Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2020, 19:05   #254
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 87 - X.22; sb; wieczór - koniec

Czas: X.22; sb; wieczór
Miejsce: Montgomery, warsztat O’Briana
Warunki: ciepło, głośno, muzyka, odgłosy baru


Marcus



Było miło, ciepło i przyjemnie. W jednym z narożników pustej hali grała orkiestra którą lady Amari zamówiła specjalnie na tą okazję. Jadła i picia też było pod dostatkiem. Stały stoły i ławy rozstawione w dzień przez jakichś pracowników. Przez większość dnia szykowano tą imprezę. Chociaż zanosiło się na nią od kilku dni. Kilka dni temu konwój różnorodnych wozów dotarł do celu przeznaczenia. Do Montgomery co było jakby na dalekich peryferiach ojczyzny Federatów. Zatrzymali się właśnie w warsztacie O’briana. Widocznie milady miała to już zaplanowane i przygotowane dużo wcześniej bo gdy konwój zajechał do miasta i przed wrota warsztatu wszystko było już gotowe.

Warsztat zresztą też wyglądał jak uforyfikowany budynek zdolny pomieścić liczną załogę. Nad poziomiem gruntu był jakiś budynek pełniący rolę bazy dziennej. Mało kto dobrowolnie spędzał czas w mrocznych podziemiach. Ale właśnie tam był dawny parking a obecnie warsztaty i trzon bazy. Było na tyle dużo miejsca by pomieścić nawet ciężkiego tira z lawetą na której był przykryty plandekami olbrzymi kształt. Odrzwia się zamknęły no i byli bezpieczni. Wreszcie się udało! Minęło jakieś 2 miesiące od pamiętnego festynu w Nice City gdzie większość konwojentów spotkała się po raz pierwszy i ze swoich powodów postanowiła dołączyć właśnie do stronnictwa milady Amari. Podążanie ku miejscu gdzie powinien być czołg, odnalezienie go i zdobycie zajęło z miesiąc. I kolejny miesiąc na przetransportowanie do tutaj.

Przez te dwa miesiące mnóstwo osób przewinęło się przez skład konwojów. Jedny byli epizodycznie jako doraźna pomoc w jakimś zadaniu czy etapie podróży a inni byli na dłużej. Część zginęła, część zniknęła, oberwała albo odeszła z dalszej trasy z różnych powodów. A na ich miejsce werbowano kolejnych. Niewielu zostało z początkowej ekipy jaka przyłączyła się do Federatów w Nice City. Właściwie poza wojownikiem z pobliźnioną twarzą do jakiej chyba już się wszyscy przyzwyczaili to została tylko parka z Detroit i niewielu więcej. Z osady zagubionej w trzewiach dżungli dołączyła jeszcze Marisa. Ciekawość świata u niej zwyciężyła i jako jedyna z osady Johansena dotrwała do samej mety.

Wiele wysiłku to kosztowało całą ekipę. Dotrzeć w nieznane trzewia parnej, tropilanej dżungli po to by odnaleźć ślady po wydobyciu głównej zdobyczy. Odkrycie zagionionego w dżungli miasta nad brzegami Mississippi a w nim osady odmieńców przez których Marcus wraz z towarzyszami na własne życzenie dostał się do niewoli. Ale zostali uwolnieni przez myśliwego Johansena gdy osadę ktoś w nocy zaatakował. Dzięki nowojoerskiemu technikowi jakiego też uwolnili mogli odnaleźć i uruchomić czołg którym wydostali się na zewnątrz. I o świtaniu dołączyli do reszty swojego konwoju. Przy okazji odkrywając, że stoczył on nocną, zażartą walkę z odmieńcami którzy widocznie chcieli ich podejść jak Teksańczyków i Nowojorczyków z tydzień albo dwa wcześniej. Ludzie Federatów nie dali się podejść i wywiązała się nocna walka. Nie wiadomo jakby się skończyła gdyby nie to, że mutanci słysząc odgłosy nocnej walki ze swojej bazy przerwali ją i wycofali się. To był jeden z powodów dla których uwięzieni przez mutków nie bardzo mogli liczyć na pomoc kolegów. A kto zaatakował osadę tego się nie dowiedzieli. Nie spotkali żadnego z napastników a po wydostaniu siebie i czołgu z osady nad rzeką nikt już tam nie wracał.

Przetransportowanie wielotonowego bydlęcia przez bezdroża po jakich lżejsze samochody miały problem to też była mordęga. Czy to budowa olbrzymich tratw przy każdej, jednej przeprawie czy zorganizowanie ciężarówki z lawetą jaka mogła zabrać stalowe bydlę na siebie. A wszystko w tropikalnym zaduchu i błocie po kolana z nocnymi atakami odmieńców. Insekty i gorączka tropikalna też zebrały swoje żniwo sprawiając, że każda, najmniejsza rana nie chciała się zagoić. Ta sama gorączka i osłabienie z powodu odniesionych ran powaliła też i Marcusa. Niewiele z tego pamiętał. Doszedł do siebie już w Nice City. Gdzie Federaci lizali rany i zbierali siły przed następnym etapem. Część osób się wykruszyło część twarzy w konwoju wojownik z Kill One musiał poznać na nowo. A potem znów w drogę. Tym razem na wschód. Ku wielkiej rzece i jej toksycznym oparom. Przez prom jaki przez cały dzień przewoził kolejne pojazdy na wschodni brzeg. I dalej, przez równiny południa aż do tej mety w Montgomery.

Tutaj wreszcie mogli się poczuć jak u siebie. Przynajmniej Federaci. Warsztaty albo były ich placówką albo z innych względów czekali na nich nowi ludzie, już wysłani z włości milady Amari i jej sojuszników. Co dodatkowo wzmocniło ochronę głównej zdobyczy. Oni też po weekendzie mieli dalej przetransportować lawetę z czołgiem już do owych rodzimych włości.

Co do zakontraktowanych pracowników no to milady okazała się honorową kobietą. Zostali zwolnieni z wszelkich obowiązków więc właściwie mieli wolne i mogli zregenerować siły po tej wyprawie. Zgodnie z obietnicą wypłaciła każdemu należność w złocie i bżuterii. A jak to mieli okzję sprawdzić przez drogę to nawet po końcu świata blask złota nadal otwierał serca, umysły, drzwi i ramiona. Mało kto pozostawał na nie obojętny. Jak nie dla estetyki to jako inwetycję w pewny gambel na wymianę. Każdy z kontrakorów więc otrzymał swoją złotą dolę. Marcus, Vesna i Alex jedne z największych. W końcy byli na tej wyprawie od samego początku do samego końca. A milady doceniła ich specjalne zasługi w tej wyprawie więc nawet wypłaciła im specjalny bonus. Teraz Marcus okazał się właścicielem niewielkiej złotej fortuny jaką mógł wymienić na naprawdę wiele potrzebnych mu rzeczy.

A zakontraktowani pracownicy dostali też dodatkowa ofertę od milady. Mogli oczywiście zabrać swoje złoto i iść w swoją stronę. Mogli też zastanowić się czy nie chcieliby przedłużyć swojego kontraktu u milady. Jak świadczyły obciążone złotem i biżuterią plecaki, torby i kieszenie to potrafiła być całkiem dochodowa współpraca. A milady potrzebowała takich sprawdzonych ludzi o wielu talentach. Tym razem chodziło o ten czołg. Ale przecież będą i inne wyprawy. Ale mieli parę dni do namysły. W końcu konwój milady ruszał w stronę jej włości dopiero po weekendzie. A na razie była zabawa, muzyka, wino, kobiety i śpiew!



---



K O N I E C
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline