Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2020, 21:33   #41
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Kilkanaście minut wcześniej w czasie podróży łodziami:
Aleksander wychodził z otumanienia substancją, którą wcześniej łyknął i odezwał się do ryboludzi:
- Ależ oczywiście, z wielką radością wystąpię dla Państwa w świetlicy mam jeszcze sporo pieśni. Chciałem jednak podkreślić, że jestem jedynie przekaźnikiem pieśni i opowieści o Wielkich Przedwiecznych nie jestem obdarzony łaską, jaką wy macie. Nie nadaję się na ofiarę dla Ojca Dagona, Matki Hydry czy innych Wielkich Przedwiecznych. Nie jestem godny takiego zaszczytu, mało tego jestem przekonany, że wszelkie bóstwa czy byty wyższe obraziłby się za tak lichą ofiarę, ze skromnego grajka Warszawskiego może nawet rzuciliby klątwę za prezentowanie takich śmieci ? - ale wbrew swoim przewidywaniom nie do końca rozgryzł swoich rozmówcom. Rheoli dopytywał nawet o Wielkich Przedwiecznych, Ojca Dagona i Matkę Hydrę. Pytania odrobinę zbiły z tropu Aleksandra. Ostatecznie Rheoli zorientował się, że chodzi o bóstwa i wyjaśnił:
- Miejscowa wiara - w przeciwieństwie do słupo-religii - opiera się na szacunku do otaczającego nas świata. Na dole jest woda, z której powstały nasze ciała, a na górze jest niebo, do którego wędrują nasze dusze. Dlatego ryby są bliżej początku, a ptaki bliżej końca. Wszystko co pomiędzy trwa przytrzymywane przez Słupy Świata... właściwie słupy są wielkie i przedwieczne, więc może to są Wielcy Przedwieczni, o których mówiłeś? Niestety to są kwestie słupo-religii... czy religii "I" jak zdaję się wolą się nazywać. - spojrzał na Goćczę, czy słyszała, ale nie - O tym porozmawiajcie z kapłanem Fydlonem.

Odnośnie ofiar z ludzi jedynie pod nosem przebąknął "MY nikogo nie topimy w kwasie." tak, że tylko Aleksander go usłyszał.

W świątyni:
Najpierw odezwał się Bartosz.
- Szanowny Panie – zaczął, nie do końca pewien, czy powinien do niego mówić „ojcze” lub „proszę księdza”- W naszym świecie istnieją tylko ludzie. Mamy ludzi o jasnej skórze, żółtej lub czarnej, mieszkających na różnych kontynentach, ale wszyscy są naukowo rzecz ujmując jednym gatunkiem i mogą się rozmnażać między sobą. Co do Boskich Słupów, ym… – zawahał się – Mamy budowle, które sięgają niebios, mogą w nich mieszkać lub pracować ludzie, ale nie są zbyt powszechne w regionie, z którego pochodzimy, choć są znane w świecie. Nie wiem czy o to chodzi? Jaką rolę pełnią te Słupy w tym świecie i czemu są takie ważne? Czyżby… pełniły jakąś rolę religijną? Jeśli tak, to niestety nie znamy owych Słupów. Przepraszam, dopiero tu trafiliśmy i nie do końca wiemy, jak się sprawy mają w tym świecie. – dokończył nieco niezgrabnie. Kapłan natychmiast mu odpowiedział:
- Jasnej skórze jak my... a i o czarnoskórych słyszałem, choć nie spotkacie ich w tej okolicy. Natomiast żółta skóra... istnieją choroby, w których skóra nabiera niezdrowego, żółtego koloru, ale chyba nie o to chodzi? W każdym razie nasi sąsiedzi ryboludzie to też ludzie, choć ich wygląd może was dziwić jeśli w waszym świecie nie występują... - na co Rheoli dodał:
- Dziwią nawet niektórych z tego świata. - a kapłan kontynuował jakby ignorując ten komentarz:
- Boskie Słupy przytrzymują niebo, aby ten nie spadł i nie skończył tego świata. Herwing i Bosztynna - drodzy przywódcy naszych zjednoczonych społeczeństw - dostąpili zaszczytu kontaktu z jednym z Boskich Słupów i przekazali nam wiele nauk. Boskie Słupy widzą i słyszą wszystko, a nasza religia ukazuje im, że jesteśmy wobec nich lojalni. - na co Rheoli dodał widząc wasze miny, a w szczególności lekkie niedowierzanie na twarzy Mirosława:
- Boskie Słupy fizycznie istnieją, choć żadnego nie ma w pobliżu. Wydaję mi się, że Taumara zabrania... - cokolwiek miał powiedzieć to Fydlon przerwał mu:
- Ale tutaj nie jest Taumara. W każdym razie bez Boskich Słupów nastąpiłby koniec świata. - zakończył, a Bartosz dodał od siebie:
- Ah, zapomniałem się przedstawić, przepraszam. Nazywam się Bartosz. – mężczyzna dodał szybko – Bardzo nam miło, że przygotowano dla nas poczęstunek. Czy jednak… moglibyśmy prosić o jakąś ciepłą odzież na zmianę? Część z nas wpadła do wody i jesteśmy całkowicie przemoczeni, burza także zrobiła swoje. - Fydlon uśmiechnął się:
- Przepraszam. Przybyszu Bartoszu - stań na tamtej kratce. - wskazał ręką kratkę na podłodze w pobliżu ściany, a widząc wahanie dodał - Tego nie znacie? - wyraźnie był zadowolony, że coś nowego może wam pokazać. - Nie musisz tam stawać, ale proszę o zaufanie. - podszedł do niewielkiej dźwigni na ścianie, której wcześniej nie dostrzegliście. Oczekuje na Bartosza, aby stanął na kratce. [w zależności od decyzji Bartosza Fydlon albo pociągnie za dźwignię albo nie; chyba, że ktoś chce "wskoczyć" przed Bartosza i zgłosić się do tego testu zaufania na ochotnika]

Później była kontynuowana rozmowa.
- Daniel Jeremiasz Czerniszewski zwany również "Kocimiętką". Wielebny Fydlonie, jestem zaledwie medykiem, znawcą i wytwórcą leków wszelakich na przeróżne schorzenia i ratujące ciało, oraz umysł. Widzę, że wasza technologia jest troszkę za tą którą dysponujemy w naszym świecie, ale jestem całkiem pewny że mógłbym na szybko udzielić rad jak ograniczyć szkodliwy wpływ substancji na zdrowie. Dzięki Panience Goćczy, za co jestem wielce wdzięczny, mniej więcej rozumiem stan waszej medycyny i przyznam, że jestem... zaniepokojony. Jeśli będzie wasza wola i potrzeba, oraz czas bym posiadał z chęcią przekażę Państwu wszelką wiedzę medyczną w moim posiadaniu. Dzięki temu możecie oczekiwać wzrostu przeciętnej długości życia o co najmniej pięć do dziesięciu lat w zdrowiu. - powiedział Daniel, a kapłan odpowiedział mu:
- Oczywiście przyjmiemy każdą pomoc. Mówię tutaj w imieniu naszych zjednoczonych społeczeństw, ale i samo Hoer mogłoby skorzystać z pomocy w tym zakresie. - a Daniel kontynuował:
- Nie ukrywam, że mam wiele pytań i byłbym wdzięczny za każdą informację którą uznacie za stosowne. Niestety, jak mój towarzysz nie wiem czym są boskie Boskie Słupy, ale rad jestem wielce, że Bóg żyje z wami... Prawdę mówiąc w naszym świecie ostatni udokumentowany zapis w pismach o obecności żywego Boga wśród ludzi jest sprzed... dwóch tysięcy lat. Pomimo tego wielu z nas żywi szczerą wiarę. Za to nauczyliśmy się budować podniebne wieże sięgające chmur ze szkła i metalu. Z chęcią poznam imię waszego Pana i usłyszę o nim. Zdaję się na waszą mądrość i doświadczenie.
- Dwa tysiące lat... to bardzo długi okres. Niestety nie znamy jego imienia. Zgodnie z przekazem Bosztynny i Herwinga Boski Słup, z którymi rozmawiali powiedział, że lepiej wyznawać ich kolektywnie bez rozróżniania. Każdy z nich jest jednakowo potężny i każdy widzi i słyszy wszystko. Wcale nie zdziwiłbym się, gdyby Boski Słup przemówił do was - ze względu na wasze wyjątkowe pochodzenie. Także - tutaj spotkanie z Bogiem to tylko kwestia czasu i miejsca. - przez moment zamyślił się - I wiary. Oczywiście. Choć... w waszym przypadku jak zobaczycie to uwierzycie. W przeciwieństwie do Boga odległego o dwa tysiące lat Boskie Słupy jak najbardziej interesują się współczesności i dlatego mam pewne teologiczne wątpliwości, czy w waszym przypadku konieczna jest wiara. W naszym takich wątpliwości nie mam. Nie jeden zuchwalec jechał przed oblicze jednego z Boskich Słupów i w najlepszym razie wracał z niczym, a w najgorszym znikał.

Odnośnie wież ze szkła i metalu to zebrani wyraźnie nie uwierzyli w słowa Daniela. A raczej: nie mogli uwierzyć. Nie wiedzieli nawet, czy na świecie istnieje tyle metalu, żeby postawić wieże tak wielkie jak Boskie Słupy.

Wydawało się, że wasze środki ostrożności związane z liczbą osób nie były konieczne. Nic nie wskazywało na to, żeby ktokolwiek chciał kogokolwiek zabijać, czy składać w ofierze. Oczywiście mogli usypiać waszą czujność, ale nawet gdyby Fydlon i trzymająca się niego kobieta byli świrami-fanatykami pozorującymi w miarę normalnych ludzi to zebrani w żadnej mierze nie przejawiali tego błysku jaki można spotkać u różnej maści ultra-radykałów. Po prostu byli ciekawi waszego przybycia, a w świecie, w którym nie ma telewizji trudno o rozrywkę. A już w szczególności trudno o uczestnictwo w wydarzeniu historycznym jakim potencjalnie mogło być wasze przybycie. W szczególności, że ze stolicy spłynęła jakaś przepowiednia, która ich fascynowała nie tylko ze względu na treść, ale samo to, że nagle Hoer stało się ważne. Dotychczas było prawie-że przybudówką do karczmy znajdującej się jakiś kilometr na północ przy trakcie łączącym egzotyczne miejsca obcego gatunku: Zwierzyńca i Taumary.

Z zachowania miejscowych zaobserwowaliście, że składali ręce w dziwny sposób. Podobnie jak do "amen", ale dolna część prawej dłoni dotykała końca najdłuższego palca lewej dłoni. W taki sposób odpowiedziano na gest złożonych dłoni Bartosza. Zasadniczo nie kłaniali się, a upadek na kolana Aleksandra potraktowali jakby coś mu się stało i potrzebował pomocy.

Ostatnim z przemawiających wśród was był Aleksander. O dziwo Ajrczal trzymał się z boku i za bardzo nie odzywał się, a i mało osób zwracało na niego uwagę. Zdaję się, że zaczął wtapiać się w tło, choć teoretycznie powinien być tutaj najważniejszy i najbardziej znany. Jakby snuł jakieś zaklęcia na zebranych, aby wymazać siebie z ich zainteresowania. Tymczasem Aleksander przemawiał po upadku na kolana:
- Proszę o wybaczenie, Starszyzno, lecz musiałem usiąść. Po przybyciu do waszego świata jakaś tajemnicza siła być może wasz Lord I? O którym z chęcią dowiem się więcej, uzdrowiła mój złamany kręgosłup jednak kończyny, których nie używałem od wczesnego dzieciństwa są w złym stanie. - ta informacja wstrząsnęła zebranymi bardziej niż wcześniejsze wypowiedzi o metalowych wieżach. Fydlon uniósł oba ramiona jakby w symbolu ukrzyżowania i powiedział do zebranych:
- Sami słyszycie. Nie mógł chodzić, miał złamany kręgosłup, a teraz oto stał wśród nas i szedł z przystani tutaj. Widzicie i słyszycie tak i wasze uczynki są widziane i słyszane. Przybysze mają do wypełnienia ważną misję, ale i wasza wiara może zwrócić na was uwagę Bogów i wówczas też mogą dotknąć was ich cuda. - teraz brzmiał jak fanatyk religijny. Trochę jakby wcześniejsza maska miłego i gościnnego starca opadła. Choć wciąż był miły i gościnny. No i był starcem. Ale Aleksander kontynuował:
- Z wielką chęcią skorzystałbym z ciepłego jadła, prosiłbym też o możliwość ubrania na zmianę w zamian jestem gotów odpłacić się pieśnią i opowieścią. Ten tutaj chłopczyna jest pod moją opieką jestem odpowiedzialny za wszelkie jego omyłki, jako że to dziecko nie jest w naszym świecie uznawany za w pełni praw istotę. Biedak bardzo dużo przeszedł ostatnio bardzo mi na nim zależy. - i wówczas na zewnątrz rozbłysło światło tak bardzo, że aż większość osób zasłoniła oczy. Po paru sekundach nastąpił grzmot tak silny, że aż parę osób odskoczyło.

Piorun nie uderzył jednak w świątyni. Różnica między światłem, a dźwiękiem była wyraźna. Nie przypominacie sobie jednak aż tak potężnego pioruna. Taki dźwięk wywoływał piorun uderzający w wasz blok albo blok obok, a nie oddalony o kilkaset (albo i więcej) metrów. Łysy, niski mężczyzna, który wcześniej pytał "czy już w porządku" wybiegł jak oparzony. Pognał do swojego domu sprawdzić, czy wszystko w porządku z jego bliskimi. Reszta zastygła w oczekiwaniu, ale jak szalała zawierucha tak szalała.

- Proponowałbym poczekać chwilę tutaj. - powiedział Fydlon odzyskując swój spokojny sposób mówienia. Nie dodał już, że przejdzie bokiem.
 
Anonim jest offline