WÄ…tek: [D&D 5e] "Cryovain"
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2020, 12:28   #69
Vantablack
 
Vantablack's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputację
Mężczyzna podniósł się na knykciach i drżących od wysiłku przedramionach, dźwigając się nad podłogę ostatnim wymuszonym powtórzeniem.

Wypuszczając ze świstem powietrze, wyprostował się w swej całej, szerokiej jak świątynne wierzeje, okazałości. Już stojąc, odgarnął ciemne, luźne włosy lepiące się potem do poznaczonej bliznami twarzy. Ani teraz, ani czterdzieści dziewięć pompek temu, nie zdjął wzroku z zawieszonego przez strażnika klucza po drugiej stronie krat. Ani nie przestał żałować, że nie ma go jak dosięgnąć. Klawisza, potem klucza. W tej właśnie kolejności.

Uspokajając oddech, przeszedł się po celi, bez słowa podbierając resztkę czerstwego chleba z miski ustawionej przed bladym metysem. Albinos i tym razem nie zareagował, czy to z przyrodzonej niemrawości, czy z powodu skutych kajdanami rąk.

- Dasz mi swojej słomy – stwierdził, nie zapytał siedzącego obok krasnoluda, przeżuwając. Potrzebował podsypać swój barłóg, a od jego kudłatego kompaniona brzydził się brać czegokolwiek włącznie z racjami, chociaż te brał nawet od albinosa, mimo że tamten patrzył mu na chorego. I to takiego, któremu pisane skapieć najpóźniej za dwie niedziele.

Jak zawsze obyło się bez protestów. Jego nowi towarzysze w niedoli okazali się być bowiem osobnikami wyjątkowo zgnuśniałymi i pomimo wygadania karła – niewylewnymi. Zwykle zajętymi szeptaniem między sobą i plotkowaniem niby kumy na wieczornym przędzeniu. Oraz rzecz jasna, ustępowaniem mu. Nie przesiadywał tu sam, dbał więc tedy, by ze wszystkich czterech gówien to właśnie jego śmierdziało najwięcej. Jama czy nie, hierarchia, taka jej mać, musiała obowiązywać.

Czasem żałował, że nikt nie ośmielił się zakwestionować owego porządku. Nie przez jego niesłuszność, bo bynajmniej takowym nie był, ale dla krotochwili i zabicia nudy naprzykrzającej się pod celą, po dwakroć dokuczliwej teraz, gdy odgłosy rozbawionej ciżby dolatywały ich z zewnątrz. Wcale a wcale nie dziwił się wspólasom, że nie śmieli buntować się na jego urządzenie, co najwyżej poszeptywać o ucieczce. W końcu on był aż jeden, ich zaś tylko trzech. Ale jak się rzekło: czasem żałował. A czas pod celą dłużył się niemożebnie.

Wrzaski tłumu i ryk zastąpiły niedawny rozgwar uciechy, wyrywając go z namysłu. I dały jeszcze więcej do myślenia. Wkrótce po nich nadeszły bardzo dobrze znany mu huk i wyśniony brzdęk kluczy. Z powściągniętą niedowierzaniem ciekawością patrzył jak do środka, potykając się o własne nogi, wpada człowiek. Z nie mniejszą uwagą i rosnącym wraz ze zrozumieniem uśmiechem triumfu na twarzy, wysłuchał wydukanej mu relacji.

- Niewinnych? - powtórzył ostatnie słowa posłańca, obracając się ku nasłuchującym z kątów współlokatorom celi. - Słyszeliście, chłopcy? Biją waszych!

Człowiek zarechotał, by natychmiast spoważnieć i zbliżyć się do krat.

- Uczciwa oferta – wyraził opinię ogółu więźniów, ruchem głowy wskazując jąkającej galarecie kolejno zamek czekający na otwarcie oraz nieokreślony kąt celi, gdzie spodziewał się znaleźć zarekwirowane przy zatrzymaniu dobra. - Mój brzeszczot. I kolczuga.
 

Ostatnio edytowane przez Vantablack : 27-09-2020 o 12:32.
Vantablack jest offline