Sprawa była krótka jak ostrze w dłoni Fowlera. Odruchowo chciał złapać za usta, ale uświadomił sobie, że w przypadku tarkataninina to zły pomysł. Złapał za szyję i wraził nóż prosto w serce. Ten tylko stęknął i zmiękł. Cieżki był bydlak, a ciągnięcie go po schodach mogło kogoś zaalarmować, bo ostrza w przedramionach, które odruchowo wysunął mogły stukać. Na szczęście John pośpieszył mu z pomocą i raz dwa ukryli go w korytarzu.
Po chwili ruszyli do góry. Zbiry Baraki musieli mieć wyczucie dramatyzmu, bo zabrali Sonyę na sam szczyt wierzy. Tam w okrągłej komnacie stało lub siedziało około 15 tarkatan. Przynajmniej tylu naliczył Fowler ostrożnie wysuwając głowę tuż przy wsporniku barierki. Sonya stała przykuta do dwóch słupów na środku sali.
Szanse na ciche załatwienie sprawy były zerowe. Musieli załatwić to szybko i jeszcze szybciej uciekać. |