pewnie była wredną zołzą tak prywatnie. No albo właśnie coś z nią było nie tak. No ale miała szczęście on sam ochłonął już po rozstaniu ze swoją to właściwie mógł się rozejrzeć za kimś nowym.

- Mam chłopaka. I to jest największy kozak w tym mieście. - koleżanka od rubryki towarzyskiej wyraźnie się zjeżyła. Sama trochę, żałowała. Albo jakoś nie sprzedała jakiegoś żartu. Ale cholera naprawdę już zaczynali ją wpieniać. A na kacu i z obolałą głową to miała o wiele mniej cierpliwości i dobrej woli niż zazwyczaj.

- O, tak, na pewno. - mruknął ironicznie Martin ewidentnie w to nie wierząc. - Pewnie nie jednego. I co jeszcze? - popatrzył na nią z jawną kpiną a z kolegą wymienili uśmiechy pełne porozumienia. Ona miała chłopaka? I to akurat teraz jak o tym była mowa? Akurat!

- I dziewczynę. Najpiękniejszą i najdzielniejszą dziewczynę w tym mieście. - Anderson zaczęła z tych emocji zaciskać zęby chociaż już zaczynały jej puszczać nerwy. Więc uśmiechnęła się do nich równie kpiąco jak oni do niej.

- To masz chłopaka czy dziewczynę? Zdecyduj się Eve. No albo albo. - zakpił Eryk czując, że blondynie chyba puszczają nerwy. I może rozum. Chyba nie sądzi, że nabierze ich na takie naiwne durnoty?

- A tamten tuzin to też się w to wlicza? - Martin raźno poszedł w sukurs koledze wskazując długopisem gdzieś w bok jakby ów tuzin stał tuż obok.

- Nie. Ten tuzin to tylko koledzy. A ja mam i chłopaka i dziewczynę. On jest wojskowym a ona reżyserem filmowym. - blondynka ciągnęła dalej pomimo tej całej szydery. Mogła to skończyć w jednej chwili! Wystarczyło wyjąć portfel i pokazać im fotki! Steve w swoim mundurze galowym no i one dwie wtulone w niego. Tak ładnie razem wyszli! Ale jakoś cholera ją brała na myśl, że miałaby pokazać tym bubkom fragment swojego prywatnego życia!

- Reżyser filmowy? Nie pokręciłaś czegoś? Gdzie ty teraz znajdziesz jakiegoś reżysera filmowego? Ktoś ci jakichś głupot nagadał. - Martin pokręcił głową z niedowierzaniem. Reżyser filmowy? Tutaj w mieście? I poza Anderson nikt nic o nim nie wie? Nonsens!

- I pan wojskowy? Bardzo wygodne. Co czwarty dorosły w tym mieście to jakiś wojskowy. Logistyka, warsztaty, sanitariusze. Pełno tego, gdzie nie spojrzysz to jakiś mundur. - Erik też nie dał się nabrać na taką tanią wymówkę. “Mój chłopak/narzeczony jest żołnierzem.”. Jasne. Jeden z najpopularniejszych tekstów w tym mieście. Zwłaszcza dla “panienek” w opałach jak właśnie sama się blondyna wpuściła w maliny. Za starym był wygą, by w takie dziecinady wierzyć.

- To nie jest żaden drugoliniowiec z zaplecza! To oficer! I weteran! Prawdziwy bohater! - Eve zaperzyła się na dobre. Chciała im zetrzeć z gęby ten wkurzający uśmieszek! Przecież mówiła prawdę! Dlaczego jej nie wierzą!?

- Oficer? Daj spokój Eve. Dorośnij wreszcie. Jak ci jakiś koleś nawciskał kitu by cię zaciągnąć na noc do łóżka to jeszcze nie znaczy, że naprawdę jest oficerem. Jesteś reporterem, powinnaś wiedzieć jak często ludzie kit wciskają, zwłaszcza, że są frontowymi weteranami! - Erik czuł się panem sytuacji. To było dla niego oczywiste, że to ściema. Nie wiedział czy to Eve im próbuje desperacko wcisnąć ten kit czy to to jej ktoś tak kit wcisnął i ona w to święcie wierzy ale nie miał zamiaru dać się nabrać. Tylko udowadniała mu, że te dawne dowcipy o blondynkach to chyba trzeba odświeżyć bo jakaś ostała im się do dzisiejszych czasów.

- Ale Steve i Lamia są weteranami frontowymi! - Eve zagotowała się z wściekłości. Aż zupełnie jak mała dziewczynka z tej złości tupnęła nogą w podłogę. Co do reszty rozbawiło obu mężczyzn. Zaczęli się śmiać na całego.

- I Wilma też! Bo od wczoraj chodzi z nami jeszcze Wilma! - zawołała czując, że tylko pogarsza swoją sytuację ale już nie dała rady się powstrzymać. Wiedziała, że przegrała to starcie i właśnie obliczała czy po prostu usiąść czy wyjść.

- I jeszcze Wilma?! Z kogo chcesz zrobić idiotę Eve? - Martin pokręcił z rozbawieniem głową. Prawie mu łzy stanęły w oczach z rozbawienia. Dawno nie słyszał takich banialuk.

- To musieliby być jacyś degeneraci! Naprawdę uwierzyłaś, że jakiś oficer, prawdziwy oficer, chciałby od ciebie coś więcej niż jedną czy dwie przepustki? - Erik też śmiał się na całego. Celowo podkreślił to o oficerach, prawdziwych oficerach by nawet pod tą blond strzechę dotarło jak dała się nabrać. Albo przynajmniej, że on nie da się nabrać na takie dyrdymały. Trudno blondi szła w zaparte gorzej dla niej. Może jak się uspokoi i przemyśli sprawę to zrozumie przed jaką szansą jeśli…

- Degeneraci?! - niespodziewanie blondynka wydarła się na całe gardło z taką pasją, że obaj natychmiast przestali się śmiać. Erik co stał bliżej szybko zerknął na kolegę ale widocznie obaj podobnie oceniali sytuację. Chciał coś powiedzieć, czując, że może się troszkę przejęzyczył ale to już się działo zbyt szybko. Nawet widział jak Anderson uniosła dłoń ale naprawdę nie wierzył, że ta głupia zdzira jest do tego zdolna. A potem było już za późno. Dłoń zdzieliła go w policzek tak mocno i nagle, że aż opadł z powrotem na swoje biurko.

- To nie są żadni degeneraci! To jest mój chłopak! I moje dziewczyny! - nachyliła się tuż nad schylonym Erikiem i darła się mu wprost do ucha. Nawet nie do końca była świadoma, że okłada go swoimi dłońmi ani, że Martin podbiegł do niej od tyłu, złapał ją i odciąga od zaatakowanego kolegi. Dopiero trzaśnięcie otwieranych drzwi zatrzymało całą scenę jak w stopklatce.

- Co tu się dzieje? - zapytał Sean. Najpierw nieruchomo stał w przejściu z tacą pełną parujących kubków a potem gdy cała trójka jeszcze sama nie do końca była pewna jak i co teraz powiedzieć czy zrobić wszedł do środka i postawił tacę na najbliższym biurku. I znów spojrzał na nich czekając na jakąś odpowiedź.

- A nic… Takie tam… Masz tą kawę? - Martin nie bardzo wiedział co powiedzieć. Ale dotarło do niego jak głupio i podejrzanie musi wyglądać jak tak trzymał szamoczącą się Anderson. Więc szybko ją puścił i wrócił do swojego biurka. Chyba nie było się czym przejmować. Prawda? Sean był tylko zwykłym cieciem. Sprzątał, roznosił kawę i takie tam. Płotka. Niewiele więcej wart niż śmieci jakie sprzątał.

- Tak. - Sean skinął głową i schylił się po najbliższy kubek. Eve wykorzystała ten moment by zgarnąć swój aparat, torbę i minąć go a potem bardzo się starać by nie biec przez korytarz schować się w damskiej toalecie. Ze złością rzuciła swoją torbę do zlewu a sama ciężko oparła się dłońmi o jego krawędź. Wpatrywała się na dół i najbardziej drążyła ją jedna myśl. A jeżeli oni mają rację? Jak dla Steve’a i Lamii naprawdę jest tylko przelotną miłostką? Takim trzecim kołem które może być póki jest przydatne ale ostatecznie nie musi? A teraz jeszcze doszła Wilma. To już w ogóle…

- Evelyn Anderson jesteś tak samo głupia jak zawsze. - mruknęła sama do siebie patrząc na swoje odbicie w lustrze. Rozmazała się. Przez tych dupków. Musiała się poprawić. Sięgnęła do torby po kosmetyczkę ale jak na złość wszystko jej wpadało w ręce tylko nie kosmetyczka. Ze złością rzuciła torbę na sąsiedni zlew, odkręciła wodę i przemyła twarz zimną wodą. Żałowała, że nie ma tu Lamii. Steve’a też. Steve byłby idealny aby utrzeć nosa tym bubkom. I całej reszcie. Ale mimo wszystko teraz gdy była w czarnej rozpaczy wolałaby przy sobie mieć Lamię. Na pewno by wiedziała co powiedzieć i doradzić. Albo po prostu by była. Zresztą Lamia też nie dałaby sobie w kaszę dmuchać i pewnie pokazałaby wszystkim tutaj gdzie raki zimują.

- Szkoda, że cię tu nie ma Lamia. - jęknęła cichutko do swoich dłoni mieszając wilgoć na swojej twarzy. Woda limitowana ogranicznikiem na pompie w piwnicy już przestawała lecieć. W końcu to była jedna z wielu klitek w ratuszu a nie “Honolulu”. Nie znalazła jednak ukojenia ani spokoju bo drzwi nagle otwarły się i weszła jakaś matka z zapłakanym dzieckiem. Wpadli jak po ogień gdy rodzicielka coś jednocześnie próbowała uspokoić i wyczyścić pociechę. Eve zabrała swoją torbę i szybko wytarła dłonie i twarze papierowym ręcznikiem zostawiając za sobą ten rodzinny dramat. Znów znalazła się na korytarzu. I dokąd teraz? Za cholerę nie miała ochotę wracać do własnego biura. Może do naczelnego? Może już wrócił?

- Eve? - zagapiła się i jedna z widocznych kątem oka sylwetek zmieniła się w Seana. Ile stał pod drzwiami? Ile słyszał? Pewnie ma ją za jakąś histeryczkę. Pewnie już mu o niej Martin z Erikiem nagadali. Cholera! Teraz wszystkim nagadają!

- Eve? - Sean zatrzymał się przy niej i spojrzał na nią uważnie. Nie wyglądała zbyt dobrze. Nie wytarła się dokładnie. Rozmazała się trochę. Od wody? Czy płakała?

- Co?! - syknęła na niego ze złością. Nie dość, że tamci dwaj to ten się jeszcze przyczepił!

- Twoja kawa. Wyszłaś tak szybko, że nie zdążyłem ci dać. - powiedział spokojnie pokazując na ostatni kubek pełen brązowej cieczy jaki został mu na tacy. Właściwie mógł go zostawić na jej biurku. Ale jakoś tak…

- Oh… No tak… Moja kawa. Dzięki Sean. - zupełnie o tym zapomniała. Przecież sama go prosiła jak ostatnio przechodził by jej przyniósł kawę. Bo ta co wypiła po przyjeździe to chyba w ogóle nie podziałała. Chociaż teraz była tak rozdygotana, że wcale nie potrzebowała kawy. Ale wzięła ten ostatni kubek i poczuła w dłoni znajome, okrągłe ciepło.

- Wszystko w porządku Eve? - Sean zapytał blondynkę skoro już się chyba trochę uspokoiła. Przyglądał się uważnie. Nie miał pojęcia co tam się u nich stało w biurze. Ale na pewno coś co nie powinno. A jakoś odruchowo jedna blondynka wydała mu się słabsza niż jej dwóch kolegów no to…

- Tak. W porządku. Tylko… Jestem zmęczona… O. Sean. Ja… Muszę posłuchać radia… Mogę u ciebie? Może coś usłysze co się dzieje na mieście i znów złapie jakiś fajny temat? - sama nie była pewna skąd wzięła ten pomysł. Ale wiedziała, że poza cieciowaniem to Sean miał hobby. Był radioamatorem i miał w piwnicy niezły sprzęt. Chociaż w tej chwili z tego sprzętu najbardziej interesowała ją sofa. I cisza. I spokój. I samotność. Z dala od tego wszystkiego.

- Chcesz słuchać radia? Teraz? - Sean nie wykrywał swojego zdziwienia. No pewnie wszyscy w redakcji wiedzieli o tym jego sprzęcie radiowym w piwnicy. Ale ta skołowana blondynka z kubkiem kawy w dłoni jakoś nie wyglądała mu na taką co chce słuchać transmisji radiowych.

- Nie. Chcę odpocząć Sean. Jestem zmęczona. Miałam ciężką noc. A teraz jeszcze ci dwaj mnie wkurzyli. Pojechałabym do domu ale muszę czekać na naczelnego. A nie chce tam wracać. - nie miała już siły na nic. Czuła się kompletnie wypruta. Nawet na tyle by wymyślić jakiś fortel. Trudno. Najwyżej wróci do domu, do dziewczyn i niech się dzieje co chce. Miała tego wszystkiego dość.

- Aha. Pewnie. Nie ma sprawy. Tu masz klucz. - Sean uśmiechnął się ciepło. I sięgnął do swoich licznych kieszeni wyjmując z niego pęk kluczy po czym odpiął z niego jeden i podał go dziewczynie o krótkich, blond włosach.

- Dzięki Sean! Jesteś kochany! - Eve w prawie magiczny sposób też się uśmiechnęła. Cmoknęła go w niezbyt dokładnie ogolony policzek i trzymając ten klucz jak talizman szczęścia ruszyła wzdłuż korytarza. Ale jeszcze odwróciła się na chwilę - Sean! A dasz mi znać jakby naczelny już przyjechał? - poprosiła go słodko czując, że się zgodzi i jakoś jej chyba sprzyja. Zawsze był jakiś taki uśmiechnięty i ciepły. Aż to zdawało się przechodzić na tą kawę i herbatę jaką roznosił.

- Pewnie. - uśmiechnął się do niej i machnął jej na pożegnanie. Obserwował jak mu posyła całusa w podziękowaniu po czym odwraca się i po chwili znika za rogiem prowadzącym na schody. Nie wiedział co tam się stało w biurze. Ale szkoda mu jej było, że ją to spotkało.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online