Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2020, 18:57   #225
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 45 - Kacowe rozterki 4/6

11:20 Świnia 29; motel


Zerwała się na równe nogi gdy tylko usłyszała kroki na zewnątrz. A potem znajomy szczęk otwieranych drzwi. Jaka to była pora? Chyba wcześnie. W tej klitce nie było okien to nawet nie wiedziała czy jest dzień czy noc. Ale chyba dzień. Bo ten pierdziel przyniósł jej jedzenie. I kazał się obciągnąć. Bo jak lubił mawiać porządnie obciągnięty pracownik jest o wiele wydajniejszy. No to mu obciągnęła. Ale teraz? Wrócił po coś? Czy kolejny skuriwel? Zazwyczaj nie przychodzili tak wcześnie.

Otwierane drzwi szybko wyjaśniły sprawę. Wszedł jej właściciel z jakimś łysym typem w mokrej kurtce. Więc pewnie padało. Deszcz akurat słyszała przez dach. Jak bębni od góry. Westchnęła w duchu widząc tego nowego. Wyglądał na krzepkiego. Niedobrze. Pewnie nie przyjechał tylko na obciąganie. Nigdy nie przyjeżdżali tylko po obciąganie.

- No to ta nasza mała, słodka świnka. No to tak. Masz godzinę i zostawiam was samych. Jak chcesz więcej to nie ma problemu no ale to poleci kolejna stówka. No i jak skończysz to zamknij drzwi na skobel. Ona jest na łańcuchu no ale sam wiesz, po co kusić los. - właściciel swojej świni sprawnie tłumaczył nowemu co i jak tutaj działa. Potem już będzie wiedział no ale ten pierwszy raz to trzeba było mu wyjaśnić. Nowy rozejrzał się po czymś trochę mniejszym od standardowego garażu. Co to kiedyś było? Jakiś magazynek czy co. Teraz przy ścianie naprzeciwko drzwi było łóżko, przy bocznych ścianach regał, stół dwa proste krzesła. No i ta młoda dziewczyna w dżinsach i podkoszulku z obrożą na łańcuchu zamkniętą wokół szyi.

- Na co czekasz? Przedstaw się panu. - chwilę ciszy przerwał głos gospodarza strofujący swoją własność. Dziewczyna jakby przypomniała sobie po co tu jest bo szybko podeszła do nowego łapiąc go za ręce. Przy okazji odkryła, że ma całkiem mocne, solidne dłonie. Niedobrze. Ale grała dalej wyuczoną rolę.

- Jestem twoją świnią i chciałabym spełnić twoje życzenia! Mam nadzieję tak cię zadowolić byś wrócił do nas ponownie! - zapiszczała mu prosto w twarz wesołym głosikiem. Tą formułkę miała opanowaną na tyle, że mogła ją mówić na zawołanie każdemu i o każdej porze a i tak wyglądało przekonywująco.

- Co to jest? - gdy ta młoda dziewczyna przykleiła się do niego to całkiem świadomie zaprezentowała mu swój dekolt by mógł tam zajrzeć. Chociaż w koszulce to nie dawało takiego efektu jak wtedy gdy miała na sobie jakąś fajną bluzkę albo kieckę. Ale o tej porze rzadko ktoś przyjeżdżał to nie była przygotowana.

- To? To są piersi kolego! Świńskie piersi. Dobra świnia musi mieć piersi, boczek i szyneczki no i nasza ma! Sam zobacz! - sprzedawca wesoło prezentował towar i na dowód złapał swoją własność za te piersi i zamaszyście klepnął jej zgrabne szyneczki a ona zaśmiała się cicho. Chociaż trochę sztucznie.

- Pytałem o to. - łysy ponurak odchylił nieco dekolt koszulki by wskazać na stare ślady przypaleń po papierosach jakie dało się dostrzec na tym dekolcie.

- A to… A masz ochotę? Ona to lubi, kręci ją to aż chrumka z zadowolenia. Masz fajki? Jak nie masz mogę ci pożyczyć ze swoich. - gdy już zorientował się o co chodzi temu nowemu to szybko objaśnił jak to działa. No w końcu po to się używało świń by nie słuchać tych durnot od dziwek i ich alfonsów, że czegoś nie wolno. Ze świniami to nie było, że czegoś nie wolno! Jeszcze spojrzał wymownie na swoją świnię by dać jej to do zrozumienia.

- O tak, jak tylko masz ochotę to oczywiście możesz mnie przypalić! - świnia właściwie rozczytała aluzję właściciela i szybko zapewniła o swojej gotowości do pełnej współpracy. Przez moment wahała się czy nie poprosić o oszczędzenie twarzy ale praktyka nauczyła ją, że takie prośby nic nie dają a wręcz działają jak płachta na byka. A potem jeszcze ten stary pierdziel jej dawał coś od siebie za to jojczenie więc przestała prosić.

- Aha. Więc mogę cię przypalić. Co jeszcze mogę? - nowy pokiwał swoją łysą głową zerkając wciąż na ten przypalony dekolt.

- Wszystko! No pokaż świnko swoje zabawki! - właściciel ponaglił swoją własność do ruchu i ta skawpliwie pokiwała swoją głową. Odkleiła się od mokrej kurtki jaka zmoczyła też jej koszulkę przez co ta zrobiła się tam i tu dość prześwitująca i schyliła się by wyciągnąć spod łóżka jakieś pudło. Po czym zaczęła prezentować zabawki rodem z dawnego sex shopu i szybko tłumacząc co i dlaczego lubi. Naprawdę była w tym dobra. W końcu robiła to prawie przy każdym nowym kliencie.

- To na jaką zabawkę miałbyś ochotę się ze mną pobawić? - zapytała na koniec ponętnie machając paskiem knebla w jednej dłoni i kajdankami w drugiej.

- Na żadną. Mam swoje zabawki. - mruknął ponurak trochę zaskakując oboje gospodarzy. Zerknęli jak sięga pod mokrą kurtkę i coś z niej wyjmuje. Jakaś ciemna, tuba. Latarka? Ale jeden gwałtowny ruch dłoni, świst powietrza i okazało się, że to składana pałka teleskopowa. Dziewczyna sapnęła cicho i spojrzała z zaniepokojona na obu mężczyzn i w końcu znów na pałkę.

- No ale to… co chcesz z tym zrobić? Wsadzić jej to? - właściciel też poczuł nutkę zaniepokojenia. Od początku ten łysol mu się nie podobał! A teraz jeszcze ta pałka! Świnia też nie była w ciemię bita by nie rozpoznać zagrożenia. Więc próbowała jakoś odciągnąć jego uwagę.

- O tak, wsadź mi to! Bardzo głęboko! Uwielbiam jak jest głęboko! A powiedz, gdzie masz ochotę mi wsadzić? Na pewno mi się spodoba! - zapiszczała znów z pełnym przekonaniem i zaangażowaniem. Ponownie przykleiła się do tej mokrej, zimnej kurtki obejmując go jak jakaś wielbicielka swojego idola. I naprawdę wolała poczuć w sobie tą pałkę niż na sobie!

- Nie chcę ci jej nigdzie wsadzać. - burknął łysol w mokrej kurtce nijak nie próbując objąć czy przytulić wdzięczącej się do niego dziewczyny. Ta spojrzała z niepokojem ponad jego ramieniem na swojego właściciela. Chyba na to nie pozwoli!? Przecież jak ten psychol ją stłucze to nie będzie mogła pracować! On też będzie stratny!

- Aha… No ale… To wtedy będzie drożej. - właściciel świni zastanawiał się chwilę. Ale szybko doszedł do wniosku, że trudno by mu było odmówić temu łysemu. Jakiś tak był ponury i groźny. Nieprzyjemny. Jak już miał się na kimś wyżyć to lepiej na świni. Przecież od tego są świnie. Ale musiał zachować pozory no i zminimalizować straty. Jak zapłaci więcej to tak jakby zapłacił za paru klientów których świnia po jego wizycie nie będzie mogła obsłużyć.

- Ile? - nowy nie zmienił swojego tonu ani spojrzenia. Tylko tym rybim, martwym wzrokiem wpatrywał się gdzieś w dal ponad głową dziewczyny. Ta posłała przerażone spojrzenie swojemu właścicielowi słysząc ten wyrok i szybko podniosła głowę do góry. Obi nie miał tyle papierów! Oby się nie dogadali!

- No to… będzie z 5 stówek. No wiesz, jak ona nie będzie zdolna do pracy przez parę numerków no to będę stratny. - właściciel poczuł, że się zaczyna pocić. Doszedł do wniosku, że powinien zażądać o wiele więcej. Ale też bał się reakcji gdyby tamten się nie zgodził tyle zapłacić a nie chciał awantury. 5 stówek wydało mu się takim kompromisem w sam raz. Ale ostatecznie mogli jeszcze negocjować.

- 5 stówek? Dobra. - nowy skinął głową przyjmując tą cenę bez zmrużenia oka. A świnia widząc na co się zanosi odkleiła się od niego. Zaczęła się cofać w stronę łóżka jakby tam miało być bezpieczniej.

- Nie, nie… proszę… to nie jest konieczne… będzie jak zechcesz… - bełkotała próbując desperacko przekonać go do zaniechania użycia tej pałki i przybrać kuszący wyraz twarzy. Ale czuła, że strach za bardzo nią zawładnął by to jej zgrabnie wyszło.

- No to zapłacisz teraz? Czy jak skończysz? - jej właściciel widział na co się zanosi i szczerze mówiąc nie miał ochoty tu zostawać. Normalnie brał papiery z góry no ale tym razem ostatecznie mógł zrobić wyjątek. Jak ten psychol spuści nieco pary to chyba powinien być spokojniejszy.

- Teraz. - mruknął klient i uniósł pałkę do góry by zadać pierwszy cios. Świnia widziała błysk w jego oku i wrzasnęła z przerażenia. Potknęła się i upadła tyłkiem na łóżko zasłaniając się rękami i nogami. Schowała za nimi głowę gdy usłyszała krzyk. Męski krzyk pełen bólu i zaskoczenia. Szybkie męskie oddechy. I świst powietrza przecinanego przez teleskopową pałkę. To było tak zaskakujące, że aż nie wiedziała co zrobić. Co tu się działo?! W końcu odważyła się spojrzeć. I widziała jak jej właściciel wije się na podłodze próbując rękami zasłonić się przed spadającymi na niego ciosami. Dokładnie tak samo jak przed chwilą sądziła, że ona tak będzie bita. A ten nowy katował jej właściciela jeszcze na koniec sprzedając mu kilka, bezlitosnych kopniaków w zwinięte i skurczone ciało. I zamarła gdy się odwrócił i spojrzał znów prosto na nią. Twarz miał trochę zaczerwienioną, trochę się zasapał a tam i tu na twarzy miał małe kropelki krwi. Wyglądał potwornie! Jak jakiś psychol! Niespodziewanie sięgnął po coś pod kurtkę.

- Nie, nie! Proszę! Nie zabijaj mnie! Zrobię co zechcesz! - do świni nagle dotarło, że teraz kolej na nią. Stłucze ją i zabije. Może wcześniej zerżnie. Albo potem. Pewnie dlatego pozbył się świadka. A teraz sięgał po nóż albo pistolet.

- Detektyw Ramsey. Policja. - kompletnie zgłupiała gdy zobaczyła policyjną odznakę jaką wyjął. Detektyw? Policja? O co mu chodzi? Kompletnie nie umiała sobie tego jakoś ułożyć w zrozumiałą całość.



11:30 Ramsey i Świnia 29; motel


Oglądała ten świat o którym wiedziała, że istnieje. Ale nie sądziła, że go jeszcze kiedyś zobaczy. Deszcz. Ulica. Ludzie. Samochody. Mało ludzi i samochodów. Pewnie przez deszcz. Siedziała na tylnym siedzeniu samochodu. Słuchała jak deszcz bębni o dach, maskę i szyby. Bała się poruszyć. Więc tylko się rozglądała. Trochę chłodno. Bo była tylko w dżinsach i podkoszulku. Nawet klapki gdzieś jej spadły po drodze jak ten łysy ją przyniósł na rękach przez podwórze, jakiś motel i znów na zewnątrz, do tego samochodu. Tu ją postawił na ziemi. Czuła pod stopami zimne błoto i wodę. A koszulka jej przemokła. Otworzył tylne drzwi i kazał jej wejść do środka. Oczywiście wykonała to polecenie bez szemrania. Potem ją zamknął i powiedział, że zaraz wróci. I wrócił do tego budynku zostawiając ją samą.

Co teraz będzie? Kim on jest? Czego od niej chce? Kompletnie nie wiedziała czego się teraz powinna spodziewać. To teraz będzie jego świnią? No chyba tak. Bo po co by ją gdzieś wiózł. Byle nie do chlewni! Nagła myśl ją ożywiła. Dopiero teraz przyszło jej do głowy, że on może ją chcieć zabrać do chlewni! Tylko nie to! Rozejrzała się szybko po samochodzie. Szarpnęła za zamek ale drzwi się nie otwarły. Ani okno. A od szoferki rozdzielała ją krata. Rozejrzała się po ulicy ale jak na złość jak były jakieś sylwetki to zbyt daleko by miały szansę usłyszeć jej krzyk. Nic nowego. Nikt nigdy nie słyszał jej krzyków.

- Masz prawo nie potłuc się spadając ze schodów. - warknął cicho ale dosadnie mężczyzna w deszczaku prowadząc przed sobą skutego aresztanta. Wyszli właśnie przed motel i detektyw tak go mocno popchnął, że pobity i skuty hotelarz musiał stracić równowagę i poleciał na łeb i szyję po tych schodach trafiając w kałuże na chodniku.

- Wstawaj bo ci dołożę próby oporu przy aresztowaniu. - burknął kopiąc w tyłek podnoszącego się mężczyznę. Przez to ten znów poleciał w błoto i kałuże na chodniku stękając od kolejnego ciosu. Zaczął się trochę czołgać a trochę wlec do zaparkowanego przed wejściem suva gdzie przez szybę widział swoją świnię na tylnym siedzeniu.

- Wstawaj powiedziałem. - Ramsey w końcu schylił się i bez większego trudu złapał go za koszulę i postawił do pionu. Rzucił go na burtę swojego samochodu i otworzył drzwi.

- Wysiądź. - powiedział do dziewczyny jak otworzył drzwi. Ta posłusznie wysiadła rzucając nerwowe spojrzenie na niego i swojego właściciela. Ale ten wyglądał jakby wszystkiego miał dość. Brudny, mokry i zakrwawiony jęczał cicho i boleśnie. Ale ten łysy złapał ją za nadgarstek. Mocno. Jakby bał się, że mu ucieknie.

- Wsiadaj. - polecił znów gdy otworzył przednie drzwi pasażera. Więc na bosaka przeszła przez te kałuże i bez sprzeciwu zajęła wskazane miejsce. A on wrócił do aresztanta.

- Uważaj na głowę. - mruknął ponuro łapiąc skutego więźnia i nakierowując go frontem do otwartych drzwi po czym celowo tak go popchnął, że czoło tamtego zderzyło się z krawędzią dachu. Hotelarz jęknął boleśnie i może by upadł gdyby nie podtrzymały go ręce detektywa.

- Mówiłem byś uważał. - niezmiennym tonem gliniarz właściwie wrzucił aresztowanego na tylne siedzenie swojego wozu. Po czym zamknął drzwi, obszedł wóz i zasiadł za kierownicą.

- Zimno? - zapytał widząc jak pasażerka zmokła przez ten kawałek z tego jej więzienia. Zabrał ją jak tam stała i nawet nie pomyślał by coś jeszcze wziąć dla niej. Nawet nie był pewny czy coś ciepłego tam miała. Nie sprawdził tego. Dopiero teraz jak zobaczył jej gęsią skórkę na odkrytych ramionach zorientował się, że musi być jej zimno. On miał kurtkę i całą resztę pod spodem a ona tylko ten mokry t-shirt. Ale dziewczyna siedziała jak trusia jakby bała się cokolwiek odezwać.

- Włączę ogrzewanie. - powiedział tonem wyjaśnienia. I by cokolwiek powiedzieć. Pstryknął przełącznik ale wiedział, że to trochę potrwa nim się powietrze nagrzeje. - Możesz przyłożyć dłonie to się szybciej nagrzeją. - wskazał na wylot z ciepłym powietrzem. A ona pokiwała tymi swoimi mokrymi włosami i przyłożyła dłonie do wywietrznika. Poczuła ruch powietrza. Chłodnego. Ale szybko się nagrzewało więc czuła ciepły, przyjemny powiew pomiędzy palcami. Zastanawiała się co dalej. Dokąd jadą. Ale bała się zadać pytanie. I usłyszeć odpowiedź.

- Pojedziemy do szpitala. Mam tam znajomą. Zajmie się tobą. Obejrzy cię. - wyjaśnił jej gdy ruszyli zalaną deszczem ulicą. Trochę improwizował. Sam się nie spodziewał, że po tylu pudłach ten strzał okaże się wreszcie trafny. Więc nie miał za bardzo gotowego planu co dalej. Ale uznał, że na wszelki wypadek dziewczynę powinien obejrzeć lekarz więc pomyślał o szpitalu. Ale wówczas doszedł do wniosku, że chyba wystarczy Betty. Okularnica niby była pielęgniarką ale była też twardą babką i nie rozklejała się z byle czego. No i miała głowę na karku. I była pielęgniarką.

- Do szpitala? - Świnia 29 nie mogła w to uwierzyć. Naprawdę? Jadą do szpitala? Takiego z lekarzami i w ogóle. A nie na farmę? Trzymała dłonie przy grzejniku i obserwowała kierowcę czy przypadkiem nie chce ją nabrać.

- Tak, do szpitala. Zajmą się tobą. Pomogą ci. Pasy zapnij. - Ramsey dopiero teraz dojrzał, że pasażerka nie ma zapiętych pasów. Ale na jego uwagę szybko to naprawiła. Coś jednak musiała więc pamiętać sprzed porwania.

- Jak się nazywasz? - zapytał gdy skręcili na kolejnych krzyżówkach. Jechał łagodniej niż zwykle bo nie chciał jej wystraszyć.

- Świnia 29. - odparła szybko bez wahania.

- Nie, nie, pytam jak się nazywasz. - pokręcił swoją łysą głową trochę się dziwiąc takiej odpowiedzi.

- Świnia 29. - powtórzyła z takim samym przekonaniem.

- No to może być trochę trudniejsze niż myślałem. - westchnął po chwili. Widać już było drogę prowadzącą do szpitala miejskiego. Miał nadzieję, że Betty coś z niej wydobędzie bo zdawał sobie sprawę, że jego metody śledcze mogą być tym razem mniej przydatne.



11:30 Steve; Wild Water Barracks


Starszy szeregowy Blitz podszedł do zaparkowanej na poboczu wojskowej terenówki. Kapitana zastał w środku. Tak jak mówił porucznik. Tylko porucznik po cwaniacku nie wspomniał, że pan kapitan śpi w najlepsze rozwalony na tylnym siedzeniu Humvee i przykryty wojskową kurtką. ~ Cholera ja to zawsze mam pecha! Zawsze mnie wpuszczą w maliny! ~ zżymał się w duchu starszy szeregowy gdy tak przez chwilę obserwował sen oficera. Miał go obudzić? Kapitana? I to kapitana plutonu specjalsów. Rozejrzał się po okolicy zastanawiając się czy nie udać, że go nie znalazł. Spojrzał na okolice gdzie porucznik wraz z innymi instruktorami trenowali kandydatów na nowe pokolenie specjalsów. I jak na złość porucznik jakby go śledził wzrokiem. To trudno było ściemnić, że nie znalazł oficera w tej terenówce. ~ Zawsze pod górkę i wiatr w dupę… ~ Blitz jęknął w duchu, westchnął, zebrał się w sobie i zastukał w tylną szybę terenówki. Nawet nie miał pomysłu co zrobić jak śpioch nie zareaguje. Ale na szczęście podniósł głowę przecierając twarz dłonią. Musiał spać na całego.

- Panie kapitanie! Starszy dyżurny kazał mi zameldować, że pierwsza drużyna pańskiego plutonu właśnie odbywa ćwiczenia na placu apelowym zgodnie z rozkazem pana kapitana! - szeregowy wyprężył się na baczność i wyrzucił z siebie meldunek przepisowym tonem. Mając nadzieję, że kapitan nie wkurzy się na niego, że tak mu się wydziera pod oknem. Bo wyglądał jakby spał na amen. Albo odsypiał kaca czy coś. W końcu poniedziałek po weekendzie teraz mieli.

- Tak? No i? - kapitan Mayers wyrwany z głębokiego snu pozwolił sobie położyć głowę z powrotem pod chlebak. I trochę nie ogarniał dlaczego ten młody go budzi. Przecież porucznik miał przypilnować wszystkiego. I jak coś ważnego się stało to czemu sam nie przyszedł? A jak niezbyt ważnego to po cholerę go budzi.

- No… To wszystko panie kapitanie. Starszy dyżurny pomyślał, że chciałby może pan o tym wiedzieć. - Blitz takiej reakcji się nie spodziewał. Ten Mayers w ogóle łapał co on mu przekazał? Czy mu to zwisało? A może taki był plan i to były jakieś ćwiczenia? Skąd miał wiedzieć co tam na poziomie kapitanów sobie ustalili. Co miał teraz zrobić? Odmeldować się? Da mu jakieś rozkazy czy chociaż wiadomość? Sam widział co się dzieje na placu apelowym. Prywatnie zgadzał się, że lepiej zawiadomić kapitana no ale takiej reakcji się nie spodziewał.

- Zaraz chwila… Jaki starszy dyżurny? Gdzie? Jakie ćwiczenia na placu apelowym? - głowa Steve’a pulsowała skacowanym bólem ale czuł, że coś tu się chyba nie zgadza. Ale myśli jeszcze poruszały mu się jak w melasie. Przydałaby mu się kawa. Ale chyba był tu jakiś termos z kawą.

- Starszy dyżurny z bloku C panie kapitanie. 1-sza drużyna porucznika Darko. Na placu apelowym. Teraz. - doprecyzował Blitz i z ulgą zauważył, że chyba coś zaczyna do oficera docierać. Podniósł się na łokciu i czegoś szukał.

- Widzisz gdzieś termos? I Donnie taki wyrywny? Przecież mieli sprzątać pokój. - cholera. Pod ręką nie znalazł tego termosu. Chociaż wieści przekazywane przez posłańca coraz mniej mu pasowały. Od kiedy ten cwaniak Donnie zrobił się taki nadgorliwy? I reszta dała mu się zaciągnąć na plac apelowy? Przecież mieli odsypiać. Znaczy ten… sprzątać pokój.

- Tutaj panie kapitanie. A to nie był pomysł porucznika Darko tylko kapitana. - starszy szeregowy ucieszył się w duchu, że rozmowa zaczyna wracać na standardowe tory a oficer jakoś zaczyna reagować przytomniej. Otworzył drzwi łazika i podał mu termos jaki zauważył na przednim siedzeniu. Chociaż trochę nadal obawiał się reakcji gdy już dotrze do niego cała prawda. Miał nadzieję, że nie jest jednym z tych co się wyżywają na posłańcach złych wieści.

- Mój? - Steve zdziwił się niepomiernie przyjmując termos od szeregowca. Odkręcił go i nalał sobie gorącej jeszcze kawy do nakrętki. O tak, tego potrzebował! Ale co tam się działo na placu? Czyżby rano był aż tak napruty by pomylić rozkazy? No chyba nie. Przecież jeszcze przed weekendem było ustalone, że mogą w niedzielę pohulać bo w poniedziałek będzie można odespać. Na tym sprzątaniu pokoju. I nagle z rana by to spartolił? I co? Cały pluton to łyknął? Nawet Donnie? Czekał… Która to była? Po 11. To ze 3 godziny by go zawiadomić o wtopie? Donnie? Serio? Ale czuł, że z pierwszym łykiem kawy zaczyna odżywać. Przyjemne ciepło spłynęło w dół przełyku ogrzewając od środka. Chyba padało sądząc po mokrych szybach i świeżych kałużach. Znaczy na pewno padało to pamiętał z rana. Ale widocznie przestało jak spał.

- Kapitana Bishopa. - doprecyzował starszy szeregowy i z niepokojem obserwował reakcję drugiego kapitana. Ten wytrzeszczył oczy, spojrzał na niego nagle całkiem bystro znad parującego kubka.

- Gruby? - Mayersowi nagle klapki spadły oczu gdy teraz ten meldunek okazał się już całkiem jasny i zrozumiały.

- Noo… No tak. Kapitan Bishop. - przytaknął zaniepokojony Blitz. Nie miał pojęcia co się zaraz stanie. Wiedział o ksywach obu kapitanów. Ale jako szeregowy nie odważyłby się na taką poufałość by ich użyć wobec któregoś z nich. Nawet jak przy nim jeden z oficerów tak mówił o drugim.

- Kapitan Bishop wytargał mój pluton na plac apelowy? I nawet nie raczył mnie o tym powiadomić? No, no… Chyba muszę się przejść i porozmawiać z kapitanem Bishopem. - szeregowy widział jak kapitan Mayers się zjeżył. Nawet jeśli nie krzyczał to i tak było widać, że wkurzył się niemożebnie. Tak jak w duchu przeczuwał i on i starszy dyżurny z bloku C. Teraz dopił szybko kubek kawy, już całkiem raźno wysiadł z samochodu i klepnął w ramię szeregowego by szedł za nim.

- Opowiadaj. Co tam się stało. - rzucił polecenie i jeszcze tylko dał znać porucznikowi od ćwiczeń, że ma sprawę w bloku C a potem słuchał nieco zestresowanej relacji młodszego dyżurnego co się działo w bloku C odkąd ich zostawił po porannym apelu i wrócił do swoich obowiązków szkolenia nowych rekrutów.



11:45 Ramsey, Betty i Świnia 29; szpital miejski


Okularnica podniosła głowę słysząc jakieś zamieszanie na korytarzu. Dziewczyny komuś chyba zwracały uwagę. Co tam się działo? Ruszyła w stronę drzwi aby to sprawdzić gdy usłyszała męski, zdecydowany głos.

- Betty? Betty Gibbs? - rozpoznała głos detektywa Ramsey’a. Musiał być gdzieś blisko drzwi. Gdy je otworzyła to mimo wszystko trochę ją zamurowało. Owszem to był detektyw Ramsey. W kurtce przeciwdeszczowej. Ale na rękach trzymał jakąś zmoknietą dziewczynę w samym podkoszulku co wyglądała jak siedem nieszczęść. Nawet butów nie miała tylko była boso.

- Prędko, do zabiegowego! I mów co się stało. - po tym pierwszym zaskoczeniu okularnica wiedziała co należy zrobić. I sama skierowała detektywa i pacjentkę jaką przyniósł we właściwym kierunku. W końcu on ostrożnie położył ją na stole zabiegowym gdy znaleźli się we trójkę w zabiegówce.

- Była sex zabawką jakichś zwyroli. Nie wiem od jak dawna. Ale chyba od dawna. Niewiele mówi, nie chce powiedzieć jak się nazywa. Chyba jest w szoku. Sprawdź ją. Potrzebny mi raport z obdukcji. Kiedy będę mógł ją przesłuchać? - detektyw odszedł w stronę drzwi i trochę ściszył głos gdy szybko relacjonował o co chodzi z tą zmokniętą dziewczyną.

- O matko Ramsey! - Betty przewróciła oczami słysząc ten potok. Ale spojrzała na tą biedną dziewczynę. Była sex niewolnicą? To musiało być straszne! A Ramsey był czuły i wyrozumiały jak zwykle. Jakby chodziło o jakiegoś przestępcę.

- Co? - zapytał wracając spojrzeniem do pielęgniarki. Była od niego niższa i drobniejsza. Ale nauczył się już, że lepiej jej nie ignorować.

- To nie jest jakiś pistolet co sobie rozłożysz i złożysz kiedy chcesz. Jak ona przeszła takie straszne rzeczy to może mieć traumę. Trzeba z nią delikatnie i z wyczuciem. - szatynka w okularach próbowała wytłumaczyć jak powinno się postępować w takich wypadkach. Dziewczyna przynajmniej nie była umierająca i nie miała żadnych otwartych ran bo chociaż brudna, mokra i zmarznięta to wśród śladów wody i błota nie zostawiała śladów krwi. Na razie okryła ją kocem ale chciała do niej wrócić by się nią zająć jak należy. Tylko chciała się upewnić, że Ramsey nie zrobi albo nie powie czegoś głupiego.

- Delikatnie i z wyczuciem? Dobra. Przyjadę po ten raport jutro rano. - detektyw zżymał się w duchu na tą zwłokę. Teraz miał czekać?! Jak właśnie złapał taki gorący trop co mógł go zaprowadzić do tej bandy zwyroli!? Jutro rano. Tyle był gotów poczekać. Przecież nie mogli przegapić tej akcji z zeszłej środy jak dzisiaj o tym w gazetach pisali. Muszą wiedzieć, że grunt zaczyna im się palić pod nogami.

- Zobaczę co da się zrobić. Co ci jest potrzebne? - Betty westchnęła czując, że ze strony Clinta to chyba i tak było ogromne wyrzeczenie. Na razie wolała nie przeciągać struny. Najwyżej jutro rano się nim zajmie.

- Imię, nazwisko, skąd jest, gdzie, kto i jak ją porwał, ile tam siedziała, czy wie gdzie jest kryjówka reszty bandy i tak dalej. Co dasz radę. - detektyw wyrzucił z siebie szybką serię pytań jakie miał do okrytego kocem świadka. Tyle chciał wiedzieć! A to dopiero początek. No ale ostatecznie na początek mogło być.

- Jeszcze coś? - brew pielęgniarki uniosła się nieco do góry w ironicznym grymasie gdy usłyszała tą policyjną litanię. Ale gliniarz chyba nie zorientował się, że to było pytanie retoryczne.

- Tak. Odciski palców. Jakiś jej kubek, widelec czy co. Dasz mi jutro rano to sprawdzę czy mamy ją w kartotekach. - Ramsey odpowiedział jak najbardziej poważnie. Pielęgniarka skinęła głową i ruszyła w stronę nowej pacjentki.



11:45 Steve, Gruby i Thunderbolts; Wild Water Barracks


- I jak? Nie wstyd wam?! Zasłaniać się kobietą? Nie ma wśród was prawdziwego mężczyzny?! Nie zmięknie wam serce, że ta młoda kobieta brudzi i poci się za was!? - kapitan ubrany w wojskowe ponczo stał przy bramce zakończonej drążkiem i wskazywał na podciągającą się na nim kobietę. Jedyną widoczną w tym wojskowym otoczeniu. By dodać powagi swoim słowom przejechał palcem po jej mokrej od deszczu i potu twarzy jakby chciał zademonstrować jej kolegom jak ogromny wysiłek ich koleżanka wkłada dla nich. I by poruszyć ich zatwardziałe serca i sumienia. Kobieta jednak odsunęła głowę od jego ręki na ile mogła ale już mogła coraz mniej. Nie przerywała jednak swojego zajęcia.

- 23… 24… - krótkowłosa sylwetka z wyraźnym mozołem podciągała się na drążku. Z trudem słabnące ramiona unosiło resztę ciała by broda znalazła się przynajmniej na poziomie drążka. Gdzieś majaczyły przed oczami wyprostowane sylwetki w podkoszulkach ustawione w niezbyt długi szereg. Mimo tego oddalenia czuła z nimi solidarną, braterską więź. Zbyt silną by ten buc w wodoszczelnym płaszczu i narzuconym kapturem mógł ją zniszczyć. Gdzieś machinalnie zarejestrowała, że chyba przestaje padać. Ale i tak to była mordęga. Po takiej nocy, weekendzie i prawie bez snu znów czuła się jakby ktoś ją nagle wrzucił w sam środek treningu kondycyjnego. Ale była już w gorszych opałach i sytuacjach. Wiedziała, że to przetrwa. Jakoś. Chociaż też czuła, że wyraźnie słabnie. Tych ćwiczeń było zbyt wiele, były zbyt szybko po sobie a aura tylko ją dobijała. Nie wiedziała ile jeszcze wytrzyma ale nie chciała dać temu spasionemu gnojkowi satysfakcji z własnej kapitulacji albo prośby o przerwę. Nie chciała zawieść ani siebie ani swoich chłopaków. Widziała jak ledwo stoją. Tak ich wściekłość roznosi. Gdyby byli gdzieś sami, na Pustkowiach to ten spasiony dupek…

- 28… 29… - z zaciętym uporem próbowała dodać sobie i im animuszu. By się nie martwili. I nie sądzili, że z nią tak źle. Chociaż tak naprawdę to było. Ramiona już jej omdlewały, płuca nie nadążały z dostarczaniem tlenu więc słabła. Nie miała pojęcia ile jeszcze razy da się podciągnąć na tym cholernym drążku. Zwłaszcza, że ten spasiony małpiszon zaraz wymyśli coś innego.

- 33… 34… - sama już nie była pewna czy broda jej sięga ponad ten drążek czy nie. Wszystko się mieszało. Ale wyczuła jakieś poruszenie. Spojrzała uważniej na szereg wyprężonych boltów. Jakiś szmer przez nich przebiegł. Donnie machnął głową w bok. Spojrzała w tamtą stronę. I nagle widziała, że są uratowani. Jeszcze nie widziała wszystkiego dokładnie ale miała dziwną pewność kim jest ta samotna sylwetka w wojskowym poncho tak dziarsko maszeruje przez plac w ich kierunku. I była równie pewna, że jest bardzo wściekła.

Kapitan Bishop też dostrzegł to poruszenie w szeregu. I dojrzał nadchodzącego Mayersa. Tego się nie spodziewał. Co on tu robił? Jak się dowiedział? Ale co tam! Może i lepiej to załatwią sprawę od ręki. Ruszył mu na przeciw mając zamiar pokazać i jemu i tej jego bandzie, że się go wcale nie boi. Stanął dumnie jakby czekał na zderzenie czołowe czekając aż się ten pozer zatrzyma. Wtedy mu powie. Już widział jak się zbliża, jego twarz, zmarszczki płaszcza gdy ku jego zaskoczeniu Mayers go minął. Jak powietrze! Bishop był tym tak zaskoczony, że odwrócił się za nim trochę nie bardzo wiedząc co teraz zrobić. Ale Steve wiedział bardzo dobrze.

- Poruczniku Darko! Raport! - zagrzmiał donośnym głosem od jakiego chyba wszyscy mundurowi co go słyszeli mieli ochotę stanąć na baczność. I dziwnym zbiegiem okoliczności, porucznik Darko, chociaż sam był blady i trząsł się z zimna w samej podkoszulce to zameldował się przełożonemu jak na defiladzie. Tym razem bez żadnych wygłupów, psikusów i oporów. Stanął na baczność, zasalutował i zaczął wykrzykiwać swój raport.

- Melduję panie kapitanie, że właśnie wykonywaliśmy zlecone przez pana zadanie sprzątana pomieszczenia użytkowego gdy wpadł do nas kapitan Bishop i nam w tym przeszkodził! - Darko nawet zmarznięty i wyprężony jak struna, gdy mówił dziarskim wojskowym tonem służbowym zdołał gdzieś przemycić ten swój błazeński, bajerancki ton jaki wyczuwało się nawet przez zmarzniętą skórę.

- Nonsens! Oni wszyscy spali jak tam przyszedłem! - Bishop widząc na co się zanosi szybko do nich podszedł i aby wyjaśnić jak było w rzeczywistości.

- Kapitanie Baker, przyjmuję teraz raport od podwładnego. A co pan robił na terenie kompani specjalnej to mam nadzieję, za chwilę mi pan to wyjaśni. - Mayers do kolegi oficera o równym stopniu nawet nie podniósł głosu. Nawet nie musiał bo stali już całkiem blisko siebie. Ale oschłość i złowróżbny ton były wyraźnie słyszalne. A drugi z kapitanów trochę zbladł. Cholera! Z tych nerwów znów o tym zapomniał! - Prosze kontynuować poruczniku. - Krótki oficjalnie zwrócił się do wyprężonego na baczność podwładnego. A ten nawijał dalej.

- No więc panie kapitanie właśnie wykonywaliśmy pańskie rozkazy gdy odwiedził nas kapitan Bishop. Zarządzał przeprowadzenia inspekcji chociaż nigdy wcześniej nie widziałem go w żadnej komisji jaka przeprowadzała by u nas inspekcję panie kapitanie ale byliśmy posłuszni starszemu stopniem więc się dostosowaliśmy. Pan kapitan jednak okazał wielkie niezadowolenie i na pewno przez przypadek połamał kilka szafek i potknął się o łóżko kaprala Werdena przez co cały pokój wygląda teraz jak burdel. Nie zdążyliśmy go posprzątać tak by wykonać pańskie polecenie bo wyszło małe nieporozumienie z Dingo. Jak pan świetnie wie, Dingo trochę lunatykuje na co ma przecież zaświadczenie lekarskie. Ja próbowałem ostrzec pana kapitana Bakera, że budzenie takiego lunatyka może być mało rozsądne ale pan kapitan Backer mnie zignorował twierdząc, że wie lepiej i Dingo na pewno udaje. Dingo jak pan kapitan wie, ma żółte papiery i nie jest w stanie tego udawać. Więc jak pan kapitan Bishop go nagle obudził to Dingo był w swoim lunatykowym stanie i chciał pana kapitana przytulić. No ale pan kapitan chyba niewłaściwie zrozumiał jego intencje więc wyglądał jakby przypomniał sobie, że zostawił coś na gazie albo na pewno miał jakiś bardzo ważny telefon bo popędził na korytarz. Przecież oficer naszej jednostki na pewno nie przestraszyłby się ledwo jednego napastnika a co dopiero oficer w stopniu kapitana. No ale Dingo tak bardzo chciał przytulić pana kapitana Bishopa, że pobiegł za nim. Dopiero w drzwiach go złapaliśmy ale już nie zdołaliśmy zawrócić pana kapitana. Potem jeszcze słyszeliśmy jakieś hałasy na schodach ale uznaliśmy, że gdyby pan kapitan miał nam coś do powiedzenia to by nas zawołał. A my wróciliśmy do pełnienia naszych obowiązków. Ale potem kapitan Bishop wrócił do nas razem z tymi dżentelmenami z MP i wygnał nas tutaj twierdząc, że ktoś go napadł na schodach i, że to byliśmy my. Naprawdę nie wiem panie kapitanie dlaczego on tak uważa. Albo dlaczego nas nie wezwał na pomoc skoro ktoś go napadał. Nie potrafię tego zrozumieć panie kapitanie. I dlaczego nas oskarża o takie podłe czyny. Nie przyjmuje od nas żadnych wyjaśnień, że nie mogliśmy go napaść bo przecież w swoim pokoju wykonywaliśmy pańskie rozkazy. Znaczy próbowaliśmy panie kapitanie ale jak nas kapitan Bishop wygnał tutaj to obawiam się, że nie mogliśmy wykonać pańskiego rozkazu bo jak pokój jest tam a my tutaj no to nie daliśmy rady. - Donnie nawijał jakby każde jego zdanie miało być ostatnim i bał się, że czegoś nie zdąży powiedzieć. Strzelał słowami i zdaniami szybko jak z karabinu uderzając w ton niezbyt bystrego ale gorliwego i oddanego sprawie wojaka. Który jest bogu ducha winną ofiarą systemu któremu tylko pragnął wiernie służyć. Mayers jak go słuchał to aż tak zdziwiony nie był ogólnym rozwojem wypadków bo przez drogę Blitz zdołał go wstępnie wprowadzić w sytuację. A teraz to co mówił Donnie uzupełniało resztę. Zwłaszcza jak się umiało czytać pomiędzy wierszami i znało się porucznika tak dobrze jak on. Za to reszta boltów aż pęczniała z dumy i mściwej radości czując jak grunt zaczyna się palić pod nogami Grubego. Ten zresztą też nie mógł się nadziwić jak tak bezczelnie można przeinaczać fakty. W końcu więc wybuchnął.

- To kłamstwo! Tamten Indianin rzucił się na mnie z maczetą! A na schodach to pańscy ludzie Mayers, napadli na mnie! A tam na górze to jest istny burdel a te leniwe karykatury żołnierzy to zwykli bandyci! - kapitan Bishop zawył z wściekłości rzucając oskarżycielskie spojrzenia na swojego odpowiednika stopniem i na jego podkomendnych.

- Doprawdy? Proszę powiedzieć kapitanie Bishop. Czy ma pan uprawnienia do kierowania plutonem specjalnym? Może je pan okazać? - Steve popatrzył na niego chłodno i zapytał o to o co i on i reszta znali odpowiedź. Specjalsami mógł dowodzić tylko specjals. A nie jakiś logistyk z zaplecza. A rzadko zdarzało się by specjals lądował na stanowisku gdzieś na zapleczu.

- Nie muszę mieć żadnych uprawnień! Jestem starszy stopniem i ci ludzie muszą wykonywać moje rozkazy! - warknął groźnie grubszy z kapitanów nie dając się zapędzić w kozi róg.

- Ci ludzie muszą wykonywać MOJE rozkazy. A jeżeli ma pan jakieś skargi i zażalenia na ich temat to należy je kierować do ich bezpośredniego przełożonego. Czyli do mnie. Tak mówi regulamin kapitanie Bishop. Chyba nie ma pan kłopotów z przestrzeganiem naszego regulaminu? - Krótki popatrzył nieco z góry na mokrą twarz grubasa. Pod względem masy może mu nie dorównywał ale był od niego z pół głowy wyższy więc mógł sobie na to pozwolić. Ponieważ pytanie zawisło w powietrzu to młody porucznik o profilu paramedyka postanowił się znów wtrącić.

- Pragnę jeszcz zameldować panie kapitanie, że kapitan Bishop pozwalał sobie na niestosowne zachowanie względem kapral Backer. Dotykał ją. W sposób niegodny oficera. - Darko zrobił godną ubolewania minę jakby był wręcz zażenowany, że musi zameldować o czymś takim. Ale w duchu z mściwą satysfakcją obserwował jak nagle cała krew odpłynęła z nalanej twarzy. Tego Steve też się nie spodziewał ale znał na tyle swój zespół by pociągnąć dalej ten wątek.

- Oo. Doprawdy? Kapral Backer prosze tu do nas pozwolić! - Mayers nie zwlekał tylko zaraz przywołał do siebie ich najlepszego zwiadowcę i operatora broni precyzyjnej.

- Tak panie kapitanie? - Karen odzyskała już oddech ale wciąż była zdyszana i wykończona więc mówienie przychodziło jej z trudem. A teraz gdy wysiłek fizyczny ustał to znów zaczynało jej dokuczać zimno.

- Czy kapitan Bishop zachowywał się wobec ciebie w jakiś niestosowny sposób? - zapytał dowódca kompani specjalnej swojej podwładnej.

- Dotykał mnie po twarzy. W bardzo nieprzyjemny sposób. - Karen zdążyła na tyle słyszeć z rozmowy by domyślić się o czym mówił Donnie i jak to pociągnąć dalej. Płynnie przejęła tą pałeczkę chociaż bez tej wirtuozerii jaką posługiwał się porucznik. Za nią jednak przemawiał ten cały brud, wodę i błoto jakie miała na sobie od tych wszystkich ćwiczeń co wpisywało ją w obraz ofiary chociaż całkiem innej niż to pierwotnie zamierzał kapitan Bishop gdy wywołał ją z szeregu.

- Chyba widziałem już dość. Poruczniku Darko, proszę zabrać ludzi do pokoju by się ogrzali i odpoczęli. Ja mam sprawę do załatwienia w biurze komendanta. - Krótki wiedział, że ma już wystarczająco materiału na Grubego by iść z tym do Starego. Tak naprawdę wolałby dać mu po gębie od ręki. No ale jak się było oficerem elitarnej jednostki to wypadało zachowywać się jak oficer elitarnej jednostki.

- Słyszeliście kapitana Mayersa?! Spocznij i rozejść się! Do pokoju marsz! - Darko zakomenderował całym oddziałem i ten nagle prawie radośnie i z werwą ruszył w stronę otwartego wejścia do bloku C gdzie całą scenę z zaciekawieniem oglądało dwóch dyżurnych. Kapitan Bishop gotował się z wściekłości ale też wyczuł, że sprawy przybrały niekorzystny dla niego obrót. Owszem mieli się znaleźć u komendanta ale to on miał tam być ze skargą na Mayersa i jego bandę! A teraz… Wkroczenie na teren specjalny bez uprawnienia, ten cały porucznik to tak gadał jakby chodziło o sabotaż rozkazów ich kapitana a ta cholerna zdzira na koniec…

- Chwileczkę! Kapitanie Mayers! Proszę zaczekać! Nie działajmy zbyt pochopnie! Usiądźmy i porozmawiajmy jak cywilizowani ludzie! - Bishop zawołał za odchodzącym “kolegą” próbując ratować co się da. I starając się nie słyszeć salwy śmiechu jaka wbiła mu się w plecy od rozchodzącej się z placu 1-ej drużyny.



12:00 Lamia i Wilma; dom


- O matko… - widocznie Wilmę też obudził ten sam irytujący dźwięk. Dźwięk budzika. Bo nieprzytomnie podniosła głowę znad poduszki rozglądając się dookoła w poszukiwaniu źródła tego hałasu.

- Weź trzaśnij cholerę… - jęknęła prosząco druga z bękarcic gdy podobnie jak ta pierwsza zlokalizowała winowajcę. Stał na niewielkiej, nocnej szafce. Wystarczyło sięgnąć ręką. Ale w tej chwili to było strasznie ciężkie zadanie. Lamia miała tego pecha, że budzik był od jej strony więc na nią spadło precyzyjne wymierzenie ręki by wyłączyć budzik. Na szczęście nie był to konkurs na czas ani precyzji więc ten skomplikowany manewr trzaśnięcia budzika nie musiał być wykonany poprawnie za pierwszym razem. No i za któryś tam się jej w końcu udało. Zapadła błoga cisza i bezruch. Ale zło już się stało. I raz odpędzony sen nie chciał wrócić do wymęczonych ciał.

- Matko… co za sadol włącza budzik o takim świcie… - jęknęła Wilson gdzieś spod swojej poduszki jaką usiłowała przywrócić sen. - Która to godzina? - zapytała po jakimś czasie. Gdy Lamia ponownie sięgnęła po ten budzik okazało się, że jest z kwadrans po 12-ej. Prawie samo południe. Nawet nie była pewna czy to budzik tak dzwonił o tej porze czy to miały takie ruchy, że już kwadrans minął odkąd budzik przestał dzwonić.

- Ale mam kapeć w gębie. Masz tam Rybka coś do picia? - Wilma jęknęła wśród siedmiu boleści zerkając spod opuchniętych powiek gdzieś na tą szafkę. A tam, na samym szczycie, gdzieś strasznie daleko i wysoko stał niczym święty graal szklanka z czymś czerwonym. Chyba kompotem. A nawet dwie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline