Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2020, 22:34   #55
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Informacja oraz nagranie od behawiorystki były co najmniej zastanawiające. Huw prześledził je zaraz po tym, jak opuścił zakład barberski i od razu uznał, że musi ten ewenement zobaczyć na własne oczy. Najpierw postanowił jednak zadbać o pewne środki ostrożności. Ostatnie wydarzenia potwierdziły, że nie mógł czuć się bezpieczny także pod względem zdrowia psychicznego. Zmierzył więc do sklepu, aby stworzyć coś na rodzaj prowizorycznej ochrony dla swojego umysłu. Trudno było powiedzieć czy to mogło zadziałać, ale sytuacja, w której się znalazł, wymagała niecodziennych rozwiązań.
W międzyczasie próbował dodzwonić się do rzekomego Pieńka. Tak jak było to do przewidzenia, nikt jego telefonu nie odebrał, lecz Siwy przynajmniej zarzucił już jakąś przynętę. Pozostawała nadzieja, że facet specjalnie nie przebierał w pomagierach. Ostatecznie przecież Hodderowi było daleko do wirtuoza zbrodni, więc Pieniek może i nie gardził pomocą z anonimowego źródła.
Spojrzał na zegarek. Paul powinien być na miejscu przynajmniej za kilka godzin, więc Huw miał czas prześledzić nowe znalezisko. Do celu było ledwo ponad dwa kilometry, zaś na miejsce prowadziła górska ścieżka, która rozpoczynała się tuż za miastem. Nie była dostosowana do jazdy samochodem, także Lwyd ostatecznie ruszył pieszo.
Po dziesięciu minutach szybko odgadł, że obrał właściwy kierunek. Na sypkiej ziemi koło drogi widział gdzieniegdzie ślady psich łap. Robin oraz jej suczka szły tędy całkiem niedawno.
Trasa okazała była całkiem przyjemna. Wśród wysokich traw mieniły się kolorami lilie, astry, a także zawilce i jaskry. Ponad skalistymi wzniesieniami oraz łąkami kołowały myszołowy, trochę niżej od nich przemykały zwinne kosy. Sam szlak był całkiem zadbany, miejscami ciągnął się wzdłuż niego drewniany płotek, w innym miejscu postawiono obok wyciosaną ławkę.
Tę spokojną okolicę detektyw mógłby nazwać wręcz kojącą, gdyby nie jego ogólny stan. Odnosił bowiem wrażenie, że bolą go mięśnie, o których dotychczas nie wiedział. Mężczyzna był jednak ulepiony z twardej gliny i wytrwale podążał dalej. Wkrótce sprawdził jeszcze raz lokalizację na mapie i postanowił opuścić ścieżkę, aby następnie wejść między drzewa.
Początkowo las wyglądał całkiem zwyczajnie, ale po kilku kolejnych minutach Huw zaczął dostrzegać w okolicy coś osobliwego. Trudno było to konkretnie zdefiniować. Czasem miał wrażenie, że między drzewami szybko przebiegał jakiś cień, kiedy indziej kolory wokół niego nabierały nowego odcienia. Gdy myślał, że wszystko powoli wraca do normy, znów zdawał sobie sprawę, że światło płynące między drzewami pada pod nienaturalnym kątem.


Kiedy wreszcie dostrzegł kukłę, którą znał już z nagrania, wrażenie obcości wręcz go przytłaczało. Barwy wokół niego stale nabierały mocy, to znów ją traciły, a powietrze wibrowało, jakby znalazł się wewnątrz ogromnej membrany.
Młoda sarna przebiegła kilkanaście metrów od niego. Nawet ona wyglądała osobliwie: jej oczy lekko opalizowały i poruszała się tak lekko, że sprawiała wrażenie utkanej z samego wiatru.
Przystanął w miejscu i zaczął analizować co mogło być przyczynkiem osobliwego stanu. Mimo że jego zmysły były bombardowane na różne sposoby, to nadal potrafił logicznie myśleć. W trakcie policyjnej kariery miał do czynienia z ludźmi pod wpływem różnych narkotyków. Kojarzył więc, że po niektórych używkach umysł silniej odbierał każdy bodziec. Huw rozważał przez chwilę, czy w jakiś zagadkowy sposób nie znalazł się pod wpływem czegoś podobnego.
Nie, to raczej nie były dragi. Źródłem zjawisk musiała być podobizna, przed którą właśnie stał. Podobnie jak na filmie od Robin, powietrze wokół kukły falowało, teraz jednak w znacznie większym stopniu. Lwyd słyszał również drobny szmer, podobny trochę do dźwięku, który zarejestrował podczas rozmowy telefonicznej z Paulem. Pomruk był obecnie o wiele cichszy, wręcz przytłumiony.
Wyglądało na to, że osłona na głowie zbytnio mu nie pomagała – im dłużej obserwował kukłę, tym bardziej jego percepcja płatała mu figle. Na moment musiał wręcz spojrzeć gdzieś w bok, miał bowiem wrażenie, że oto trafił na płótno obrazu szalonego artysty. Po chwili z powrotem skierował wzrok na figurę, lecz dziwności tylko się natężały.



Incydent w lesie bynajmniej nie pomógł Robin stanąć na nogi. Kiedy jechała z powrotem do Ynseval musiała maksymalnie wytężać zmysły, aby utrzymać uwagę na drodze. W niektórych miejscach mijała przecież skalne urwiska i choćby chwilowa utrata kontroli nad pojazdem była bardzo niebezpieczna.
Na miejsce dotarła na czas. Owen stał już na parkingu i opierał się o policyjną furgonetkę. Obok człapało kilka policyjnych psów: dwa niemieckie owczarki oraz jeden malinois.
Sam policjant wyglądał dość blado i cały czas popijał kawę z dużego termosu. Wyglądało na to, że nie tylko ona źle sypiała.
– Jesteś – skwitował tylko – Nie traćmy czasu i przejdźmy do rzeczy.
I to było tyle. Pozwolił jej zapoznać się ze zwierzakami jedynie na chwilę, potem zapakował je do auta i kazał kobiecie jechać za sobą. Bez żadnych grzeczności ani „pocałuj mnie w dupę”. Facet był specyficzny, ale ostatecznie nie przyjechała tutaj wchodzić z nim w komitywę.
Niebawem wspólnie podążali górskimi serpentynami, które zdawały się ciągnąć bez końca. Krajobraz był monotonny i Robin czuła jeszcze większą senność niż poprzednio. Jedyne urozmaicenie okolicy stanowiły zniszczone baszty oraz fragmenty dawnych warowni, które wyrastały z kilkunastu szczytów. Z tego, co sama się orientowała, każda z tych gór nosiła inną nazwę niż Maddox, więc to nie ich dotyczyła legenda o krwawym baronie. Walia była zwyczajnie usiana ruinami, które milcząco trwały przez kolejne wieki, a tutejsza okolica nie stanowiła wyjątku.
Kiedy czuła już, że dalej tak nie da rady i zaraz zwyczajnie zatrzyma wóz, nagle zadzwonił do niej Huw. Bez zbędnej zwłoki włączyła zestaw głośnomówiący, szczególnie że rozmowa mogła jej dobrze zrobić. Jak się okazało, Lwyd szybko sprawdził przesłane mu współrzędne. Totem, lub czymkolwiek on był, prawdopodobnie nawet teraz zwiększał swoją siłę oddziaływania. Detektyw postanowił coś z tym zrobić.
Niedługo jak skończyła rozmawiać z Huwem, Owen skręcił w prawo i zaparkował furgonetkę. Stali teraz na czymś w rodzaju większego płaskowyżu, który z jednej strony kończył się głęboką przepaścią, a z drugiej swobodnie opadał w dolinę. Po jej przeciwległej stronie górował masyw, którego Robin nie mogła zmierzyć wzrokiem, gdyż wierzchołek znikał gdzieś w pierzastych chmurach. To właśnie w tej okolicy miało dochodzić do największej liczby zaginięć.
Gryffith powoli wysiadł ze swojego wozu i z powrotem otworzył psom drzwi. Robin od razu dostrzegła jak bardzo są czujne i wypatrują czegoś w oddali. Foxy z kolei trzymała się na uboczu.
– Mam średnie obycie z tymi bydlakami – stwierdził policjant, znów otwierając termos. – Na pewno przeszły inny rodzaj tresury, niż ta, którą ty stosujesz. Ale chyba jakoś się dogadacie.
Psy ponownie obwąchały Robin. W policji pracowały zwierzęta, które nieraz uczono, aby słuchały tylko określonych ludzi. Te jednak zdawały się raczej skore do współpracy. Owen puścił je przed siebie i sam skinął na kobietę.
– Zaczniemy od bezpośredniej okolicy drogi. Jeśli nie znajdziemy tu nic alarmującego, ruszymy dalej. Pasuje ci to? – ostatnie pytanie zadał bezzasadnie, ponieważ i tak zmierzył w kierunku doliny, nie czekając na jej reakcję.
Jeszcze przed obniżeniem terenu musieli minąć grupę większych pól, które były osłonięte przez wysokie głazy. Miejscami rosły tu również osamotnione drzewa, w większości jednak ogołocone. Niedaleko płynął strumień: Robin go nie widziała, lecz dochodziło ją ciche szemranie.
Nie minęli nawet kilkuset metrów, jak wszyscy nagle przystanęli. Carmichell od razu zauważyła, że policyjne psy trzymały swoje pyski nisko, a ich ciała zesztywniały.


Na drodze do doliny wyrosła przed nimi zdezelowana rudera, w kilku miejscach grubo już porośnięta zielonością. Budynek dosłownie niszczał w oczach i wyglądał jakby opuszczono go lata temu. Niedaleko wejścia stał wrak zardzewiałego samochodu, lecz obecnie trudno było odgadnąć jego markę.
– Dziwne – mruknął Owen. – Patrolowałem ten teren przynajmniej kilkukrotnie. Pierwszy raz widzę… to.
Robin spojrzała na psy, łącznie z Foxy. Wszystkie intensywnie obserwowały ruinę.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 22-09-2020 o 12:18.
Caleb jest offline