Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2020, 18:53   #224
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 45 - Kacowe rozterki 3/6

10:00 Gruby i Thunderbolts; Wild Water Barracks


Nie był głupi. Doskonale wiedział co tu jest grane. Przecież nie był w wojsku od wczoraj. Słyszał o tym porannym apelu i rozkazach dla plutonu specjalnego. Sprzątanie pokojów. Bzdura! Ten Mayers myśli, że jest taki sprytny by sobie robić dzień wolny dla siebie i tej swojej zgrai ale on był od niego i od nich sprytniejszy. Otworzył drzwi do bloku C i ruszył do stróżówki dyżurnych zdejmując po drodze kaptur. Jakoś rozpadało się po śniadaniu to musiał włożyć wojskowy płaszcz. Z satysfakcją obserwował jak dwóch szeregowych pełniących obowiązki dyżurnych zrywa się na baczność gdy wszedł do środka.

- Grafik poproszę. - rzucił krótko przywołując gestem pulchnej ręki ten grafik. Jeden z dyżurnych natychmiast sięgnął po notatnik pełniący rolę dziennika i podał go oficerowi. Ten z uwagą studiował te ręcznie robione tabelki. Co za amatorszczyzna! A u nich w logistyce mieli od tego komputery no a tutaj proszę, jakie średniowiecze. Ołówek i linijka!

- Widzę, że pluton specjalny ma przydzielone sprzątanie pokojów. Przez kapitana Mayersa. Na całe pół dnia. Aż do obiadu. To co oni tam robią? Przez pół dnia to można cały pokój na nowo wyremontować. - kapitan pozwolił sobie na nonszalancję i ironię wobec dwuosobowej widowni. Chciał aby do nich dotarło jaki jest bystry i, że nie ma z nim żartów. Nie da się nabrać na takie farmazony. Obaj widzowie, kapral i starszy szeregowy zerknęli szybko na siebie. Ale uznali, że to nie są pytania na jakie oficer wymaga od nich odpowiedzi więc milczeli. I czuli, że zanosi się na jakąś chryję. Bo po co inaczej do baraku jednostki liniowej przyszedłby oficer logistyki? I to z takim nastawieniem. Ale nic nie mogli zrobić on był kapitanem a oni szeregowcami.

- Dobrze, proszę mnie zaprowadzić do ich pokojów. Zobaczymy jak im idzie to sprzątanie. - czuł, że zwycięstwo ma w kieszeni. Starszy szeregowy Blitz z ulgą przyjął polecenie kolegi by zostać na miejscu. I współczuł mu, że musi brać udział w awanturze jaka się właśnie zaczynała kroić. A kapral z duszą na ramieniu poprowadził oficera logistyki na piętro do pokojów zajmowanego przez pluton specjalny. Otworzył drzwi i wpuścił go pierwszego.

- Pięknie, po prostu pięknie. Kompletna degrengolada. - Bishop był wręcz zachwycony. Przeszedł się przez pokój pomiędzy dwoma rzędami łóżek po każdej ze stron. I na każdym jednym jakiś żołnierz jednostki specjalnej spał sobie w najlepsze. Jakby był środek nocy! Dokładnie tego się spodziewał! Miał ich na gorącym uczynku! Dlatego chwilę sycił się tym spokojem jaki zaraz się skończy. Właśnie na tą okazję wziął z magazynu gwizdek jakiego normalnie nie nosił, nie używał bo nie był mu w niczym potrzebny. Ale tym razem jak się okazało jednak się przydał.

Przenikliwy gwizd zakłócił ciszę i spokój. Jak za dotknięciem magicznej różdżki tuzin postaci zerwał się z łóżek, jeszcze częściowo błądząc na granicy snu, postacie w brązowych koszulkach i spodniach albo nawet szortach zeskakiwały z łóżek próbując w zaskoczeniu ogarnąc co tu się dzieje. Alarm?! Coś się zaczęło dziać?!

- No pięknie! Pięknie! Tak pracuje pluton specjalny! I wy niby macie być naszą elitą? Żałosne! Zbiórka! Na co czekacie!? Zbiórka! - kapitan o sporej tuszy przechadzał się jako oczko ładu i porządku w tym chaosie. Jako jedyny prezentował się jak należy, w kompletnym umundurowaniu. A nie jak te wałkonie co to nawet byli tak bezczelni by mundur z siebie ściągnąć. W środku dnia! Ale szybko zapanował względny porządek gdy każdy z żołnierzy stanął na baczność u szczytu swojego łóżka gotów na inspekcję. Która w tych warunkach nie mogła być dla nich korzystna. Dla lepszego efektu kopnął jakąś skrzynię z której wysypały się czyjeś rzeczy, zrzucił materac z czyjegoś łóżka i wyrzucił zawartość czyjejś szafki na podłogę by dopełnić dzieła upadku tego żałosnego plutonu.

- Kto tu dowodzi!? - oficer krzyknął pytanie bo byli tak zdekompletowani z tymi mundurami, że byli w samych koszulkach. Jak do spania! Nawet nie próbowali udawać, że jest inaczej! Co za bezczelność! No ale przez to nie widać było nazwisk ani stopni.

- Wychodzi na to, że ja. Panie kapitanie. - jedna z postaci odezwała się nie siląc się nawet na grzeczny ton. Raczej jakby już się musiała pogodzić z niechcianą wizytą jakiegoś natręta.

- Jak ty się meldujesz przełożonemu!? - kapitan jak na swoją masę doskoczył do tego pyskatego całkiem żwawo. Byli prawie równi wzrostem no ale Bishop przewyższał go masą. No i stopniem oczywiście.

- Przełożonemu? No to zazwyczaj “Tak jest kapitanie Mayers!”. Ale zazwyczaj wystarcza mu “Krótki”. - Darko nie mógł się powstrzymać by nie wykorzystać okazji, że ten spaślak stanął tuż przed nim i nie wrzasnąć mu nazwiska ich dowódcy prosto w twarz. Na wypadek gdyby zapomniał, że ten pluton już ma swojego kapitana a Gruby nie jest u siebie na magazynie. Gruby zaś spurpurowiał na tą bezczelność chociaż świetnie pojął o co tamtemu chodziło.

- Zamelduj się starszemu stopniem wedle regulaminu! - krzyknął na niego niemniej wściekły. I by ukrócić te parsknięcia śmiechu jakie słyszał gdzieś zza pleców od innych z tej wojskowej hołoty.

- Oficer 1-ej drużyny specjalnej melduje się na rozkaz! Stan 1+10 wszyscy obecni i gotowi do wykonywania zadań! - Darko wykrzyczał rozkaz całkowicie zgodnie z regulaminem. Chociaż był prawie pewien, że starszemu stopniem oficerowi kompletnie nie o taki meldunek chodziło. Co sprawiało mu jeszcze większą satysfakcję. Tak samo jak i reszcie 1-ej drużyny gdy byli świadkami tych regulaminowych zmagań i trzymali za niego kciuki.

- Co to za bełkot! Nazwisko durniu! Podaj mi swoje nazwisko! Natychmiast! - kapitan pieklił się rozjuszony na całego zaciskając pięści ze złości i z furią wpatrując się w tego bezczelnego gnojka.

- Z całym szacunkiem panie kapitanie ale zgodnie z regulaminem naszej jednostki personalia operatorów jednostki specjalnej są tajne! I nikt poza uprawnionym personelem nie ma prawa znać tych personaliów! Jeśli dostarczy mi pan takie uprawnienie z radością podzielę się z panem takimi informacjami! - cała 1-sza drużyna słuchała i obserwowała jak Donnie Darko odstawia właśnie jeden z tych bezczelnych numerów z jakich był sławny. Kpił sobie z Grubego w żywe oczy i to zgodnie z regulaminem! Co Bishopa wkurzało najbardziej.

- Ah tak? No proszę. Nie wiedziałem, że mamy tu prawnika. - zauważył zjadliwie kapitan chociaż ze złością zdał sobie sprawę, że trzymając się ściśle regulaminu to ten bezczelny gnojek ma rację. Po prostu oczywiste było, że jeżeli starszy stopniem żąda raportu i odpowiedzi to młodszy mu jej udziela. Natychmiast! A tu ten bezczelny…

- Tego nas uczyli na szkoleniu podstawowym panie kapitanie. - wyjaśnił uprzejmie bezimienny porucznik ubrany jedynie w wojskowy t-shirt i spodnie w jakich do tej pory spał w najlepsze.

- Milczeć! Żądam raportu na temat wykonywanego zadania! Mieliście doprowadzić to miejsce do porządku! Taki mieliście rozkaz! Podpisany przez waszego dowócę! Czyżbyście ignorowali rozkazy waszego bezpośredniego przełożonego?! - Bishop wskazał gestem na pokój który obecnie raczej nie zadowolił by żadnej inspekcji. Podobnie jak użytkownicy tego pokoju w swoim zdekompletowanym umundurowaniu. Gruby o tym wiedział więc skoro nie dało się z jednej strony ich podejść to próbował z innej. Temu nie mogli zaprzeczyć! Wszyscy spali zamiast sprzątać!

- Melduję posłusznie panie kapitanie, że właśnie jesteśmy w trakcie wykonywania tego zadania. Szło nam tak dobrze, że zarządziłem przerwę panie kapitanie bo sprzątanie to bardzo wyczerpujące zajęcie. A zgodnie z regulaminem mamy obowiązek każdą możliwą chwilę wykorzystywać na odpoczynek i sen byśmy w każdej chwili byli gotowi do podjęcia się każdego zadania jakie nam przydzieli nasz sztab i dowódca. Dlatego podczas tej przerwy zgodnie z własym sumieniem i obowiązkiem na rozkaz wszyscy poszliśmy spać aby zregenerować siły po tym wyczerpującym zadaniu i nabrać siły na kolejne. Dopóki pan kapitan nam nie przerwał wykonywania obowiązków zleconych nam przez naszego dowódcę kapitana Mayersa. - Darko przechodził samego siebie gdy tak słodko nawijał makaron na uszy. A wszystko brzmiało tak spójnie, logicznie i przekonywująco, że nawet jak wszyscy w pokoju zdawali sobie sprawę, że kpi z Grubego w żywe oczy to nawet Bishop zaniemówił z wrażenia słysząc takie banialuki. No ale w końcu się otrząsnął.

- Dość! Co ty chcesz mi tu wmówić?! Że Mayers kazał wam spać!? - bezczelność tego pyskatego dupka przechodziła wszelkie granice. Odkąd służył a warmii Bishop nie słyszał by ktoś tak bezczelnie łgał w żywe oczy. Starszemu stopniem! I to nawet mu brewka nie drgnęła pod tym fałszywym uśmiechem uprzejmego idioty!

- Tak jest panie kapitanie! I wykonywaliśmy właśnie ten rozkaz z pełną gorliwością i zaangażowaniem gdy pan kapitan nam przerwał! - Donnie zameldował usłużnie dlaczego pan kapitan co wpadł do nich z tą przyjacielską wizytą w gości zastał 1-szą drużynę w takim a nie innym stanie.

- Milczeć! - krzyknął rozjuszony kapitan nie mogąc znieść tego bezczelnego tonu. Niestety nie mógł się na razie przyczepić do tego cwaniaczka ale był pewny, że coś znajdzie. Rozglądał się właśnie po tym pokoju i tych przygłupach gdy dostrzegł pewną anomalię. Do tej pory ten wygadany go absorbował ale uznał, że i tak znajdzie jego nazwisko w aktach. Wystarczy sprawdzić kto dowodzi 1-szą drużyną. Ale w drugim szeregu łóżek jedno było puste. A właściwie na odwrót. Jego właściciel zamiast stać wyprężony jak struna podczas tej inspekcji to spał sobie w najlepsze. Niewiarygodne…

Bishop z niedowierzaniem przeszedł te parę łóżek by przyjrzeć się lepiej. No ale nie mylił się. Na jednym ze środkowych łóżek jakby nigdy nic spał sobie jakiś wojak. Przykryty kołdrą, z głową na poduszce i w ogóle. Jakiś Indianin. No szczyty. Po prostu szczyty. Bishop poczuł jak znów na nowo krew go zalewa. Jeszcze chyba większa niż na tego pyskacza.

- Co to ma znaczyć!? - kapitan krzyknął oskarżycielsko wskazując na śpiącego. Podszedł do łóżka bliżej i przyjrzał się spiącej twarzy. Jak on mógł spać?! Na pewno udawał!

- On jest chory panie kapitanie. Miał ciężkie dzieciństwo teraz reaguje bardzo nerwowo na wszelkie próby pobudki. Jak się go wyrwie znienacka ze snu zmienia się w maszynę do zabijania. Chwyta za maczetę i siecze z nią we wszystko co się rusza. Lepiej poczekać aż sam się obudzi. - Darko podszedł do pana kapitana by stanąć obok niego i służyć uprzejmą radą i informacją na temat śpiącego kolegi skoro już pan kapitan o to pytał.

- Poczekać aż się obudzi?! Kpisz sobie ze mnie!? - Bishop był oburzony takim zachowaniem. Nie wiedział kim jest ten pyskaty, może nawet mógł być jakimś poruczniczyną ale reszta to góra sierżant. Jak oni śmieli ignorować rozkazy oficera! I spać na służbie! Podczas inspekcji!

- To nie jest koniecznie panie kapitanie. Mówię jak najbardziej poważnie on ma żółte papiery. - Donnie cierpliwie i z nieskończoną uprzejmością tłumaczył panu oficerowi jak należy postępować z Dingo. Chociaż był pewny, że ich indiański kolega celowo sprowokował tą hecę. A skoro tak to zamierzał mu w tym pomóc.

- Żółte papiery?! Co ty chcesz mi powiedzieć?! Że to jest jakiś psychopata?! - zawołał rozwścieczony kapitan. To było niemożliwe! Przecież jednym z ogniw selekcji były psychotesty! I testy na inteligencję! Dlatego niemożliwe było by dostał się jakiś tępy osiłek co nie rozumie podstawowych poleceń czy regulaminu.

- Sam bym tego lepiej nie ujął panie kapitanie. - Darko uśmiechnął się usłużnie kiwając zgodnie głową, że oficer tak celnie ujął charakterystykę ich kolegi.

- Nonsens! Nie dam się zastraszyć! Ej ty! Wstawaj! - kapitan wzruszył swoimi potężnymi ramionami i zostawił tego nadętego cwaniaczka. Sam ruszył do śpiącego i bez ceregieli potząsnął za jego ramię aby ten się obudził. I faktycznie obudził. Choć przebieg tego przebudzenia całkowicie odbiegał od zamierzem budzącego oficera. Niespodziewanie śpiący Indianin wyszarpał spod poduszki maczetę i stal świsnęła tuż przed twarzą oficera. Ten wrzasnął i spanikowany odskoczył nagle a Indianin wyskoczył z łóżka i z dzikim wrzaskiem niczym jakaś pierwotna furia ruszył z maczetą w pościg za kapitanem.

- Proszę nie mieć do niego żalu! To nie jego wina! Jak kogoś zabije to się uspokaja! - Darko nie wychodził z roli uprzejmego i usłużnego podwładnego i wołał do pleców Dingo a zwłaszcza uciekającego kapitana. Reszta 1-ej drużyny wtórowała mu śmiejąc się do rozpuku.

- On mnie obudził. Nie lubię go. - burknął Dingo patrząc na już puste drzw na korytarz w jakich właśnie zniknął uciekający przed nim i jego maczetą oficer.

- Nikt go nie lubi. - poparł go Italiano patrząc na te same puste drzwi. Reszta drużyny też już przestawała się śmiać i zgodnie pokiwała głowami.

- Hej chłopaki! Bierzemy go? - Karen niespodziewanie zapytała trzymając w dłoni wojskowy pas. Reszta błyskawicznie zrozumiała jej intencję. Ale jeszcze kontrolnie spojrzeli na Darko który nimi dowodził gdy Krótkiego nie było w poblirzu. Darko zaś nie wahał się ani chwili.

- Bierzemy! Dajcie koc! I zostaw maczetę Dingo! Tylko pasy! - plan powstał błyskawicznie i równie błyskawicznie się za niego zabrali. Parę chwil potem na korytarz wybiegła grupka niezbyt kompletnie odzianych żołnierzy którzy dierżą pasy i koc pomknęli w ślad za umykającym kapitanem.

- Co za… Bezczelność… To jest atak! Ten maniak próbował mnie zabić!... I jeszcze ten bezczelny, pyskaty… - oficer logistyki schodził po schodach na dół jak na swoją tusze to całkiem prędkim krokiem. Ale jak się przekonał, że ten psychopata z maczetą już go nie goni to przestał biec. Już ochłonął na tyle by zacząć planować zemstę. Nie mają pojęcia z kim zadarli! Wtem coś kazało mu się odwrócić. Ale za późno. Zdążył tylko zobaczyć lecący koc i zasłonić się rękami. Koc opadł na niego i pewnie by się zaraz wyplątał gdy poczuł uderzenie jakby ktoś go kopnął. Jęknął i przewrócił się na plecy. Ale zanim coś zdążył zrobić spadły na niego kolejne ciosy.

Zaalarmowany hałasami na schodach starszy szeregowy Blitz wyszedł na korytarz by sprawdzić co się dzieje. I dostrzegł na schodach dziwną kotłowaninę. Niezbyt kompletnie ubrani żołnierze właśnie robili komuś kocówę wojskowymi pasami. Jeden z nich jakby stał na czujce bo dojrzał dyżurnego i z bezczelnym uśmieszkiem położył palec na ustach. Po czym gestem zaprosił go do powortu do dyżurki i nie mieszania się do tego. Blitz nie do końca wiedział który to jest ale kojarzył go chyba jako tego wygadanego z plutonu specjalnego. Zdecydowanie nie miał ochoty zadzierać z kozakami z plutonu specjalnego. Ani się mieszać w kocówę kogoś kto nosił na sobie wojskowe spodnie, buty i mokry płaszcz. Zupełnie jak ten kapitan co niedawno poszedł na górę. O tak, zdecydowanie nie chciał się w to mieszać. Więc tylko skinął głową i grzecznie wrócił do stróżówki.



10:15 Crys; stare kino


- Już jestem! Już się przebieram i zaraz będę gotowa! - długowłosa dziewczyna tylko śmignęła koleżance w przejściu między barem i zapleczem. Ta zdziwiona wzruszyła ramionami i podeszła do przejścia na zaplecze, weszła przez kawałek korytarza by w przejściu zobaczyć jak czarnowłosa w pośpiechu zdejmuje z siebie kurteczkę.

- Co tu robisz Crys? - zapytała zdzwiona koleżanka obserwując jak koleżanka na szybko próbuje się przebrać w strój służbowy.

- No wiem, spóźniłam się! Ale przez ten deszcz koniowóz utknął w jakiejś dziurze! To nie moja wina! Nie mów nic szefowi co? - Crys popatrzyła prosząco na koleżankę wieszając mokrą kurtkę na wieszaku.

- Dziś jest poniedziałek Crys. - koleżanka zwróciła jej uwagę ciekawa czy tamta wyłapie jakie to ma znaczenie.

- No tak, poniedziałek, chyba tak. - czarna głowa pokiwała się gdy dłonie zaczęły rozsuwać suwak bluzy i jednocześnie otwierać swoją szafkę. No i co z tego, że poniedziałek? Przecież miała zacząć o 10-ej! Ale tak naprawdę to zaspała. Nie było się co dziwić po takiej nocy. Nadal była trochę zmulona. Ale jak strzeli sobie kawę to powinno być lepiej.

- Dzisiaj masz wolne. - powiedziała koleżanka gdy potwierdziły się jej przypuszczenia co do stanu rozstrzepania czarnowłosej. Ta znieruchomiała nagle i zatrzepotała powiekami wpatrzona w nią jak w obrazek. - Spójrz w grafik. - podpowiedziała jej wskazując ręką na wiszacy na ścianie schemat z dyżurami. Czarnowłosa podeszła, odnalazła dzisiejszy dzień, datę… No faktycznie… Dzisiaj miała wolne. Jutro miała na 10-ą. Ale dzisiaj miała wolne. Cholera! To po co się zrywała jak poparzona!? Teraz zanim wróci do domu to znów prawie z godzina.



10:30 Crys i Olga; stare kino


Pokręciła się trochę na dole i koniec końców stwierdziła, że chyba może pogadać z szefową. Skoro już i tak już jest. W końcu miały z dziewczynami kręcić film i w ogóle. A szefowa przecież obiecała kogoś wysłać do ochrony. Dlatego powędrowała na zaplecze bo w gabinecie szefowej nie było. Nawet zawahała się czy nie wrócić po prostu do domu. Ale postanowiła spróbować. Szefowa miała teraz swoją sesję treningową. Wystarczyło pójśc na salę gimnastyczną.

Gdy Crys stanęła o parę kroków od tych zamkniętych, dwuskrzydłowych drzwi do sali gimnastycznej straciła rezon. Nawet na korytarzu słyszała odgłosy uderzeń. Pewnie w worek treningowy. Częste i zdecydowane uderzenia. Zapewne od ciosów zadawanych z całej siły. Widocznie szefowa była mocno zaabsorbowana tym treningiem. Jak zawsze.

~ Właściwie to to nie jest jej siłowania. ~ próbowała przekonać samą siebie. Właściwie to była to służbowa siłownia. Każdy z pracowników mógł tu wejść i zadbać o kondycję. Chociaż najwięcej korzystali z niej chłopaki z ochrony. Niemniej jakoś tak dziwnie się utarło, że jak szefowa trenowała to nikt jej nie przeszkadzał. Miała całą salę dla siebie. Chociaż Crys nie pamiętała by wyszło o tym jakieś zarządzenie. Nawet sama Orlov chyba nigdy nic takiego nie mówiła. Ale jakoś po prostu jak wszyscy wiedzieli, że ona w tą porę tu przychodzi to nikt nie odważył jej się przeszkadzać. Dlatego i Crys teraz mocno się wahała czy powinna.

~ Tylko rzucę okiem. ~ pomyślała z nadzieją i podeszła do drzwi by zajrzeć przez małe, siatkowane okienka w drzwiach. Ale nic jej to nie dało. Worki były umieszczone bardziej z lewej strony sali i przez okienka nie było ich widać.

~ Tylko tam zajrzę. ~ postanowiła, że lekko uchyli drzwi i zorientuje się jak się sprawy mają. I najwyżej się ulotni jak coś będzie nie tak i wróci do domu. Ledwo pchnęła drzwi by puścić żurawia od razu dostrzegła źródło hałasów. Szefowa była boso i była ubrane w sportowe, czerwone rybaczki do połowy łydek. Potem był pas gołych pleców aż do sportowego, szarego topu. No i kawałek karku i krótkich, prawie czarnych włosów. Właśnie mściwie kopała worek raz za razem aż łańcuchy na jakich był zawieszony brzęczały a on sam jęczał tak samo jak krótkowłosa bokserka.

~ Rany jakby ktoś tam stał to chyba by mu żebra poszły od takiego kopnięcia. ~ Crystal słyszała plotki o możliwościach jakie pod tym względem ma szefowa ochrony. I kilka razy nawet widziała ją w podbramkowych sytuacjach. Ale aż do tej pory nie zdawała sobie sprawy co znaczy zobaczyć ją w akcji. Przecież jakby kogoś tak kopnęła w głowę to chba by mogła zabić. A jak nie to pewnie i tak by padł jak kłoda. Szefowa zazwyczaj ubierała się jak kobieta interesu. Garsosnki, niezbyt krótkie mini, czasem spodnie od garnituru. Jak było trzeba to uniform oficera ochrony co poza patkami niczym nie różnił się od tych jakie nosili zwykli ochroniarze. Ale teraz jak kopała ten worek to wyglądała jak jakaś gladiatorka czy inna z MMA.

- Dzień dobry Crys. Długo zamierzasz tam stać? - niespodziewanie barmankę zaskoczył głos szefowej. Jak ona ją zauważyła?! No tak, pewnie w jakimś lustrze. Za długo tu stała i się na nią gapiła! Teraz już głupio było tak po prostu wyjść. Więc weszła z zaczerwienionymi policzkami jakby szefowa ją przyłapała na podglądaniu albo oglądaniu kolorowych pisemek pod ladą w pracy.

- Dzień dobry. - czarnowłosa przywitała się i weszła na środek sali. Właściwie to skończyły jej się pomysły co dalej powinna powiedzieć albo zrobić. Rozglądała się bezradnie po tych wszystkich rowerkach, atlasach i sztangach zastanawiając jak to ugryźć no i w końcu właściwie to chyba przyszła zapytać o ten film.

- Przyszłaś się spocić razem ze mną? - szefowa ochrony z rozbawieniem obserwowała nieporadność czarnulki. W końcu postanowiła się nad nią ulitować. Z satysfakcją obserwowała jak powoli wpada w jej pajęczynę.

- Tak, chyba tak… Chyba można tak powiedzieć. - zaśmiała się trochę onieśmielona barmanka. Może jakby szefowa jej pokazała co i jak to by jakoś to poszło?

- Dobrze. Chodź tutaj. Porobimy brzuszki. - skinęła na nią ręką i czarnowłosa bez wahania podeszła do niej bliżej czekając na dalsze polecenia.

- Ale chcesz ćwiczyć w tym stroju? Lepiej go zdejmij. Spocisz się. - poradziła jej wskazując dłonią w chwytnej rękawicy bez palców na swoją spoconą sylwetkę.

- Ah… No tak… Rzeczywiście… - Crystal spojrzała na siebie i stwierdziła, że faktycznie strój to ma słabo dobrany na takie ćwiczenia. W końcu nie spodziewała się żadnej gimnastyki tylko dnia w pracy. Ale teraz nadal było w tym czym przyjechała w tą słotę. Cofnęła się do stojaka ze sztangami i na nim zostawiła swoją bluzę zostając w samym podkoszulku. Nie był zbyt sportowy no ale pod spodem już miała tylko bieliznę. Spódniczki do kolan postanowiła nie ruszać, z tego samego powodu bo niewiele już tam miała pod tą spódniczką. Więc jeszcze tylko wzorem szefowej zdjęła buty i ruszyła z powrotem do niej. A szefowa z zadowoleniem obserwowała ten objaw posłuszeństwa.

- Dobrze to teraz ja będę robić brzuszki a ty mi trzymaj stopy bym się nie wywaliła. I licz ile. Robimy serię po dziesięć. - poinstruowała ją Orlov gdy usiadła na przygotowaną wcześniej matę. Crystal pokiwała głową i złapała za jej stopy i kostki aby przytrzymać je na tej macie. A Olga położyła się na wznak a zaraz oderwała głowę i łokcie do góry gdy sapiąc z wysiłku próbowała dotknąć łokciami kolan. A potem powrót na wznak. I cała operacja od początku.

- 1… 2… - Crystal z zafascynowaniem obserwowała walkę szefowej z samą sobą. Nie mogła się nadziwić. Jak ona to robi? Owszem była zadbana i zgrabna ale jakoś nie wyglądała na podpakowaną jak spora część chłopaków z ochrony. Miała ładną, kobiecą sylwetkę. Z daleka i w ubraniu to nawet wydawała się drobna. Zwłaszcza przy swoich “miśkach”. A sama przed chwilą widziała z jakim impetem tłukła ten worek. Gdzie ona mieści tyle siły?

- Mam rozchylić szerzej uda czy od razu ściągnąć spodnie byś mogła sobie popatrzeć? - Crys z zażenowaniem uświadomiła sobie, że na w pół świadomie wpatruje się w punkt przed siebie pograżona w tych swoich rozmyślaniach. No ale jak widocznie zauważyła Olga ten punkt był akurat na złączeniu czerwonych, sportowych spodni więc chyba wyglądało dość dziwnie jak właśnie tam się wpatrywała barmanka.

- Oh nie! To tylko tak! Wcale nie trzeba! - Crystal znów poczerwieniała z zażenowania i próbowała jakoś się wytłumaczyć. A w duchu Olga miała niesamowitą frajdę obserwować jej zmieszanie. Zwłaszcza, że w niej samej powoli budziły się hormony od bliskości tego młodego, ponętnego ciała. Tak rozkosznie zażenowanego. Co prawda uważała się za drapieżnika. I uwielbiała polowania na swoim rewirze na te nowe, brudne, wywłoki jakich należało zrewidować i pokazać kto tu rządzi. A pod tym względem Crys od dawna była jej zdobyczą. Ale była na tyle nietuzinkowa, że wciąż ją bawiła i interesowała. O choćby właśnie z takich powodów jak tu i teraz.

- Czyli nie chcesz mnie widzieć bez spodni. - Olga zrobiła mądrą minę gdy tak wygodnie na wpół leżała na tej macie oparta na obu łokciach i czuła jak dłonie na jej kostkach z każdą chwilą wilgotnieją bardziej w miare jak twarz jej właścicielki czerwieniała i wydawała się coraz bardziej zmieszana.

- Oh nie! Znaczy chcę! Znaczy nie chcę! Znaczy nie trzeba… - barmanka szybko próbowała się wytłumaczyć ale jakoś sama sobie zdała sprawę, że nie bardzo wie co powinna odpowiedzieć. Czuła się dziwnie. Jakby bliskość szefowej pobudzała ją nie tylko fizycznie. Gdzieś tam na karku zaczynały stawać jej włoski i czuła coraz silniejsze mrowienie. Zwłaszcza jak przecież robiły “to” już wcześniej. Ale oczywiście to zawsze szefowa inicjowała “to”.

- Nie interesuje mnie co chcesz albo nie. - Olga uznała, że czas sprawdzić czy podwładna nadal pamięta o właściwych relacjach, reakcjach i zachowaniu. Wysunęła jedną stopę z jej dłoni i bez pośpiechu położyła jej palce na kolanie czarnulki jakie opierało się na macie. Crys obserwowała ten ruch jak mysz zbliżającego się węża. I czuła się równie bezradna na taki atak. Przyspieszał jej oddech i zaczynała mieć problemy z koncetracją widząc jak ta jasna stopa kontrastuje na czerni jej pończoch i czując jej dotyk na swoim kolanie.

- A właściwie to przyszłaś tu tylko po to, żeby się ze mną spocić? Czy jest jeszcze jakiś inny powód? - Orlov już była pewna, że będzie wszystko po jej myśli. Ale syciła się tą grą i smakiem. Z premedytacją gdy zadała pytanie jej stopa powoli zaczęła sunąć w górę czarnego uda barmanki.

- Co? Aa… ee… nie… znaczy tak… bo rozmawiałam z dziewczynami i chcą robić nowy film… i chciały poprosić o tą ochronę od nas… - Crys dzielnie próbowała zachować zimną krew. Nawet była wdzięczna szefowej, że o to zapytała. To jakoś było teraz łatwiej. Nawet udało jej się częściej zerkać na jej twarz niż sunącą po udzie stopę.

- Nowy film? Jaki? Gdzie? Kiedy? I patrz na mnie jak do ciebie mówię. - szefowa wciąż oparta na łokciach i macie bawiła się przednie tą swoją władzą nad uległością tej drugiej. Chociaż te wieści jakie przekazała były całkiem ciekawę. Tymczasem wysłała swoją stopę na wycieczkę po tym przyjemnym w dotyku ciele. Przesunęła się na brzuch który oddychał coraz szybciek i nieco złośliwie nacisnęła to duże i miękkie miejsce wywołując nerwowe przełknięcie śliny u swojej podwładnej.

- Za dwa tygodnie. W sobotę rano. Chyba o 10-ej. W starej szkole. Bo to ma być w szatniach. - czarnowłosa musiła bardzo walczyć z samą sobą by utrzymać wzrok na twarzy szefowej. Przeklęta! Chyba bawiła się świetnie. I robiła się coraz bardziej nakrecona. Ale… Ale Crys czuła się podobnie. Jęknęła cichutko gdy stopa szefowej zaczeła sprawdzać jędrność jej biustu.

- Co ma być w tych szatniach? - szefowa dalej prowadziła to przesłuchanie bawiąc się przy tym w najlepsze i łącząc przyjemne z pożytecznym. Widocznie te dwie numerantki Steve’a chyba na poważnie wzięły się za te filmowanie. I trzeba będzie coś z tym zrobić. Na początek dać ochronę. Bo póki te łapsy szalały na mieście to strach było dziewczynom wychodzić na zewnątrz. W końcu w zeszłym tugodniu to ich tam złapali chyba cztery czy pięć. A nie, że jedną czy dwie.

- Noo… Mamy kręcić film… Ten o Mary Sue i pani profesor… tylko tym razem z brudną koleżanką i kolegami… - barmanka przełknęła ślinę i zdawała sobie sprawę, że chyba zdradza wszelkie oznaki podniecenia. Olga mimo wszystko też. Poznawała po tym jej głosie i spojrzeniu. Ale jak zwykle nie na darmo wyzywali ją od królowej lodu. Za plecami oczywiście. I panowała nad sobą o wiele lepiej. A jej stopa tymczasem zostawiła piersi w spokoju i sunęła wyżej. Przez szyję do policzka a tam jej palce zaczeły bawić się sunąc i podrażniając usta barmanki.

- Mary Sue z kolegami. I brudną koleżanką. A kto będzie grał rolę tej brudnej koleżanki? - szefowa ochrony pytała jakby nigdy nic. Zupełnie jakby rozmawiały gdzieś w biurze albo przy jednym ze stolików na jednej z sal kina. Nie oczekiwała odpowiedzi. Przynajmniej nie werbalnej. Bo właśnie wsunęła stopę w usta rozmówczyni i cieszyła się tym przyjemnym, mokrym ciepłem jej buzi. Ale Crys jej nie zawiodła i ręcznie wskazała na siebie jako odtwórczyni tej drugiej kobiecej roli.

- Brudna koleżanka pasuje do takiej brudnej wywłoki jak ty. - stwierdziła w końcu wyjmując stopę z tych gościnnych ust i wracając na niższe rejony ciała.

- Dziękuję. I będzie jeszcze chyba Karen. Taka koleżanka z pracy Steve’a. Ale nie jestem pewna kogo będzie grać. - czarnowłosa oddychała już całkiem szybko czując jak stopa szefowej przez piersi i brzuch wróciła z powrotem na jej udo. Próbowała sobie przypomnieć co tam jeszcze na koniec było mówione o tym filmie. Ale jakoś pamięć jej szwankowała coraz bardziej. A manewry szefowej na jej udzie jakoś wcale nie pomagały w tej koncentracji.

- To przekaż im, że chcę wiedzieć gdzie dokładnie chcą kręcić ten film. W której szatni. I ktoś od nas musi tam pojechać wcześniej i rzucić okiem jak to wygląda. I jeszcze na jak długo, ile godzin. O tej 10-ej to jest zbiórka czy już początek zdjęć? - Krótkowłosa brunetka takie podstawowe dane analizowała praktycznie na bieżąco. Zdawała sobie sprawę, że to chyba świeża sprawa i pewnie jeszcze na mocno szkicowym etapie. Niemniej potrzebowała tych danych i liczyła, że jak nie przez Crys to przez te dwie producentki jakoś się zawczasu dogadają o te detale. Jak za 2 tygodnie to jeszcze było trochę czasu. Obserwowała jak czarnulka kiwa głową i dopiero wtedy zanurkowała swoją stopą pomiędzy jej uda i pod tą jej sukieneczkę. I im głębiej tam się zapuszczała tym się robiło cieplej, przytulniej i przyjemniej. A ta druga już dyszała jak lokomotywa. Zresztą. Olga sama czuła, że już ta mała, puszczalska wywłoka rozkręciła ją na całego. A wychodziło na to, że obie mają ochotę na tą grę.

- Co? Na 10-tą? Tak, na 10-tą… Znaczy nie wiem… Na razie… Tylko tak rozmawialiśmy… - czarnulka czuła jak stopa szefowej doszła do mety pod jej spódniczką. I chociaż z góry widziała tylko jej zarys niczym trzecią nogę między jej nogami to tam niżej czuła tą stymulację tego swojego najwrażliwszego miejsca. I żałowała, że założyła bieliznę. Tylko przeszkadzała teraz! Za to na rozmowie mogła się skupiać coraz mniej. Już nawet nie do końca była pewna o co Olga ją pyta.

- Rozumiem. W takim razie… - Olga wciąż podpierała się na łokciach ale strasznie bawiło ją to co się zaraz stanie. Niespodziewanie cofnęła swoją nogę spomiędzy gościnnych ud i majteczek tej drugiej zaskakując ją całkowicie. Ale to nie był koniec niespodzianek. Wystrzeliła obie swoje nogi do przodu, oplotła nimi tors barmanki i szarpnęła ją ku sobie tak, ze teraz Crystal wylądowała z twarzą gdzieś pomiędzy jej kolanami. I jak spojrzała z zaskoczeniem w górę czekając na jakieś wyjaśnienia to w pierwszej perspektywie miała te czerwone uda, tors i dopiero potem krótkowłosą twarz szefowej.

- Możesz mi zdjąć spodnie. Mam nadzieję, że zajmiesz się odpowiednio tym co tam znajdziesz. - Orlov zdradziła uległej partnerce po co ją ściągnęła do tego poziomu okraszając to uśmieszkiem wyższości.

- Dziękuję. Oczywiście. - Crys się uśmiechnęła również, nieco się podniosła by rozwiązać tasiemki czerwonych spodni i strasznie jej ulżyło, że mimo wszystko przeszły do tej zabawy jaką obie tak lubiły.



11:00 Gruby i Thunderbolts; Wild Water Barracks


- Ah tak! Takie z was cwaniaki tak?! Myślicie, że ta podła, podstępna napaść na oficera ujdzie wam na sucho?! - oficer o sporych gabarytach przechadzał się wśród strug deszczu. Z mściwą wściekłością wpatrywał się w szereg postaci. Nie dał szans im się ubrać więc stali w samych koszulkach i co najwyżej bluzach na tym deszczu trzęsąc się z zimna. I dobrze! Niech mają za swoje! Prawie tuzin ludzi stał w równym szeregu gotów na jego rozkazy. Nie mieli prawa ani odwagi otwarcie mu się przeciwstawić. Był w końcu starszy stopniem i musieli wykonywać jego rozkazy! Ale odwdzięczali mu się złowróżbnym milczeniem i ponurymi spojrzeniami. Ale był zbyt wściekły by się tym przejmować. Zresztą tym razem był przygotowany i wezwał MP na wsparcie. Musiał tylko wiedzieć kogo mają aresztować.

- Na co czekacie tumany! Przyznać się! Przyznać się kto mnie napadł! Ale już! Winowajca wystąp! Albo oberwie wam się wszystkim! - kapitan Bishop pieklił się na całego za tą swoją ujmę na honorze. Zrobili mu kocówę! Jak oni śmieli! Oficera! Skandal! O nie! Nie podaruje im tego choćby błagali go na klęczkach! Albo nawet ten ich Mayers! Z nim też się policzy! Ale najpierw musiał załatwić to tu i teraz. Dobrze, że tego nadętego żigolaka tutaj nie było to zdąży ich urobić zanim przyjdzie. I dostanie w twarz raport. Niech sobie odwiedza tych swoich bandytów w areszcie! O tak, i jeszcze pójdzie ze skargą do Starego. Niech weźmie Mayersa na dywanik. Niech ich wszystkich weźmie! O tak, polecą głowy! Nie ma żartów z kapitanem Bishopem! Właśnie tak chodził kilka kroków od tego moknącego i marznącego szeregu ubranego zdecydowanie zbyt lekko na taką niepogodę. Gdy wreszcie doczekał się na ich reakcję.

- Co to ma być?! Co to ma znaczyć?! To jakaś kpina!? Powiedziałem winny wystąp tumany! - w pierwszej chwili nie mógł uwierzyć w to co zrobili. Tak zgranym ruchem, że nawet nie zdążył wyłapać kto był pierwszy. Albo chociaz jeden z pierwszych. Ale cała 1-sza drużyna plutonu specjalnego zrobiła krok do przodu gdy kazał wystąpić winnym. W tym swoim zbuntowanym, ponurym milczeniu. Więc kazał tym tumanom przyznać się indywidualnie. Czego nie można zrozumieć w tym prostym poleceniu?! A ci znów to samo! Cała jedenastka zrobiła krok do przodu rozchlapując kałuże i błoto ale żaden się nie wybił ani nie został w tyle.

- Ahh taak?! Tak chcecie to załatwić?! Dobrze! Nie chcecie mi podać winnego to sam go znajdę! - rozwścieczony oficer skrócił odległość. I z bliska zaczął przyglądać się twarzom i sylwetkom wyprężonym na baczność. Teraz ich miał w garści. Na środku placu, z MP pod bokiem i pewnie masą świadków co obserwowali scenę z okien. Nie odważą się z nim zadrzeć! Z bliska obserwował te blade od zimna i dreszczy twarze. A niby tacy specjalsi! A tu proszę! Trzęsą się jak galareta! A jednak byli tak idiotycznie uparci! Czego nie rozumieli?! Że już i tak wygrał to starcie. Wreszcie znalazł ofiarę. Idealną!

- Ty! Trzy kroki wystąp! - wskazał na smukłą sylwetkę a ta karnie wystąpiła i wyprężyła się na baczność przed szeregiem braci. - Nie chcecie się przyznać? Dobrze! Bardzo dobrze! W takim razie ta ochotniczka będzie nam prezentować jak się robi pompki! Dotąd aż się znajdzie winowajca! A ty na co czekasz!? Padnij i odliczaj! Na głos! - kapitan czuł się panem sytuacji zdając sobie sprawę, że dobrze trafił. Widział w tych zmokniętych, zziębniętych twarza gotującą się wściekłość gdy obserwowali jak jedyna kobieta w ich plugawym oddziale pada w błoto przed nimi wszystkimi i zaczyna na głos odliczać te pompki.

- 1… 2… - Karen od zewnątrz marzła z zimna i deszczu. Już miała dreszcze. A jeszcze musiała z bliska mazać się w tym błocie podczas tych pompek. Ale od wewnątrz gotowała się z wściekłości na tego spasionego dupka. Nie miała jeszcze pojęcia jak i kiedy ale była pewna, że odpłacą gnojkowi za to wszystko!

- Co tam się dzieje? - starszy szeregowy Blitz sam nie był pewny co właściwie ogląda. Najpierw ta kocówa a teraz… chyba odwet. Widzieli jak żelazne łby wpadły na górę i po chwili wygnali grupkę specjalsów na plac apelowy. Gdzie czekał już na nich ten gruby kapitan co dopiero co dostał od nich baty na schodach. A teraz ich szurał po tym placu w samych podkoszulkach. A przecież padało i w ogóle była jesienna chlapa.

- Coś co nie powinno. - kapral też oglądał to wszystko przez otwarte drzwi na zewnątrz. Nie wiedział o co chodzi. No ale wiedział, że ci w podkoszulkach to są z plutonu specjalnego. A ten grubas szurał ich jak jakichś rekrutów na szkoleniu podstawowym. I to chyba tych co tydzień temu mieli tą akcję na mieście. Co odbili te zakładniczki z rąk porywaczy. Dzisiaj było o tym w gazecie. Nawet wywiad z laską z tych specjalsów. Ładnie się czytało. Ta laska co robiła z nią ten wywiad ładnie to napisała. I przekaz był jasny, że ci specjalsi odwalili kawał świetnej roboty na mieście. Uratowali wszystkie zakładniczki i to bez strat własnych. I co prawda zdjęcie w gazecie było w kominiarce ale w tej drużynie była tylko jedna laska. Właśnie ta co teraz na środku placu, w tym deszczu i błocie robiła pompki dla satysfakcji tego spaślaka. Może właśnie to przekonało kaprala do podjęcia decyzji.

- Blitz skocz na szkoleniówkę. Kapitan Mayers powinien tam być. I powiedz mu co tu się dzieje. - zwrócił się do kolegi młodszego o stopień. Ten pokiwał głową i złapał za swój płaszcz by wypełnić polecenie. A potem wyszedł szybkim krokiem na ten deszcz. Kapral nie był pewny czy postępuje słusznie i czy powinien się wtrącać. Ale jakoś nie bardzo podobało mu się by oddział liniowy był szurany po placu w tym deszczu i błocie przez jakiegoś zasrańca z zaplecza.



11:15 Ramsey; motel


- Kolega mi mówił, że masz dobrą świnię. - nowy klient wszedł do recepcji motelu, rozejrzał się trochę ale w końcu podszedł do lady i zapytał recepcjonisty. Zostawiał za sobą mokre ślady bo wilgoć ściekała z jego kurtki i butów jak na zewnątrz wciąż padało. Pytanie było trochę dziwne. Od obcego. I recepcjonistę trochę zmieszało.

- Kolega mówił, że mam dobrą świnię? Jaki kolega? - recepcjonista był w średnim wieku i tatuśkowatym wyglądzie. Zmrużył oczy licząc, że klient wyjaśni dokładniej o co mu chodzi.

- Kolega co mówił, że masz dobrą świnię. Taka co zna dobre sztuczki. I chętnie je pokazuje. - Ramsey mruknął przez ladę patrząc na tego facecika o niezbyt ciekawej aparycji. Normalnie by go minął na ulicy i nawet o tym nie pamiętał. Ale w głowie zapaliła mu się żaróweczka. Nie zaprzeczył nic o żadnej świni. Tylko dopytywał się skąd o niej wie. Przypadek?

- No nie jestem pewny czy dobrze się rozumiemy. Coś jeszcze mówił ci ten kolega? Jak się nazywał? - recepcjoniście nie bardzo się spodobał ten nowy. Zwłaszcza, że przez ten deszcz nikogo więcej tu nie było i byli sami. Coś było w jego spojrzeniu, że wolał załatwić z nim sprawę łagodnie. I liczył, że dowie się kto mu dał ten namiar. To by go uspokoiło.

- Taki co robi dla Świniaka. I powiedział, że u ciebie mogę sprawdzić dobrą świnię, żeby załapać o co chodzi. Nowy jestem w mieście. - burknął Ramsey modląc się w duchu by dobrze to odgadł i rozegrał. Czuł, że jest na dobrym tropie ale na razie musiał być ostrożnie. Chociaż najchętniej to by złapał tego gnojka, wyciągnął zza tej lady i…

- A! Od Świniaka! A no to wszystko jasne! - twarz recepcjonisty rozjaśniła się uśmiechem. - No właśnie widzę, że pierwszy raz cię widzę. No tak, mam taką dobrą świnię. Możesz sobie ją sprawdzić jak tylko chcesz. Lubi wszystko i z każdym, naprawdę mało wybredna świnia, łyka wszystko jak prawdziwa świnia! He he he… eee heh… No tak ale to pewnie ci kolega powiedział, że to jednak trzeba zapłacić. - hotelarz mówił sobie już raźnym tonem i nawet powiedział swój ulubiony świński żarcik no ale się trochę stropił gdy ten nowy się nie roześmiał. A zwykle przecież wszystkim się ten żarcik podobał. No trudno. Mogli i tak przejść do interesów.

- Ile? - ten nowy zapytał krótko wcale nie zdradzając oznak rozbawienia. Musiał trzymać nerwy na wodzy chociaż serce biło mu w piersi jak dzwon. Gdzieś tu była jedna z tych porwanych dziewczyn!

- No to dobra świnia a nie jakaś zwykła dziwka. To będzie ze 100 papierów za godzinę. I nie wnikam co tam będziesz z nią robił. To taka specjalna zniżka dla chłopaków od Świniaka. - no to skoro rozmawiali o interesach no to czas było przejść do konkretów. Klient wyjął portfel i bez słowa położył na blat 10 papierów które szybko zniknęły w kieszeni sprzedawcy. Po czym ten dał mu znać by poszedł za nim. Ubrał swoją kurtkę i ruszyli korytarzem. Recepcjonista rozumiał, że robi rolę przewodnika więc naturalne było, że szedł trochę przodem. Ale ciarki go przechodziły gdy czuł obecność tego nowego ze dwa kroki za swoimi plecami. Wyszli na zewnątrz i przeszli do czegoś co wyglądało jak skrzyżowanie warsztatu, garażu i jakiegoś magazynu. Tam otworzył drzwi, weszli do środka, zamknął drzwi i dał znać by przejść dalej.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline