- Sto jako zaliczka – zaraz po tym jak aneks do umowy został podpisany przez obie strony w dwóch jednobrzmiących egzemplarzach, na stole pojawiła się sakiewka z inicjałami MB i marką domu kupieckiego Blucherów. – To jaką drogę obierzecie jest mi najzwyczajniej obojętne. Liczy się to, żeby towar trafił tam gdzie trzeba. Ale Altdorf jest chyba najlepszą opcją. A najszybciej można dotrzeć tam… Reikiem – mówiąc to ze smutkiem spojrzał na swoich kontrahentów. – Ale w tej sytuacji w jakiej się znaleźliście nie pozostaje Wam nic innego jak wynająć miejsce na którymś ze statków płynących w dół rzeki.
Jakiś czas potem…
Dwa konie, wóz okryty plandeką i trzy worki siana. A na wozie drewniana skrzynia zabita gwoździami. Nie była duża. Miała może półtora metra na metr i niecały metr wysokości. Wieko dodatkowo zalakowano i opieczętowano marką Blucherów. Spoczywała sobie wygodnie na pace wozu, przymocowana do niej linami.
- To cenne rzeczy – objaśnił Max, z którym spotkali się w magazynie, żeby odebrać towar. – Są odpowiednio zabezpieczone, ale ja bym uważał na wybojach. Przesyłka ma dotrzeć do Miasta Białego Wilka w stanie nienaruszonym. Jeśli coś z nią będzie nie tak, to Wy ponosicie koszty. Tak stoi w umowie. Tylko wyjaśniam – dodał szybko, widząc spojrzenia awanturników. – Panie Essing, podpiszcie tutaj… i tutaj. Dziękuję. Oficjalnie paczka została nadana. Szerokiej drogi, którędykolwiek pojedziecie.