Kłótnia pomiędzy dwoma profesorami powoli schodziła z początkowo obranego kursu. Każdy kolejny argument miał mniej wspólnego z pierwotnym wątkiem aż w końcu dysputa dwóch światłych umysłów przerodziła się w awanturę rodem z zapyziałej knajpki gdzieś w śmierdzącym podkopcu. Zabawne. Ludzie Iglicy od setek stuleci odgradzali się od motłochu mieszkającego niżej. Ostatecznie jednak zachowywali się dokładnie tak samo, jak dwa szczury kłócące się o kawałek sera. Zimna pogarda dla tego stanu rzeczy rozlała się po twarzy Romulusa. Nie musiał się wzbraniać, nie był w centrum uwagi. Łagodnymi ruchami gładził miniaturowych rozmiarów kocią czaszkę, przymocowaną do jednej z kieszeń niczym chronometr pamiętający zamierzchłe czasy świetności.
- Masz rację Feliksie, dwaj głupcy nic więcej. Prawdziwi ludzie nauki potrafili uargumentować swoje zdanie lub przyznać rację drugiej stronie. Poddawanie się niższym uczuciom takim jak pycha i zazdrość jest wręcz grzechem przeciwko wiedzy zsyłanej nam przez Najwyższego. Nic dziwnego, że utraciliśmy tak wiele z pradawnego dziedzictwa jeśli pozwalamy przejmować ster nauki takim osobnikom. - zimne spojrzenie ukryte za ochronnymi okularami powędrowało w stronę grupki osób. Dwa “światłe” umysły przeszły do rękoczynów a cała reszta rzuciła się aby ich rozdzielić.
- Żałosne. - cichy komentarz wyrwał się z ust opuszczającego pomieszczenie medyka. Miał jeszcze w planach spotkanie z tajemniczym mężczyzną, który był żywo zainteresowany jego pracą. Pewnie kolejny bufon wysokiego rodu, który potrzebuje magicznej substancji na wszystko i nic. Kolejna strata czasu. W duszy obiecał sobie, że zaraz po spotkaniu zamknie się w laboratorium. Trzeba skończyć projekt a próbka siedemset osiemdziesiąt dwa wygląda bardzo obiecująco.
Bez pukania wszedł do swojego obskurnego gabinetu. Przybysz już na niego czekał. Przyglądał się kolekcji kryształów. Romulus wątpił by był w stanie nazwać choć jeden z nich.
- Bardzo przepraszam za spóźnienie. Dyskurs naukowy był dzisiejszego dnia dość chaotyczny. W czym mogę… - Romulus zamarł. Nieznajomy odwrócił się w jego stronę. Z wewnętrznej kieszeni wyciągnął kopertę sygnowaną elegancką literą I z wprawioną w nią czaszką.
- W imieniu pana X przynoszę propozycje współpracy. Zapewniam, że nie ma się pan czego obawiać. Wiemy, że nie stanowi pan zagrożenia dla Imperium. Sprawdziliśmy. Proszę postępować zgodnie z instrukcjami zawartymi wewnątrz. - nieznajomy niemal wcisnął kopertę w zastygłą rękę Romulusa, po czym niezwłocznie ruszył ku wyjściu.
- Proszę wybaczyć impertynencję, lecz moim zdaniem pański siarczan miedzi jest odrobinę niedoskonały. - rzucona na odchodnym uwaga spowodowała, że wzrok Romulusa powędrował w stronę kryształu o głęboko niebieskiej barwie. W jego wypolerowanej powierzchni zobaczył na swojej twarzy wyraz całkowitego osłupienia.
***
Na spotkanie w magazynie przybył jako ostatni. Przeszkadzały mu stare łachmany jakie na siebie założył, lecz nie miał wyjścia. Gdyby pojawił się na tym statku w szacie chirurgona, adepta Oficcio Medicae natychmiast zostałby otoczony przez rządnych porady lub wręcz natychmiastowej pomocy pielgrzymów. Badawczym spojrzeniem obrzucił każdego z zebranych oceniając ich możliwości i przydatność. Chwała niech będzie Imperatorowi gdyż zaiste zadbał o różnorodność sztuk pielęgnowanych przez członków ich komórki. Jego początkowa ocena została wystawiona na ciężką próbę. Nie mógł odmówić agentom zapału i w jakimś stopniu pomysłowości, lecz brakowało w ich ocenie sytuacji szerszego pola widzenia. Pomysły na pierwszy rzut oka dobre, po krótkiej analizie wydawały się prowizoryczne, prymitywne lub o zgrozo pakujące ich w niezłe tarapaty. Trzeba było wskazać tym ludziom kierunek, wyjaśnić działania i motywy. Nieść kaganek oświaty wśród powszechnej ciemnoty i ślepego zabobonu, ot jego życiowa misja.
- Niestety muszę się z wami nie zgodzić. O ile nie ulega wątpliwości, że będziemy zmuszeni zawitać w niegościnne progi podkopca, wolałbym tego nie czynić na ślepo. Rozpytywanie mieszkańców tamtejszego regionu na pewno nie pozostanie niezauważone. Śmiem wręcz twierdzić, że zanim zrobimy w tym kierunku parę kroków nasza ciekawość zostanie wynagrodzona w najlepszym wypadku szybką i bezbolesną śmiercią w jakimś ciemnym zaułku. Tu potrzeba subtelności i wyrachowania … “bogatych dupków z góry”. - posłał niechętne spojrzenie w kierunku Venrisa. - Z tegoż samego powodu obawiam się, że pomysł szacownego ojca też nie pozwoli nam na dostateczny wachlarz możliwości. Choć jestem daleki od negowania wizji zsyłanych przez Jedynego, to zastanawiam się w jakim celu pokorni pielgrzymi interesowali by się zakazanymi artefaktami. Idąc jeszcze dalej, pomysł podania się za szmuglerów wymagałby od nas zbyt wiele czasu. Konieczność zbudowania wiarygodnej siatki kontaktów, długotrwała obserwacja i na koniec “praca” dla samego kartelu. Dużo trudności i niebezpieczeństw do pokonania i nikła szansa na sukces u kresu. Dodatkowo współpraca z przestępcami ściągnie na nas wzrok lokalnych stróżów prawa, nie wspominając o naszych braciach z Ordo Malleus jeśli stwierdzimy, że w naszej grupie działa psionik-renegat. Marnotrawstwo czasu, którego nie mamy zbyt wiele. Jako agenci Tronu musimy uderzać szybko i precyzyjnie aby zneutralizować lub wręcz wyciąć i spalić w świętym ogniu wszelkie oznaki choroby toczącej tę planetę i cały sektor. Dlatego moja propozycja jest następująca. Przybywamy na Hulee V jako wysłannicy pewnego szacownego i najlepiej szerzej znanego arystokratycznego rodu. Szczegóły są na ten moment nieistotne. Przebrania pielgrzymów mają nam zapewnić anonimowość. Jesteśmy zainteresowani znalezieniem, zbadaniem i ewentualnym zakupem przedmiotu pochodzącego od obcej cywilizacji. Podanie się za prawdopodobnych klientów gangu powinno wstrzymać ich agresję i wzbudzić ciekawość, jeśli nie od razu chciwość. Każdy z nas ma inny zakres specjalizacji, dzięki czemu możemy uchodzić za grupkę prowizorycznych ekspertów mających dokonać oględzin ewentualnego artefaktu. W końcu nikt nie płaci horrendalnych sum za kota w worku. Taka przykrywka pozwoli nam na swobodne poruszanie się po wszystkich poziomach miasta. Według mnie wystarczy szepnąć parę słów tu i ówdzie a odpowiednie osoby same się do nas zgłoszą. Jeśli przystaniecie na ten pomysł postaram się go doprecyzować i uwiarygodnić w miarę moich skromnych możliwości. - zadowolony z siebie Romulus powiódł wzrokiem po zebranych. Miał nadzieję, że swoim logicznym rozumowaniem przekonał resztę.