Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2020, 21:08   #3
Alex Tyler
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Siostra Rita Marvella spędziła sporo czasu w Waterdeep. W tym okresie ostrze jej pokaźnego amnijskiego montante zebrało srogie żniwo pośród tamtejszych opryszków, wyznawców chaotycznych bóstw i bestii czających się w najgłębszych zakamarkach miasta wspaniałości. Również niejeden zbir i złodziej trafił przed oblicze sprawiedliwości, zaciągnięty tam brutalną siłą, uprzednio też odpowiednio „zresocjalizowany” uderzeniami jej pancernych rękawic. W końcu jednak, wkrótce po rozbiciu wespół z paroma najemnikami pewnego pokaźnego kultu Talony, bitewna zakonnica uznała, że oddała już wystarczające zasługi prawu w tym miejscu. Wtedy to postanowiła ruszyć dalej na północ, kontynuując jej ciągnącą się od Tethyru pielgrzymkę i zarazem krucjatę przeciw chaosowi i bezprawiu. Pewna plotka sprawiła jednak, że tymczasowo zmieniła zdanie i skierowała się po swych wcześniejszych śladach ku południu. Stało się tak bowiem Leoric Wynd, paladyn Torma kurujący rany w gospodzie „Pod Ziejącą Czeluścią”, rzekł jej poufnie, że w słyszał, iż południowe okolice mostu Boareskyr, a dokładnie Las Trollego Pazura, stały się od niedawna domem plugawej sekty Cyrica. Jako, że sam nie mógł w swoim stanie się nią zająć, ani też nie miał komu tego wyznaczyć, postanowił odwołać się do praworządnego serca Rity. Więcej nie było konieczne. Możliwość wywarcia słusznego gniewu na wyznawcach jednego z najbardziej bezprawnych, przewrotnych i oszukańczych bóstw sprawiła, że wojenna kapłanka momentalnie poczuła w sobie boski zew i niemal natychmiast wyruszyła w drogę.


Mijały dni, zaś kobieta niestrudzenie i nader bezpiecznie podróżowała Kupiecką Drogą ku wytyczonemu celowi. W trakcie swej wędrówki minęła Daggerford, ujrzała ruiny zamku Smoczej Włóczni, pokonała Przesmyk Umarlaka i sięgnęła niemal celu zatrzymując się przed zmierzchem w niewielkiej wiosce o nazwie Souber. Tam też od razu, zgodnie z rozsądkiem, postanowiła skierować się do jedynej gospody w osadzie, ochrzczonej „Błękitny Gryf”.


Od wejścia sporej, drewnianej izby, krąg światła ziluminował rosłą, albowiem mierząca niemal sześć stóp kobietę, ściągającą właśnie swój szkarłatny, zakonny welon. Nawet w tym miejscu, które to nierzadko bywało przymusowym postojem dla wielu poszukiwaczy przygód, drużyn najemników oraz karawan ciągnących z różnych miejsc od Calimportu aż po Waterdeep, i z powrotem, prezentowała ona dość niecodzienny widok. Jej młoda, acz sroga pobliźniona twarz, nosząca wielokrotne ślady znoju gościńca i trudów wojaczki, wciąż prezentowała się dość atrakcyjnie. Odsłonięta właśnie głowa okazała się być pokryta długimi do ramion, równo przyciętymi z monastycznym rygorem włosami, śnieżnobiałymi niczym szczyt Kopca Kelwina. Na licu, pod jednym z szafirowych oczu, miała wytatuowaną czarnym inkaustem małą, pancerną rękawicę upstrzoną promieniującym, złotym okiem w równobocznym trójkącie. Nie zważając na ciekawskie spojrzenia zgromadzonych, bitewna zakonnica, skierowała się ze zdecydowaniem ku szynkwasowi, tupiąc przy każdym kroku w posadzkę swymi ciężkimi obcasami. Dziewka obdarzona była sylwetką dzikiej pantery, muskularną i emanującą zręcznością, nieujmującą jednak w niczym jej naturalnemu i drapieżnemu kobiecemu wdziękowi. Wojenna kapłanka nosiła na sobie piękną, pełną zbroję płytową koloru głębokiego obsydianu, inkrustowaną srebrem i przyozdobioną licznymi dewocjonaliami oraz przypieczętowanymi religijno-prawnymi formułkami, spisanymi na pergaminie. Przy poruszaniu mieniła się ona delikatnie w migotliwym blasku paleniska, łojowych świec i rozgorzałych żywicznych łuczyw. Ramiona i nogi pancerza częściowo zakrywały wyzierające spod spodu elementy szkarłatnych, wykańczanych złotem monastycznych szat, krojem bardziej dostosowanych do wojennych zmagań aniżeli klęczenia w celi. Na plecach świętej wojowniczki wisiały w poprzek do siebie sajdak z kompozytowym łukiem i strzałami, oraz olbrzymi miecz w pochwie, mierzący niecałe pół stopy mniej niż sama właścicielka. Wszechwidzące złote oko umieszczone w równobocznym trójkącie zdobiło także wierzch każdej z jej czarnych rękawic, co typowy mieszkaniec krain skojarzyłby najpewniej z symboliką boga Helma, a z czym uczony zaznajomiony z różnymi kultami poniekąd by się zgodził, choć nadałby jej o wiele bardziej ponurą etymologię. Ogółem kobieta sprawiała wrażenie śmiertelnie groźnej justycjariuszki, umiłowanej w perfekcyjnym porządku i harmonii. O czym zaświadczało to, że żaden element jej ubioru czy ekwipunku nie był brudny, ni poluzowany. Każdy stanowił wręcz idealnie dopasowaną część spójnej całości.




Rita u karczmarza zamówiła jedynie skromną izbę na noc, kąpiel, proste jadło i szklanicę wody. Następnie zasiadła przy jednym z odosobnionych stolików, na miejscu uwalniając się od ciężaru zbędnego ekwipunku. Zanim przyszło jej zamówienie, kobieta zlustrowała osądzającym spojrzeniem wnętrze głównej sali. Nie dostrzegłszy niczego ani nikogo szczególnie godnego uwagi, zabrała się do posiłku i napitku gdy tylko zjawiła się dziewka służebna. Po posileniu się kobieta udała się dokonać ablucji, a potem na spoczynek. Tenże jednak musiała poprzedzić zwyczajową sesją umartwiania oraz gorliwą modlitwą. Reguła jej surowego zakonu głosiła bowiem, że brak wiary powoduje zepsucie duszy, zaś nadmiar wygód korumpuje ciało. Dlatego też pierwsza praktyka służyła hartowaniu cielesnej powłoki, druga zaś duszy. Obie były uważane za niezbędne dla zachowania dyscypliny i podtrzymania procesu samodoskonalenia jednostki.


Spoczynek na kiepskim, acz czystym sienniku, nie okazał się dla kobiety zbyt przyjemny. Lecz nie było to rezultatem jakości łoża, czy wpadającego w nadmiernej ilości przez nieszczelne okiennice nocnego światła, a dziwnego snu, który sprawił, że obudziła się nagle zlana potem. Święta wojowniczka zazwyczaj spała spokojnie i nie miewała żadnych snów, co spowodowało, że doznana wizja wywołała w niej pewien niepokój. Dodatkowo symbolika i niejasność eksperiencji, którą wyjątkowo doświadczyła, wskazywały, że mógł to być jakiś ukryty przekaz od jej boga. Dlatego już będąc na jawie, próbowała trzeźwo uporządkować to, co dostrzegła w onirycznej krainie. A była to wizja pięciu ogników, które wyłoniły się ze skalnej jamy, na której szczycie legał błękitny gryf. Udały się one w nieznanym celu za drogowskazem północnych gwiazd. Jednak nim pokonały większą część drogi, objął je całun ciemności. Ogniki wyglądały na zagubione i zaczęły błąkać się bez ładu pośród mroku. W pewnym momencie bitewna zakonnica dostrzegła, że gdzieś z niebios bacznie obserwowały je wielkie, krwistoczerwone ślepia. Biła od nich tak dojmująca, niewysłowiona i pradawna groza, że nawet dzielna wojenna kapłanka nie mogła długo wytrzymać konfrontacji z tym spojrzeniem. A to sprawiło, że danym momencie się obudziła. Po parokrotnym przemyśleniu całej wizji kobieta uznała, że nic z niej nie rozumie poza tym, że cała zagadka musiała wiązać się w jakiś sposób z austerią, w której korzystała z gościny. Dlatego też postanowiła zatrzymać się na miejscu przez jakiś czas. Przez co przy okazji zupełnie zapomniała o kulcie Cyrika, który wcześniej zamierzała zniszczyć.


Następne dni okazały się owocować w wypadki, które Rita próbowała jakoś złożyć do kupy, w celu rozjaśnienia tajemnicy z jej snu. To, że w ciągu tego czasu napotkała w tym miejscu szlachetnego paladyna, Nicodemusa Mora starego druha z czasów przygód w Waterdeep, uznała za obiecujący początek. Żeby jednak nie zapeszać, Marvella postanowiła jeszcze nie dzielić się z nim swoimi spostrzeżeniami na ten temat. W każdym razie para, po odświeżeniu nie tak dawnej znajomości, postanowiła porozglądać się za jakimś ciekawym zajęciem na miejscu. Zaś w międzyczasie przez wioskę przewinęła się garstka różnych awanturników i podróżników, niewielu z nich wzbudziło zaufanie służki prawa i porządku. Pewnego dnia kilkoro z tej gromadki, w tym wcześniej wspomnianego paladyna, zainteresowało jakieś ogłoszenie pochodzące z Daggerford. Nie brzmiało ono przesadnie wyjątkowo, jakiś kupiec miał problem z niedoszłym zięciem, który porwał mu córkę. Typowa kłótnia rodzinna. Zapłata jednak była wystarczająca, by zainteresować nawet najbardziej wybrednego kondotiera. Co mogłoby wydawać się podejrzane, chyba że zleceniodawca był bardzo możny i zakochany w swojej potomkini. Sama sprawa, mimo prawdopodobnie prozaicznego podłoża, dotyczyła porwania, a to już było działaniem przestępczym. Co samo w sobie w zasadzie przekonało do udziału kobietę święcie wierną wykładni prawa. Zanim jednak zdążyła potwierdzić decyzję, nabrała dziwnej chęci, by rozejrzeć się wokoło. Oceniła przy tej okazji innych zainteresowanych. Nie wyglądali tak okazale jak jej towarzysz, ale nie o to chodziło. Ostatecznie zebrała się ich piątka (nie licząc kociego kompana jednego z nich). I wtedy wojenną kapłankę tknęło. Pięć awanturników... jak pięć ogników... Czyżby jej bóg coś sugerował? Piątka to za mało? Czyżby nieszczęsne istoty potrzebowały szóstego, który z łaską Stwórcy ogniem wiary rozjaśni ciemności, które mają nad nimi zalec? Wtem kobieta poczuła dziwny, wewnętrzny żar, co jakby upewniło ją, że dobrze rozumuje. Tym bardziej więc postanowiła przyjąć zlecenie i uratować od zatracenia grupę nieznajomych. Jacykolwiek by nie byli, i tak przecież chodziło o wolę Najwyższego. Ale nawet bez tego ruszyłaby ze względu na sympatię do Nicodemusa. Nie godziło się przecież zostawić go na śmierć. A jeśli mogła przy okazji zgładzić tajemnicze, pradawne zło, które jej bóg przeznaczył do zniszczenia? Nie mogło złożyć się lepiej. Rita potwierdziła więc stanowczo swe uczestnictwo, tym samym po części doprowadzając do zawiązania przymierza między zgromadzonymi awanturnikami.


W ciągu kilku kolejnych, spokojnych jesiennych dni, które zeszły poszukiwaczom przygód na podróży w kierunku północnym, wojenna kapłanka zdążyła trochę lepiej poznać grupę. Mimo to, jeśli już, to trzymała się blisko praworządnego i wypróbowanego towarzysza, aniżeli reszty.


Jakieś dwa dni na północny zachód od ruin zamku Smoczej Włóczni, gdy nastał wieczór grupa rozbiła obóz i zatrzymała się na popas, pozwalając oczpocząć strudzonym członkom. Rita w tym czasie ze skupieniem obserwowała delikatnie krystalizującą się w okolicy mgłę, przysłuchując się przy okazji rozmowom towarzyszy i trzaskom pękających w ognisku polan. Jak dotąd podróż Kupiecką Drogą przebiegała bez problemów, ale nigdy nie wiadomo jakie okropieństwo mogło wynurzyć się z okolicznych ziem. Zwłaszcza że rozbili się w niedalekiej okolicy ruin, które ongiś były świadkiem oblężenia sił Lśniącej Pani, Caelar Srebrzystej przez Przymierze Lordów. Rita słyszała co nieco w tych stronach o starej krucjacie oszukanej przez Belhifeta paladynki, dziecku Bhaala i ścieżce do piekieł, która miała zostać zapieczętowania pod zamkiem Smoczej Włóczni. Ciężko było odsądzić wiarygodne przekazy od legend, ale jeśli było w nich choć ziarno prawdy... Na ile mogła starczyć taka blokada? Bogowie raczyli wiedzieć. Dlatego należało zachowywać czujność. Bitewna zakonnica nadal nie miała pojęcia do kogo mogą należeć potworne ślepia z jej proroczego snu. A co jeśli należały do jakiegoś diabła? Niczego nie można było wykluczyć. Zwłaszcza, że tamtej nocy znowu spała spokojnie i nic nowego jej się nie przyśniło. Co nie ułatwiało rozwikłania zagadki. Jedyne co mogła aktualnie robić w tej sprawie, to trzymać się za wszelką cenę z nowymi towarzyszami.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 20-05-2023 o 10:02.
Alex Tyler jest offline