Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2020, 18:24   #2
Alex Tyler
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Drobne kobiece dłonie z niezwykłą rewerencją położyły na małym ołtarzyku wytarty, wyblakły i pognieciony od częstego oglądania obrazek przedstawiający jakiegoś młodego mężczyznę, wykonany bardzo archaiczną i osobliwą techniką. Później w zrytualizowany sposób zapaliły wąskie kadzidełko i włożyły je do specjalnego pojemniczka, umieszczonego pomiędzy skromnym, ozdobnym kwieciem. Wątła strużka aromatycznego dymu uniosła ku sklepieniu ciasnej, wręcz spartańskiej kabiny mieszkalnej Pielgrzyma Procesjonału. Żar toczący zapachowy patyczek rozświetlał znikomym blaskiem skrytą w kompletnym mroku komnatę. Wszechobecna ciemność nie wpływała jednak w najmniejszym stopniu na precyzję ruchów rąk.

Po dokonaniu rytuału te same kobiece dłonie złożyły się w znak Aquili, do modlitwy skierowanej ku Najwyższemu Ojcu Ludzkości i stworzycielowi świata, Izanaginamiemu.


Po zakończeniu powtarzanej w myślach litanii mantr do najważniejszego i jedynego kami rozległ się wreszcie głos kobiety. Głęboki, ale cichy, aksamitny i dostojny. Pełen efemerycznego, psychicznego znoju i żeńskiej troski.
Yoshitsune, najukochańszy mężu, i ty Shirō, najdroższy niepowity synu, tyle razy to powtarzałam, ale wciąż chyba nie wiecie, jak was bardzo miłuję. Jak memu sercu do was tęskno. Czasami nawet nie jestem w stanie ująć tego słowami. Jakże język wydaje się wtedy nieprzyjacielem! Krępującym przeklętnikiem... Bowiem nawet słowa wzniosłej poezji wydają się jałowe i mało krystaliczne, nie dość namacalne i dobitne, by wyrazić to, co czuję w głębi swego serca, całą swą duszą...

Kobieta umilkła na moment, a na jej obliczu przelotnie objawiły się niewyraźne emocje, tak jakby chciała się za coś strofować.
Mogłabym tak długo, ale czyż taka egzaltacja nie byłaby oznaką samolubności? Ech, dawno nie rozmawialiśmy, jednak nie zważajcie zanadto na słowa starej wdowy — kontynuowała intymną rozmowę z nieobecnymi zmarłymi, niezwykle adekwatną w swej wymowie do zalegającej wokół niej pustki i mroku — Za nic w świecie nie zabrałabym was stamtąd, gdzie jesteście. Niezmiernie cieszy mnie wasze szczęście, jakiego doznajecie w świętym pałacu-świątyni Izanaginamiego na niebiańskiej Terrze, u boku samego kamiego. Mnie też dane jest czuć tego namiastkę, będąc splecioną duchem z Najwyższym. Mam nadzieję, że wkrótce się spotkamy tam razem i będziemy rozkoszować wiecznością w tym boskim elizjum...


Kolejna przerwa wynikła, gdy kobieta wysiłkiem woli powstrzymała natrętnie cisnące się do głowy eskapistyczne bajania o idyllicznych zaświatach i sprowadziła się na ziemię.
Ale chyba dość już wam moich emocjonalnych oświadczeń, zatem powiem, co się u mnie ostatnio wydarzyło. Udało się nam, ludziom Ordo Xenos, wreszcie dostać do istotnych informacji na temat od dawna poszukiwanych i tępionych przez nas złoczyńców z Czarnego Kartelu. Dzięki opatrzności wpadła nam w ręce wiedza z pierwszej ręki o ich schronieniach i dokładnej działalności. Jesteśmy już bardzo blisko położenia kresu ich wstrętnym procederom. Każdy z nas otrzymał swój przydział. Mnie tym razem rękami swych sług Izanaginami posyła mnie na planetę zwaną Hulee V. Są tam do zbadania dwa miasta-kopce, wielkie niczym góry i mieszczące, każde z osobna, tyle samo mieszkańców ile żyje na naszym ojczystym Nihoun. Wyobrażacie sobie to sobie? Jakże potężne jest Imperium Izanaginamiego, i jakże nieświadomi byliśmy na naszej małej i bezpiecznej planetce o ogromie wszechświata... Za młodu nie zdawałam sobie nawet w najmniejszym ułamku z tego sprawy. To oczywiste, że tylko bóg mógł zasiedlić niezliczone mrowia takich obiektów pośród nieskończonych gwiazd... Ale wracając do istoty rzeczy, to mam tam razem z wiernymi towarzyszami wytropić tych samych heretyków, tak wielce bratających się z przeklętymi xenos i wplątanych w nielegalne interesy, przynoszących wielkie szkody Świętemu Imperium Ludzkości i jego obywatelom...

Dane zdania musiały wywołać u tajemniczej spowiedniczki jakieś reminiscencje, ponieważ umilkła, jakby sobie o czymś przypomniała.
— Niestety czas nagli i...
Po tych słowach kobieta przez moment chciała już zgasić kadzidło i zakończyć monolog, ale jej dłoń zawahała się i wróciła na swoje miejsce.
Jednak nie, nie tak szybko... Mam nadzieję, że jesteście ze mnie dumni. Ja... nigdy o was nie zapomnę. Wszystko, co robię, czynię dla was i Ojca Ludzkości. Ach, nie chcę odchodzić tak beztrosko. Może tym razem by okazać wam swe oddanie i nieskończoną miłość zagram melodię, którą układam specjalnie dla was? W zasadzie nie jest jeszcze idealna, wymaga pewnego dopracowania. Zatem wybaczcie, ale szczerze, to nie wiem, czy będę jeszcze miała okazję ją dokończyć... Mam jakieś dziwne i niewyraźne przeczucia co do mej zbliżającej się misji... — kobieta wydobyła spośród poły swych szat leciwy drewniany flet — W każdym razie posłuchajcie, najdrożsi.

Następnie przymknęła delikatnie powieki i z natchnionym wyrazem twarzy przytknęła ustnik wysłużonego instrumentu do swych różanych warg. Potem zadęła weń delikatnie i przebierając z wolna, pełnymi gracji ruchami palców po jego dziurkowanym korpusie sprawiła, że z jego nadgryzionej zębem czasu komory dźwiękowej wydobyła się z początku jednostajna, potem delikatnie transformująca refleksyjna melodia. Nie była zbyt skomplikowana, ale niosła w sobie jakąś metafizyczną i ciężką do sprecyzowania tęsknotę. Wnikliwy słuchacz mógłby także wyczuć wpleciony subtelnie pomiędzy nuty utworu żal i cierpienie. Melodia wydawała się być niezwykle poruszającą i wiarygodną ekspresją czegoś, co musiało spoczywać na samym dnie duszy grającej. Taki pieszczący subtelnie zmysły pokaz artystyczny musiał być dość niespotykany w tak wyizolowanym miejscu jakiegoś imperialnego masowca. Publicznością były jednak tylko puste ściany kajuty. Ale to nie przeszkadzało zajętej instrumentem kobiecie, która to z pełną koncentracją wypuszczała kolejne, nienachalne, acz urzekające swym powabem dźwięki. Natchniona melodia wydobywała się z taką pasją, wręcz namacalną i dojmującą mocą, jakby krystalizowała się za udziałem jakiegoś zaklętego instrumentu. Kobieta grała, całkiem niepomna świata wokoło, szczelnie zamknięta w swoim małym, bezpiecznym i prywatnym sanktuarium, zbudowanym wyłącznie z granych przez nią dźwięków i odczuwanych emocji.

Flecistka kontynuowała jeszcze jakiś czas. A gdy jej potrzeba złożenia hołdu ukochanym i uzewnętrznienia się wyczerpała, po prostu odjęła ostrożnie instrument od ust i po chwili przerwy, jakby zbierając myśli, schowała go na swoje miejsce.
Do zobaczenia kochani — powiedziała na koniec, gasząc poślinionym palcem kadzidełko. Potem wzięła ostrożnie wizerunek swego męża i schowała uważnie w głębi swych szat. Następnie wstała, porzucając dotychczasową pozycję smoka. Obróciła się w bok i zdecydowanie pochwyciła swoją starą, wysłużoną laskę. Moment później, po nałożeniu psy-okularu, była w sumie gotowa do wyjścia. W istocie nie miała dużo dobytku. Stanęła przeto przed drzwiami wyjściowymi, a zaraz rozległo się pukanie, specjalnym szyfrem, jaki ustalili zawczasu akolici pana X. Mistyczka odczekała minutę i wyszła na zewnątrz, po czym ruszyła gdzieś ciemnym korytarzem, skrytym głęboko w trzewiach gargantuicznego okrętu. Grupa "pielgrzymów" miała właśnie omówić swoje dalsze kroki w jednym z rzadko odwiedzanych magazynów wypełnionych po brzegi kontenerami z rudami metali. Stukając ślepczą laską po żelaznej, kratowanej podłodze kobieta jednocześnie odmierzała odległość do celu i sygnalizowała, że idzie. Jej Zmysł Spaczni był na tyle rozwinięty, że mimo kalectwa nie potrzebowała jej do pomocy w poruszaniu i nawigacji, ale stwarzanie pozorów zwalniało ją od wielu niepotrzebnych podejrzeń. Nie mówiąc o tym, że stare nawyki również ciężko było jej wyrugować. W każdym razie kobieta wiedziała jak trafić na miejsce i nie gubiła się w przepastnych zakamarkach statku.


W końcu dotarła na miejsce. Tam już, wokół płomyka pojedynczej świecy, zgromadziła się konkretna mieszanka osobliwości. Nie było to jednak niczym nadzwyczajnym. Grupy akolitów Inkwizycji zawsze słynęły z bycia zgrajami wszelkiego autoramentu i temperamentu. Co bywało w istocie korzystne biorąc pod uwagę szeroki wachlarz działań, jakim charakteryzowała się obdarzona najwyższym autorytetem imperialna organizacja. W każdym razie i Yoshiko dołączyła do grona konspiratorów.

Jej sylwetka była drobna i pozornie krucha. Czubek krytej kruczoczarnymi włosami głowy sięgał niespełna 5 stóp. Na pierwszy rzut oka wydawała się beznamiętna, acz piękna, pomimo ubogości szat. Przez moment drobny przeciąg poruszył łachmanami po niegdyś bogatym rodowym kimonie, wiszącymi na niej niczym wodorosty na morskim wraku. Mimo to stała dumnie, tak jak ją wychowano. Była kobietą dojrzałą, koło 34 lat. Jednak jej oblicze było wręcz niewinne i niezwykle urodziwe, sugerujące wiek przynajmniej kilkanaście lat niższy. Jedynie przepełnione doświadczeniem słowa i zmęczone spojrzenie zamglonych, pokrytych bielmem oczu mogły zdradzać dokładną ilość przeżytych lat. Wzrok mistyczki jednak zwyczajowo skryty był pod ciężkim, cybernetycznym okularem, zawierającym przenośny komunikator. Nie miała przy sobie żadnego uzbrojenia, poza ozdobioną imperialnymi symbolami ślepczą laską długości nieco ponad 3 stóp. W zasadzie bardziej przypominała owego "pielgrzyma", którego tożsamość udawała z kompanami, niż agenta najpotężniejszej organizacji w Imperium.


Nie odezwała się pierwsza, ani nie powitała żadnym słowem. Wykonała tylko krótki, grzecznościowy ukłon. Wolała działać niż mówić, a gdy mówiła, czyniła to rzeczowo i zwięźle. Bardziej odpowiadało jej też wykonywanie rozkazów, aniżeli ich opracowywanie. Liczyła więc na większą inicjatywę towarzyszy. Czekała zatem w milczeniu na rozwój wypadków...
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 28-11-2020 o 18:16.
Alex Tyler jest offline