Wszystko musiało pieprznąć, prędzej czy później… konflikt, który z początku wydawał się wyrównany, szybko przeradzał się w prawdziwą wojnę na wyniszczenie. I to wyniszczenie właśnie ich rasy. A przynajmniej tej mojej „lepszej” części, pomyślał Firyin. Jako półkrwistemu udało mu się zajść dość wysoko w drowim społeczeństwie, krótko przed tym, jak ono samo upadło – prawdziwie złośliwy uśmiech losu.
Dołączył do oddziału Rinnila wierząc, że znacząco wpłyną na przebieg wojny. W końcu jedno celne uderzenie zawsze było skuteczniejsze niż machanie mieczem na oślep, czyż nie? Tak i było, odnosili sukcesy, ale do czasu – przy tym, co robili, zyski były wielkie, ale wielkie było także ryzyko i powiązane z nim straty. Dlatego teraz w namiocie, zamiast całej szóstki, siedział jedynie on, Rinnil, i trójka nieznajomych. Cóż, miał przynajmniej to szczęście, że jakimś cudem zarówno Glys jak i Irii też byli cali, co by nie mówić, to właśnie do nich miał największe zaufanie wśród tutaj obecnych.
Słysząc, jak jeden z nieznajomych przedstawia się, Firyin uniósł brew i spojrzał na towarzysza z oddziału.
- Ktoś z twojego rodu? – zapytał cicho, po czym zwrócił się do Yazzaera, kłaniając się delikatnie, zgodnie z etykietą - Firyin Mayeli. Dotarliśmy niedawno, jeszcze się nie rozgościliśmy - uśmiechnął się lekko, zerkając na położony nieopodal plecak, w którym coś się poruszało.
Poślednie dziedzictwo Firyina było dobrze widoczne. Choć wysoki, był tęższy od przeciętnego drowa, a w jego ruchach brakowało typowo elfiej gracji. Krótsze, bardziej zaokrąglone uszy i wyraźny zarost na przystojnej twarzy tylko dopełniały tego obrazu, ale też sugerowały, że nie ma zamiaru ukrywać splamionej krwi – a wręcz przeciwnie, krótkie włosy i zadbane wąsy oraz broda wręcz je eksponowały. Na dodatek jego ubranie także się wyróżniało: zadbany i nieskazitelnie czysty, chociaż wyraźnie używany mundur rzucał się w oczy w miejscu pełnym przestraszonych i zdesperowanych uciekinierów.
Firyin prychnął słysząc, że beczka trunku ma być nagrodą za jakieś przysługi.
- Nisko nas sobie cenicie – rzucił, ale wzorem Yazzaera napełnił swój kubek - Za przeżycie – odpowiedział na toast, a po wypiciu odłożył naczynie
- Co było do przewidzenia, będą oczekiwać od nas współpracy przy jakimś zadaniu, znając życie ekstremalnie ważnym i niebezpiecznym. Nikogo przypadkowego by do tego nie wybrali, więc zakładam, że każdy z nas ma już spore doświadczenie i umiejętności. Pytanie tylko, jakie? Z mojej strony możecie liczyć na magię leczniczą i wzmacniającą, okazyjnie też klątwę albo dwie – rzucił lekkim tonem i zamilkł, czekając, aż ktoś następny się wypowie. Zerknął w stronę Rinnila, licząc na niego – tak zwykle robili, on był zwykle mózgiem operacji, ale to Firyin zajmował się sprawami interpersonalnymi, robiąc za twarz grupy.