Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2020, 04:49   #325
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 47 - Tajemnice i pytania

Pustkowia



Mervin i Marian



Brytyjczyk zaczął obchodzić budynek. Wolał postawić na ostrożność. Ale jego polski towarzysz w pewnym momencie jednak odłączył się do niego stawiając na ciekawość. A może zachował więcej werwy nie obciążając się aż tak bardzo bagażem i zapasami jak brytyjski biolog. Zupełnie jakby się wymienili rolami w porównaniu do spotkania tej dziwnej kuli. Mervin mógł więc próbować schować się za jakimś wrakiem czy uschniętym drzewem i obserwować jak Marianowi pójdzie sprawdzanie tego ponurego budynku na środku małego, równie ponurego placu. Widział plecy kolegi, to jak dobywa pistoletu a tam wewnątrz jakiś czasem jakiś ruch. Chociaż ze swojego miejsca nie bardzo widział co to tam mogło być. A ze swojego miejsca Polak widział o wiele więcej.

Ledwo wychylił się za ramę okna zobaczył dziewczynę. No raczej dziewczynę. Dżinsowe spodnie i szara bluza z kapturem. Na tej raczej jasnej bluzie dość jasno rzucały się zacieki z krwi, brudu i błota. Chociaz tak nagle to nie mógł stwierdzić czy to ich właścicielka jest ranna. Siedziała bowiem na jednym z rzędów krzeseł pod ścianą. To chyba była jakaś poczekalnia. Siedziała z kapturem częściowo założonym na głowę. Pochylała się mocno do przodu garbiąc się mocno. Łokcie oparła o swoje kolana a usta, nos i część twarzy przykryła dłońmi złoż. Tak jak czasem ludzie przybierali taką pozę gdy się nad czymś namyślali. Albo byli bardzo zmęczeni. Wpatrywała się przed siebie. Akurat w miejscu gdzie pojawiła się głowa Polaka. Więc w tym pierwszym spotkaniu miał wrażenie, że patrzą wprost na siebie. Tylko, że dziewczyna jakoś nie zdradzała nim zainteresowania. Jakby była w jakimś szoku. Dopiero po chwili zauważył, że z jedną z jej nóg jest coś nie tak. Przez ten półmrok, ciemny materiał spodni, bród i krew w pierwszej chwili nie zwrócił na tą uwagę. Ale w końcu zorientował się, że jedna jej noga nie wypełnia nogawki tak jak ta druga. A stopa jaka wystaje z tej nogawki nie jest w ciemnej skarpecie jak to wyglądało w pierwszej chwili. Tylko jest jakaś zdeformowana. Szponiasta. Ale mimo to dziewczyna w szarej, dresowej bluzie dawała się oglądać i jakoś nie zwracała na Mariana uwagi. Chociaż zdawało mu się, że chyba oddycha i ze dwa razy mrugnęła oczami. Ale nie był pewny czy mu się to jednak nie zdawało.

Za to w drugim pomieszczeniu jakie trochę widział przez rozwalone drzwi dostrzegł jakiś ruch. To chyba z tamtej strony nadeszli z Mervinem i pewnie tamtą stronę widzieli najpierw. Tam też ktoś był. Postać była ubrana trochę jak jakiś wojskowy w coś mundurowego a trochę jakby zdobył jakieś ubrania w sklepie z ubraniami. Trudno było poznać kto to bo miał na sobie gazmaskę. Ten schylał się przy krawędzi okna i ostrożnie wyglądał co jakiś czas. Zupełnie jakby sprawdzał czy ktoś nie nadchodzi. Jak choćby przed chwilą jak obaj z Mervinem nadeszli stamtąd to może właśnie jego przez chwilę widzieli jak on z kolei wyglądał na zewnątrz. Wnętrze to przypominało jakieś bezimienne, zdemolowane i opuszczone wnętrze w stylu postapo. Pełne obdrapanej farby, brudu, walających się papierów, folii czy przewróconych krzeseł.

Będąc tuż przy tej starej, brudnej i zimnej framudze rozwalonego okna, stojąc w resztkach rozbitego szkła z tego okna czuł jak zaczynają mu się pocić dłonie. I stają włoski na karku. Na języku też coś czuł. Zupełnie jakby mózg sam z siebie próbował sam z siebie przypomnieć sobie dawno zapomniany smak. Chociaż w tej chwili przecież nic nie jadł ani nie pił. Jak sen który niespodziewanie rzuca jakimś echem wspomnienia w środku dnia gdy już człowiek dawno się rozbudził i zajął swoimi sprawami. A tu coś wróciło i odleciało zanim zdołało uformować się w jakiś stabilny kształt czy obraz.

Mervin zaś stał za swoją improwizowaną kryjówką obserwując jak Marian obserwuje wnętrze budynku. Jak tam zagląda i ogląda. Sam odruchowo spojrzał na pień drzewa. Teraz jak stał tuż przy nim dojrzał, że ten uschnięty pień jest pokryty jakimś mchem. Tylko tak brunatnym, że prawie czarnym. Za drugim rzutem oka zorientował się, że ten mech jest dość puchaty. Jak gąbka. Gruby gdzieś na palec. Aż w końcu dotarło do niego, że im głębiej, im bliżej kory tym ten mech wydaje się albo gęstszy albo ciemniejszy. Na tle ciemnej kory tego do końca nie był pewny. Ale był pewny, że im bliżej na zewnątrz to jest rzadszy i jakby bardziej brązowy niż prawie czarny. Tak rzadki, że zewnętrzne drobinki albo powiewały sobie na wietrze którego nie wyczuwał na jakichś niewidocznych połączeniach albo lewitowały sobie tuż przy nim.



Instytut




David, Sigrun i Koichi



“Czuję się coraz gorzej. To chyba koniec. Jeśli ktoś to znajdzie, niech przekaże Beth i dzieciom, że kochałem ich do końca”


Sądząc po ciele tego chyba stalkera jakiego sprawdzał Koichi to był pewien, że nie zabiła go strefa. Przynajmniej nie bezpośrednio. To chyba był mężczyzna chociaż zmumifikowane ciało nieco utrudniało identyfikację detali. Ale znalazł całkiem dobrze sobie znane ślady po kulach. Pewnie lekkiego kalibru. Dostał trzy lub cztery strzały w klatkę piersiową i brzuch. Pewnie z bliskiej odległości. Kule pewnie uktwiły w ciele bo nie widać było ran wylotowych. No i bez OIOM pod ręką no to takie rany były śmiertelne. Pewnie umarł w ciągu paru minut, góra kwadransów.

Sądząc po pustych kieszeniach ktoś już musiał go przeszukiwać. Może tuż po śmierci a może ktoś kto przybył tu znacznie później. Trup miał przy sobie rzeczy w jakich lubowali się stalkerzy. Przynajmniej ta czwórka jakich spotkali do tej pory. Jakieś kolorowe piórka, ozdoby podobne do małych, indiańskich łapaczy snów, kolczyki, bransoletki, brudna, częściowo zakrawawiona arafata na szyi. Jakieś fiolki z proszkami ale od dawna wysypane, kilka nawet pękniętych jakby ktoś je rozdeptał. Część rzeczy leżało dookoła niego jakby wcześniejsi szabrnownicy nie uznali ich za godnych zabrania.

A jednak w dość wysokim bucie znalazł ukryty nóż. Taki mały. Coś jak broń ostatniej szansy. Mała rękojeść schowana w małej pochwie. A ostrza nie było. Co było o tyle dziwne, że po co komuś sama rękojeść bez ostrza? Zresztą jak to się trzymało w tej pochwie? Powinno chyba odpaść. Na rękojeści był wydrapany jakieś kilka kresek układających się w jakiś wzór. Chociaż nie miał pojęcia czy to coś oznacza.

“Wszystko mnie boli. Czuję się coraz gorzej. Próbowałem brać co było tutaj w apteczkach ale nie pomaga. Szkoda, że nie ma Paula. On się lepiej znał na tym przedwojennym szpeju. Chyba już nie wróci. Nadal nie wiem co to za miejsce i co kiedyś próbowali tu zrobić. Ale może coś z tego jednak wyszło?”

Sigrun znów zostawiła chłopaków i zajęła się tym co uważała za swój konik. Pomieszczenie z generatorem było dość słabo oświetlone. Ale znalazła w magazynie lighticki. I z nimi dało się rozjaśnić sytuację na tyle by postawić diagnozę. Dynamo się zatarło. Nic z tym nie mogła zrobić. Trzeba było po prostu wymienić te zużyte dynamo na nowe. Ale tutaj gdzie wciąż dało się wyczuć urok i presję dawnych norm i porządków nie było to aż tak trudne. Znalazła magazyn części tam chyba dłużej szukała tego dynama niż je potem montowała. Ktoś tutaj też buszował przed nią i bynajmniej nie zostawił po sobie ani ładu ani porządku. Ale w końcu znalazła zalakowane folią pudło, z niego wyjęła całe, nowe dynamo jakby dopiero co na ebay ktoś je zamówił, przyszło tylko ktoś nieuważny zrzucił je z półki. Na moment wymiany musiała wyłączyć generator. Więc na parę minut zrobiło się cicho i ciemno jak w grobie. Ale gdy znów rozległ się turkot a potem pomruk generatora do stała się światłość. Przynajmniej tam gdzie wciąż były lampy i żarówki. To te świeciły tak jak to żarówki i lampy powinny świecić w ich dawnym świecie. Dalej były plamy półcieni i mroku tam gdzie ich nie było no ale tam gdzie były można było czytać gazetę czy coś innego.

“Bebechy nadal mnie bolą. To chyba miało być jakieś przejście. Oaza? Bariera? Baza? O matko jakby wymyślili sposób jak zatrzymać strefę to o rany. Ale nie wiem co planowali. Ale wewnątrz jest prawie normalnie. Jak na dalekiej, płytkiej strefie. Gadżety niewiele pokazują, są prawie martwe. A wszędzie dookoła jest głęboka strefa. Jak oni to zrobili? Cholera naprawdę bolą mnie bebechy. Właściwie wszystko.”

Gdy po tych paru minutach niezbyt przyjemnej ciemności znów zapanowało światło Japończyk mógł sobie zwiedzić kuchnię. Znalazł nawet chłodnię i w niej lodówki. No ale te produkty słabo zniosły próbę czasu pozbawione energii z zamrażarek i lodówek. Za to po sąsiedzku był magazyn suchej żywności. Dobrze znane z wszelakich armii konserwy, suchary i racje MRE. Ale też i całe kartony zupek instant, paczkowanej kawy, herbaty, nawet dżemy, czekolady i słodycze. Tyle tego było, że nawet na ich trójkę to mogliby chyba całymi tygodniami czy miesiącami się tym wszystkim obżerać. I zgodnie z normami i zaleceniami o rozmaitości posiłków znalazł coś z kuchni meksykańskiej, włoskiej, amerykańskie klasyki czy coś choćby dania z jego rodzinnej Japonii. Wszystko nieco przybrudzone i zakurzone. Ale póki opakowanie było hermetyczne, a większość chyba raczej byłą, to nadal mogła się nadawać do spożycia.

“Ciekawe kiedy wrócą. Coś długo ich nie ma. Ja nadal nie czuję się za dobrze. Bo inaczej bym spróbował ich poszukać. Ale za słaby jestem. Tutaj nadal strefa jest niewykrywalna. Nie wiem jakim cudem. Nie wiem czy to jakaś fluktuacja strefy i jej anomalia czy na stałe. Mam nadzieję, że anomalia. To by jeszcze było bardziej do przyjęcia. Bo jak na stałe to nie słyszałem o takim cudzie. Ale kto wie? Może jak to jest ten legendarny Instytut to kto wie?”

Kuchenka też działała. Więc można było nastawić wodę. Na kawę, herbatę, na jakieś ciepłe jedzenie. Aż trudno było sobie przypomnieć kiedy ostatni raz coś jedli ciepłego. Japończyk mógł sobie coś przygotować ze znalezionych zapasów tak samo jak i reszta. Pewnie David bo Sigrun jak się uporała z naprawą generatora poszła do pokoju kontrolnego. Ba! Generator na tyle poprawił działanie wszystkiego, że włączyło się i ogrzewanie i woda w kranach. W kuchni, w toaletach, w łazienkach i zwykłych umywalkach.

“Oglądałem to coś. Nie wiem co to jest. Paul twierdzi, że to jakiś przekaźnik. Ale mądrala nie wie co miałby przekazywać. Chociaż kurzu wokół jest jakby trochę mniej. Jak? Dokąd? Skąd? Zresztą tu nic nie działa. A od tej fantomówki na górze nic się nie da dowiedzieć. Wszystko tajne i zakazne. Ale chodzę z nią pogadać bo nikogo innego tu nie ma. Jak się nie pytać o te tajne rzeczy to jest nawet miła. Szkoda, że nie jest żywa. To by jakiś pożytek z niej był. Chociaż może później. Nie czuję się najlepiej.”

Po wizycie w kuchni i magazynie Koichi zajął się magazynem narzędzi. Było ich całkiem sporo. Łopaty, szpadle, łomy, nożyce do cięcia drutu, piły, w tym także strunowe, elektryczne, spalinowe i tarczowe. Zupełnie jakby ktoś zgromadził tutaj narzędzia do prac ogrodniczych i budowlanych. I te ręczne i proste jak młotek i śrubokręt i te zaawansowane jak wiertarki i młotki automatyczne. W tej chwili cała elektryka która używała baterii i akumulatorów kompletnie nie działała. Ale skoro wróciła energia to była nadzieja, że da się je naprawić.

“Mam nadzieję, że szybko wrócą. Trochę strach. Nie wiadomo jak ta anomalia sięga głęboko. I ich nie wyrzuci nie wiadomo gdzie. Bo będe tu na nich czekał do usranej śmierci. Poszedłbym z nimi ale dalej czuję się dość słabo. Teoretycznie to gdyby zbliżali się znów do strefy gadżety powinny jakoś zareagować. To nawet wtedy powinni dać radę zawrócić. Ale jak będzie szybka fluktuacja? Ale to chyba ten Instytut. Może wreszcie by się udało wyjaśnić o co tu chodzi. Postanowiliśmy zaryzykować. Poczekam tu na nich.”

Sigrun odkąd wróciła z naprawy generatora usiadła na jednym z zakurzonych, obrotowych krzeseł. Trochę monitorów, trochę klawiatur choć bardziej klasyczne. Bez holo aparatury jaka dominowała na wyższym poziomie. Ledwo jeden sprzęt na samym końcu wyglądał na dostosowany do obsługi holo. Reszta była bardziej klasyczna. Taka bardziej z jej czasów. Solidna klawiatura pod palcami i namacalny ekran przed oczami.

Zaczęło się zaskakująco łatwo. Już drugi komputer ożył swoim elektronicznym życiem jaki pstryknęła przycisk power. Tutaj znów komputer powinien zażądać logowania i może jakiejś dodatkowej identyfikacji. Ale o dziwo ktoś na dole obudowy ekranu wydrapał gwoździem czy czymś takim profil i hasło. I jak je wpisała to komputer zalogował ją bez żadnych przeszkód. Mogła się więc zagłębić w to co było na tym komputerze.

“Hank mówi, że to może być Instytut. Cholera go wie. Może. Strefa tu nie działa. Prawie. Nic takiego nikt nigdy nie mówił o Instytucie. Z drugiej strony nie wiem czy ktoś stamtąd wrócił by opowiedzieć co tam jest. Ani to czy to jest Instytut. Ale nawet jak nie to i tak jest niesamowite miejsce. Strefa w środku strefy gdzie strefa nie ma dostępu. Jakim cudem? Słyszałem o całym mnóstwie dziwów i anomalii w strefie, zwłaszcza głębokiej. A w końcu jesteśmy w chuj głęboko. Słyszałem a Hank był w takiej strefie pozornej normalności. Ale nawet tam gadżety działają. A tu nie. Jakbyśmy byli w płytkiej. Ale będzie heca jak o tym opowiemy za murem. Zastanawiamy się co robić. Ja muszę odpocząć. Nie czuję się najlepiej. Powiedziałem im, że zadbam o siebie i by sprawdzili to beze mnie. Poczekam na nich. Zgodzili się. Mam nadzieję, że sprawdzą co tam jest i szybko wrócą.”

Szwedka skoncentrowana na tym co wyświetla monitor przed jej twarzą była już pewna. To był komputer sterujący schronem. Stąd można było zarządzać ogrzewaniem, oświetleniem, wodą, pokazywał stan magazynów. Nawet wygląd w kamery CCVT. I różnorodne czujniki, włącznie z temperaturą. Sądząc po schemacie na ekranie to cały ten system powinien wyświetlać informacje co się dzieje wewnątrz schronu i na zewnątrz. Tuż przed wejściem jakim tu weszli a także na terenie budynku na powierzchni i na terenie kompleksu.

“Hank znalazł jakiś szyb przy sąsiednim budynku. Prowadzi gdzieś w dół. Cholera wie gdzie. Raczej nie do tego schronu. Próbowaliśmy walić od góry i słuchać od wewnątrz. Ale nic nie słychać. Nie widać też światła w wentylatorach. Hank jest przekonany, że jednak musi gdzieś prowadzić. Może jest tu jeszcze jakiś inny schron? Paul mówi, że może to do kanałów albo metra. Ja mu mówiłem, że prędzej jest do kanałów bo są płycej niż metro. Ale on dalej swoje. Pokłóciliśmy się. Mam dość. Paul się napalił by sprawdzić ten szyb i udowodnić mi, że to na pewno metro. Nie miałem siły się z nim kłócić. Powiedziałem im, że jak chcą to niech idą beze mnie. Ja w tym stanie nie dam rady się przeciskać chuj wie gdzie i jak daleko. Na razie wróciliśmy do schronu by coś zjeść i odpocząć.”

Problem był w tym, że system kiepsko przetrwał próbę czasu. Zwłaszcza to wszystko co powinno przekazywać dane z góry. Te w schronie to jeszcze jak cię mogę. Jak z tymi światłami. Jedne działały a inne nie. Może jakby w tym magazynie części wymienić je na te nowe to by znów zaczęły działać. A może nie. Ale nawet teraz mogła sprawdzić temperaturę wody czy powietrza. Na razie były dość piwniczne warunki. Ale ogrzewanie powoli ocieplało atmosferę. Skład wody był względnie dobry. Według ekspertyzy komputera powinna się nadawać do spożycia po przegotowaniu. A do mycia czy prania nawet bez. Podobnie z powietrzem. Ale co się dzieje na powierzchni to była informacyjna czarna dziura. Może czujniki albo przekaźniki zostały zniszczone czy poddały się presji czasu i okolicy. Ale jedyna kamera jaka działała to ta na zewnątrz wewnętrznych drzwi. Pewnie dlatego, że miała bezpośrednie zasilanie i resztę ze schronu.

“Dziwne miejsce. Góra jak jakaś szkoła. Po bitwie. A piwnice to z daleka zajeżdżają wojskiem. Ale nas wystraszyła ta holograficzna dziewczyna. Paul jak zwykle coś wcisnął i się pojawiła. Myślałem, że zawału dostanę. Nie powinno jej tu być. Ani żadnej elektroniki i elektryki. A są i działają. Jakim cudem? I wszystkie gadżety nam siadły. Jakim cudem? Przecież jesteśmy głęboko w głębokiej. Teraz jesteśmy jak ślepcy. Piszę ze schronu. Całkiem tu przytulnie odkąd Paul uruchomił generator. Znaleźliśmy trupy. W tym jednego naszego znaczy stalkera. Ma dziurki po kulach. Ciekawe kto go sprzątnął. Hank zabrał jego nieśmiertelnik. Hank mówi, że pewnie robota turysty. Możliwe. My jak chcemy kogoś załatwić to po prostu zostawiamy go w strefie. A oni strzelają. To chyba pierwsze co im przychodzi do głowy jak nie wiedzą co zrobić a jest do czego strzelać. Paul mówi, że to jakiś tajny, wojskowy kompleks. I mogli go sprzątnąć ci strażnicy. To się go pytam czemu jeszcze nie sprzątnęli nas. Już trochę się tu kręcimy. Na razie zjedliśmy i idziemy spać. Mam nadzieję, że nas nikt nie podziurkuje we śnie. I jak wstanę to poczuję się lepiej.”

Natomiast nie znalazła Cleo. Ani śladu. Co prawda by mieć pewność musiałaby chyba rozebrać ten hardware na części. Ale wydawało się, że ten komputer był całkowicie autonomiczną jednostką. Wyspecjalizowany w zapewnieniu bezpieczeństwa schronu i jego mieszkańcom. Zupełnie jakby ten komputer nie miał żadnego połączenia z tymi na górze.

“Cienie nas prawie dorwały. Nie przyznałem się chłopakom. Ale jeden chyba dążył mnie musnąć. Przybiegliśmy tutaj. A one zniknęły. Dziwne. To miejsce też jest dziwne. Jakiś duży budynek. Jakieś wojskowe graty przed wejściem. Chyba coś rozpylali. Paul mówi, że to mogły być emitery. Ale on w każdym gracie który nie wie co to jest widzi emiter albo inne dawny szajs. Zresztą teraz to nieważne, w strefie i tak żadne taki fikuśny szajs nie działa. A jak działa to jest jakiś myk. Tylko myk w tym budynku i miejscu jest taki, że tu nie wykrywamy strefy. Przy ogrodzeniu i dalej to tak ale tutaj jest jak w płytkiej. Gorzej, że gadżety nam też prawie nie działają. Jesteśmy jak ślepi. Kurewsko niekomfortowa sytuacja w sercu głębokiej strefy. Ciekawe kiedy strefa tu wróci. I czy jak wróci to nasze gadżety też. Będziemy mieć przejebane jeśli strefa wróci a nasze gadżety nie. Zmęczony jestem. Mam nadzieję, że to nie od cienia.”

David zamknął dziennik jaki znalazł przy jednym z ciał które widocznie należało do dawnego stalkera. Facet nazywał się Hubert Steiner. Tak było napisane na pierwszej stronie. I widocznie była to jego 7-ma wyprawa do strefy. Na razie odgłosy i zapachy jakie dobiegały z kuchni pobudziły jego kubeczki smakowe i żołądek do innych aktywności.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline