Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2020, 19:57   #68
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Rok 1481 Rachuby Dolin, 30 Eleint
Prolog do części drugiej...

Ostatnimi czasy przeróżne osobistości zawitały do Phandalin z przeróżnych miejsc , a niektórzy spośród nich przybyli dopiero na samo święto. Phandalin rosło z tygodnia na tydzień, lecz to miało się wkrótce zmienić. Pomijając nowe zagrożenia w okolicy, które skutecznie odstraszały, powoli i nieubłaganie zbliżała się jesień, a za nią na swą kolej czekała zima. Obfite Plony był to czas, który dla wielu oznaczał koniec lata, mimo że kalendarzowe lato kończyło się kilka dekadni wcześniej. Był to też czas na ostatnie podróże przed zimą. Wielu spośród mieszkańców po tym święcie pożegna swoich bliskich, którzy wolą ten czas spędzić w bardziej cywilizowanych stronach. Była to więc także ostatnia okazja do wspólnych harców.

Po ciekawych i zabawnych zmaganiach, występach (w tym także osławionego barda z południowych stron), tańcach i gwarnych rozmowach przyszedł czas na prezentacje sztucznych ogni. Od dwóch, czy trzech lat była to nowość w tym regionie, by w ten sposób rozpocząć noc przed tradycyjnym polowaniem. Dość nietrafiony z uwagi na płochliwość zwierzyny, ale ludzie to uwielbiali.

Tłum zebrał się na wzniesieniu tuż przy Phandalin, na które prowadził dość stromy szlak. Nieopodal stały ruiny dworku Tresendarów. Był stąd najlepszy widok na cała okolicę. Pokaz sztucznych ogni rzeczywiście był wspaniały. Trwał już od jakiegoś czasu, a dzieci ciągle wodziły palcami po wieczornym niebie, pokazując sobie nawzajem coraz to nowe, nieomal magiczne widowisko.

- Patrz tam! Patrz tam! - wołały dzieci. - Mamo, co to? Tam coś jest! Popatrz! - niziołcze dziecię, Carp Alderleaf z uporem maniaka wskazywało jeden punkt na czarnym nieboskłonie.

Wkrótce coraz więcej osób pokazywało sobie to miejsce. Zdziwione, podekscytowane głosy wzmagały się i kłębiły przeobrażając się w rosnący hałas. Krzyki przerażenia wtórowały pytaniom i niezrozumieniu tych, którzy jeszcze nie dostrzegli zagrożenia. Chaos jaki wybuchł w sekundę później był nie do opisania...

Agnis An'nar

Agnis może nie walczył o znanych mu poszukiwaczy przygód zbyt zaciekle, ale spróbował przekonać burmistrza, by dać im szansę zrekompensować swoje przewiny w wyprawie na smoka. Poinformował go także o klątwie ciążącej na Ash'u.

Agnis An'nar: przekonywanie - tajny!

Burmistrz nie przyznał mu racji otwarcie, być może dlatego, że obecny tam także Daran Edermath przychylał się by choć Asha wypuścić. Argumentował to jego sprawdzoną uczciwością oraz fakt, że w momencie kradzieży dopiero poznał pozostała dwójkę. Burmistrz obiecał że zastanowi się nad tym pomysłem i zadecyduje gdy emocje i procenty szumiące w głowie opadną. Trójkę awanturników odprowadzono do lochu.

Po całej gamie uciech i wrażeń, także tych mniej przyjemnych związanych z pojmaniem jego dawnych towarzyszy Agnis obserwował jak jeden z niziołków odpala kolejne petardy, które to z szumem szybowały wysoko ponad głowy i tam wybuchały istną feerią barw. Szybko zapomniał o minionym, niemiłym incydencie. Tego wieczora był jak małe dziecko w sklepie z cukierkami. Nie wiedział jednak, że za rogiem czyha próchnica.

Najpierw usłyszał szczekanie psów. Mając złe przeczucie podążył wąską uliczką. Dopiero potem do jego uszu dobiegł niewyobrażalnie potężny szum olbrzymich skrzydeł i ludzki krzyk. Próbował zorientować się w tym co się dzieje, lecz nie dostrzegał jeszcze źródła chaosu.

Usłyszał za to tętent kopyt. Spłoszone bydło, konie i muły tratowały na swojej drodze stoły, krzesła, ozdoby i ludzi. Zwierzęta biegły na oślep w jego kierunku z przeciwnej strony uliczki.

Wtedy go zobaczył. Wysoko ponad stadem, przez niebo przeleciała masywna sylwetka. Serce załomotało mu mocniej niż kiedykolwiek w życiu. Nigdy wcześniej nie widział czegoś zarazem tak pięknego i tak strasznego. Smok.

To na prawdę był smok, lecz to zwykłe zwierzęta stanowiły dlań największe niebezpieczeństwo w tym momencie. Agnis z trudem otrząsnął się z fascynacji akurat na czas. Mógł jeszcze próbować uciekać, mógł próbować wyminąć zwierzęta lub liczyć, że szybko wpadnie na lepszy pomysł.

Lauga z Czerwonej Doliny, Sider Ironblood


Stali na wzgórzu wraz z wieloma innymi mieszkańcami Phandalin kiedy nieubłagalnie w ich stronę nadlatywał najgroźniejszy z drapieżców tej planety.

Sider Ironblood: natura - zdany!
Sider Ironblood: inteligencja - zdany!

Sider słyszał o białych smokach wiele opowieści. Były najmniej inteligentne spośród smoków właściwych, lecz bynajmniej nie umniejszało to ich straszliwości. Wręcz przeciwnie. Białe smoki były najbardziej agresywne spośród swych braci. Prawdopodobnie to sztuczne ognie rozwścieczyły smoka, który akurat był w pobliżu, a krzyki ludzi zwabiły go na wzgórze. On nie polował. Zwalczał coś, co uznał za zagrożenie dla swojego bytu.

Ludzie zaczęli rozpychać się i w panice tłumnie biegli do ruin dworku. Na oczach Laugi młody niziołek został powalony przez otępiały ze strachu tłum i tratowany. To był ten sam chłopiec, który jako pierwszy dostrzegł smoka - Carp Alderleaf. Biedy chłopiec pozostał z tyłu, z pomocą matki udało mu się wstać. Kulejąc i krwawiąc z łuku brwiowego i warg zaczął uciekać z matką, lecz biegli zbyt powolnie. Nadlatujący smok był zbyt blisko by zdołali schować się za zmurszałymi murami.



Rhyshard Dreadyeast

Wyjadę w Góry Mieczy, będzie miło, bezstresowo i co najważniejsze bez krzykliwej garbatej baby nad głową. To czym do siedmiu piekieł było to ryczące coś nad nimi?

Zaczęło się całkiem całkiem. Ludzie byli trochę głośni, ale przyjaźnie nastawieni. Szybko złapał wspólny język razem z tutejszym karczmarzem, a jeszcze szybciej złapali za powitalnego kielicha. Wydawało się nawet że wstępnie zaczęli dogadywać jakiś biznes. Karczmarz opowiedział mu o siedliszczu gnomów na południu, u których można dostać jakieś specjalne grzyby, z których to gnomy robią zarówno chleb, jak i wino. Się dobrze składało, bo wcześniej na tablicy widział stare już w prawdzie, ale wciąż aktualne ogłoszenie dotyczące przedmiotów od tych samych gnomów, które mogłyby pomóc w obronie Phandalin przed ewentualnym atakiem smoka...

Cóż... nikt nie zdążył...

- Kryć się! Na miłych bogów co za przeraźliwe bydle!

Rhyshard Dreadyeast: natura - oblany!

Chowali się za murami. Lecz te stanowiły lichą ochronę przed siłą smoka. Świadczyły o tym odgłosy coraz to nowych walących się części dworku i przeraźliwe krzyki rannych ludzi, Rhyshard dostrzegł, że smok zatacza koła nad wzgórzem. Nie znał się na smokach, lecz z całą pewnością nie chciał wybiegać stąd na ganek, gdzie bestia będzie miała go na przystawkę. Za dworkiem była stroma skarpa, a za nią las. Tam byłby bezpieczny. Skarpa była zbyt stroma dla wielu z zebranych tutaj osób, lecz mimo to ludzie próbowali swoich sił. Niektórym się udawało, inni łamali nogi lub rozbijali głowy. Orzeźwiający początek pobytu w tej uroczej mieścinie.

Anton Kalev



Teraz bynajmniej nie przesiadywał tu sam, choć w dłuższej perspektywie lepiej wąchać tylko własne gówno, niż jeszcze trzech innych typów.

Niezwykle blady półelf, rosły mężczyzna oraz wygadany krasnolud trafili wspólnie do jednego aresztu. Podobno za niewinność. Dostali swoje kubły na szczyny, trochę siana, które miało zastąpić wszelkie luksusy na kolejne kurewsko długie dni, a jeden z nich, ten blady nawet kajdany spięte za plecami. Ponoć miało go to powstrzymać od czarowania. Szczerze mówiąc wyglądał na takiego, co potrafi.

Anton patrzył od długich chwil znudzony na klucz, który zawiesił strażnik naprzeciw jego drzwi na haku w ścianie. Czynił tak celowo, by go drażnić. Anton nie miał jak go dosięgnąć.

Dziwnie nieswojo można było poczuć się w tym miejscu, kiedy słychać było te śpiewy i śmiechy na zewnątrz, a potem wybuchy, które kojarzył z Neverwinter. Na górze jednak teraz chyba też nie było kolorowo. Poprzednie radosne odgłosy przerodziły się w wrzaski pełne przerażenia, płacz i mrożący krew w żyłach ryk, który za każdym razem powodował dreszcze i jeżył włosy. Ale co mógł zrobić tu na dole? Jeśli to orkowie, może nie wpadną na to by wejść do lochów, jeśli stwór jakiś, to pewno jest najbardziej bezpieczny ze wszystkich mieszkańców Phandalin... razem z tymi trzema nowymi.

Mężczyzna słyszał co drugie słowo, które szeptali jego nowi towarzysze niedoli. Z szeptów zrozumiał, że rozmawiają o ucieczce. Nagle klucz na ścianie poruszył się. Prawie spadł, lecz tuż nad ziemią zatrzymał się i zdawało się, że już miał zmienić kierunek, kiedy zewnętrzne drzwi do lochów ponownie się otworzyły i huknęły z impetem o ścianę. Klucze opadły z cichym brzdękiem.

Do środka wbiegł otępiały z przerażenia mężczyzna. Dłuższą chwile zajęło mu ubranie swoich słów w spójną całość. Ostatecznie jednak wszyscy zrozumieli, że Phandalin zostało napadnięte przez smoka. Ten miast posilić się i odlecieć uwziął się na mieszkańców uwięzionych na wzgórzu. Burmistrz oferuje całej czwórce darowanie kary, jeśli pomogą w jakiś sposób odciągnąć smoka od tłumu niewinnych mieszkańców.

 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 26-09-2020 o 20:25.
Rewik jest offline