Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2020, 18:06   #5
Umbree
 
Umbree's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputację
+ Kerm, dziękuję za dialog :)


Enola & Couryn
retrospekcja

Wiedziała, że delikatnym szaleństwem było odłączać się od karawany kupieckiej z którą wyruszyła do Waterdeep, ale jeśli chciała zaoszczędzić kilka dni drogi, to musiała udać się mniej uczęszczanym szlakiem, co jednocześnie mogło nastręczyć kłopotów. Była przygotowana na komplikacje, ale do wieczora nic się nie zdarzyło. Nie była najlepsza w dziedzinie przeżycia w dziczy, ale coś tam na ten temat przeczytała kiedyś w biblioteczce rodziców i wiedziała, że najlepiej znaleźć osłonięte od głównej drogi miejsce. Udało jej się, co było miłym zaskoczeniem.

Rozpaliła niewielkie ognisko i zagotowała kolację w małym kociołku. Zdawała sobie sprawę, że i tak będzie ją widać od strony dziczy, ale musiała się ogrzać i zjeść coś ciepłego, zwłaszcza, że jesień tego roku nie odpuszczała nocy, zwiastując nadejście mroźniejszych miesięcy. Zamieszała zupę, którą otrzymała od pary niziołków, gdy odłączała się od karawany i musiała przyznać, że ta pachniała obłędnie.
- Pachnie wyśmienicie, kochana - dobiegł ją głos zza pleców. Nie brzmiał jednak ani trochę przyjaźnie. Spochmurniała i przeklęła się w myślach. Nawet nie usłyszała zbliżającego się mężczyzny.

Odwróciła się, łapiąc przy okazji z jednej z bandolier flakon z fioletową cieczą. Zmarszczyła brwi, patrząc przed siebie i wyłowiła z półmroku sześć ludzkich kształtów. Dwóch miało łuki, podczas gdy pozostali uzbrojeni byli w miecze i topory. Żaden nie dobył jednak jeszcze broni. To i tak było za dużo dla niej jednej. Musiała pomyśleć, jak wybrnąć z sytuacji. Enola skupiła się na grubym mężczyźnie, który stał przed szeregiem. Jej twarz nie zdradzała nic, poza niesmakiem zaistniałą sytuacją.
- Nie powinnaś podróżować sama w taką zimną, jesienną noc, kochana - powiedział grubas z groźbą w głosie. - Nie miałabyś ochoty na towarzystwo? Z chęcią spróbowałbym tego żarcia, co je gotujesz nad ogniem.
- A ja mam wrażenie, że nie powinieneś tyle jeść - odparła, uśmiechając się półgębkiem. Była czujna, mięśnie miała napięte. W głowie już układała plan ewentualnej obrony przed napastnikami.


Przywódca zaśmiał się z dowcipu. Stojący obok niego tyczkowaty typ o szczurzej twarzy zachichotał, jednak reszta pozostała niewzruszona, wpatrując się w Enolę jak w łatwy łup.
- Nie ma powodów do wrogości, kochana, chociaż muszę przyznać, że masz słuszność w swojej ocenie. - Poklepał się po wydatnym brzuchu. - Szukamy z kamratami jedynie ciepła przy twoim ognisku. Możemy dołączyć?
- Nie możecie. I lepiej zejdźcie mi z oczu - mruknęła.
Z twarzy przywódcy zniknął uśmiech.
- Odważne słowa jak na kogoś, kto ma przed sobą sześciu mężczyzn. Weźmiemy cię siłą i nawet nie piśniesz, potem zabijemy i nikt nigdy cię nie znajdzie pośród tej głuszy - mruknął.

Enola uśmiechnęła się, gdy nagle wiatr zaczął wiać w jej plecy, wprost w mężczyzn. Włożyła palec wskazujący do ust i wystawiła na wiatr.
- Macie problem - powiedziała wesoło.
- Naprawdę? - Zarechotał przywódca bandy.
- Naprawdę. Wiatr wieje mi w plecy, czyli w waszą stronę. A tutaj... - uniosła dłoń z flakonem. - Mam substancję, która paraliżuje. Jeśli teraz ją rzucę pod twoje nogi, grubasie, wiatr poniesie ją do waszych nozdrzy i w mgnieniu oka będziecie leżeć u moich stóp. A potem poderżnę wam gardła. Bardzo powoli. I wszystko to poczujecie, ale nie będziecie mogli nic zrobić - rzuciła, śmiejąc się perfidnie.
Oczywiście nie taka mikstura była we flakonie, ale oni o tym nie wiedzieli. A Enola już dawno nauczyła się, jak grać ciałem, gestami i głosem, by uzyskać zamierzony efekt.

Przywódca bandy spojrzał na towarzyszy, potem na nią i nagle na twarzach wszystkich wykwitł obraz przerażenia. Nawet nie odpowiedzieli, tylko rzucili się do ucieczki. Po chwili już ich nie było. Enola wiedziała jednak, że to nie jej słowa wywołały tę reakcję, zwłaszcza, że przywódca bandy patrzył za jej plecy. Gdy usłyszała powarkiwanie, odwróciła się i zobaczyła gotową do walki tygrysicę.
- A już myślałam, że to mi udało ich się przepędzić - powiedziała, patrząc zwierzęciu w oczy. - Tygrysy nie są zbyt popularne w tych stronach, więc twój pan może już wyjść z krzaków - rzuciła głośniej, rozglądając się po okolicznej roślinności. - No chyba, że mam być kolacją, to od razu uprzedzam, że ofiara może zmienić się w myśliwego…

Wędrowanie szerokim traktem miało swoje plusy - przy takich traktach zwykle znaleźć można było gospodę, a w niej miejsce dla strudzonego wędrowca tudzież posiłek, którego nie trzeba było własnoręcznie złapać i wsadzić do gara.
Nie wszyscy jednak karczmarze (a także ich goście) przychylnym okiem spoglądali na towarzyszkę Couryna, która to towarzyszka miała za dużo łap a za mało rąk, tudzież uśmiech mogący zmrozić krew w żyłach nie tylko zwykłego kmiotka czy kupca, ale i doświadczonego wędrowca.
Na dodatek w pobliżu traktów było stosunkowo mniej wartych obejrzenia obiektów, niż z dala od niego. Nic więc dziwnego, że Couryn, który lubił dziką przyrodę, dość często zbaczał z utartych szlaków na mniej uczęszczane dróżki, gdzie łatwiej było o dzikiego zwierza, niż człeka czy nawet elfa.

Ognisko miało wiele plusów - można było coś upichcić, zwykłe drapieżniki trzymały się od ognia z daleka, przy ogniu można było się ogrzać.
Ale były też i minusy - dym niósł się z wiatrem, informując okolicę o pobycie jakiegoś 'kogoś'.
Faktem było, iż to Sheera pierwsza wychwyciła ulotny zapach, ale Couryn nie byłby sobą, gdyby nie poszedł sprawdzić, kto bawi się ogniem w środku lasu.

Jak się okazało, 'właścicielka' ogniska miała wątpliwą przyjemność przebywania w większym, męskim gronie.
Couryn nie miał zwyczaju mieszać się w sprawy damsko-męskie, w tym jednak przypadku doszedł do wniosku, iż dla kobiety to spotkanie może się skończyć źle. O czym świadczyła obietnica złożona przez przywódcę bandytów. A że Couryn jakimś dziwnym trafem bardziej lubił kobiety niż bandytów, wiedział, po której strone się opowiedzieć.
Zastanawiał się właśnie, jaka jest szansa, że bandyci uciekną, gdy zginie ich przywódca, gdy do akcji wkroczyła Sheera. Na tyle skutecznie, że nie było do kogo strzelać. Pozostawało jedynie wkroczyć na pole niedoszłej bitwy i wyjaśnić sytuację.
- Sheera nie jada ludzi - powiedział, robiąc parę kroków i dołączając do tygrysicy. - Ja zresztą również. - Uśmiechnął się lekko. - Poza tym to moja przyjaciółka. - Pogłaskał po łbie tygrysicę, a ta zrewanżowała się przyjaznym pomrukiem. - Couryn - przedstawił się. - Couryn Telstaer.
- Enola. Enola Dickens - odparła. - Szkoda, że nie jada. Ten grubas, co pierwszy uciekał, z pewnością na długo by jej żołądek zapełnił. - Uśmiechnęła się. - W sumie miło, że się pojawiłeś ze swoim kociakiem, nie musiałam marnować mikstury na tych imbecyli. W ramach podziękowania może zjesz ze mną kolację? Gulasz niziołków, palce lizać. - Wskazała na bulgoczącą w kociołku strawę. - Dla Sheery też się coś znajdzie.
- Pachnie smakowicie - przyznał Couryn, podchodząc do ogniska. - Będziemy wdzięczni za poczęstunek. - Sheera najwyraźniej miała podobne zdanie, bo się oblizała na te słowa. - Tym grubasem mogłaby się struć, a to by była nieodżałowana strata. - Uśmiechnął się lekko.
Sheera również podeszła do ogniska, lecz nie zainteresowała się zawartością kociołka, ale obwąchała dziewczynę.

Enola pogłaskała tygrysicę po łbie i podrapała za uszami.
- Chyba już mnie polubiła. Podobno zwierzęta wyczuwają dobrych ludzi. - Uśmiechnęła się do Couryna. - Co cię sprowadza w te strony? Wybierasz się w konkretnym kierunku, czy po prostu przechodziłeś i postanowiłeś ze swoją towarzyszką pomóc “damie w opresji”?
- Jeśli dama faktycznie była w opresji... - odparł. - A nuż zdołałabyś ich przekonać, że masz w tej fiolce jakieś paskudztwo.
- Myślę, że poradziłabym sobie nawet bez pojawienia się twojej kocicy, ale miło, że spotkałam kogoś, do kogo mogę otworzyć usta tej chłodnej nocy - rzuciła, po czym zamieszała łychą w kociołku, wydobyła z plecaka miskę i nałożyła do niej jadła. Podała ją Courynowi, a sobie wrzuciła porcję gorącego gulaszu na talerz. - Smacznego. Och, byłabym zapomniała…- Sięgnęła do plecaka raz jeszcze i wyciągnęła stamtąd dwa kawałki suszonego mięsa, podtykając je Sheerze pod nos. - Nie jest to nic wykwintnego, ale myślę, że nie będzie wybrzydzać. - Uśmiechnęła się do nowo poznanego towarzysza.
- Rozpieszczasz nas. - Odpowiedział uśmiechem. Sheera nie rzekła nic, ale z zapałem zabrała się za pałaszowanie poczęstunku. Całkiem jakby głodowała parę dni. - Wyciągnął z plecaka łyżkę i spróbował, jak smakuje gulasz, wcześniej nań nieco podmuchawszy. - Smakuje równie dobrze, jak pachnie - przyznał.
- Wędrujemy sobie z Sheerą to tu, to tam - odpowiedział na wcześniejsze pytanie Enoli. - Szukamy przygód, ciekawych wrażeń. Powiedziałbym, że wyrywamy dziewice z paszczy smoków, ale żadnego jeszcze nie spotkałem. - Uśmiechnął się. - Zależy od tego, na jakie ścieżki skierują nas bogowie lub przeznaczenie. - Ponownie lekko się uśmiechnął. - A ciebie co skłoniło do włóczenia się po lasach? Szukasz skarbów, ziół, czy tylko wędrujesz gdzie nogi zaniosą?
- No to macie ciekawe życie - odparła z uśmiechem. - Co do mnie… powiedzmy, że jestem wolnym duchem szukającym wrażeń na szlaku. Obecnie wracam do Neverwinter, żeby zobaczyć się z rodzicami. Nie wyglądasz na kogoś, kto lubi mury miasta, ale może chciałbyś mi towarzyszyć? Razem zawsze raźniej. - Podmuchała w talerz i wzięła nieco gulaszu do ust, wydając z siebie odgłos aprobaty. - Pychota!
- Neverwinter? - Spojrzał na Enolę z zadumą. - Nigdy tam nie byłem - przyznał. - Może warto by zobaczyć, chociaż faktycznie, więcej przebywam pod dachem z liści, niż drewnianym czy z cegieł. W dobrym towarzystwie można się tam wybrać... jeśli zechcesz pokazać mi co ciekawsze miejsca...?
- Oczywiście - odpowiedziała. - W Neverwinter jest co zwiedzać, a jeśli nigdy tam nie byłeś, z pewnością ci się spodoba.
Sięgnęła do plecaka, skąd wydobyła mapę Wybrzeża Mieczy.
- Jesteśmy w Lesie Ostrych Kłów, zatem przed nami droga do Elturel, Soubar, Dragonspear a potem dalej szlakiem na północ, aż do Neverwinter. Myślę, że to będzie ciekawa podróż. - Uśmiechnęła się do towarzysza, składając mapę.
- Większość z tych miejsc znam tylko ze słyszenia - przyznał - ale brzmi to ciekawie. Przywędrowałem w te strony aż z Cormyru, a to jednak całkiem inny kierunek świata. - Słowom tym towarzyszył lekki uśmiech. - Zawsze jesteś taka obwieszona szkłem? - zmienił temat.
- Ja też nigdy nie byłam w tych miejscach, jestem typem mieszczucha i przez większość życia mieszkałam w Neverwinter - powiedziała. - Przebyłeś kawał drogi, sama też wiem, jak to jest być daleko od domu. A co do tego “szkła”, jak to nazwałeś - to moje narzędzia pracy. Alchemia to jeden z moich koników, że tak powiem. W Neverwinter zajmowałam się przeróżnymi sprawami wymagającymi dedukcji i naukowego podejścia. - Zakończyła dość tajemniczo.
- Świetnie to brzmi. - Pokiwał głową z uznaniem. - To naukowe podejście - dodał. Nie wspomniał natomiast, że z dala od domu czuje się świetnie i że wcale do tego domu nie tęskni. Wprost przeciwnie. - Skoro alchemia, to z pewnością więcej czasu spędzasz pod dachem, wśród ksiąg i szkła, niż włócząc się po drogach i bezdrożach - zażartował.
- Jeszcze rok temu tak było, ale… musiałam wyjechać z Neverwinter. Pracowałam jako ktoś w rodzaju detektywa do wynajęcia, rozwiązywałam przeróżne sprawy i powiedzmy, że komuś się to nie spodobało - powiedziała. - Najbezpieczniej było wtedy wyjechać, teraz chcę wrócić i zobaczyć, jak się sprawy mają. I fakt, włóczenie się po bezdrożach średnio mnie ekscytuje. - Uśmiechnęła się lekko.
- Domatorka. - W głosie Couryna zabrzmiało rozbawienie. - Prawdziwe dziecko miasta. - Pokręcił głową. - No ale każdy lubi to, co lubi - dodał. - Ładnie musiałaś się komuś narazić. Czyli jednak zajmujesz się ciekawymi rzeczami.
- Zajmowałam. Morderstwa, szantaże, nawet nawiedzone domy. Różnie. Choć będąc w podróży, tu i tam też przyjmowałam niektóre zlecenia, co by nie umrzeć z głodu - odparła z delikatnym uśmiechem i skupiła się na dłuższą chwilę na posiłku. - Ty jesteś myśliwym, czy coś w ten deseń?
Lubiła zadawać pytania, nie tylko dlatego, że na co dzień zajmowała się tym profesjonalnie.
- Coś w ten deseń. - Couryn skinął głową. - Ale polowania to tylko okazyjnie. - Lekko się uśmiechnął. - Trochę dbam o naturę, potrafię rzucić parę zaklęć. Taka mieszanka tego i owego - dodał. - Razem a Sheerą tworzymy mały ale zgrany zespół. Razem szukamy przygód i pomagamy sobie w każdej potrzebie..
Pogłaskał tygrysicę po łbie.
- Ale to nie znaczy, że jesteśmy zadeklarowanymi samotnikami - zapewnił. Jeszcze by Enola pomyślała, że nie ma zamiaru z nią wędrować, albo robi to z łaski czy poczucia obowiązku opieki nad zabłąkanymi w lesie dziewicami. Nie wdając się zbytnio w szczegóły tego ostatniego.
- Rozumiem - odparła półelfka. - Ja też lubię otaczać się ludźmi… - “Nigdy nie wiesz, do czego w przyszłości mogą ci się przydać”, pomyślała, ale nie powiedziała tego na głos. - Myślę, że to będzie ekscytująca podróż i cieszę się, że cię spotkałam na swojej drodze. - Uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Ja również się cieszę - odparł, dołączając do słów uśmiech. - Lubię ciekawe podróże. I miłych współtowarzyszy.


Do małej wioski Souber dotarli we trójkę bez żadnych przeszkód i zatrzymali się w poleconej przez napotkanego wieśniaka karczmie “Błękitny Gryf”. Gości było całkiem sporo, ale Enoli to nie przeszkadzało, wszak w normalnych okolicznościach często otaczała się ludźmi i z nimi pracowała. Gospodarz kręcił trochę nosem na widok Sheery, z którą Couryn wkroczył do głównej sali, ale ostatecznie nie miał problemu, by jej nowo poznany towarzysz zasiadł przy stole ze swoją kudłatą przyjaciółką przy nodze. Enola zamówiła dla nich kolację i pokoje, bo wciąż miała trochę niewydanego grosza i tak siedzieli, słuchając lokalnych plotek, ale głównie jednak rozmawiali ze sobą. Noc minęła bez żadnych problemów a półelfka całkiem nieźle się nawet wyspała. Po śniadaniu wraz z Courynem dostrzegli wiszące na tablicy ogłoszenie jakiegoś kupca z Daggerford, który miał wyraźne problemy rodzinne. Oferował spory pieniądz za odnalezienie porwanej córki. Tak spory, że aż zastanawiający… no chyba, że córeczka była oczkiem w głowie tatusia i ten miał zamiar wszelkimi środkami sprowadzić ją do domu, wydając całkiem sporo pieniędzy. I tak mieli z Courynem zahaczyć o Daggerford, więc stwierdzili, że spróbują pomóc zdesperowanemu ojcu.

Tak samo pomyślało też kilka innych barwnych osobistości, które poznali niedługo później. Od słowa do słowa wyszło na to, że lepiej będzie im podróżować wspólnie i Enola nie miała z tym problemu. Bardziej od oferowanych przez kupca pieniędzy interesowała ją cała sprawa porwania i wszelkie informacje oraz tropy, które mogłyby doprowadzić ich do niedoszłego zięcia. Od razu odezwał się w niej ten nienasycony głód rozwikłania tej zagadki i nie mogła się doczekać, aż znajdzie się w Daggerford. Nim wyruszyli, nowi towarzysze mogli jej się przyjrzeć i wywnioskować, że jej żyłach płynie półelfia krew. Lekko szpiczaste uszy zdradzały to aż nadto, oprócz tego ciemne, wpadające w fiolet włosy i jasne, pełne inteligencji oczy. Ładną twarzyczkę Enoli zdobiły gdzieniegdzie piegi, a figurę miała niczego sobie, choć zwykle skrytą pod wysokiej jakości, ale komfortowymi i praktycznymi ubraniami i pancerzem. Na co dzień nosiła również na głowie głęboki kaptur.


Przy pasie dało się dostrzec świetnej klasy rapier, na plecach oprócz lekkiej kuszy i dwóch kołczanów z bełtami wisiał spory, wypchany po brzegi plecak posiadający masę kieszonek. Wszystkie wypełnione były flakonami, małymi buteleczkami i innym “szkłem”, jak to podczas ich pierwszego spotkania nazwał to Couryn. Tak samo miały dwie bandoliery krzyżujące się na piersi kobiety oraz kieszonki przy pasie - wszędzie flakony. Enola na pierwszy rzut oka wyglądała jak alchemiczka, co poniekąd było prawdą, gdyż dobre śledztwo uwielbiała tak samo jak zabawy z rozdzielaczem, probówką czy menzurką w zaciszu swego domowego laboratorium. W swojej pracy polegała na sile umysłu i cudach alchemii, które często przydawały się równie mocno jak inteligencja, spryt czy błyskotliwość. I miała nadzieję, że po powrocie do Neverwinter znów wróci do starego życia.

Podczas podróży do Daggerford dała się poznać towarzyszom jako energiczna, wygadana kobieta, która lubiła zadawać pytania i zawsze chciała dowiedzieć się czegoś o swoim rozmówcy. Nie była jednak wścibska (a przynajmniej nie uważała się za taką) i miała nadzieję, że nikt tak o niej nie pomyślał - po prostu miała już chyba jakieś swoje skrzywienie zawodowe, że musiała wszystko analizować i mieć poukładane, nawet jeśli chodziło o udział pozostałej piątki w zleceniu kupca. Rita i Nicodemus, którzy znali się już wcześniej, trzymali się bliżej siebie, ale Enola mogła to zrozumieć, w końcu ona mimo wszystko też bliżej była z Courynem i Sheerą, choć starała się rozmawiać z każdym. Jane była wycofana a Samwise skromny, ale nie nieśmiały. Ogólnie zdążyła polubić ich wszystkich i dobrze jej się w tym towarzystwie podróżowało.


Gdy rozbili obóz w lesie, dwa dni od ruin legendarnej Smoczej Włóczni, Enola na podstawie mapy poinformowała pozostałych, że następnego dnia po południu powinni znaleźć się u celu swej podróży. Z małą pomocą Couryna rozbiła swój namiot nieopodal ogniska i przy kolacji zasiadła obok Samwise’a, który nieco później zapytał ją o jesień i to, czym się zajmuje.

- Lubię jesień. Zwłaszcza, gdy oglądam ją z ciepłej izby, popijając gorącą herbatę. - Enola spojrzała na niego, uśmiechając się lekko. - Tak samo mam z zimą. Jestem mieszczuchem i ruszam się z domu tylko, kiedy zmuszają mnie do tego obowiązki. A jeszcze nie tak dawno zmuszały mnie dość często. Byłam… jestem śledczą w Neverwinter. Pomagam ludziom w sprawach normalnych i nienormalnych. Rozwiązuję zagadki zbrodni. Takie tam dziwne rzeczy. - Puściła mu oczko. Oczywiście nie ujmowała sobie nic ze swojego zawodu, ale nie zamierzała teraz być na wskroś poważna i wykładać Samwise’owi meandrów tego, z czym się spotkała w swoim “życiu zawodowym”. Biedak pewnie by zasnął przy tym ognisku.

Poza tym, chociaż lubiła gadać, wiedziała, że są ludzie, których to, co mówiła zupełnie nie obchodzi. Czasami też tak miała odnośnie drugiej strony, dlatego nie przesadzała z wylewnością. Zwróciła za to uwagę na zbierającą się mgłę.
- Powinniśmy wystawić warty tej nocy... wygląda na to, że mgła dość szybko się podniesie. Mogę czuwać jako pierwsza, jeśli chcecie się zdrzemnąć po ciężkim dniu - zaproponowała, upijając z kubka wciąż ciepłej herbaty.
 

Ostatnio edytowane przez Umbree : 25-09-2020 o 18:29.
Umbree jest offline