Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2020, 16:24   #9
shewa92
Kowal-Rebeliant
 
shewa92's Avatar
 
Reputacja: 1 shewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputację


Pochodził ze średniej wielkości mieściny, na wschód do Luskanu. Wiódł dość dostanie życie w jednej z lepiej sytuowanych rodzin. Mimo, że jego rodzice formalnie nie byli sobie zaślubieni, to żyli ze jak mąż i żona, a dzięki wysokiej pozycja Maxiusa, nikomu w okolicy jakoś to nie przeszkadzało. Nie mogło być przecież inaczej, skoro to od starego Mory zależało życie większości mieszkańców, a nie należał do osób zbyt łagodnych.

Nie będąc przesadnie ograniczanym przez nikogo, Nicodemus mógł spokojnie zająć się rozwojem w wybranym przez siebie kierunku. Na początku padło na fechtunek i chociaż może wybrana forma walki mieczem i tarczą, nie należała do najbardziej efektownych to z pewnością był skuteczny. Młodzieniec nie chciał być trafiany bo rany pozostawiają blizny, a te nie były zbyt estetyczne, co miało dla niego duże znaczenie. Tę cechę odziedziczył po ojcu i podobnie jak on, cenił piękno i pięknem się otaczał. Nie tolerował u siebie najmniejszej niedoskonałości czy to w ubiorze, czy w uczesaniu, czy też nawet w mowie. Bywało czasem, że brzmiał nieco zbyt patetycznie, czy może niekiedy określenia, których używał brzmiały jak wyjęte z poprzedniej epoki.

Kolejnym krokiem w dorastaniu młodego Mora, było skierowanie się ku kultowi Lathandera, w którym odnalazł boga, będącego uosobieniem jego własnych przekonań. Nigdy oficjalnie nie został członkiem zakonu, ale w swoich odczuciach i często w ludzi, którzy go znali był najbliższym tego, co można nazwać Paladynem. Waleczny rycerz, złocistej zbroi, walczący w imię swego boga i tępiący wszelkiego rodzaju maszkary i zagrożenia dla ludzi. Podobnie jak Lathander, Nicodemus szczególną uwagę poświęcał tępieniu wszelkiej maści nieumarłych stworzeń, które uważał za najohydniejsze i najdalsze od właściwego porządku rzeczy. Dużo czasu spędził z Williamem, emerytowanym łowcą wampirów i wilkołaków, który chętnie dzielił się wiedzą na temat stworów z mroku.

Po śmierci ojca, matka wpadła w taką histerię, że nie dało się z nią wytrzymać, nie narażając swojego zdrowia, zwłaszcza, że to swemu jedynemu dziecku przypisywała winę, za utratę miłości swojego życia. Należało więc wynieść się na jakiś czas.

Po zapasy udał się do pobliskiego Luskanu i tam, zatrudnił się jako ochroniarz w karawanie zdążającej do Waterdeep. W czasie podróży ledwie raz byli niepokojeni przez szajkę, żądającą opłaty za "przejazd ich drogą", ale na szczęście, dzięki giętkiemu językowi Nicodemusa i kilku groźnym spojrzeniom rzuconym hersztowi, udało się zażegnać spór bez rozlewu krwi. Bez większych problemów dotarli do celu podróży.

Początkowo planował za zarobione pieniądze wynająć jakąś czystą kwaterę i przeczekać. Nie ukrywał dokąd się udaje i wiedział, że matka prędzej czy później spróbuje go odnaleźć. Liczył na to, że nie w celu skrócenia jego żywota. Kilka dni gnuśności zaczęło mu jednak ciążyć i wieczory spędzał w pobliskiej karczmie. Nie pił wiele, ale uważnie nasłuchiwał plotek. W końcu usłyszał, jak jeden z klientów opowiadał karczmarzowi, że jego Pan ma problem z rodową kryptą, w której zmarli niekoniecznie chcieli leżeć w trumnach i tak to się zaczęło.

-Nikodemus Mora, sługa Lathandera, łowca wampirów i wszelkiego plugastwa. - pierwszy raz przedstawił się w taki sposób, a później... Później weszło mu to już w nawyk. Okazało się, że tak dużym mieście jest sporo zajęcia dla kogoś, kto nie boi się stworów zrodzonych w mroku.
Czasami pracował sam, czasem zleceniodawcy zatrudniali większe grono osób, zwłaszcza, kiedy sprawa wydawała się być trudna.

Wartą zapamiętania towarzyszką okazała się być Rita Marvella. Kobieta, bitewne kapłanka, świetnie radząca sobie w trudnych sytuacjach. Razem zapolowali na szalonego maga, którego eksperymenty nekromantyczne były przyczyną wielu wcześniejszych zleceń Paladyna. Od razu przypadli sobie z Ritą do gustu. Niestety współpraca trwała krótko, a później rozeszli się w swoje strony. Na szczęście nie na zawsze.Każde z nich zajmował się swoimi sprawami, a te w swoim czasie przywiodły ich w okolicę Daggerford.

Nicodemus szukał właśnie dla siebie zajęcia. Niedawno skończył uganiać się za elfem, który był w posiadaniu niebezpiecznej księgi, będącej w centrum kilku niepokojących wydarzeń, związanych z przyzywaniem demonów. Nieco zmęczony i pragnący jakiegoś prostego zlecenia, jako odmiany, trafił do Błękitnego Gryfa.

Wszedł do środka. Wysoki, smukły, odziany w złocistą, pełną płytową zbroję, zdobioną słońcem Lathandera robił wrażenie. Delikatne i perfekcyjne rysy, w połączeniu z blond włosami do ramion i soczyście zielonymi oczami przykuwały wzrok osób obojga płci. Nikodemus był bardzo przystojny i zdawał sobie z tego sprawę. W dodatku był bardzo charyzmatyczny, grzeczny i potrafił dogadać się z każdym.
Po wejściu skierował się wprost do karczmarza, wymienił z nim kilka uprzejmości, zamówił pokój i kolację, po czym niby od niechcenia rzucił okiem na salę, skinął głową Ricie, którą szybko zauważył wśród gości i podszedł rzucić na tablicę ogłoszeń. Znalazł dokładnie takie zadanie, jakiego potrzebował. Liczył na to, że może znów dane mu będzie pracować z dawną znajomą. Wrócił do karczmarza poprosił, żeby podać jego posiłek do stolika Zakonnicy i doszedł się do niej, pytając oczywiście wcześniej o zgodę, zgodnie z zasadami dobrego wychowania.

Wszystko zdawało się zmierzać ku dobremu.

***

Podróż wraz z nowa drużyna nie należała do nieprzyjemnych. Nicodemus postarał się, by zamienić chociaż kilka słów z każdym z nich. Nie wszystkich polubił jednakowo, ale nikt nie wzbudzał w nim niechęci. Szanował, że nie wszyscy byli tak otwarci i rozmowni, jak on, a także że mają swoje sprawy i swoje tajemnice. Przecież on też miał niejedną.

-Wezmę tę, której nie zechce wziąć nikt inny. - Nicodemus uśmiechnął się szeroko. Głos miał łagodny i melodyjny. Idealny dla wioskowego kaznodziei, który swoimi kazaniami chciał porywać tłumy. Na szczęście Mora nie miał w zwyczaju wygłaszać kazań.


 
shewa92 jest offline