Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2020, 17:53   #108
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
- Więc upewnijmy się że zakończą ładowanie. - Stwierdziła inkwizytorka, rozglądając się za potencjalnymi przeszkodami by je po prostu rozstrzelać. Może powstała rana będzie dla niej biletem do wnętrza wiedźmy?
Przez dłuższy czas wszystko wydawało się w porządku. Kula rosła powoli a jej rozmiary stawały się coraz bardziej absurdalne. Ciężko było przewidzieć, ile będzie trwał pełen proces, biorąc pod uwagę siłę niezbędną do zranienia December.
Chwilowo spokojna sytuacja stała się ponownie napięta, gdy bez ostrzeżenia Mors zaatakował Sarię, przecinając tors kobiety i skacząc jej do gardła. Ta w ostatnim momencie zablokowała atak. Zebranie zaczęli przyglądać się ich potyczce, nie będąc pewnym, co robić.
Eidith automatycznie otworzyła ogień w stronę zdrajcy z zamiarem zabicia go na miejscu. Nie chciała próbować zrozumieć tego zachowania, więc nieprzerywając ostrzału stąpała w jego stronę. Nie było sensu go o nic pytać bo i tak nie jest w stanie powiedzieć dlaczego to robi.
- Czy ktoś jeszcze ma ochotę zaatakować swoich sojuszników?! - Podniosła głos w eter.
Ostrzelany, Mors szybko spadł na podłogę platformy, z trudem próbując chronić swoje punkty witalne mieczem. Jego ciało zaczęło zalewać się czernią i dymem w pierwszych objawach korupcji, zdecydowanie za późno, aby pomóc mu się wybronić. Gdy Eidith wypowiedziała swoje słowa, poczuła tylko ruch obok siebie, gdy Saria pełnią swoich sił skoczyła przez tłum jak torpeda, wbijając swoje ostrze w bok Zilvy i przerywając jej zaklęcie. Piraci jak jeden mąż ruszyli na Sarię, rozrywając ją na strzępy gradem pocisków i wzmocnionymi magią pięściami. Zilva ranna wylądowała na kolanach, dysząc ciężko.
- Critical miscalculation. Bonnie zajmij się ranami Morsa. - Nie zasłużył na cośtakiego, ale ta forma Eidith reagowała raczej automatycznie na bodźce zewnętrzne. - Kontynuujmy plan z kapeluszem. - Zakomunikowała, po czym dodała przez radio do każdego kto mógł to usłyszeć. - Saria jawnie działała przeciwko nam, została na miejscu osądzona i zgładzona przez piratów. Obserwujcie jej bezpośrednich podwładnych, a zwłaszcza Alice. - Dodała, patrząc w stronę December. Ten głupi manewr będzie ją kosztował dużo czasu.
Kapelusznik oddał jedno ze swoich nakryć głowy wybałuszonemu piratowi. - Wejdziesz przez jedną z moich, wyjdziesz tą. Zabierz ją ze sobą, to będziesz mogła wrócić. Niestety powrotna działa tylko w jedną stronę i jednorazowo. - wyjaśnił.
- Dobra, to gdzie byś to chciała? - spytał pirat, mierząc swój gigantyczny cel. W tym czasie Bonnie dobiegała do Morsa i zaczęła operować jego ciało.
Eidith zaczęła zastanawiać się nad odległościami, ale uwydatnione żyły wydawały się najbezpieczniejszą opcją.
- Lewa ręka, w stronę nadgarstka albo przegubu. - Odezwała się w końcu. Jeśli jej anatomia miała jakikolwiek sens, to tam był jej bilet. A fakt że nie miała ze sobą Dagdy w tej postaci, dokonale ją maskował przed aspektem śmierci.
- ZROZUMIAŁEM! - ryknął dziwak, uśmiechnął się, zacisnął dłonie na kapeluszu... i zastygł w miejscu.
- Nie przejmujcie się, to jego iskra. - wyjaśnił Afro. - Gdy się ładuje, wyłącza się z otoczenia. Może mu chwilę zająć.
Afro miał rację. Dopiero po jakiś czterech minutach jego koleżka ruszył z miejsca, robiąc trzy kroki i szeroki wymach, rzucając kapeluszem jak dyskiem. - Wybaczacie zwłokę, nie chciałem spieprzyć jak z tą czarną bestią na początku. - wyjaśnił.
Kapelusznik zaglądał do wnętrza swojej czapki, prawdopodobnie obserwując położenie wyrzuconej. W końcu jednak skinął głową i zarzucił ją Eidith na głowę.
Niemal natychmiast inkwizytorka stała na dłoni December z kapeluszem na głowie. Pirat był w stanie rzucić daleko ale cel miał średni. Eidith była na górnej stronie dłoni. Włosy na ramieniu December jeżyły się na samą jej obecność. Wyglądało to, jak las biczów gotowych do walki.
Te włosy wydawały się reagować instynktownie mimo że nie mają mózgu. Zaraz, całkiem jak…
-[i] Self burn, thats rare.[i/] - Rzuciła pod nosem, po czym otworzyła ogień w stronę żyły aby wykonać perforację, po której to wytnie sobie wejście do jej wnętrza. Co jakiś czas też zerkała na swoje otoczenie, coby ją coś nie zaskoczyło.
December wydawała się nie zdawać sobie sprawy z ataku Eidith. Kobieta była dla niej co najwyżej kąsającym komarem. W odróżnieniu od niej armada okrętów gwiezdnych stanowiła gniazdo szerszeni. Znajdując się na dłoni December, Eidith miała widok z bliska na jej akty samoobrony, gdy ta ogromną dłonią łapała i zgniatała garściami atakujące okręty. Inkwizytorka widziała, jak otaczające ją wzgóża pod postacią palców unosiły się opadały zaciskając i uwalniając dłoń, za każdym razem likwidując maszyny kilkaset razy większe od samej inkwizytorki. Od czasu do czasu coś irytowało December wyjątkowo mocno, wtedy wykonywała szybki zamach. Na szczęście Eidith udało się nie spaść z dłoni. Zarazem ostrzał sojuszników, którzy nie byli w pełni świadomi jej pozycji, zdołał ją ominąć. Po kilku minutach wtapiania się w skórę, Eidith otworzyła żyłę. Czarna posoka zaczęła wylewać się na wierzch, przypominając wyciek ropy. Dopiero to zwróciło uwagę December, której ogromne oczy skierowały się na dłoń. Jeżeli Eidith planowała coś jeszcze zrobić bądź zmienić zdanie, to był ostatni moment.
- Uh-Oh - Wypaliła jedynie, czując a także widząc na sobie wzrok December. Nie zwlekając ani chwili dłużej wgramoliła się prosto do żyły. Miała tylko nadzieje że nie będzie tam kompletnie ślepa.

Płyn wewnątrz żył December był lepki, zimny i czarny jak smoła. Eidith bardziej niż płynęła, była ciągnięta z prądem. Z biegiem czasu zarówno lepkość jak i wilgoć łagodniały, aż w końcu inkwizytorka utraciła wrażenie bycia we wnętrzu cieczy.
- My esoteric bullshit alarms are going off. - Odezwał się Dagda w umyśle Eidith, czując, że bezkresna otchłań w której się teraz znajdują nie jest już żadnym kanałem żylnym pełnym krwii. - Good news is, I've been in here before. Does this count as incest? No matter. Seems like I can speak no matter your form, and, I can kinda tell where things in here are. However, I've no idea what I'm looking for. You tell me what the heart of death is, and I may be able to get us there.


The First Death of Eidith

Ledwo Dagda zakończył swoją wypowiedź, a grawitacja zaistniała w pustce którą wypełniała Eidith. Kobieta spadła na ziemię, a kończąc mrugnięcie spostrzegła, że jest w nowej lokacji.
Była to powierzchnia planety Cesarskiej. Architektura zdradzała, że miał tu miejsce projekt łączny z Icarią. Znajdowali się na pustej, wydeptanej ścieżce na obrzeżach miasta. Znajdował się przed nimi wielki, zdobny budynek. Przypominał katedrę, a nad jego drzwiami wisiał szyld z napisem "sierociniec".
Mała, niepozorna dziewczynka biegała przy wejściu. Miała może kilka lat. Była sama.
Chmury nad miastem zostały rozdarte, gdy ogromny okręt gwiezdny z wielkim pirackim logo wleciał w atmosferę planety. Natychmiast rozbrzmiały syreny alarmowe, zaczął się ostrzał. Działa planetarne wymierzały kolejne to salwy w okręt, który bombardował powierzchnię. Dziewczynka przed sierocińcem stała przerażona. Zgubiona rakieta zaczęła szybować w jej kierunku, trafiając w budowlę.
Rozbrzmiała głośna eksplozja. Elementy budowli rozleciały się na wszystkie strony. Gdy dziewczynka drgnęła, była już na ziemi. Była uwięziona w niewielkiej piramidzie gruzu, z którego ciężki kawałek zgniótł jedną jej nogę. To wszystko było dla jej niewykształconego umysłu zbyt skomplikowane. Wydawała się nieświadoma swojej sytuacji. Kolejna rakieta zaczęła szybować w tą stronę.
Tym razem pocisk przeleciał obok dziewczyny, a trafił, czy też groził, że trafi w parę osób na drugim końcu ulicy. Został jednak złapany przez nie więcej niż piętnastoletnią dziewczynę, która chwyciła ją rękoma i z obrotem ciała cisnęła z powrotem w kosmos.
- To po co tu jesteśmy? - spytała dziewczyna.
- Po dzieci. - odparł towarzyszący jej mężczyzna. Był jej równy wzrostem, jednak zdecydowanie starszy. Nie panował nad sobą i swoimi emocjami, nieustannie obgryzał paznokcie ze stresu.
- Oh! To chodźmy do sierocińca! - zaproponowała dziewczyna.
- A gdzie jest sierociniec? - spytał mężczyzna. W odpowiedzi kobieta pokazała palcem na zgliszcza.
- No, to co ty kurwa chcesz zrobić?
- Cokolwiek mi pan karze! - obiecała dziewczyna, salutując.
- Falco, jasny gwint. Oddam cię w ręce pierwszej osoby którą znienawidzę. Tamta jeszcze dycha. - wskazał palcem na dziewczynkę w gruzach. - Wygrzeb to.
- Tak jest doktorze!
- Doktorze Belly.
- Ta jest, Belly!
- Dzisiaj nic nie jesz.
Eidith zastanawiała się szczerze, czy miała pecha czy to szczęście że Icaria ją znalazła. Skrzywiła się na same wspomnienia o laboratorium.
- Why am i seeing this now? In the matter of fact we. - Zapytała Dagdę. - Man… i was cute innocent angel. - Dorzuciła, wpatrując się w odgrzebywaną dziewczynkę.
Doc spojrzał pytająco na Eidith, po czym obraz przeniósł się w przód.

The Second Death of Eidith

Młoda kobieta unosiła się wewnątrz wypełnionej cieczą kapsuły. Obserwowali ją Biskupowie. Towarzyszyła im dwójka agentów, młody Yato i ktoś, kogo Eidith nie znała. Doc wyglądał inaczej niż przedtem. Był bardziej przygarbiony, jego twarzy brakowało wyrazu.
- Sprawdza się. - stwierdził Doc.
Zgromadzenie przyglądało się monitoringowi w zamyśleniu. Yato zaczął się rozglądać, po czym znienacka skoczył na kapsułę, przebijając ręce przez szkło i łapiąc za szyję kobiety. Wszyscy zgromadzeni drgnęli, ale Gerard zatrzymał ich ruchem dłoni - UWAGA - wręcz szczeknął, ochrypłym głosem. Dziesiątki czarnych macek wyskoczyły z ciała kobiety, dziurawiąc Yato jak ser. Obydwoje opadli na ziemię.
Białowłosa patrzyła z zaciekawieniem na rozwój sytuacji. Większoć eksperymentów na niej przeprowadzanych nawet nie pamięta. Widząc tą scenę dotarło do niej że to ona go tak załatwiła, a raczej Dagda.
- In that forest… it wasn't our first meeting. You fucked him up good Dagda, but why did he charged? - Zapytała w eter, przyglądając się Gerardowi. Cały ten cyrk musiał być jego pomysłem. Mimo wszystko czuła dumę, na samą myśl tego że zgładzi aspekt śmierci. Jej powołanie jest ważniejsze niż cokolwiek, może po tym zadaniu zaczną na nią patrzeć jak na członka Icarii a nie zwykłą broń w rękach papieża.
- Dunno, back then our consciousness wasn't properly separated. - wyjaśnił Dagda. - Don't get lost in this. If we don't figure out whatever the heart of death is, lord knows where w might end up, and I don't want to see what a colon of death looks like.
- You’re right, we should move. So where is the “next” button? - Zapytała unosząc brew. To co widziała niespecjalnie ją szokowało. Gorzej będzie jeśli serce śmierci to tylko symboliczna nazwa a nie dosłowny organ. Tego by Eidith nie chciała.
Gerard obrócił się w stronę Eidith niczym wyrwany z transu. - Słucham? - po czym obraz się rozmył.
- It seems the pictures move on their own. We might still be in the bloodstream. For whatever reason, we seem attracted to your death scenes.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline